Czas pandemii, tak trudny i dziwny, odmienił w pewien sposób nasze relacje z Bogiem, przeniósł je na grunt bardzo osobisty, do naszych czterech ścian. A jednak rozmowy, jakie z nim dziś prowadzimy, nie są przez to mniej znaczące — są szczere, prawdziwe, często gorzkie i pełne żalu, ale wciąż ważne. Może więc właśnie teraz warto zastanowić się, jak mówimy do Boga i o Nim. Jak zwracamy się do Niego w modlitwie i jak mówimy o Nim ludziom. Jak zmienia się nasza rozmowa z Ojcem, gdy zostaje przeniesiona z kościelnych ław do własnego fotela w salonie. I jak niezmienne jest — na całe nasze szczęście — to, że jesteśmy w niej wysłuchani, prawdziwie usłyszani.
***
Basia — studentka, działaczka społeczna, miłośniczka kultury
Lubię rytuały i godne, wysokie formuły oraz zwroty. Skłanianie głów, klękanie, oddawanie Bogu czci każdym gestem i słowem. Słowem pełnym szacunku dla potęgi i nieskończoności Tego, do którego się modlimy. A jednocześnie długo szukałam w sobie sposobu komunikacji, który sprawi, że poczuję prawdziwą bliskość z Bogiem. Który, choć wielki i nieskończony, jest przecież także moim Ojcem, moim przyjacielem, powiernikiem sekretów i trosk, towarzyszem smutków i radości, porażek i sukcesów.
Zaczęłam więc „pozwalać sobie na więcej”. Zwracać się do Boga nie tylko słowami znanych mi modlitw, ale także szeregiem innych, wypływających z mojego serca, słów. Czasem gorzkich i pełnych niezrozumienia dla tego, co się przydarza, a czasem słowami pieśni z żarliwością podobną do tej towarzyszącej małemu dziecku, które spotkało coś miłego.
Bo czuję się dzieckiem Boga — dzieckiem umiłowanym, zaopiekowanym. Wysłuchiwanym zawsze — gdy modli się słowami „Ojcze nasz” po łacinie lub gdy, już niemalże w półśnie, wspomina zdarzenia minionego dnia. Bóg jest więc dla mnie Rodzicem — choć, mimo iż nie ma płci, bardziej Ojcem niż Matką. Boża miłość, choć w równym stopniu ojcowska, co matczyna — i, przede wszystkim niepojęta — odbierana jest przeze mnie w sposób bardzo indywidualny, własny. Stąd też w mojej osobistej relacji z Bogiem pierwiastek kobiecy wnoszony jest już przeze mnie, o Bogu myślę więc bardziej w kontekście nie Matki, kobiety, a Ojca. Taty.
Taty, który jest nasz wspólny, nawet w relacji sam na sam. Nawet zamknięci we własnych czterech ścianach, w sytuacjach najbardziej osobistych, mówimy „Ojcze nasz”, a nie „Ojcze mój”. Ta wspólnotowość towarzyszy nam ciągle, jesteśmy Dziećmi jednego Boga nawet wówczas, gdy czujemy się najbardziej samotni i opuszczeni. Ojca i jego bezgranicznej łaski „starcza” dla wszystkich.
A skoro starcza, to można, należy się Nim dzielić. Mówić o Nim, nieść Go do ludzi. Opowiadać o Jego chwale i potędze — ale także uniżeniu, na jakie zdobywa się za każdym razem, przychodząc do naszych serc, odpowiadając nam w naszych własnych językach, prawdziwie słysząc to, z czym do Niego przychodzimy. Chcę mówić o Chrystusie Bogu i Chrystusie Człowieku. O Bogu tak odległym w swej chwale od naszej grzeszności, ale także tak niezwykle bliskim. Chcę opisać, najlepiej jak umiem, to jak dobrym jest Stwórcą.
Być może jednak nie ma słów, których szukam. Choćbym spisała je wszystkie, znalazła najpiękniejsze formy — nie oddam ogromu Tego, o którym opowiadam. Nie opiszę, nie ogarnę słowem ani myślą, Jego miłości, łaski, opieki, jaką mnie otacza.
A jednak to Mu wystarcza. Przyjmuje moje, tak śmiesznie małe i ułomne, słowa, każdą moją litanię, każdą modlitwę — wyszeptaną i wykrzyczaną. Oczekuje ode mnie nie tylko czci ale i — a może: przede wszystkim? — szczerości uczuć, z którymi do Niego przychodzę. Chce prawdy. I z tą prawdą do Niego przychodzę, z nią — do Niego i o Nim — mówię.
Małgorzata — filozof, tłumaczka, businesswoman
Wielka Sobota — czas ciszy, w której oczekujemy na Zmartwychwstanie. Na taki właśnie moment przypadł nasz dwugłos, poświęcony tym razem rozmowie z Bogiem i o Bogu. I jest w tym coś bardzo znamiennego. Mówimy, wypowiadamy się, szukamy najlepszych słów dla wyrażenia naszych myśli – gdy wszystko w nas i w naszym chrześcijańskim świecie domaga się od nas ciszy i milczenia.
Osobiście najbliższy mi jest pogląd, że o Bogu należy milczeć albo wypowiadać się najwyżej w duchu teologii negatywnej. Nie będziesz brał imienia Pana Boga swego nadaremno. Ale to nie jest takie proste. Nasze spotkanie z Bogiem — nawet to sam na sam i w głębokiej ciszy — odbywa się w kontekście społecznym, wspólnotowym. Przepełnieni Bożą miłością chcemy dzielić się radością spotkania z Nim. Chcemy przekazywać cenny dla nas skarb wiary młodszym pokoleniom. Czasami musimy bronić się przed tym, aby nasza relacja z Bogiem nie została wyśmiana, beztrosko zbanalizowana czy opluta.
I wtedy milczenie nie wystarcza. Musimy mówić wspierani przekonaniem, że Słowo stało się ciałem, że wystawiło się na pastwę naszych zawsze niezdarnych, niewystarczających, miałkich słów. To jest także cząstka tajemnicy Wcielenia, w które wierzymy.
O Bogu zawsze było trudno mówić, ale teraz, gdy utrwalony przez wieki język religii coraz słabiej trafia do wyobraźni współczesnego człowieka, jest to zadanie wymagające szczególnej troski. Odnalezienie właściwych słów — zarówno na poziomie osobistych świadectw, jak i teologicznych traktatów — to podstawowy warunek przetrwania chrześcijańskiej wiary, niezagubienia Słowa.
Takie poszukiwania muszą oczywiście zaczynać się od rozmów z Bogiem, od osobistego i autentycznego kontaktu z Nim poprzez modlitwę, nawet jeżeli ta modlitwa jest tylko milczącym wsłuchiwaniem się w Jego głos.
Dlatego od Poniedziałku Wielkanocnego – niejako symbolicznie – rozpoczynamy nową Kongresową inicjatywę: PODZIEL SIĘ SWOJĄ MODLITWĄ. Zapraszamy, abyście napisali o tym, co ważnego usłyszeliście podczas modlitwy, co Was szczególnie poruszyło, za co dziękowaliście Bogu albo o co się z Nim kłóciliście. Wasze wypowiedzi znajdą się na stronie www.kongreskk.pl i być może wzbogacą duchowo inne osoby. Piszcie na adres [email protected].