KONGRES Katoliczek i Katolików

„Dlaczego jesteś w Kościele?” — to ważne pytanie, ostatnio coraz bardziej obecne we wszelkich naszych rozmowach i dyskusjach. To także właśnie odpowiedzią na nie rozpoczynamy nasz cykliczny (miejmy nadzieję…) dwugłos. Ma on charakter międzypokoleniowy, ponieważ jedna z nas, Barbara, ma 20 (prawie 21, więc 20+) lat, a druga, Małgorzata — 50+. Uznałyśmy, że warto, z odmiennej perspektywy wieku i doświadczeń, zastanowić się nad ważnymi — pewnie nie tylko dla nas — zagadnieniami. W Kongresie wiemy, że różnorodność jest naszym atutem, a nie przeszkodą w prowadzeniu dialogu. Chcemy go więc rozpocząć. Kto wie, może mówimy jednym głosem? A może spojrzenia mamy różne, lecz chęć budowania wspólną? I, może, w tym wszystkim, znacznie więcej nas łączy niż dzieli — a kwestia postawionej między nami granicy to tylko chwyt marketingowy 🙂

Basia — studentka, działaczka społeczna, zdolna do wszystkiego 🙂

Nie wiem, czy częściej słyszałam to pytanie z czyichś ust, czy też zadawałam je sobie sama. I słusznie, w świecie permanentnego braku odpowiedzi, trzeba ich poszukiwać — także, a może zwłaszcza w sobie. Nie chciałabym być w Kościele tylko dlatego, że nigdy nie byłam poza nim; że to dla mnie jakaś rutyna, zwykłe przyzwyczajenie. W przyzwyczajeniach nie ma, oczywiście, nic złego — jednak aby nas wzbogacały, trzeba im ciągle od nowa nadawać znaczenie i kształt. Ten mój się już zdążył zarysować.

Jestem w Kościele, bo nauczyłam się go kochać nie za coś, a pomimo czegoś. Bo wybrałam, aby w nim trwać, aby go zmieniać. Bo postanowiłam, i postanawiam wciąż na nowo, że na przekór całemu złu, zaniedbaniom, grzechom i winom, szukać światła. Choćby jego niewielkiej strużki.

Nie oznacza to, że odkładam te wszystkie zaniedbania na bok; że udaję, że go nie ma — wręcz przeciwnie. Jestem w Kościele, bo chcę walczyć z tym, co jest złe i walczyć o to, co jest dobre. Albo co dobre może być. A przecież skuteczniej działa się na miejscu, niż z przedsionka czy z korytarza. I też, z miejsca, oddolnie, znacznie więcej da się zbudować. Łatwiej rozmawiać. I można lepiej usłyszeć, bez zakłóceń i nie przez ściany. 

Jestem w Kościele, bo czuję się współodpowiedzialna za ludzi, którzy są w nim razem ze mną. Chcę być dla innych osobą, której ja potrzebowałam jako młoda katoliczka, jeszcze nastolatka — kogoś, kto mówi do mnie i o mnie. O moich — naszych — problemach, troskach i radościach. 

Dla mnie Kościół jest przede wszystkim wspólnotą — a dopiero później instytucją. Dla dobra pierwszego warto wzmacniać i reformować drugie w duchu idei, jaką zawsze winno realizować. 

Jasne, że do tanga trzeba, zapewne, dwojga; chęci każdej ze stron. Ale na parkiet zawsze ktoś rusza pierwszy. Nie wiem, czy potrafię powiedzieć dziś biskupom, jaki Kościół mają tworzyć— ale mam wpływ na to, jaki Kościół będę budować ja.

Więc dlaczego jestem w Kościele? Bo też jestem Kościołem. I wiem, że potrafimy, że możemy, że będziemy — dobrym Kościołem. Takim, do którego wszyscy ci, którzy dziś odchodzą, będą mogli (jeśli tylko będą chcieli) wracać.

Małgorzata —  filozof, tłumaczka, businesswoman

Przez wiele lat w moim otoczeniu bycie katolikiem wydawało się tak naturalne jak oddychanie. Krewni i znajomi chodzili w niedzielę do kościoła, chrzcili dzieci, organizowali katolickie śluby i pogrzeby. Wątpliwości w zakresie wiary traktowano jako nieszkodliwe dziwactwo. Dopiero na studiach i podczas późniejszych zagranicznych wyjazdów zetknęłam się z osobami innych wyznań i musiałam przemyśleć kwestię swojej relacji z Bogiem oraz przynależności do Kościoła Rzymskokatolickiego. Dziś, gdy nieraz pytają mnie, dlaczego należę do zbrodniczej organizacji i ciągle spotykam hasło #apostazjachallenge, zagadnienie staje się tym bardziej żywe.

Powody mojego bycia w Kościele są zatem następujące:

  • Nie wiem, czy na moją decyzję bycia w Kościele wpłynęło to, że spotkałam Boga, bo nie miałam żadnych szczególnych objawień. Spotkałam w nim jednak przyzwoitych ludzi, których wiara daje mi siłę i którzy są dla mnie wzorem postępowania w nieuniknionych chwilach próby.
  • Wprawdzie najbardziej intymne przeżycia religijne są nieprzekazywalne, ale wiara realizuje się zawsze we wspólnocie. Tego nauczał Jezus w Ewangelii, a wśród idących z nim wspólną drogą byli różni ludzie: Magdalena, Weronika, Judasz, Piotr, Jan…  
  • Jako filozof dyplomowany miałam okazję zapoznać się z bogatą spuścizną Ojców Kościoła i mistyków. Ich pisma w znaczący sposób ukształtowały mnie pod względem intelektualnym i duchowym.
  • Rozważając możliwość przejścia do innego Kościoła, wzięłam pod uwagę przestrogę Simone Weil, że dla osoby religijnej zmiana wyznania jest tym, czym dla pisarza zmiana języka. Moi przyjaciele luteranie są wspaniali, ale brakuje mi znanych od dzieciństwa pieśni i całej emocjonalnej otoczki, tak ważnej dla życia duchowego.
  • I ostatni czysto osobowościowy powód: jestem z natury wojowniczką i osobą zadaniową, więc wolę zmieniać zastaną rzeczywistość, niż uciekać w bliżej nieokreślone lepsze światy.

Niech ta dyskusja o zmianie świata, będzie dwugłosem, ale i wielogłosem — stąd zapraszamy do wymiany myśli, odczuć i doświadczeń. 🙂

O autorze

Dwugłos

BARBARA BALICKA - studentka, działaczka społeczna MAŁGORZATA FRANKIEWICZ - filozof, tłumaczka, businesswoman

14 Komentarzy

    Bardzo piękny i głęboki dialog

    Ja jestem z prostej przyczyny bo Jezus umarł i zmarchwystał na krzyżu za mnie. Wierzę, że dobrze przeżywana Eucharystia wraz spowiedzią świętą prowadzi do zbawienia. Szkoda, że tego w tekście zabrakło. Rozumiem, że to dla pańśtwa nic nie znaczący detal o którym nie warto nie pisać. Brak wzmianki o tym naprawdę wiele mówi. Mi daje do myślenia.

      Szanony Panie, celem osób, które przygotowały ten wpis, nie było powtarzanie katechizmowych formułek, lecz osobista wypowiedź. Własnymi słowami. Całkowicie celowo zawiodłyśmy Pana oczekiwania, że znajdzie Pan tutaj kolejną prawie dosłowną powtórkę z tego, co przeczytał Pan już na kilku katolickich portalach.
      Jako współautorka cieszę się, że ten materiał dał Panu do myślenia. Aby mógł Pan jeszcze bardziej swoje myślenie pogłębić, pozwolę dobie zadać pytanie: Czy wierząc, że Jezus umarł i zmarwychstał na krzyżu za mnie (owszem, właśnie w to wierzę), muszę pozostawać w Kościele Rzymskokatolickim? I ja na to pytanie odpowiadam. Za siebie, bo szanuję też inne wybory i inne drogi.

        Ja wierzę, że tak. Wierzę, że grzech nie może być standardem wyznaczającym w wiarę w Eucharystię. Proszę mi wybaczyć ale to nie jest formułka tylko sedno i geneza Kościoła. Naszym zadaniem jest zamiana tego na język konkretu. Nie jestem w kościele bo jest fajnie czy bo jest fajny ksiądz. Ksiądz nie musi być fajny. Powiem więcej wiara w Jezusa uświadamia mnie, że nawet od najgorszego człowieka w kościele mogę czegoś się nauczyć. Na koniec dodam, że wielką tragedią dla wiary i Kościoła jest to, że coś co winno być punktem wyjścia każdej refleksji, centrum jest dla pani tylko formułką.

    Piękne i prawdziwe słowa …. ale ja mam problem z przynależnością do kościoła, choć uważam się za głęboko wierzącego …. dla czego ??, wkrótce, być może grzeszny ksiądz będzie świecił pożywienie i zastanawiam się na ile to święcenie będzie skuteczne, szokuje mnie zachowanie ludzi na końcu kościoła, którzy zamiast klękać, kucają !!! tak oddając cześć Bogu !!!, szokują mnie zachowania księży, którzy szerzą nienawiść do ludzi o innej orientacji seksualnej, do żydów, do uchodźców, do wyznawców innej wiary …. Moi rodzice mawiali ” kto na ciebie kamieniem, ty na niego chlebem”, „nie czyń drugiemu co tobie nie miłe”, „zło i dobro wróci do ciebie siedmiokrotnie” etc. etc. wpoili mi pomaganie innym, bo nie wiadomo czy kiedyś ja nie będę potrzebował pomocy … dziś mam 67 lat i nadal staram się, w miarę swoich możliwości, pomagać potrzebującym – oddałem zimową kurtkę sąsiadowi którego nie stać było na nową, ciepłą, wysłałem pogorzelcowi elektryczny kaloryfer, pościel, poduszki, karmę dla psów i kotów, itd. Mam nadzieję, że członkowie kongresu stworzą nowy, prawdziwy kościół katolicki który nie będzie kapał złotem, którego „pasterz” nie będzie jeździł Maybachem, którego podobizna nie będzie na witrażach i obrazach z Maryją, w którym wszyscy będziemy równi, w którym wszyscy będziemy prawdziwymi przyjaciółmi pomagającymi sobie nawzajem.

    Pani „działaczka społeczna” podała w sumie wszystkie powody, które można przypisać współpracy z każdym pierwszym lepszym NGO. I to jest chyba dziś najgroźniejsze w nurcie „idącym z duchem czasu”. Że Kościół będzie w praktyce postrzegany jako takie NGO (cyt. jednego z młodych uczestników Synodu o młodzieży „Kościół to takie NGO ale większe i z większymi możliwościami”).

    Paradoksalnie, przez bycie jednak grupą religijną, sprowadzony do takiej wizji, traci wszystkie powody, by w nim być. No chyba, że dostrzegamy te „możliwości” i po prostu chcemy podciągnąć je pod realizację tego, co nam się wydaje jakkolwiek słusznym.

      Myślę, że przy ograniczonej liczbie znaków trudno jest opisać z całą tego głębią powody bycia w Kościele — jak i opisać, z grubsza, wiele innych rzeczy ważnych. Jednak cieszę się, że wymienione przeze mnie powody w jakimś stopniu Pana poruszyły — choćby takim, bot to otwiera furtkę do dialogu i usłyszenia się.

      Nie wiem, czy z „pierwszym lepszym NGO’sem”. Nie myślę tak. Te powody mają dla mnie szczególne znaczenie właśnie w odniesieniu do Kościoła. Ten zaś jest, oczywiście, czymś więcej niż organizacją społeczną — ale w pewnym sensie i nią być może. Wspólnotą, instytucją, grupą zjednoczonych ludzi — którzy działają nie tylko w ramach własnej relacji z Bogiem ale i społecznie, czyli dla dobra drugiej i drugiego. Nie chodzi o to by sprowadzać Kościół do tej wizji — a by znajdywać w nim to, co przybliża nas do Boga i Jego miłości. I w nim dla tej Miłości być. Ja jestem 🙂

      Panie Michale co gorsza niektórzy tutaj uważają, że mowa o tym, że podstawą wiary jest Jezus Chrystus, Eucharystia to tylko kościelny slogan.

        A kto to ci „niektórzy”, którzy coś takiego uważają? Myślę, że nikt nie nazywa podstawy wiary zaledwie sloganem, a pewną formułą, która jest wspólna dla wszystkich — ten tekst miał zaś dotknąć nieco innych płaszczyzn, indywidualnych 🙂

          Ja z dyskusji dowiedziałem się od współautorki, że jest to tylko formułka. To nie jest formułka czy slogan. To jest podstawa katolicyzmu i mamy na tym się skupiać a nie na swoim ja. Wszystko co czujemy mamy zestawiać z Jezusem. Nasze myśli, słowa, czyny. To ma być w centrum a nie obok. Myślenie w kategorii ja prowadzi do poważnej choroby Kościoła fajnizm bo ma być fajnie mam czuć Boga( Bóg nie pot jego się nie czuję). Prowadzi de facto do postaw egoistycznych i ten tekst pięknie to pokazuje.

            Nigdzie nie zostalo tu napisane, że śmierć i zmartwychwstanie Jezusa to slogan. I Pan doskonale o tym wie, jaki rodzaj manipulacji stosuje Pan poprzez takie przedstawianie mojej wypowiedzi. Sądzę zresztą, że temat różnego artykułowania tych samych prawd wiary jest na tyle ciekawy, aby do niego powrócić w jakimś osobnym tekście.
            Tymczasem, obserwując Pana duże zainteresowanie naszą inicjatywą, zapraszam, aby dołączył Pan do którejś z Kongresowych grup tematycznych, działających na Teamsach. W ten sposób będzie Pan mógł przekonać się dokładniej, ze w ramach Kongresu nikt nie kwestionuje prawd wiary chrześcijańskiej, a jedynie sposób ich przedstawiania i czyniony z nich użytek. Przy okazji będzie miał Pan niepowtarzalną szansę, aby swój apostolski zapał, inteligencję i wiedzę wykorzystać ad maiorem Dei gloriam.

    Szanowna Pani jak czytam, że to jest kościelna formułka tak jak w 1 odp. do mnie to naprawdę z niepokojem na to patrzę. To pani napisała. To mi dało do myślenia czy pani własne ja nie stawia na 1 miejscu. Tak bardzo chętnie włączę się w pracę Kongresu. Gdzie i do kogo mam napisać?

      Proszę napisać na adres [email protected] i zgłosić swoją chęć uczestnictwa. Tam zostaną udzielone dalsze wskazówki, jak dołączyć do grup tematycznych Kongresu w Teamsach.

    Jestem w Kościele, bo wciąż wierzę, że jest w nim Bóg, w którego wierzę i którego kocham. Mimo wszystko i czasem nawet ze zdziwieniem stwierdzam, że w Kościele Katolickim czuje Boga najbardziej. Dlatego tak bardzo się buntuję przeciwko wypowiedziom i działaniom osób Kościół reprezentujących, w ktorych Boga nie dostrzegam w ogóle. I dlatego tak bardzo mi zależy na tym, żeby w moim Kościele inny spotykali się z Bożą miłością a nie z ludzkim odrzuceniem.

Zostaw komentarz