KONGRES Katoliczek i Katolików

Wielki Post, podobnie jak tajemnice bolesne w różańcu, jest „nie dla mnie”. Gorzkie żale. Celebrowanie cierpienia. Umartwianie się. Martyrologia śmierci (jak wiemy, społecznie obecna nie tylko w rzeczywistości rzymskokatolickiej, ale i uprawiana w życiu publicznym, w polityce historycznej). Skoro Jezus jest ŻYCIEM, czemu w sposób programowy chcemy cierpieć? I u-martwiać się za życia?

 Jako dziecko buntowałam się przeciwko cierpieniu. Ale też wchodziłam w to wszystko, „żeby ulżyć Jezusowi”. Całodzienny post to za mało, najlepiej w ogóle nic nie zjeść.  A jeśli jestem „na tyle słaba”, to ewentualnie suchy chleb. Bo wiecie: to my biczujemy Jezusa, a nasze grzechy są gwoździami, które przedziurawiły ciało Jezusa i przytrzymują Jego ciało na Krzyżu. Ukróćmy radość. Zatrzymajmy życie. Bo wiecie: „każde cierpienie ma sens”.

Przy czym zdaję sobie sprawę, że wysoka wrażliwość czy doświadczenie depresji uaktywnia przeżywanie i sposób odczuwania cierpienia.

                              ***

Próbowaliście kiedyś wyjść z pracoholizmu albo innego -izmu? Ja się dość męczyłam. I wtedy, jak olśnienie, trafiło do mnie zdanie koleżanki: ale Vera, postanowienia mają większą moc, jak są pozytywne. Czyli zamiast postanowienia: jeden weekend w miesiącu BEZ pracy (pracoholizm level master?), postanowienie: jeden weekend w miesiącu NA podróżowanie / planszówki, DLA przyjaciół, rodziny…

Z przyjaciółką zrobiłyśmy eksperyment: za każde „muszę”, „powinnam”, „trzeba” – 2 złote do słoiczka. Na początku de facto wrzucałyśmy drobne co zdanie: „powinnam się Ciebie zapytać, czy masz ochotę”, „muszę do toalety”, „trzeba to ogarnąć”.. . Czy  ty masz świadomość, jak często wplatasz „muszę” w swoje wypowiedzi?

Jednym z efektów eksperymentu było, że zaczęłam zauważać „muszę” (dziś mnie zresztą dość triggeruje). Odkryłam, że „chcę” (takie „chcę” inne od „chce mi się”, ciut pewnie zabarwione imperatywem moralnym) jest sprawcze. „Muszę” sprawia, że się upupiam, że poddaję się jakiejś sile wyższej, która mną dyryguje. W „chcę” jestem dorosła, oddaję stery dorosłej we mnie, która potrafi rozważyć, podjąć decyzję i działanie stojące za decyzją. Ale nie polecam, szczególnie na początku takiej zmiany operowania językiem (myślą?), powiedzieć: „nie przyjdę na imprezę, bo chcę posprzątać / pobyć w domu”. „Muszę posprzątać” jest zrozumiałe, a „chcę posprzątać” wśród moich znajomych wywołało falę urazy, że przedkładam dom nad imprezę z nimi.

                                 ***

Środa popielcowa zaprasza mnie corocznie do „odkrycia” postanowienia. Jest wiele okazji w roku, gdy mogę coś postanowić, jak chociażby sylwester, urodziny czy dowolny dzień w roku. Ale jakoś te momenty przeżywam „punktowo”. Wielki Post jest ograniczony czasowo, zamknięty w 40 dniach. Wystarczająca liczba dni, by wyrobić nawyk, ale nie na tyle wielka, by przytłoczyła.

(Nie chcę tu się rozpisywać o tym, jak mądrze Wielki Post jest wpisany w kalendarz, w przedwiośnie).

POSTANOWIENIA

Ograniczenie mięsa? Od dziecka piątki były najbardziej ulubione, bo to był jedyny dzień bez mięsnego obiadu u mnie w domu. Słodycze? I tak nie jem… Netflix? Yyy, czy znajdę inną formę wypoczynku? Nie neguję żadnego z powyższych, po prostu szukam spersonalizowanych alternatyw.

Modlitwa:

Gdy odkryłam, że jestem niedzielną katoliczką, postanowiłam, że będę codziennie na 2 minuty wchodzić do „mojego” Kościoła, spojrzeć w twarz i oczy Jezusa. Akurat było to też wygodne czasowo, bo co dzień pomiędzy pracami przemykałam obok.

Gdy odkryłam, że Jezusa głównie zamykam w Kościele i dzielę czas na: „z nim” albo „ze światem”, wzorem ćwiczenia z warsztatów impro, nastawiałam sobie codziennie 3 budziki w ciągu dnia. Gdy dzwonił, moja myśl na sekundę wyrywała mnie z działania, czasem westchnęłam: „Jezu ufam Tobie”, a czasem miałam takie: „O, robię teraz to. Fajnie, że jesteś tu ze mną”.

W zeszłym roku medytowałam w domu.

Post :

Gdy odkryłam, że jednym z moich głównych problemów jest dysfunkcja jedzeniowa (czyli jeden posiłek dziennie wieczorem), postanowiłam jeść trzy posiłki dziennie.

Zaskoczyło mnie, że formą ascezy jest trening fizyczny.

Jałmużna:

Nieustannie najbliższe jest mi to, że jałmużna jest zareagowaniem na biedę człowieka, w tym tę psycho-duchową (czy tak w ogóle ją można nazwać?). Mnie bardzo wzrusza, dotyka samotność człowieka. Więc tu nieustannie: choć chwila w świecie z pamięcią o uważności na przypadkowo spotykane osoby.

                                    ***

W tym roku robię sobie prezent i jadę do Jastrzębiej Góry wtulić się w MIŁOŚĆ w ramach rekolekcji ignacjańskich  (8 dni trwania w medytacjach, choć wiem, że nie dla wszystkich, to dla mnie jak miesiąc miodowy).

Chcę się w ciągu dnia nawadniać, gdyż ostatnio zupełnie przestałam pić wodę.

Chcę, wędrując w ciągu dnia, patrzeć na ludzi wokół. I chcę choć raz w tygodniu, w środę, westchnąć za ofiary i sprawców przemocy, nadużyć.

Modlitwę, post i jałmużnę czytam jako zaproszenie do uwrażliwiania się na relacje, na miłość Bożą, względem siebie samej i Was, każdej i każdego. Jak w przykazaniu miłości.

Czy podczas posypywania głowy popiołem usłyszę „z prochu powstałaś i w proch się obrócisz”, czy „nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”, poniekąd nie zależy ode mnie. Poniekąd – gdyż wybierając, dokąd pójdę (online czy offline), zwiększam szansę na jedną bądź drugą opcję. Ale ode mnie zależy, czy będę siebie tresować, czy dam szansę rewolucji uważności i miłości. Czy będę uważność kierować na cierpienie, które jest w życiu, czy na życie, w którym jest cierpienie. Wielki Post ma sens w optyce z-martwych-wstania. W optyce życia. A jak Ty czytasz Wielki Post

O autorze

Ver

1 Komentarz

    O „muszę” przeczytałam dawno temu, u Louise L. Hay. 🙂 Bardzo pomocne w życiu i w radosnym braniu odpowiedzialności za nie.
    Martyrologia? Mam takie samo podejście jak Ty. Jednak chcę to jeszcze trochę przemyśleć.
    Brawo za plan ograniczania mięsa. Jak Ci idzie? 🙂
    Jak czytam Wielki Post? Muszę szczerze przyznać, że do tej pory nie do końca potrafiłam się w nim odnaleźć. Ale to co napisałaś jest mi bardzo bliskie. Identyfikuję się.

Zostaw komentarz