KONGRES Katoliczek i Katolików

Nasze opinie

Demokracja sterowana chrześcijańską miłością

Demokracja sterowana chrześcijańską miłością

Tytuł ten zaczerpnąłem z artykułu zamieszczonego w „Znaku” przed prawie dziesięcioma laty. Jego wówczas bardzo młody autor, a obecnie jeden z bardziej interesujących filozofów religii młodego pokolenia, Miłosz Jan Puczydłowski przedstawił śmiałą tezę, że oto społeczeństwo obywatelskie jest drogą Kościoła. Słowa te padły, gdy na stolicy Piotrowej zasiadał papież Benedykt XVI, termin „synodalność” nie pojawiał się często w przestrzeni publicznej, a  w  polskim Kościele jeszcze przez wiele lat nie będzie się mówiło o wykorzystywaniu osób nieletnich przez  niektórych duchownych. Autor artykułu swoją opinię uzasadnia licznymi przykładami aktywnych katolików z wybranych krajów europejskich. Warto więc przypomnieć, że statutowymi i podstawowymi organami angażującymi świeckich wiernych  są  rady parafialne. Papież Jan Paweł II u progu XXI wieku tak pisał o nich w liście „Novo millennio ineunte”: „ … [rady] mają uprawnienia doradcze , a nie decyzyjne, ale nie są z tego powodu pozbawione znaczenia ani możliwości skutecznego działania”.  Jak więc wygląda polski model funkcjonowania rad parafialnych i czym się różni od wzorów niemieckich, włoskich czy holenderskich?

 W ramach rad parafialnych możemy wyodrębnić dwa gremia: rady ekonomiczne i duszpasterskie. Te pierwsze mają charakter obowiązkowy i występują w każdej parafii. Osobną kwestią jest sposób doboru ich członków, z  założenia mają one jednak  wspomagać proboszcza w roztropnym zarządzaniu majątkiem kościelnym. Różnica pomiędzy nami a naszymi sąsiadami zza Odry polega głównie na tym, że w niemieckiej parafii rada ekonomiczna sprawuje realną władzę nad datkami zbieranymi przez wiernych, co także wynika z odmiennego modelu finansowania Kościoła w tym kraju.

Przyjrzyjmy się teraz radzie duszpasterskiej. Ten organ ma charakter dobrowolny i nie występuje w każdej parafii. Dodajmy, że w wielu diecezjach występuje bardzo incydentalnie i niejednokrotnie ma charakter fasadowy. A jest to gremium, które ma czuwać nad organizacją życia duszpasterskiego we wspólnocie parafialnej oraz „budować wśród parafian klimat zaufania do Kościoła” (Statut  rad duszpasterskich Archidiecezji Lubelskiej). Przytaczam fragment dokumentu z diecezji, gdzie arcypasterzem był śp. abp Józef Życiński, którego 10. rocznicę śmierci obchodzimy w tym roku. On to właśnie jako jeden z pierwszych biskupów wprowadził najpierw w Tarnowie, gdzie pełnił swoją pierwszą posługę, a potem w archidiecezji lubelskiej wybory demokratyczne do rad duszpasterskich.

Słowo „demokracja” jest tutaj kluczowe, ponieważ wiele rad nadal jest wyłanianych z nominacji proboszcza. Poza osobami będącymi członkami tych ciał z urzędu (proboszcz, przedstawiciele wikariuszy  czy sióstr zakonnych, wspólnot parafialnych itp.) to właśnie demokratyczne wybory powinny wyłaniać połowę składu rad. Taki model przyjął się w wielu krajach europejskich. Przed wyborami prowadzona jest prawdziwa i czasami bardzo emocjonalna kampania, a poszczególni kandydaci mają szansę przedstawić swoje programy wyborcze.

Prof. Fryderyk Zoll,  pisząc niedawno o zbliżającym się Synodzie, przestrzegał nas, abyśmy na  głębię myśli  synodalnej nie wypłynęli z „dziurawym żaglem”. Mając więc świadomość, że nasz model funkcjonowania rad duszpasterskich powinien ewoluować, przedstawmy nasze propozycje programowe. Uczyńmy to, przywołując słowa św. Paulina z Noli, zamieszczone we wspomnianym już wyżej  liście polskiego Papieża: „Wsłuchujmy się w słowa wychodzące z ust wszystkich wiernych, bo w każdym z nich tchnie Duch Boży”.

O autorze

Marcin Wozikowski

4 Komentarze

    „Demokracja sterowana chrześcijańską miłością ” ???
    Ani demokracja nie powinna być sterowana przez chrześcijańską miłość, ani chrześcijańska miłość sterowana przez demokrację. Po 89 roku kiedy lansowano „grubą kreskę” i inne podobne wynikające z „chrześcijańskiej miłości” postawy i działania, zastanawiałem się: że najcięższe krzywdy wobec mnie samego mogę wybaczyć, ale czy mogę wybaczyć zło uczynione wobec innych??

      W zupełnie innym kontekście, bo w kontekście zwierząt krzywdzonych przez ludzi, zadaję sobie od lat to samo pytanie: czy mogę wybaczyć zło uczynione wobec innych? Z drugiej strony, co będzie, jeśli nie wybaczę? Skoro to zło i mnie dotyka, to znaczy, że i wobec mnie jest wyrządzone. Jeśli nie chcę, żeby się powtarzało, jeśli chcę coś zmienić na lepsze, chyba nie mam innego wyjścia jak tylko wybaczyć. Bez tego, pierwszego i bardzo trudnego kroku, chyba nie ma w ogóle mowy o zmianie.

    Ależ robi Pan to nieustannie. Pan, ja, my wszyscy. Większość naszych codziennych działań cementuje niesprawiedliwy, krzywdzący innych system ekonomiczny. I codziennie wybaczamy.

    Jest też druga strona: a czy mam prawo karać w imieniu innych? Czy złożoność racji historycznych nie powoduje nieustannej potrzeby refleksji, a za nią i przebaczenia? Kim jesteśmy, by ocenić, potępić i ukarać, skoro to nie nas skrzywdzono, urodziliśmy się później, w innych okolicznościach, gdy nie trzeba dokonywać trudnych wyborów?

    Chrześcijaństwo obowiązuje nas wszędzie. I w życiu prywatnych i społecznym. I w zawodzie i w polityce. Nie powinno być tak, Panie Witoldzie, że prywatnie wybaczamy, a publicznie stajemy się katami.

    „czy mam prawo karać w imieniu innych?” – tak jest, że odpowiednie instytucje, osoby pełniące odpowiednie funkcje, czy zajmujące odpowiednie pozycje społeczne mają większe prawo i obowiązek „karać w imieniu innych”, niż prawo „w imieniu innych wybaczać”. (czy księża pedofile gwałcili czy molestowali swego ordynariusza czy papieża? A jednak są karani i to po wielu, wielu latach, i więcej, karani są także ci którzy w „imieniu tych dzieci” im „przebaczali”)

    Mogę odstąpić o zabieganie o to co mi się słusznie należy, mogę zaniechać walki o swoje prawa, mogę(?) godzić na to, że mnie oszukują, starają się mną manipulować, mogę „a kiedy ktoś chce się z tobą sądzić i zabrać twoją suknię, oddaj mu i płaszcz.” Ale czy mogę godzić się, milczeć, nic nie działać, gdy te niegodziwości dotykają innych, zwłaszcza tych, którzy o swoje upomnieć się nie mogą??
    Tak niestety postępuje polski Kościół. O swoje występuje niezwłocznie, zdecydowanie i głośno. Kiedy trzeba byłoby wystąpić w obronie „innych”, a zwłaszcza kiedy to kosztowałoby to milczy, lawiruje.

Zostaw komentarz