KONGRES Katoliczek i Katolików

Relacje Państwo - Kościół Nasze opinie

Nauka religii w szkołach

Nauka religii w szkołach

 Nauczanie religii w szkołach publicznych musi być traktowane jako istotny element kształtujący relację między Państwem i Kościołem. Od początku lat pięćdziesiątych poprzedniego wieku władze państwa komunistycznego odrzuciły możliwość nauki religii w szkołach publicznych (tylko w bardzo ograniczonym zakresie funkcjonowało wtedy szkolnictwo prywatne). Stan taki trwał do 1957 r., w którym to czasie nauka religii na kilka lat została przywrócona w szkolnictwie publicznym. Ponowne uniemożliwienie nauki religii w tych szkołach nastąpiło na podstawie ustawy z dnia 15 lipca 1961 r. o rozwoju systemu oświaty i wychowania. Dopiero po uzyskaniu niepodległości w 1989 r., minister edukacji narodowej 3 i 24 sierpnia 1990 r. wprowadził instrukcjami możliwość prowadzenia lekcji religii Kościoła Katolickiego i innych wyznań w szkołach publicznych. Uczestniczenie w lekcjach tego przedmiotu miało się odbywać dobrowolnie po wyrażeniu stosownego oświadczenia przez rodziców. Lekcje prowadzić miały osoby wyznaczone przez władze kościelne i były, od strony organizacyjnej, nadzorowane przez władze szkolne. Państwo wzięło na siebie koszty wynagrodzenia katechetów na zasadach ogólnych przyjętych w szkolnictwie.





 

Zaraz po ogłoszeniu instrukcji do Trybunału konstytucyjnego wpłynął wniosek RPO o uznanie obu instrukcji za sprzeczne z obowiązującymi ustawami i z Konstytucją. Trybunał Konstytucyjny 30 stycznia 1991 r. uznał instrukcje za zgodne z obowiązującym prawem i do dnia dzisiejszego lekcje religii w szkołach publicznych prowadzone są w oparciu o podstawę prawną wynikającą z rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej z dnia 14 kwietnia 1992 r.. Trzeba przyznać, że stanowisko TK nie spotkało się tylko z aprobatą wówczas zdecydowanej większości obywateli, ale także ze  sprzeciwem osób traktujących wprowadzenie nauczania religii do szkół publicznych jako naruszenie świeckości państwa i neutralności światopoglądowej. Ten spór trwa do dnia dzisiejszego, z tym, że obóz przeciwników nauczania religii w publicznych szkołach znacznie zwiększył swoją liczebność. Nauczanie religii w szkołach jest dzisiaj istotnym źródłem napięć społecznych rzutujących na obraz relacji Państwo – Kościół. 

Jako sędzia Trybunału Konstytucyjnego wydającego w 1991 r. orzeczenie, o którym wyżej wspomniałem, chcę przedstawić moje obecne stanowisko odnoszące się do problemu nauczania religii w szkołach publicznych.

Wychodzę z założenia, że sytuacja polityczna i społeczna, z którą teraz mamy do czynienia, różni się istotnie od sytuacji panującą w początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Wówczas znaczna większość polskiego społeczeństwa miała w pamięci stanowisko Kościoła broniącego praw człowieka i wartości obywatelskich, bliskich nie tylko członkom wspólnoty chrześcijańskiej, ale także przeciwnikom systemu komunistycznego nienależących do tej wspólnoty. Dla wielu wprowadzenie nauki religii do szkół publicznych było traktowane nie tylko jako wyraz uznawania religii jako podstawy wychowania młodzieży w kierunku akceptowania zasad objętych daną religią i ułatwienia uczniom uczęszczania na naukę religii, ale także jako forma spłaty długu Kościołowi Katolickiemu w Polsce. 

Obecnie takie uzasadnienie stało się w znacznie mniejszym stopniu aktualne. Prowadzi to do konieczności zrewidowania celowości kontynuowania takiej formy kształcenia dzieci i młodzieży szkolnej w zakresie poznawania religii wyznawanej przez rodziców i przez młodzież. W szczególności istotne jest pytanie, czy forma ta jest korzystna dla pogłębienia wiedzy o religii, a — w sytuacji trwających na tym polu sporów społecznych — nie jest dla uczniów wręcz szkodliwa, prowadząc do oddalania się stosunkowo licznych młodych osób od religii i Kościoła.

Pamiętam rozmowę w pociągu z Warszawy do Krakowa w dniu wydania 30 stycznia 1991 r. orzeczenia  TK. W przedziale, w którym jechałem, siedział także ks. Tadeusz Pieronek, późniejszy biskup i sekretarz Episkopatu. Spytał mnie o treść wydanego orzeczenia. Po wysłuchaniu mojej relacji, stwierdził, że Kościół, jako wspólnota wiernych, wiele przez nie stracił.

Dzisiaj podzielam to stanowisko.

Uważam, że nauczanie religii, w sensie katechezy, należy przenieść do pomieszczeń administrowanych przez parafie. Niezależnie od tego, niezbędne jest podniesienie poziomu kształcenia katechetów duchownych i świeckich.  W obecnym stanie poziom lekcji religii w licznych szkołach jest niezadawalający, co przyczynia się też do skali absencji na lekcjach prowadzonych na owym niskim poziomie. Zaakceptowanie tej propozycji wymaga rozwiązania wielu problemów pomiędzy Kościołami i związkami wyznaniowymi a Państwem. Jednym z takich problemów jest ponoszenie kosztów katechezy, która ma przecież także elementy wychowawcze. Całkowite zwolnienie Państwa z takiego obciążenia i przerzucenie go na Kościoły i związki wyznaniowe, nie wydaje się słuszne. Wolność sumienia i wyznania, jako podstawowe prawo człowieka wymaga współuczestnictwa Państwa  w realizacji korzystania z tego prawa. Skala obciążenia Państwa takimi kosztami powinna być związana z ilością uczniów uczestniczących w katechezie. 

O autorze

Andrzej Zoll

4 Komentarze

    Nie wydaje mi się, że problem tkwi w miejscu spotkania katechety z uczniem. Istotą jest treść i sposób przekazu. Albo odczytuje się Katechizm Kościoła Katolickiego albo pokazuje fascynację związaną z poszukiwaniem Prawdy, którą jest Bóg ukryty w twarzy drugiego, górach, przyrodzie, ostatnio przeczytanej książce.

    Postępująca demoralizacja polskiego Kościoła nie powinna być argumentem za usunięciem nauczania religii ze szkół dopóki lekcje religii nie szkodzą podstawowym funkcjom szkoły (nie demoralizują, nie głoszą sprzecznych z nauką tez, nie dezintegrują szkolnych społeczności). Podobnie „stary dług” jak i „nowe długi” wobec Kościoła nie powinny być argumentami za pozostawieniem religii w szkołach. Podstawowym kryterium powinno być dobro, a nawet wygoda uczniów i rodziców. Co do finansowania i jego stopnia decydować powinny społeczne korzyści z nauczania religii.
    „Wolność sumienia i wyznania, jako podstawowe prawo człowieka wymaga współuczestnictwa Państwa w realizacji korzystania z tego prawa.” – dlaczego „wymaga” i dlaczego finansowego??

    Przy okazji, pytanie do sędziego Trybunału Konstytucyjnego, co sądzi o art 191 Konstytucji określający kto ma prawo złożenia wniosku do TK. Według mnie artykuł jest durny, ponieważ to czy jakaś ustawa, przepis jest niezgodny z konstytucją nie zależy od tego wniosek złoży Wybitny Prezydent, czy 50 posłów, czy 30 senatorów, czy magister fizyki, czy elektryk po zawodówce (a czy 25 posłów z 15 senatorami mogłoby złożyć wniosek?). Niezgodność z konstytucją jest jak „przestępstwo” i możliwość zgłoszenia powinien mieć każdy, także TK. To kto złożył wniosek, mogłoby mieć wpływ tylko na kolejność rozpatrywania i liczbę sędziów pochylających się nad wnioskiem, choć i tu ważniejsza powinna być materia wniosku.

    Widzę dwa problemy.

    Po pierwsze obecność religii na terenie szkoły – na domiar złego tylko jednej. Moim zdaniem szkoła neutralna światopoglądowo mogłaby ewentualnie stanowić miejsce spotkań edukacyjnych w zakresie religii, o ile uwzględni wszystkie związki wyznaniowe i pod warunkiem, ze nie ma innego miejsca do tego celu odpowiedniego. Nie sądzę jednak, nauka powinna być finansowana przez państwo.

    Znacznie gorszą jednak kwestią jest jakość tego nauczania, które często z edukacją nie ma nic wspólnego.

    Moje pokolenie miało okazję doświadczyć nauki religii zarówno jeszcze w salkach parafialnych, jak i później w klasach szkolnych. Przebywanie w obrębie budynku kościoła, często z krótką wizytą w kaplicy, niosły w sobie cząstkę sacrum i nawet jako dziecko czuło się szacunek do miejsca, w którym się jest. Na katechezę uczęszczali prawie wszyscy i dla nikogo nie było problemem te dodatkowe zajęcia po południu 2 razy w tygodniu. W szkole natomiast religia stała się jednym z przedmiotów i to jeszcze do tego chyba najniżej w hierarchii ważności wśród uczniów. Oczywiście – wszystko zależy od prowadzącego, zmieniają się czasy, w których żyjemy, inne są dziś wyzwania i trzeba poszukiwać innych sposobów przyciągnięcia dzieci czy młodzieży. Nikt też nie zastąpi rodziców w wychowaniu swoich dzieci i obowiązku przekazania im wiary. Podsumowując – zgadzam się ze zdaniem, że religia jako przedmiot w szkole bardziej szkodzi, niż pomaga. Nie znam nikogo, kto nawróciłby się dzięki nauce religii w szkole. Znam natomiast ludzi, którzy wiarę w szkole stracili. I to z księżmi włącznie.

Zostaw komentarz