Słowa, które pisze tutaj ks. Roman, to gorzkie świadectwo. Szczególnie dla nas, wyznawców i duchownych Kościoła Rzymskokatolickiego. Kiedy je czytam, ogarnia mnie przede wszystkim poczucie bezsilności. Rok temu w moim felietonie na stronach Kongresu o doświadczeniu pracy w grupie «Relacje międzywyznaniowe» pisałem, że często muszę rumienić się ze wstydu za moich współbraci w kapłaństwie.
Dziś, czytając wstrząsające świadectwo ks. Romana, przekonujesz się być może, Drogi Czytelniku, że w tym, co pisałem przed rokiem, nie ma nawet odrobiny przesady.
Zastanawiam się, co mogę zrobić, co my możemy zrobić jako Kongres, by takich sytuacji jak te, opisane przez mojego współbrata w kapłaństwie z Kościoła Polskokatolickiego, nie było nigdy więcej i nigdzie w naszym kraju. Tu pojawia się szersze pytanie: na ile z naszym Kongresowym przesłaniem byliśmy w stanie przebić się przez ten rok do kościelnej hierachii, ale też do świadomości szerokich rzesz naszych współwyznawców. Ile jeszcze pracy nas czeka, pracy od podstaw, w terenie, gdzie rzeczywistość kościelna wygląda tak, jak ks. Roman opisuje? Napisaliśmy nasze Kongresowe raporty poszczególnych grup, pokazaliśmy, jakiego Kościoła chcemy dla nas i dla tych, którzy przyjdą po nas. Teraz czeka nas niemalże pozytywistyczna «orka na ugorze», by nasze przesłanie dotarło wszędzie, także do środowisk jak to, które moj przyjaciel opisuje.
Póki co, w wymiarze strukturalnym pewnie niewiele możemy zrobić. Ale możemy zrobić bardzo dużo w zakresie naszych międzyludzkich relacji. Możemy pokazać, że tak naprawdę więcej nas łączy – nas, wiernych różnych wyznań chrześcijańskich – niż dzieli.
Dla mnie osobiście takim ważnym doświadczeniem jest moja bliska relacja i przyjaźń z autorem słów, które tutaj czytamy. Także to, że był bardzo blisko mnie i mojej rodziny, gdy w ubiegłym roku doświadczaliśmy dramatu przedwczesnej śmierci naszej Mamy. Dziękuję ks. Romanowi także za pewien cud, którego doświadczyłem za jego udziałem: mój brat, który kilka lat temu dokonał apostazji Kościoła Rzymskokatolickiego, po raz pierwszy od wielu lat był na mszy świętej właśnie w parafii, której ks. Roman jest duszpasterzem. Mógł odkryć, że są w Polsce, ale także w jego sąsiedztwie, na tym sklerykalizowanym i ultrakonserwatywnym Podkarpaciu, miejsca, gdzie na ambonie nie słyszy się mowy nienawiści, polityki, dzielenia ludzi na lepszych i gorszych, ale można usłyszeć przesłanie Ewangelii.
Ważnym doświadczeniem jest dla mnie także przyjaźń z wieloma świeckimi i duchownymi, należącymi do Reformowanego Kościoła Katolickiego w Polsce. Są oni również obecni w pracach Kongresowej grupy zajmującej się relacjami międzywyznaniowymi. Jest to Kościoł, któremu niedawno władze naszego kraju chciały odebrać osobowość prawną za jego otwarte i przyjazne stanowisko wobec osób LGBT+. Jest to wspólnota dynamicznie się rozwijająca, choć mała, składająca się z wielu młodych ludzi, którzy budują Kościół taki, jaki przekazał nam Chrystus oraz Jego bezpośredni uczniowie i uczennice.
Myślę, że każdy z nas może zrobić bardzo wiele wokół siebie, w swoim środowisku tak, by ci mali, nieposiadający wielkich struktur i władzy czuli się w tym kraju kochani przez swoich braci i siostry w wierze, należących do największego Kościoła, którego hierarchia traktuje często w lekceważeniem i pogardą tych mniejszych i słabszych.
Na pewno dla nas, ludzi Kongresu, powinno to być absolutnym priorytetem.
Doszedłszy do końca zauważyłem, że w moim rozważaniu nie padło ani razu słowo «ekumenizm», choć jest to zagadnienie, którym zajmuje się na co dzień moja Kongresowa grupa i ja w moim osobistym życiowym doświadczeniu. Być może dlatego, że ekumenizm jest jeszcze w Polsce przyszłością? Oby niezbyt odległą…
Przeczytaj również:
Ks. Roman Jagiełło, Ekumenizm widziany z perspektywy duszpasterskiej małej wspólnoty parafialnej Kościoła Polskokatolickiego na Podkarpaciu