Pod znamiennym tytułem „Synodalność. Koniec Kościoła, jaki znamy”, integrystyczne Stowarzyszenie im ks. Piotra Skargi opublikowało raport dotyczący ogłoszonego przez Ojca Świętego Synodu o synodalności. Dokument ten jest rodzajem antypapieskiego i antysynodalnego manifestu. Próbuje się w nim wykazać, że wspomniany synod jest wydarzeniem redefiniującym istotę Kościoła, które zmienia jego naturalny status instytucji świętej na światową czyli świecką. Autorzy raportu zarzucają organizatorom bieżącego Synodu (w tym jak rozumiem też Papieżowi), opowiedzenie się po stronie gnozy, jako że przede wszystkim znaczenie ma mieć niematerialna postać Kościoła, a nie materia i forma. Wskazano przy tym na dwa główne źródła inspiracji dla synodu: niemiecką drogę synodalną (w której do głosu dochodzą skrajnie idee związane z prawami kobiet, zmianą roli duchownych, odwróceniem hierarchii, podważeniem nierozerwalności małżeństwa) i idee przychodzące z Ameryki Południowej, które przynoszą jeszcze religijne wyobrażenia rdzennych mieszkańców tego kontynentu. Obecny Synod Kościoła w obecnej postaci ma być w ocenie autorów tego raportu „filią” niemieckiej drogi synodalnej, w jakimś powiązaniu z wpływami wierzeń ludów Ameryki Południowej. Poza tym, wytykają autorzy raportu Stowarzyszenia im. ks. Piotra Skargi, że błędnie definiuje on koncepcję sensus fidei, obejmując nią wszystkich ochrzczonych, a nie jedynie tych, którzy wykazują się tradycyjnie ujętą ortodoksją. Włączenie do procesu synodalnego chrześcijan innych konfesji oraz niewierzących, a także koncepcja szeroko ujętego Ludu Bożego stanowią kolejne oznaki procesu, który w ocenie autorów raportu, zniszczą Kościół.
Ponadto Autorzy wskazują na wielostopniowość procesu synodalnego, która pozwala na manipulowanie głosami wiernych tak, aby modernistyczne przywództwo Kościoła mogło podjąć takie reformy, jakich nie da się przeforsować w gronie biskupów, legitymizując to rzekomym głosem ludu.
Wszystko to grozi zniszczeniem Kościoła w jego tradycyjnej formie. Dlatego Autorzy zalecają, aby brać udział w konsultacjach synodalnych i podkreślać wagę tradycyjnej liturgii, w tym komunii tylko do ust, a nie na rękę, kultu maryjnego, zakazów aborcji, tradycyjnej nauki o małżeństwie itd.
W raporcie pojawia się też Kongres Katoliczek i Katolików, który szerzy idee przychodzące z Zachodu i wspierające Synod.
Jest to dokument, który stara się podważyć sens Synodu, pomijając zupełnie sytuację, w której Kościół się znalazł. Synod jest próbą odnalezienia nowej siły w Kościele. Argument o gnozie jest sprzeczny w samym sobie. Zarzuca się zwolennikom Synodu przekształcanie Kościoła w instytucję święcką, jednocześnie podnosząc, że kwestionuje się materię i formę poprzez koncentrację na duchowej postaci Kościoła. Prezentowana w dokumencie Stowarzyszenia im ks. Piotra Skargi koncepcja sensus fidei, która ma wykluczyć większość ochrzczonych, jest sprzeczna z ideą katolickości, czyli powszechności Kościoła. Kościół ma za zadanie troszczyć się o zbawienie wszystkich, także tych, którzy znaleźli się na jego peryferiach. Często mam wrażenie, że to sformułowanie o „peryferiach” nie oddaje istoty, bo wielu znanych mi osób identyfikujących się jako LGBT lub żyjących w niesakramentalnych związkach, jest bardziej wierzących niż wyznawcy religii pomieszanej z nacjonalistycznymi fantasmagoriami.
Synod może nas przybliżyć do większej jedności chrześcijan i może stać się także przełomem ekumenicznym. Możemy w ten sposób, nie tracąc nic z bogactwa wielości, zbliżać się do Boga niepodzieleni. Nie wiem, co może wierzącego chrześcijanina uwierać w tej wizji.
W Kościele cały czas zmienia się wizja kapłaństwa i biskupstwa. Dzieje się tak od samego początku. Nasz czas nie jest wyłączony od refleksji, jaką rolę powinni odgrywać kapłani, a jaką świeccy.
Nie ma nic złego w ewangelizacji posługującej się językiem i znakami, które pozwalają w różnych kulturach głosić naukę Jezusa. Język i znaki muszą być inne w Amazonii, a inne w Europie. Przy czym w Europie Kościół też musi zacząć mówić własnym językiem i pokazywać czytelne znaki, a także w swej konstrukcji odpowiadać na potrzeby współczesnego człowieka, a nie tego z XIX w.
W raporcie Stowarzyszenia im ks. Piotra Skargi widać obsesję niemiecką. Także w wywiadzie dla „Polonia Christiana” wiceprezes Stowarzyszenia Arkadiusz Stelmach wskazuje na moją osobę jako profesora Uniwersytetu w Osnabrück, pomijając jakoś, że moim pierwszym miejscem pracy jest Uniwersytet Jagielloński. W wywiadzie tym jestem przedstawiony niemal jako agent biskupa z Osnabrück Franza-Josefa Bode. Biskup nie wie wprawdzie o moim istnieniu, ale nie uchybiałoby mi to w niczym. Biedny biskup nie przypuszcza nawet, że stał się w Polsce symbolem sił, które zmienią Kościół w coś zupełnie innego, a maleńka mieścina Osnabrück stanie się centrum tej zmiany. Proces, na który Stowarzyszenie wskazuje, zachodzi w różnych postaciach w całej Zachodniej Europie. Jest to bowiem przyszłość Kościoła i jego jedyny ratunek. Straszenie Niemcami, które jest narzędziem nie tylko polityków prawicy, ale kościelnych tradycjonalistów, przypomina raczej praktyki czasów, gdy w Polsce pojawiały się plakaty z kanclerzem Adenauerem w białym krzyżackim płaszczu. Jest to trochę śmieszne. W Niemczech toczy się ważna teologiczna debata, która ma szeroki, uniwersalny wymiar. Pojęcia nie mam, co w tym jest złego. Zła jest cisza i obojętność. Ci, którzy odchodzą od Kościoła, robią to na ogół w ciszy.
W jednym można podzielić obawy autorów raportu Stowarzyszenia. Struktura Synodu nie daje gwarancji, że głos wiernych Kościoła dotrze do Rzymu. Dotychczasowe doświadczenia środowisk takich jak np. Wiara i Tęcza związane z poprzednimi Synodami nie napawają optymizmem. Ich głos znikał gdzieś po drodze. Takie ruchy jak Kongres starają się o to, aby tak się nie stało i szerokie spektrum głosów dotarło do Rzymu.
Autorzy raportu zwalczają synodalność, ale przy okazji zwalczają papieża. Jest w tym jakaś ogromna niespójność. W ich wizji jedynie papież podzielający poglądy autorów raportu może rządzić Kościołem. Ta wizja kłóci się nieco z istotą władzy papieskiej.
Arkadiusz Stelmach kończy swój wywiad, nakreślając przerażającą wizję: przed częstochowską Madonną w tęczowej aureoli kapłanka błogosławi związek homoseksualny. Mnie przeraża zupełnie inna wizja, w której przed częstochowską Madonną nie będzie już nikogo. Synod może ziszczeniu się tej wizji zapobiec.
9 Komentarzy
Dziękuję panu prof. Fryderykowi Zollowi za ciekawą opinię. Potwierdza ona dobitnie to co wielu dostrzega od lat, że w Kościele istnieją dwa nurty religijne, całkowicie sobie przeciwstawne, które w istocie stanowią odrębne, obce sobie środowiska, a ośmielę się powiedzieć, że nawet tworzą dwa różne Kościoły.
Pragnę zwrócić uwagę, że autor opinii już na początku swoich wywodów słusznie zauważa, że Stowarzyszenie im ks. Piotra Skargi jest „integrystyczne”, czyli takie, które (zgodnie z definicją oraz własną deklaracją Stowarzyszenia) dąży do zachowania nietkniętego depozytu wiary w obliczu rozmaitych prób (modernistów, relatywistów, racjonalistów) jego zniekształcenia lub dwuznacznej reinterpretacji, jak również do bezkompromisowej obrony cywilizacji chrześcijańskiej, zagrożonej zewsząd zmasowanymi działaniami sił antykatolickich. Z kontekstu zamieszczonej opinii wnoszę, że prof. Fryderyk Zoll reprezentuje odmienną, nie integrystyczną opcję (cokolwiek miałoby to znaczyć), sprzeczną z dążeniami Stowarzyszenia im. Ks. Piotra Skargi.
Nie wiem na jakiej podstawie autor określa krytyczne stanowisko Stowarzyszenia wobec synodu, nazywając go „antypapieskim manifestem”? Mało tego, posuwa się nawet do zarzutu, że „autorzy raportu zwalczają papieża”(sic). Na podstawie czego wysnuwa tak kuriozalny wniosek, doprawdy nie wiem… Krytyka papieża, jeśli nie orzeka on czegoś „ex cathedra” jest dopuszczalna, uprawniona, a nawet wskazana, pod warunkiem, że jej celem jest dobro Kościoła. Każdy ma prawo głosić swój pogląd odnośnie różnych zjawisk zachodzących w Kościele, które nie posiadają rangi dogmatycznej, a „synodalność” jak na razie takiej rangi nie posiada. Synod, a w zasadzie postulat „synodalności” Kościoła zaproponowany przez papieża Franciszka jest właśnie poddawany dyskusji publicznej, a zaproszeni do niej są nawet ateiści i innowiercy. Dlaczego zatem głos „integrystycznego Stowarzyszenia” w tej sprawie, już na samym początku wzbudza tak negatywną reakcję autora?
Prof. Zoll krytycznie odnosi się do wniosków Stowarzyszenia, które wskazuje, „że wspomniany synod jest wydarzeniem redefiniującym istotę Kościoła”, ale przecież tak jest w istocie. Świadczą o tym nie tylko wypowiedzi samego papieża Franciszka, ale również materiały synodalne mające służyć pomocą w konsultacjach parafialnych. Czym innym jest wypowiedź papieża, cytującego o. Yvesa Congara: „nie potrzebujemy tworzyć nowego Kościoła, potrzebujemy stworzyć odmienny Kościół”, jeśli nie zapowiedzią redefiniowania jego istoty? Przecież nawet liczne wypowiedzi na portalu kongreskk.pl, włącznie z „raportem o parafii” wskazują na oczekiwania środowisk progresywnych, modernistycznych na zmianę Kościoła z instytucji świętej na światową czyli świecką. Postulaty ograniczenia kompetencji proboszcza, poddania go kurateli świeckich niemal w każdej dziedzinie, ekonomicznej, duszpasterskiej, liturgicznej, a nawet w dziedzinie nauczania, czyni z kapłana administratora i usługodawcę ogółu świeckich, nie zaś namaszczonego pasterza, odpowiedzialnego za zbawienie dusz swoich wiernych.
Trudno się dziwić Stowarzyszeniu im. ks. Piotra Skargi, że zgłasza obawy przed zdominowaniem Synodu przez niemiecką „drogę synodalną”, oraz przed wpływami wierzeń ludów Ameryki Południowej. Wszak ta pierwsza – niemiecka trwa już dwa lata, a jej obrady i głosowania, sprowadzają się do rewolucjonizujących postulatów, zmieniających nie tylko istotę Kościoła, ale i formę jego działania, jak: podział władzy i funkcji (dopuszczenie kobiet i osób świeckich), odejście od moralności seksualnej, zniesienie celibatu. Tak więc są to postulaty idące w kierunku jeszcze większej protestantyzacji Kościoła, niż miało to miejsce dotychczas. Niemieccy biskupi, zwolennicy zmian mają odgrywać kluczowe role w Synodzie Biskupów, więc istnieje duże prawdopodobieństwo, że uda się im przeforsować te progresywne, sprzeczne z katolicyzmem zmiany, bez problemów. Także w Ameryce Łacińskiej proces synodalny trwa już od półtora roku, a jego celem, czego nie kryją uczestnicy, jest „nowa forma życia Kościoła”, z pomniejszeniem roli biskupów i zwiększeniem roli kobiet. Tak więc oba modernistyczne nurty – niemiecki i latynoamerykański zmierzają do tego samego celu – kompletnego przeobrażenia Kościoła z Mistycznego Ciała Chrystusa w czysto przyziemną organizację (lub luźno powiązany ze sobą zespół organizacji), w której zadowolenie znajdzie każdy, z wyłączeniem wrażych tym reformom „integrystów”.
Prof. Zoll podkreśla, że „Synod jest próbą odnalezienia nowej siły w Kościele”, powielając w gruncie rzeczy retorykę entuzjastów Soboru Watykańskiego II, którzy wmawiali wszem i wobec, że będzie on „nową wiosną Kościoła”, a w rzeczywistości okazał się on niszczycielskim huraganem, po którym pozostały wiatrołomy, zgliszcza i chaos. Dziś widać to wyraźnie, zwłaszcza w krajach, w których zmiany progresywne poszły najdalej, gdzie walec rewolucji przetoczył się najwcześniej. Trudno tam już odróżnić postawy moralne i poglądy religijne katolika i protestanta. Lawinowo katolicy wykazują indyferentyzm religijny, stają się ateistami, kościoły i seminaria pustoszeją, a średnia wieku osób praktykujących wiarę przekracza 70 lat. Tymczasem, ku zdziwieniu i irytacji modernistów, tendencja odwrotna widoczna jest we wspólnotach tradycjonalistycznych, kultywujących integralną wiarę katolicką i klasyczną Mszę św. Tam życie religijne kwitnie i się rozwija, przybywa wiernych oraz powołań kapłańskich, a średnia wieku praktykujących to 30-40 lat. Być może to właśnie jest podwaliną frustracji i złości modernistów w Watykanie, którzy stoją za „Traditionis custodes”?
Trafnie zauważa w swoim raporcie Stowarzyszenie im. ks. Piotra Skargi, że nie wszyscy katolicy mogą mieć udział w sensus fidei. Dziwię się tym samym autorowi, który pisze, iż „koncepcja sensus fidei, która ma wykluczyć większość ochrzczonych, jest sprzeczna z ideą katolickości, czyli powszechności Kościoła”. To jakaś aberracja. Skoro większość ochrzczonych (heretycy, schizmatycy, a nawet katolicy, którzy zaprzeczają prawdom wiary) posiada inne zdanie niż głosi to niezmienne Magisterium Kościoła, to tym samym te osoby wykluczają się same z sensus fidei. Nie ma to jednak nic wspólnego, ani z powszechnością Kościoła, ani z jego zadaniem jakim jest troska o zbawienie dusz, co próbuje sugerować prof. Zoll. Czym innym jest bowiem zmysł wiary ogółu wierzących (będących w jedności z Kościołem), a czym innym heretyckie pojmowanie Prawdy Objawionej przez ochrzczonych ale heretyków, czy osób świadomie żyjących w grzechu. Głębokość wiary takich osób nie ma tu nic do rzeczy, ponieważ Chrystus wyraźnie powiedział: „nie każdy, który mi mówi: ‘Panie, Panie!’, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie” (Mt 7,21).
Kościół, wbrew temu co sądzą moderniści, nie jest podzielony – jest całością, jednością, taką jaką stworzył go Pan Jezus. Ekumenizm jest grzechem przeciwko tej jedności, ponieważ dając złudne przeświadczenie heretykom i schizmatykom, że znajdują się w Kościele, albo że także ich wspólnoty „są Kościołem”, przy jednoczesnej rezygnacji z nakłaniania ich do powrotu do Matki, którą niegdyś opuścili, skazuje ich na wieczne potępienie, co jest sprzeczne z przykazaniem miłości. Ekumenizm utwierdza heretyków i schizmatyków w błędach, przyzwalając na trwanie w nich, a nie powrót do Kościoła. Niezmienne nauczanie Kościoła w tej sprawie wyrażone jest m.in. przez Piusa XI: „”. Skoro to mistyczne ciało Chrystusa, Kościół, jedno jest, spojone i złączone jak ciało fizyczne, bardzo niedorzecznym człowiekiem okazałby się ten, kto by chciał twierdzić, że ciało mistyczne Chrystusa może się składać z odrębnych, od siebie oddzielonych członków. Kto więc nie jest z Kościołem złączony, ten nie może być Jego członkiem i nie ma łączności z głową – Chrystusem.(…) Czyż Rzymskiemu Papieżowi, najwyższemu Pasterzowi dusz, nie podporządkowali się przodkowie tych, którzy zaplątali się w błędne nauki Focjusza i tzw. reformatorów? Synowie opuścili – niestety – dom ojcowski, lecz dom się nie rozpadł i nie zginął, gdyż w nieustannej pomocy Boga ma swą ostoję. Niechajże powrócą do wspólnego Ojca, który ich przyjmie z całą miłością, nie pomnąc na krzywdy, jakie wyrządzili poprzednio Stolicy Apostolskiej. Jeśli, jak to wciąż powtarzają, pragną z Nami i z naszymi się połączyć, dlaczegoż nie powracają jak najśpieszniej do Kościoła, ‘tej Matki i Mistrzyni wszystkich wierzących w Chrystusa’?”(Mortalium animos)
Kościół nie zaczął się 60 lat temu, chociaż zdają się tak mniemać moderniści, odrzucając lub przemilczając jego 2000-letnie nauczanie. Widać to nawet w dokumentach, które KongresKK zamieścił w niniejszym portalu pod zakładką „Akademia Kongresu”. Nie znajdujemy tam ani jednego dokumentu, który byłby starszy niż Sobór Watykański II. Czy to nie jest jeszcze jeden dowód na to, że nowy, posoborowy Kościół odrzuca całą swoją przeszłość, tradycję i nauczanie, budując jakiś nowy twór, który ma zaspokoić oczekiwania współczesnych ludzi, zachłyśniętych doczesnością oraz protestantów, którzy zdają się być wzorem dla progresistów? To, że jest to droga prowadząca na manowce dowodzą ostatnie dekady w Polsce, która jeszcze w czasach PRL (dzięki opóźnianiu „reform soborowych” przez prymasa Wyszyńskiego) była krajem katolickim, gdzie odsetek wiernych uczestniczących w praktykach religijnych sięgał nawet 60 procent, podczas gdy dziś waha się w okolicy 35 procent.
Problem nie leży w tym, że współczesne społeczeństwo nie znajduje w Kościele „odpowiedzi na swoje potrzeby”. Wręcz przeciwnie – znajduje, o czym świadczy niebywały rozkwit środowisk tradycji katolickiej, zwłaszcza po ogłoszeniu motu proprio „Summorum Pontificum” przez papieża Benedykta XVI. W każdej niemal parafii, bez odgórnego narzucania, żadnego zewnętrznego impulsu, a nawet przy jawnej niechęci hierarchii parafialnej i diecezjalnej, pojawili się chętni do organizowania klasycznej Mszy św. (trydenckiej). Coraz więcej kapłanów zaczęło ją odprawiać, a w seminariach klerycy zaczęli dopominać się jej nauczania (tradycyjne seminaria dziś pękają w szwach). Liczba wiernych uczestniczących w tradycyjnej Mszy św. powiększa się z roku na rok, a uczestniczą w niej przeważnie ludzie młodzi oraz w średnim wieku, jak również przybywa mnóstwo rodzin wielodzietnych. Przeciwna tendencja jest zaś w środowiskach NOM (Novus Ordo Missae), tu widzimy systematyczny odpływ wiernych, wzrastającą średnią wieku uczęszczających na tej Mszy św, kryzys powołań, rezygnacja młodzieży z lekcji religii itd.
Nie pomogą tu zmiany proponowane przez modernistów i środowiska progresywne, którzy pragną kroczyć drogą sekt protestanckich, czyli wprowadzić: zniesienia celibatu, szersze włączenie kobiet do sprawowania funkcji w Kościele, większy wpływ osób świeckich na sprawowanie władzy, liturgię, nauczanie, otwieranie się na osoby o nieuporządkowanym moralnie życiu („żyjący na marginesie Kościoła”) jak cudzołożnicy, czy homoseksualiści. To wszystko jest już od dawna wprowadzone w kilkudziesięciu tysiącach denominacji protestanckich, które jakoś nie doznały odrodzenia z tego powodu, lecz również obumierają, prześcigając się we wprowadzaniu jeszcze większych ekstrawagancji celem utrzymania się na powierzchni i przyciągnięcia do siebie wiernych. Stosunek ogółu katolików do progresywnych zmian, jeśli nawet nie jest niechętny, to z pewnością jest obojętny. Widać to wyraźnie nawet na niniejszym portalu KongresuKK, na którym nie znajduję żadnej ożywionej dyskusji, wymiany argumentów, czy chociażby jakichkolwiek wpisów (Forum w zasadzie jest martwe), świadczących o zainteresowaniu zmianami w Kościele. Na palcach rąk można policzyć osoby, które cokolwiek napisały na tym portalu, a i to w większości są to wpisy administratorów i osób z nimi powiązanych. Tak więc podzielam konkluzję prof. Fryderyka Zolla, która kończy się obawą, że wkrótce „przed częstochowską Madonną nie będzie już nikogo”. Nie podzielam jedynie jego optymizmu, że „ Synod może ziszczeniu się tej wizji zapobiec” – wręcz przeciwnie, obawiam się, że może jedynie przyspieszyć „pustoszenie Winnicy Pańskiej”, zaś zapobiec temu może jedynie powrót ogółu wiernych katolików do Tradycji Kościoła.
Panie Wiesławie, co akapit to większe „pierdoły”.
„..czyni z kapłana administratora i usługodawcę …” – A Jezus przywołał ich do siebie i rzekł: «Wiecie, że władcy narodów uciskają je, a wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak będzie u was. Lecz kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem waszym, na wzór Syna Człowieczego, który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu»
Panie Witoldzie
Czym innym jest służyć ludziom, prowadząc ich do zbawienia, a czym innym wykonywać ich życzenia, które prowadzą do chaosu i pomniejszają rolę kapłana jako „alter Christus”. Pasterz również służy owcom, prowadząc je na zielone pastwiska i chroniąc przed wilkami, ale złym pasterzem jest ten, który słucha się owiec w ich pysze zmierzającej do przejęcia zadań pasterza.
Cytat, który Pan przytoczył obrazuje to, co napisałem powyżej. Chrystus służył swoim uczniom, a nawet oddał za nich życie, ale nie spełniał ich pomysłów, obruszając się nawet na św. Piotra gdy ten chciał Go pouczać: „Wtedy Piotr wziął Go na bok i zaczął Go upominać. Lecz On obrócił się i patrząc na swych uczniów, zgromił Piotra słowami: Zejdź Mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie.” (Mk 8,32-33)
Czy mógłby Pan opisać, na czym polegają moje rzekome „pierdoły”, o których był łaskaw Pan wspomnieć? Może czegoś Pan nie zrozumiał, to się niekiedy zdarza i wówczas taka osoba, nazywa autora wypowiedzi „głupim”, a jego słowa „pierdołami”.
Jest piękny film, rodzaj kolażu, o pasji i marzeniach „Historie pokolenia Papieża Franciszka” . Jeden z bohaterów jest ojcem dwójki niewidomych dorosłych już mężczyzn. Sam pożegnał jakiś czas temu żonę, stąd jego cała uwaga przekierowana jest na synów. Jak w baśni Andersena, staje się to, co w rzeczywistości zwykle się nie wydarza, ojciec nie tylko słucha o czym marzą jego dzieci, ale próbuje te ich pragnienia zrealizować. Wspólnie odbywają daleką podróż nad morze. Ostatnia scena pokazuje, jak cała trójka dociera na dziką plażę. W pierwszym ujęciu widzimy pełne wdzięczności twarze, po czym kamera przesuwa się w dół na ich stopy. To one sprawiły, że wspólnie dotarli do tego wymarzonego miejsca. Widzimy jak ich place, zanurzają się w wilgotnym pisku, ze łzami w oczach mówią o swoich odczuciach, są wdzięczni. Ja też „mam takie marzenie”, doświadczyć podobnych relacji w moim Kościele.
Bardzo długi wywód Pana Wiesława Bielawskiego. Ilość nie zawsze przechodzi w jakość, zwłaszcza gdy odchodzi się od tematu dyskusji jakim jest Stowarzyszenie im. Piotra Skargi (SPS). Jest to polska odnoga powstałego w Brazylii ruchu religijnego Tradycja, Rodzina, Własność (TFP). W kilku krajach ruch budzi poważne kontrowersje. Episkopat brazylijski odciął się od organizacji w specjalnym komunikacie. Przyglądałem się jakiś czas temu SPS z zainteresowaniem, jaka jest istota jego aktywności, co głosi. W Kościele jest miejsce dla wielu nurtów, wielu wrażliwości. Jednak oprócz słów (tych zwykle wiele) kluczowym pytaniem jest to o integralność moralną różnych organizacji funkcjonujących pod szyldem bliskich nam wszystkim wartości. I tu pojawia się kilka poważnych znaków zapytania. Czy nie jest przypadkiem tak, że SPS odwraca porządek tych wartości, a cel (wartości religijne) staje się środkiem do zgoła innego celu (pieniądze)? Nabrałem tych podejrzeń, gdy dowiedziałem się że prominentni przedstawiciele Stowarzyszenia raczyli się pokłócić o pewną (prawda, dość cenną) kamienicę w Krakowie.
Są jednak poważniejsze pytania. Czy to prawda, że Fundacja im. Piotra Skargi oferuje adresatom – często niezamożnym emerytom – zostanie podopiecznym św. ojca Pio? Nie za darmo, za 90 zł miesięcznie, płatnych przez pięć miesięcy (łącznie 450 zł), a darczyńca otrzymuje 30-centymetrową figurkę świętego? Podobnie rozprowadza z zyskiem inne dewocjonalia. Wiemy nie od dzisiaj, że religia może stać się polem dochodowego biznesu. Na jakiej podstawie Stowarzyszenie przybiera więc szaty jedynie słusznego głosiciela wiary i moralności, ocenia z pozycji „uczonych w piśmie”, poucza o „zepsuciu tego zmaterializowanego świata”, a samo trwa w tym świecie po uszy? Jak więc można poważnie przyjąć pouczenia dotyczące wiary i moralności z tej strony? To tylko słowa, którym nie towarzyszą czyny. Tak więc chętniej posłucham co na temat wiary powie np. Siostra Chmielewska, niż „wyspecjalizowane w wierze” SPS.
Panie Grzegorzu
Pański komentarz, zamiast skupić się na zagadnieniach merytorycznych (skoro już chce Pan dbać o jakość wypowiedzi), to opisuje dwie incydentalne kwestie, głównie natury ekonomicznej (to charakterystyczne dla lewicy, że lubi liczyć cudze pieniądze), które nijak się mają do przesłania i działalności Stowarzyszenia im. Piotra Skargi (nie odniosę się tu do argumentu, że episkopat brazylijski „odciął się od organizacji w specjalnym komunikacie”, bo nie wiem o co chodzi. To tak, jakbym stwierdził, że „archidiecezja krakowska wypowiedziała umowę najmu Tygodnikowi Powszechnemu” – i co z tego?). Podobne zarzuty natury finansowej, które podnosi Pan wobec SPK można postawić niemal każdej organizacji oraz wielu ludziom, związanym z Kościołem. Nie zmieni to jednak faktu, że całokształt ich działalności jest pożyteczny i potrzebny. Co by Pan powiedział np. w kontekście „integralności moralnej” na temat fałszowania dokumentów i defraudacji wielu milionów złotych przez księży i dyrektora płockiego oddziału Caritasu? Albo, jak wytyka Pan SPK, że oferuje figurki świętego na raty, to czy równie pryncypialnie stawia Pan podobne zarzuty o. Rydzykowi, który proponuje „często niezamożnym emerytom” – zostanie „przyjaciółmi Radia Maryja”, „Komitetu Ratowania Stoczni Gdańskiej”, Telewizji Trwam” itd., za znacznie większe kwoty, niż 90,-zł miesięcznie przez pięć miesięcy? Nawet takie przykłady jednak, nie uprawniają mnie do krytykowania wszystkich działań, ani Caritasu, ani ojca Rydzyka, ponieważ bilans pozytywów ich działalności jest nieporównywalnie większy. Podobnych przykładów kontrowersyjnych akcji, nie tylko organizacji, ale również poszczególnych księży, zakonników a nawet biskupów można by znaleźć znacznie więcej, ale po co i czego to będzie dowodzić? Czy w Pańskim środowisku przebywają same ideały? Czy nauki moralne Kościoła, głoszone np. przez grzesznego kapłana są nieprawdziwe? Czy należy Pan do tych niestałych, płytkich religijnie osób, które opuszczają Kościół, bo słyszały, że w jakiejś parafii jest ksiądz-pedofil? Podobna argumentacja, stygmatyzująca jakieś przedsięwzięcie, organizację, czy Kościół z powodu incydentu, który uważamy za naganny, po prostu do mnie nie trafia – jest tendencyjna i wręcz dziecinna.
Poza powyższymi, niskimi, materialnymi pretensjami, nie widzę aby Pan doszukał się jakichkolwiek argumentów merytorycznych, które mogłyby zdyskredytować podniesione przeze mnie fakty w obronie Stowarzyszenia im. Piotra Skargi, a tym bardziej podważyć argumenty samego Stowarzyszenia wyłożone w raporcie „Synodalność. Koniec Kościoła, jaki znamy”.
Panie Wiesławie, więc po kolei – możliwie krótko:
1. Wymienione przeze mnie przykłady aktywności SPS nie traktuję jako „incydentalne”, a właśnie kluczowe dla rozpoznania i oceny istoty danego ruchu („całokształtu” – jak Pan to określił). Trudno nazwać „incydentem” coś, co stanowi jedną z podstaw działalności.
2. Skoro Pan pyta, nie wiedząc o co chodzi: ruch „Tradycja, Rodzina, Własność (TFP), którego odnogą jest SPS, został przez episkopat brazylijski w specjalnym komunikacie oceniony następująco: „Jego ezoteryczny charakter, fanatyzm religijny, kult, jakim obdarza się osobę jego założyciela oraz jego matki, nadużywanie imienia Najświętszej Maryi Panny, o czym krążą wieści, nie mogą w żaden sposób zasłużyć na aprobatę Kościoła”. Skoro biskupi miejsca, gdzie organizacja powstała, przestrzegają przed nią, to musi to dotyczyć też „spółki-córki”, czyli SPS – tym bardziej, że „córka” odziedziczyła wiele cech „matki”. Kościół jest jeden, nie można z jednej strony odwoływać się do „posłuszeństwa biskupom” (może tylko niektórym?), a kiedy coś nam nie pasuje, to zgłaszamy „votum separatum” – nawet jeśli jest to Biskup Rzymu i inicjatywa synodalna.
3. Krytycznie oceniam podobne zjawiska w innych środowiskach, w tym także w tym związanym z o. Rydzykiem. Nie wiem, czy „bilans pozytywów” w tym przypadku jest dla Kościoła pozytywny – osobiście w to wątpię.
4. Nauki moralne, a więc także wymagania głoszone przez grzesznego kapłana (czy kogokolwiek łamiącego w swoim życiu zasady moralne) mogą pozostawać formalne prawdziwe, ale ich głoszenie będzie niewiarygodne dla odbiorców. Ocenią to jako hipokryzję, ze szkodą dla odbioru samych nauk i misji Kościoła.
Nie ma potrzeby drobiazgowych analiz idei głoszonych przez SPS – na początek miałbym postulat usunięcia jawnych sprzeczności wewnętrznych, jakie w przekazie SPS (np. w ich ocenie Synodu) występują.
Tak, piszę te słowa również z pozycji „niskich, materialnych pretensji”, ponieważ już na tym poziomie mamy do czynienia z konfliktem wartości. Myślę skromnie, że ma Pan za mało danych, aby oceniać stałość czy głębokość moich religijnych przekonań, a także rzekomą lewicowość moich poglądów.
Postulowałbym abyśmy nie oceniali się powierzchownie, natomiast właśnie Synod to szczery kontakt, rozmowa, słuchanie jeden drugiego. Dlatego ja widzą w nim początek odnowy, a nie koniec naszego Kościoła – i tu się ze stanowiskiem SPS nie zgadzam. Czy to coś złego?
Pozdrawiam – Grzegorz Pieńkowski
Panie Grzegorzu
Szanuję Pana intencje i doceniam wysiłki, zmierzające do poznania prawdy i odnowy Kościoła. Nie zgadzam się jednak z Pańską argumentacją w podejmowanej przez nas dyskusji, którą to argumentację postrzegam jako tendencyjną i wybiórczą.
1) „Aktywność SPS” sprowadza się głównie (wbrew temu co Pan sugeruje) do rozlicznych działań na rzecz nierozerwalności małżeństwa, katolickich rodzin, prowadzenia publicznych modlitw różańcowych, kampanii w obronie zasad cywilizacji chrześcijańskiej, organizowania pikiet, konferencji, protestów i akcji w obronie życia, kultywowania katolickich nabożeństw, wydawania pism, broszur, ulotek, prowadzenia portali internetowych itd.itd. Musi Pan przyznać, że koszty tego typu przedsięwzięć nie biorą się z powietrza, a Stowarzyszenie jest organizacją „non profit”, czyli działającą w oparciu o dobrowolne wpłaty i datki ze strony darczyńców, podobnie jak setki innych tego typu organizacji. Wskazanie przez Pana przykładu oferowania (nie zmuszania) „niezamożnym emerytom” zakupu figurek św. o. Pio, jest więc przykładem „incydentalnym”, wręcz nieistotnym w całej masie działań SPS. Czy ma Pan również pretensje np. do każdego księdza, który bierze od „niezamożnych emerytów” intencje mszalne za opłatą?
2) Powiązania SPS z brazylijskim ruchem “Tradycja, Rodzina, Własność” (TFP) nie jest czymś tajemniczym, ani zdrożnym, tym bardziej, „polska córka” nie ma nic wspólnego z pracą swojej „brazylijskiej matki”. Działa na własny rachunek, podobnie jak np. Caritas z Płocka, nie ma nic wspólnego z działalnością Caritas diecezji białostockiej (nawiasem mówiąc, nie odniósł się Pan do zarzutów milionowych defraudacji tego pierwszego – jak się więc to ma do Pańskiej pryncypialnej oceny „konfliktu wartości”?).
Co do zarzutów brazylijskiego episkopatu wobec TFP, chociaż nic ono nie ma wspólnego z SPS, to dodam, że są one niezwykle ogólne, co może dowodzić, że są fałszywe. Na czym ma polegać ów rzekomy „ezoteryczny charakter” i jak go powiąże Pan z SPS? Co to jest „fanatyzm religijny” w jego wydaniu? Nie znam ani założyciela TFP, ani jego matki i nie wiem na czym polega zarzucany TFP ich kult, tym bardziej, że Stowarzyszenie im. Piotra Skargi ma w nazwie innego patrona, a nie zauważyłem żeby obdarzano go jakimś kultem.
3) Cieszę się, że podchodzi Pan krytycznie do działań różnych środowisk, szkoda tylko, że traktuje je Pan tak wybiórczo, jak wskazałem na przykładzie Caritasu. Co do o. Rydzyka, to faktycznie działa on pod szyldem Kościoła, czego nie można powiedzieć, ani o Stowarzyszeniu im. Piotra Skargi, ani o „Tygodniku Powszechnym”, który określa się mianem „katolicki”, mimo, że z wiernością dla katolickiej nauki ma (delikatnie mówiąc) duże problemy. Te podmioty jednak nie podlegają biskupom ani Kościołowi, jak Caritas i o. Rydzyk. Tym bardziej nie słyszałem, aby jacyś polscy, czy zagraniczni biskupi przestrzegali przed SPS. Może Panu coś o tym wiadomo?
4) Nie jestem taki pewny jak Pan, że nauki moralne głoszone przez grzesznego kapłana mogą być niewiarygodne dla odbiorców, ponieważ sam potrafię oddzielić prawdę od człowieka, która ją głosi. Nie należę do ludzi, którzy treść wypowiedzi łączą z osobą, która ją wypowiada. Tego typu postawy uważam za dziecinne, emocjonalne, świadczące o słabym ugruntowaniu moralnym. Osoby chwiejne, które porzucają Kościół np. z powodu jakiegoś grzesznego kapłana, to i tak by go wcześniej, czy później porzuciły z jakiegokolwiek innego powodu
Zgadzam się z Panem w jednym – faktycznie mam zbyt mało danych, aby oceniać Pańskie przekonania społeczne, czy religijne. Niemniej jednak, oceniamy innych ludzi zazwyczaj na podstawie głoszonych przez nich poglądów oraz treści ich wypowiedzi, co może być mylące. Oczywiście nie ma nic złego w tym, że nie zgadza się Pan ze stanowiskiem SPS, podobnie jak nie ma nic złego, że ja nie zgadzam się z Pańskim stanowiskiem. Liczą się jednak tylko fakty i argumenty merytoryczne.
Pozdrawiam serdecznie.
Panie Wiesławie, forma krótkich komentarzy nie pozwala na detaliczne prezentowanie wszystkich „za” i „przeciw”. Dlatego są one zwykle wybiórcze – tak z mojej, jak i Pana strony. Wspomina Pan że „oceniamy innych ludzi zazwyczaj na podstawie głoszonych przez nich poglądów oraz treści ich wypowiedzi, co może być mylące”. Dodam: bardzo często jest mylące, zwłaszcza gdy dotyczy to sfery publicznej. Postulowałbym w ogóle mniej oceniania, a jeśli już, to raczej w oparciu o czyjeś postawy i czyny, nie słowa. Problem zgorszenia, z jakim związane jest np. głoszenie Ewangelii przez grzesznego kapłana istnieje, sam Jezus przestrzega przed zgorszeniem „tych najmniejszych” – w wyjątkowo ostry sposób. Ma Pan rację: nie ma nic złego w tym że mamy inne poglądy na wiele spraw – jak powiedział kiedyś Święty papież Jan XXIII (jeszcze jako nuncjusz) w rozmowie z przewodniczącym francuskiego Zgromadzenia Narodowego i przywódcą partii radykalnej, Eduardem Herriotem: „Cóż nas od siebie dzieli? Nasze poglądy? Przyzna Pan, że to tak niewiele”.