Skrajnie upolitycznione i zasadniczo błędne teologicznie kazania są marginesem, nawet jeśli ten margines jest zbyt szeroki. Prawdziwym problemem jest niemalże cała reszta tego nieznośnego księżowskiego gadulstwa.
Wyobrażam sobie, że w seminariach musi być jakiś specjalny przedmiot, który usuwa z kleryckich dusz wszelką funkcjonalność (św. Tomasz z Akwinu powiedziałby „możność” lub „sprawność rozumu”) odpowiedzialną za głoszenie Ewangelii. No nie wiem: „Propedeutyka pustosłowia”, „Wstęp do ględzenia”, „Homiletyka dla nudziarzy”. Potem kurie organizują zapewne wyższe szkolenia zawodowe, po których zyskuje się kompetencje rozmiękczania mózgów potencjalnych słuchaczy oraz kursy mistrzowskie wodolejstwa. Prawdziwy ekspert potrafi wprowadzić wiernych w stan anabiozy dwoma zdaniami otwierającymi. Musi tak być, bo alternatywnym wytłumaczeniem, dlaczego absolutna większość homilii nic nie wnosi w życie słuchaczy, jest dla nich doskonale obojętna lub stanowi okoliczność sprzyjającą kontemplacji pajęczyny w rogu konfesjonału, byłby zupełny brak wiary kaznodziei. Czytałem kazania stworzone przez Chat GPT. Nie różniły się niczym od typowej homilii.
Wystarczy pomyśleć, jak wyglądałby rozwój wczesnego chrześcijaństwa, jeśli na miejscu pierwszych ewangelizatorów postawić współczesnego, przeciętnego proboszcza, a nawet biskupa. I nie chodzi o brak jakiejś wybitnej sprawności retorycznej, bo ona zawsze była wyjątkiem. Nie na niej budowano podwaliny kolejnych wspólnot. Tym fundamentem pozyskiwania nowych rzesz wierzących był autentyzm przekazu, osobiste świadectwo, zaraźliwy entuzjazm, nowość, aktualność i wyzwalająca moc głoszonej nauki. Homiletyka według dzisiejszych standardów parafialnych sprawiłaby, że chrześcijaństwo byłoby niewielką bliskowschodnią sektą lub – co bardziej prawdopodobne – nie byłoby go wcale. Założę się, że dowolny list pasterski KEP-u, nie mówiąc już o liście rektora KUL-u, zabiłby wspólnotę w Koryncie.
Dlatego proponuję następujące wymagania minimalne:
Głoś dobrą a nie złą nowinę. Po niedzielnej Mszy ludzie wcześniej przytłoczeni, osowiali i obojętni mają mieć podniesione głowy, uśmiechnięte twarze, a ich serca powinny być na nowo wypełnione nadzieją i radością. O grzechu mów dopiero wtedy, gdy słuchacze autentycznie uwierzą, że Bóg ich kocha i zrozumieją, co to w praktyce oznacza w ich osobistym życiu. Gdy robisz to wcześniej – a z reguły robisz to za wcześnie – nie będą Cię słuchać. I bardzo dobrze, bo orędzie Jezusa to komunikat, że jesteśmy zbawieni, przeznaczeni do nieba, zaopiekowani, że „wszystko będzie dobrze”. Bądź od święta wewnętrznym kibicem człowieka, bo wewnętrznego krytyka ma na co dzień.
Nie bądź banalny. Łudzisz się, że głosząc prawdy wiary, nie możesz popaść w banał, bo są to najpoważniejsze sprawy na świecie. Pomyśl, jakbyś się czuł, gdybyś co tydzień słyszał o istnieniu grawitacji. (Przyjmij raz na zawsze, że „w codziennym zabieganiu” ludzie nie zapominają o Ewangelii, tak jak nie zapominają o grawitacji. Czasem postępują tak, jakby Ewangelia i grawitacja nie istniały, ale to zupełnie inny temat). Bronisz się, że nigdy nie dość mówienia o podstawach naszej wiary. Najczęściej usprawiedliwiasz tym swoje nieprzygotowanie, brak wiedzy teologicznej, lenistwo, a nawet ledwie skrywaną pogardę dla powierzonych ci wiernych. Ile razy można słuchać tego samego? Błagam, proszę, domagam się: powiedz coś, czego nie wiem!
Traktuj słuchaczy poważnie. Nie opowiadaj dopiero co usłyszanej Ewangelii własnymi słowami. Nie informuj wiernych, jaki mamy dzień tygodnia, gdzie się znajdujemy oraz ile zostało do nadchodzących świąt. Nie wrzucaj jako urozmaicenie cudownych opowiastek o niesprawdzalnej wiarygodności (takie skrzyżowanie bajki dla dorosłych z moralitetem), przykładów z życia (chyba że swojego), treści objawień prywatnych (nie należą do depozytu wiary), nie stawiaj za wzór postaw, które – niezależnie od świętości osoby – świadczą o zaburzeniach osobowości, nie używaj prymitywnych metafor (sam słyszałem – nie zmyślam – wykład z zakresu drogownictwa jako komentarz do Ewangelii o prostowaniu ścieżek), nie stosuj porównań na poziomie szkoły podstawowej, jeśli mówisz do dorosłych, nie argumentuj treściami z Ewangelii, co do których mamy pewność, że są późniejszym dodatkiem, zabiegiem redaktorskim lub legendą. Nie tłumacz oczywistości, nie przydawaj sobie ważności namaszczonym tonem głosu, nie udawaj, jakbyś głosił na stadionie, nie ubiegaj się o tytuł Mistrza Pauzy Polskiej.
Mów z sensem. Przekleństwem Kościoła w Polsce jest zamiana homiletyki w strumień (a raczej wątłe strumyczki) świadomości. Chorobę tę już dawno zdiagnozował Szymon Hołownia mówiąc, że zamiast kazania słucha najczęściej kilkudziesięciu „okołopobożnościowych”, ogólnie słusznych, bezpiecznych zdań. Nie kieruj się zasadą „słoń a sprawa polska”, sprawnie halsując ku kilku ulubionym tematom bez względu na treść komentowanego Słowa. Wybierz jedną (jedną!) myśl, spostrzeżenie, zagadnienie i rozwiń je w sposób zachęcający do dialogu, refleksji, wyrobienia własnego zdania i podjęcia osobistej decyzji. Buduj wypowiedzi, którym można przypisać wartość logiczną (uwaga, spoiler: pytaniom retorycznym, życzeniom, wyobrażeniom, metaforom trudno przyporządkować kategorię prawdy lub fałszu), badaj, czy w rozumowaniu nie popełniasz błędów (najczęściej chodzi o ignorowanie relacji przyczyna-skutek oraz posługiwanie się argumentami anegdotycznymi) oraz pamiętaj, że z dwóch rzeczy sprzecznych wynika cokolwiek.
Jak nie należy komentować Ewangelii? To tylko kilka przykładów (większość pozostałych wpisów – dokładnie 4288 wpisów – wygląda podobnie) pewnego jeszcze młodego biskupa. Będę wdzięczny za próby rozwikłania, o co chodzi i co z takim słowem można zrobić w praktyce. Pisownia oryginalna. Podkreślenia moje.
Zmartwychwstały Jezus objawiał Swoim uczniom moc życia Boga i tłumaczył im, że mają być świadkami Bożego miłosierdzia dla innych. Niech Bóg umacnia nas, abyśmy doceniali wszelkie Jego dary, szanowali zawsze Jego życie i z oddaniem troszczyli się, aby zachowywać je na wieki.
Zasłonięte krzyże w naszych kościołach są szczególnym znakiem naszych duchowych doświadczeń, dzięki którym na życiowych drogach odkrywamy tajemnice Boga. Niech ufność wiary pomaga nam trwać w blasku Bożego życia oraz dostrzec i chronić Jego dzieła w życiu naszym i bliskich.
Jezus Chrystus przypomina, że nasze życie jest świadectwem o darach jakie wypełniają nasze serce i są wartością naszej wiary.
Ludzie, którzy spotkali Jezusa Chrystusa potwierdzają, że wrażliwość duszy otwiera nas na duchowe tajemnice Boga i umacnia naszą wierność w trosce o zachowanie Jego darów.
Okres Narodzenia Pańskiego pomaga nam na nowo odkryć Boga, który objawia Swoje życie i chroni w nas Swoje dary. Niech świadectwo mędrców ze wschodu umocni w każdym z nas wytrwałość ofiarnego życia, pokorę ufnej wiary i gotowość do wspólnej troski o dzieła Boga w naszym życiu.
A na koniec gratisowa wskazówka. Gdy usłyszycie, że kaznodzieja użył na początku nauki sformułowania „rekolekcje święte”, spokojnie możecie wstać i wyjść. Gwarantuję, że nic nie stracicie, bo taki ksiądz nie ma nic do powiedzenia. Nie ma za co.