Jako członek Rady Duszpasterskiej Archidiecezji Warszawskiej miałem możliwość uczestniczenia w dwóch spotkaniach odbywających się w dniu 02.12.2023 roku w Świątyni Opatrzności Bożej, podczas których ks. kardynał Grzegorz Ryś opowiedział najpierw księżom, a później wszystkim zebranym o swoich doświadczeniach związanych z obradami Synodu o synodalności w Rzymie. Ponieważ wypowiedzi te stanowiły bardzo interesujące podsumowanie samej idei synodalności w Kościele, postanowiłem podzielić się ich treścią z członkami Kongresu Katoliczek i Katolików. Poniższy tekst jest dość dokładnym, ale autorskim omówieniem wystąpień metropolity łódzkiego.
* * *
W swoim wystąpieniu do księży archidiecezji warszawskiej ks. kardynał Grzegorz Ryś rozpoczął od nakreślenia istoty procesu synodalnego. Przypomniał, że tak naprawdę nie mówimy o Synodzie, który już się odbył, ale o procesie trwającym cały czas. Chodzi o zmianę spojrzenia na codzienność Kościoła. Czym zatem jest synodalność? Przecież zdarza się, że są tacy duchowni, którzy na co dzień żyją synodalnością, ale w teorii i wypowiedziach są jej przeciwni albo stoją obok procesów synodalnych. Jak zatem można zmierzyć ów „poziom synodalności”? Istotą zmiany jest praktyczne „przejście od ‘ja’ do ‘my’”.
Kardynał Ryś odwołał się do intencji Soboru (Konstytucja Dogmatyczna o Kościele, rozdział II Lud Boży), który z kolei przypomniał, że spodobało się Bogu zbawienie ludzi nie pojedynczo, ale tworząc z nich lud – Lud Boży. Kościół jest „sakramentem wspólnoty” – zgodnie z dokumentami Soboru. Tu nie tyle chodzi o prawdę, co o zbawienie. A zbawienie jest przez „my”, nie pojedynczo. Należy się w takim razie zastanowić, kto się mieści w tym wspólnym zbawieniu, a kto już nie. Kto należy do wspólnoty, do „my”, a kogo z tej definicji wykluczamy? Kogo musimy mieć we wspólnocie, a kto jest w niej niepożądany? Te pytania powinni sobie zadać wszyscy, przyglądając się Kościołowi na różnych szczeblach. Taka była też intencja zebranych na posiedzeniu synodalnym w Rzymie. Warto zauważyć, że z draftu dokumentu Synodu do jego ostatecznej wersji trafiła jedna bardzo istotna zmiana – ubodzy i słabsi przeszli z dalszych miejsc zainteresowania Wspólnoty na pierwsze. Kardynał Ryś opowiedział w tym kontekście o obiedzie, jaki wspólnie z ks. kardynałem Konradem Krajewskim i prof. Aleksandrem Bańką (jednym z członków polskiej delegacji) zorganizowali dla bezdomnych. Kardynał Krajewski pytał wówczas zebranych, czego chcieliby od Kościoła. Jeden powiedział, że miłości, inni nie chcieli nic. Wystarczyła im obecność kardynałów, wspólny posiłek, brak wykluczenia – byli szczęśliwymi ludźmi.
Aby oddać sens samego terminu „synodalność”, poszukiwano słowa bliższego dla ogółu wierzących, którego można by było używać na co dzień. Padła interesująca propozycja: „dom”, czyli miejsce dające poczucie bezpieczeństwa. Inne proponowane słowo to „rozmowa”. Trzeba zatem słuchać, a nie tylko mówić i głosić. Wymiar Kościoła jest przecież relacyjny – opiera się o relację, a nie biurokrację. Bóg nas zbawia we wspólnocie i to Wspólnota jest dziś znakiem prorockim. Jest znakiem nieoczywistym. Niestety na co dzień nie chcemy „schodzić głębiej”, wolimy „ślizgać się po powierzchni”, stosować populistyczne zachowania, napuszczać ludzi na siebie, wykorzystywać społeczne i polityczne podziały. Przez to wszystko, a także procesy dziejące się w dzisiejszych społeczeństwach, stajemy się coraz bardziej samotni. Kardynał wspomniał termin, jakim posłużył się podczas rekolekcji otwierających rzymskie obrady Synodu o. Timothy Radcliffe OP. Zakonnik stwierdził, że stoimy dziś w obliczu „tsunami samotności”. Dlatego tak ważna jest wspólnota, będąca znakiem profetycznym. Niestety u nas wydaje się ona być stale jedynie znakiem opcjonalnym. A przecież już ks. Franciszek Blachnicki, założyciel Ruchu Światło-Życie upominał, że albo Kościół jest braterską wspólnotą, albo jest nieobecny w świecie.
Skoro już wiemy, że podstawą jest wspólnota, dająca poczucie bezpieczeństwa i niewykluczająca nikogo, to jak zatem powinno wyglądać jej umeblowanie? Fundamentem Wspólnoty jest chrzest. Wszyscy ludzie na jego podstawie mają tę samą godność. Duch Święty na tej równej dla wszystkich godności buduje charyzmaty w Kościele. Na to z kolei nakłada się „sensus fidei” – ta Wspólnota wyraża wiarę w sposób nieomylny. To wszystko w teorii wiemy, jest nam to przekazywane od dawna, przynajmniej od czasu Soboru Watykańskiego II. Problem zaczyna się wtedy, gdy musimy tę teorię o równości w godności i wielości charyzmatów przełożyć na praktykę naszego życia wspólnotowego. Bo my przecież mamy pełną świadomość, na co przekłada się władza Piotrowa i kolegialna. O tym, na co przekłada się władza synodalna, mamy mgliste pojęcie. Aby wniknąć w jej zakres, trzeba uzmysłowić sobie znaczenie formacji. Na Synodzie przede wszystkim padało słowo „formacja”, a nie synodalność. Wszystkim nam potrzeba formacji, która „nie abstrahuje od tego, co się w Kościele właśnie dzieje”. Papież podczas obrad Synodu w Rzymie interweniował dwa razy właśnie w tej kwestii – gdy była omawiana formacja księży. Nie jest powiedziane, czy synodalność potrzebuje struktur, ale na pewno potrzebuje formacji. Brak formacji stwarza niewierzące wspólnoty.
Poddani formacji powinniśmy się nawrócić. A czy jak już się nawrócimy, to potrzebujemy nowych struktur? Jeżeli tak, to przede wszystkim takich, które by służyły słuchaniu. Obsłudze takich ludzi, którzy są nie do końca (albo w ogóle) wysłuchani – którzy przez to nie uczestniczą w pełni we Wspólnocie. Jakie grupy czują się dziś w Kościele wykluczone? Tu padały na obradach Synodu, ale też w cząstkowych syntezach krajowych i kontynentalnych, ważne konkrety: kobiety i młodzież. Żeby móc skutecznie pracować z młodymi ludźmi i odnosić sukcesy ewangelizacyjne, trzeba nauczyć się ich słuchać. Inaczej będziemy mieć w następnym pokoleniu puste kościoły. Po kobietach i młodzieży kolejnymi grupami postrzeganymi jako wykluczone były osoby skrzywdzone, migranci, osoby żyjące w nieregularnych związkach, osoby o innych orientacjach seksualnych. Pojawił się także problem poligamii w niektórych rejonach Afryki. Całkowicie pominięte i wykluczone są też dzieci księży, których problemami w Kościele absolutnie nikt się nie interesuje.
Kardynał Grzegorz Ryś przekazał zebranym także kilka bardziej szczegółowych refleksji. Na pojawiające się coraz częściej zasadnicze pytanie natury teologicznej, jak pogodzić prawdę i miłość, odpowiedział słowami papieża Franciszka z Dni Młodzieży: todos – wszyscy są zaproszeni i wszyscy są gospodarzami i członkami Kościoła. Kluczowym słowem jest „Jezus”, przez którego ta otwartość i inkluzywność jest możliwa.
Na Synodzie dialog ze współczesną kulturą okazał się ważny, ale nie najważniejszy. Istotne było za to poruszanie kwestii migrantów – ze wzruszającym odczytaniem przez Ojca Świętego Franciszka ewangelicznej przypowieści o miłosiernym Samarytaninie. Inna z poruszanych kwestii to kwestia Kościoła wschodniego. Błędne jest przekonanie, że biskupi są na Wschodzie wybierani spośród mnichów dlatego, że ci są celibatariuszami. Dzieje się tak dlatego, że to mnisi są „mistrzami modlitwy”. Podczas obrad Synodu istotne miejsce zajęła ekumenia, ale właśnie ze szczególną uwagą poświęconą duchowości Kościołów wschodnich.
W podsumowaniu tej części spotkania metropolita łódzki odwołał się ponownie do procesu przechodzenia od „ja” do „my”. Po co w ogóle mielibyśmy się tym zajmować i dlaczego jest to tak ważne? Ponieważ takie przeprogramowanie Wspólnoty jest nam potrzebne do prowadzenia misji. Paweł VI w adhortacji apostolskiej „Evangelii Nuntiandi” pisał, że to Kościół jest celem misji Kościoła. Z kim zatem idziemy do tej misji? To cała Wspólnota powinna ją prowadzić, a nie jedynie duchowni. Wszyscy jesteśmy potrzebni do ewangelizacji i musimy być włączenie do wypełniania tej misji. W Rzymie kardynał Kurt Koch powiedział, że „Kościół synodalny jest wtedy, gdy nikt nie może robić wszystkiego, a każdy robi to, do czego jest uposażony przez Ducha”. Misję muszą zatem prowadzić wszyscy, także niepełnosprawni i ubodzy, ale zgodnie z udzielonymi im przez Ducha charyzmatami. Każdy ma prawo do działania, a obowiązkiem duchownych jest zabezpieczenie tego prawa. A często nie dzieje się tak, bo brakuje odpowiedniej formacji. Ale jeszcze częściej jest tak, że jak ktoś przychodzi, to trafia na blokadę w postaci księdza. Bo ksiądz boi się, że go ktoś zastąpi i zaczyna się lęk o siebie i myślenie wyłącznie o sobie, o utrzymaniu władzy albo zwyczajnie „świętym spokoju”.
Ponownie nawiązując do kwestii ewentualnych nowych struktur, kardynał podkreślił konieczność, by służyły one przede wszystkim wysłuchaniu. Zaznaczył, że istnieje obawa, by nie stworzyć struktur bez Ducha i ducha. A zatem kluczem do tworzenia struktur jest znów formacja. W procesie ewangelizacji i funkcjonowania wspólnoty należy uaktywnić struktury, które przynajmniej w teorii już mamy, czyli rady parafialne i diecezjalne. Z założenia powinny one służyć słuchaniu, ponieważ stanowią reprezentację wiernych. One z kolei winny być wysłuchiwane przez duchownych.
Po wygłoszonej konferencji był czas na zadanie ks. kardynałowi kilku pytań. Jeden z księży zapytał, jakie struktury przewidziane są dla aktywności kobiet. Kardynał Grzegorz Ryś odpowiedział, że wszędzie tam, gdzie nie jest wymagana władza święceń, można się nią dzielić. Zgodnie z charyzmatami poszczególnych osób i grup. Aby odpowiedzieć na konkretne pytania, trzeba spojrzeć na prawo kanoniczne i rozstrzygnąć, co wymaga święceń, a do czego nie są one konieczne. Czy na przykład kobieta może być wikariuszem biskupim albo proboszczem?
W odpowiedzi na inne pytania kardynał Grzegorz Ryś podkreślił, że dziejący się Synod nie ma charakteru dogmatycznego, a pastoralny. Nie da się jednak ukryć, że pastoralność musi mieć zaplecze teologiczne. Jesteśmy zatem na etapie nie zmiany doktryny, a jej rozwoju, który w Kościele pielgrzymującym i misyjnym jest niezbędny. Trzeba być na ten rozwój otwartym.
W kilku wystąpieniach księży podkreślono rolę języka i komunikacji jako czynników niezbędnych do prawidłowego kształtowania relacji międzyludzkich we wspólnotach i w całym Kościele.
* * *
W drugiej części sobotniego spotkania w Świątyni Opatrzności Bożej kardynał Grzegorz Ryś celebrował Mszę św., podczas której zwrócił się w homilii do wszystkich wiernych. Tu także starał się odpowiedzieć na pytanie, czym jest synodalność, ale tym razem odwołał się bezpośrednio do przewidzianych na ten dzień czytań. Rozpoczął od omówienia fragmentu z Księgi Daniela (Dn 7, 15-27). Oto mamy wizję następujących po sobie królestw. Na końcu, po upadku wszystkich doczesnych formacji, władzę obejmuje Lud Najwyższego. Wyłaniający się z tego proroctwa i zapowiedzi Chrystus ma władzę, która jest odwrotnością władzy dotychczasowych królów. A to dlatego, że do tej władzy zaproszono właśnie Lud. Tak w Chrystusie jak i Jego Ludzie objawia się godność królów. Jego władza jest godnością służebną – nie ma jej po to, żeby się promować, ale żeby znaleźć się u podnóża: „przyszedł nie po to, aby mu służono, ale żeby służyć”. A wszyscy dzięki niemu odkrywają godność królów w sobie i we Wspólnocie. Królestwo to trwa wiecznie, a na tym etapie ma być widziane w Kościele.
Kardynał zapytał, czy nasze wspólnoty przypominają zatem bardziej Królestwo Jezusa Chrystusa, czy te poprzednie królestwa, o których tak obrazowo wspominał prorok Daniel. Musimy poddać to rozwadze i wiedzieć, jaki model jest dla Kościoła właściwy. Tu nie ma miejsca na jedynowładztwo, despotyczne rządy jednej osoby. Model stworzony przez Chrystusa polega na oddawaniu wszystkim całej władzy. Ci, którzy posiadają pewną władzę autorytetu na każdym szczeblu, powinni robić wszystko, „aby rozkwitali ci, którzy są im podlegli”. Model budowania wspólnot powinien opierać się na przeświadczeniu, że fakt posiadania przez kogoś władzy nie znaczy przecież, że może on robić wszystko. Hasłem przewodnim jest tu „solum et totum” – czyli robię tylko to, co do mnie należy, ale w tym, co do mnie należy, mam prawo wykonać wszystko. I tu oczywiście znów pojawia się pytanie, co do kogo należy, co jest zawężone do władzy wynikającej ze święceń, a co powszechne na mocy chrztu. Kardynał podkreślił, że „dobry przewodnik pociąga za sobą uczniów, ale wielki przewodnik tworzy przewodników”. I analogicznie: odpowiedzialny przewodnik tworzy odpowiedzialnych. Gdy będziemy stosować „światowy model władzy” w imię zdroworozsądkowych argumentów, wówczas trudno nam będzie stanąć kiedyś przed Synem Człowieczym, który nie ma w sobie nic z rządzenia siłowego, polegającego na wykorzystywaniu swojego miejsca.
W kontekście sprawowanej we wspólnotach władzy oraz realizacji zasady „solum et totum”, kardynał Ryś odwołał się do przykładu liturgii sprawowanej w naszych wspólnotach. Metropolita łódzkie relacjonował, że do tego przykładu odwołał się także Synod. Zdaniem zebranych na obradach w Rzymie właśnie w liturgii najlepiej widać synodalność albo jej brak. Ubolewano, że w wielu miejscach nie doszło do wdrożenia reform liturgicznych zarządzonych przez Sobór Watykański II. Bo sama zmiana języka liturgii z łaciny na ojczysty oraz odwrócenie kapłana przodem do wiernych to jedynie kosmetyczne zmiany w porównaniu z założeniami i intencjami Ojców Soborowych. Nie było prawdziwej reformy liturgicznej, bo ona zmuszałaby wszystkich do zaangażowania – według zasady „solum et totum”. Już w XII wieku św. Bernard w monarchicznym przecież na wskroś Kościele mówił, że to nie jest żadne ciało, ale potwór, gdy z głowy wyrastają palce. Liturgia pokazuje zatem stan naszych wspólnot. Wystarczy spojrzeć na jedną Eucharystię we własnej parafii, by przekonać się, czy panuje w niej duch synodalności.
Metropolita łódzki zwrócił uwagę na rolę modlitwy w życiu chrześcijanina i każdej wspólnoty – modlitwy, bez której tracimy umiejętność rozeznawania zamierzeń Ducha. Potrzebujemy zatem modlić się w każdym czasie. I to jest najważniejsza cecha Kościoła synodalnego – modlitwa. Dlatego obrady Synodu w Rzymie zaczęły się od rekolekcji. Zadziwiające, że część obecnych biskupów pytała, po co są te rekolekcje, skoro już sobie napisali wcześniej wystąpienia. Rekolekcje są po to, aby człowieka przeczytało Słowo Boże. Żeby Duch Święty przeczytał człowieka. To jest Lectio Divina, a nie lectio humana. Ale kluczem jest modlitwa, dlatego Synod nie wzywa, abyśmy tworzyli jakąkolwiek wspólnotę, ale wspólnotę w Duchu Świętym. Synod nie jest parlamentem, by coś przegłosowywać, ale by rozeznawać, co Chrystus chce nam powiedzieć. Z tego punktu widzenia z góry przyjęte założenia, by zarówno bronić doktryny, jak i ją reformować, są asynodalne i w gruncie rzeczy niechrześcijańskie. Nie jesteśmy w stanie tego określić bez modlitwy i rozeznawania.
Na zakończenie swojej homilii ks. kardynał Grzegorz Ryś podkreślił, że to doświadczenie bycia jednym ciałem, synodalną Wspólnotą, zaangażowaną w formację, liturgię i budowę struktur wysłuchania jest nam potrzebne, aby móc odpowiedzieć na aktualne pytania dotyczące Kościoła.
* * *
Kluczowe wydaje się stwierdzenie, że do uczestnictwa w życiu Kościoła, a także we władzy we Wspólnocie, na mocy chrztu świętego zaproszeni jesteśmy wszyscy (todos). Jedyna różnica, która pomiędzy nami występuje, to kwestia charyzmatów oraz władzy wynikającej ze święceń. Ta ostatnia jednak bezwzględnie ogranicza się jedynie do udzielania sakramentów. Zgodnie z zasadą „solum et totum” mamy prawo, aby brać odpowiedzialność za wszystkie sfery życia Kościoła. Ideą synodalności jest zmiana myślenia o Wspólnocie, w której konieczne jest przejście od „ja” do „my”. Sama władza synodalna oparta jest zaś na trzech filarach: formacji, modlitwie oraz strukturach. Bez formacji nie jesteśmy w stanie realizować naszych charyzmatów, bez modlitwy nie mamy łączności z Duchem Świętym, zaś struktury są konieczne w procesie wysłuchania i upodmiotowienia.