Zewsząd dobiegają głosy o kryzysie Kościoła. Jest to w istocie rzeczy pytanie o to, co zostało kryzysem dotknięte. Kryzys ten w różnych miejsca globu – mimo podobieństw i cech wspólnych – ma cały szereg lokalnych swoistości.
W Polsce kryzys Kościoła w niewielkim stopniu dotyka instytucji religijnej, którą Kościół przestał być już dawno, a może w naszym kraju nigdy nie był. Kościół pełnił w dziejach Polski rolę struktury państwowotwórczej, potem gwaranta jedności (jak te zrastające się członki św. Stanisława), potem doszła funkcja międzypaństwa w okresie interregnum, a potem bardzo długo z niewielkimi przerwami – państwa zastępczego.
Po roku 1989 stał się Kościół polski zastępczą monarchią, nadającą państwu pozbawionemu majestatu instytucji publicznych właśnie ten majestat. Tak więc papież Polak był rodzajem króla polskiego i zasługi dla jego królestwa przewyższają niepomiernie te religijne. Potem było gorzej. Majestat skarlał do wielu diecezji i przybrał niekiedy cechy groteskowe jak słynna kareta w kształcie dyni w której jeden z biskupów udał się na łowy. Ale zdjęcia także innych biskupów, opartych o złote trony w drogocennych szatach, zastępowały tę właściwą ludowi potrzebę oddawania komuś czci monarszej i podziwiania dworskiego życia. Ta funkcja była potrzebna dla państwa, a stała się zabójcza dla religii.
A teraz zderzamy się z podwójną pustką. Ogarnia ona i nasze państwo, i Kościół. Nawet w tym procesie panuje zjednoczenie obu tych podmiotów.
1 Komentarz
Bardzo ciekawy i ważny głos! Obserwując ogromne zainteresowanie Polaków pogrzebem Elżbiety II, myślę sobie, że w tym właśnie ukryta jest ta tęsknota. Za pewnym przewodnikiem, opoką instytucji publicznych, starym porządkiem, tym, co było dawniej, gdy byliśmy młodzi i jakoś tak inaczej to wszystko wyglądało. Z drugiej strony to tęsknota za naszą babcią w wersji ulepszonej, rodziną, która trzymała się razem. Nawet to podglądanie pieleszy niesfornych kuzynów ma w sobie coś swojskiego – w każdej rodzinie był przecież jakiś „rudy”.
Tylko że to odeszło. I jak napisał pewien krakowski poeta: nie wróci więcej. Wybór który stoi przed nami, to albo uświadomienie sobie, że babci nie ma z nami, a my już nabraliśmy pełni praw obywatelskich, także w Kościele, albo skompromitowanie do reszty całej sprawy i pozostanie z niczym. Zamiast dalej pompować te dynie i biegać z pukawkami po lesie, chyba trzeba zająć się porządkami we Wspólnocie.