KONGRES Katoliczek i Katolików

Nasze opinie

Czy Kongres powinien być prywatnym stowarzyszeniem wiernych?

Czy Kongres powinien być prywatnym stowarzyszeniem wiernych?

Kongres poszukuje obecnie dla siebie odpowiedniej formuły w prawie państwowym. Warto jednak zastanowić się też nad nadaniem Kongresowi odpowiedniego statusu według prawa kościelnego.

W Kodeksie Prawa Kanonicznego (dalej: KPK) jest bowiem napisane:

Wierni powinni należeć przede wszystkim do tych stowarzyszeń, które przez kompetentną władzę kościelną zostały albo erygowane, albo są przez nią zalecane lub popierane (Kanon 298. § 2).

Co jednak musiałoby się stać, aby Kongres był zalecany lub popierany przez „kompetentną władzę kościelną”?  Najważniejsze przepisy KPK w tej sprawie są następujące:

Kanon 298:

§ 1. W Kościele istnieją stowarzyszenia różniące się od instytutów życia konsekrowanego i stowarzyszeń życia apostolskiego, w których wierni, czy to duchowni czy świeccy, albo duchowni i świeccy razem, dążą wspólnym wysiłkiem do ożywiania doskonalszego życia, do rozwoju publicznego kultu lub popierania chrześcijańskiej doktryny, albo do podejmowania dzieł apostolatu, mianowicie poczynań związanych z ewangelizacją, wykonywania dzieł pobożności lub miłości lub zmierzających do ożywienia duchem chrześcijańskim porządku doczesnego.

Kanon 299.

§ 1. Na podstawie zawartej między sobą prywatnej umowy, wierni mogą zakładać stowarzyszenia dla osiągnięcia celów, o których w kan. 298, § 1 (…).

§ 2. Tego rodzaju stowarzyszenia, chociażby były przez władzę kościelną zalecone lub były przez nią popierane, nazywają się stowarzyszeniami prywatnymi.

§ 3. Nie uznaje się w Kościele żadnego prywatnego stowarzyszenia wiernych, chyba że jego statuty są potwierdzone przez kompetentną władzę.  

Kanon  305. 

§  1. Wszystkie stowarzyszenia wiernych podlegają nadzorowi kompetentnej władzy kościelnej, która ma troszczyć się o to, by zachowały one nienaruszoną wiarę i obyczaje, jak również nadzorować, by nie wkradły się nadużycia do dyscypliny kościelnej. Ma ona prawo i obowiązek wizytowania ich zgodnie z przepisami prawa oraz statutów, podlegają również kierownictwu tejże władzy, zgodnie z przepisami kanonów, które następują.

Kanon  323.

§  1. Chociaż prywatne stowarzyszenia wiernych cieszą się autonomią, według przepisów kan. 321, podlegają nadzorowi władzy kościelnej według przepisów kan. 305, a także kierownictwu tejże władzy.

Zauważmy, że w cytowanych fragmentach KPK użyte są takie wyrażenia, jak: „nadzór władzy”, „dyscyplina kościelna”, „prawo i obowiązek wizytowania”, „podleganie kierownictwu”. Jest tu więc stale mowa o władzy i odwoływanie się do niej. Stosowany jest język w pewien sposób nawet przemocowy, wymuszający — lub przynajmniej sugerujący — posłuszeństwo. Władza kościelna „ma troszczyć się o (…) nienaruszoną wiarę i obyczaje, jak również nadzorować, by nie wkradły się nadużycia do dyscypliny kościelnej”, a więc jest to stanowisko ostrożne, zachowawcze, konserwatywne.

Nie ma tu zachęty do działania, odwagi, inicjatywy, poszukiwania. Nie ma nastawienia na współpracę, jest nastawienie na kontrolę. Nie ma też ani słowa o obowiązkach „władzy kościelnej” wobec członków stowarzyszenia wiernych. Nie jest — niestety — powiedziane, że ma ona im służyć, troszczyć się o ich rozwój, pomagać w nieuniknionych trudnościach, umacniać, wspierać, zachęcać itp. Aż sześć razy jest w tych kanonach KPK użyte słowo „władza”, ani razu „służba”, albo „pomoc”, czy „wsparcie”. W sumie jest to jedynie pozwolenie, obwarowane licznymi warunkami, zwłaszcza prawem kontroli. Ma się wrażenie, że dominuje lęk przed tym, co może się dziać w stowarzyszeniach i troska o zapobieganie błędom. Takimi zasadami kieruje się „władza kościelna”.

Czy więc warto takiej władzy podlegać? Czy będzie ona ograniczała czy zwiększała wolność członków Kongresu? Czy status prywatnego stowarzyszenia wiernych w Kościele pomógłby, czy przeszkodził w osiągnięciu celu Kongresu?

Celem tym — jak sądzę — jest wypełnienie woli Boga, a jeśli tak, to nie powinno się odrzucać władzy hierarchii, ponieważ jej podstawową rolą jest właśnie pomoc wiernym w tym wypełnianiu chociaż w powyższych fragmentach KPK nie jest to powiedziane. Ale taki właśnie jest sens jej istnienia. Kontrola ze strony hierarchii powinna też iść w tym kierunku. Zadaniem kontrolującego nie powinno być nic innego niż pomoc kontrolowanemu w rozpoznaniu i wypełnieniu woli Boga. Takiej pomocy każdy chrześcijanin potrzebuje. Odrzucanie jej byłoby więc przejawem pychy. Chrześcijanin powinien też postępować tak, aby nie bać się kontroli. Ma prawo jednak stawiać wymagania kontrolującemu. Ważne jest więc, aby właściwie ustalić (wynegocjować), np. w statucie Kongresu, uprawnienia i obowiązki zarówno kontrolującego, jak i kontrolowanego. Kontrolujący nie może nie podlegać żadnym regułom. Władzę należy uznawać, ale też wymagać od tego, kto ją ma, aby dobrze ją sprawował. Nie zabierajmy więc hierarchii Kościoła tej władzy (lub: dajmy jej tę władzę), ale domagajmy się, aby stosowała się do reguł sprawowania władzy. Z tych reguł natomiast najważniejsza jest ta, że ten, kto ma władzę, ma ją po to, aby służyć dobru podwładnego.

Jeśli więc chcemy reformować Kościół, to ta reforma nie może polegać na odrzuceniu władzy hierarchii, ale na trosce o właściwy sposób jej sprawowania. Nasze zaufanie – jak sądzę – służyłoby temu. Natomiast brak zaufania, niechęć do uznania tej władzy; powiedzenie: ‘nie potrzebujemy was’, nie sprzyjałoby właściwej postawie hierarchii, a więc i reformie Kościoła. Staranie się o uzyskanie takiego statusu będzie wyrazem zaufania do hierarchii Kościoła, uznaniem jej autorytetu. A okazywanie zaufania dowartościowuje i zachęca do współpracy.

Uważam więc, że pomimo takich sformułowań w KPK oraz wielu przykładów niewłaściwego spełniania swej roli przez osoby posiadające władzę w Kościele, nie powinniśmy tej władzy ignorować, lecz powinniśmy uznać jej rolę, także kontrolną, co – jak sądzę – usunęłoby opory wielu osób wobec zaangażowania się w prace Kongresu, ułatwiło współpracę z hierarchią oraz uchroniło od zbyt skrajnych postaw i działań.

Decyzja co do starania się o status prywatnego stowarzyszenia wiernych przez Kongres, albo odrzucenia tej możliwości, powinna być podjęta z przekonaniem, że właśnie taka droga jest najlepsza i zgodna z wolą Boga, a także że najlepiej przyczyni się do reformy Kościoła.

W sumie wydaje mi się, że lepiej by było gdyby Kongres miał status – i statut – prywatnego stowarzyszenia wiernych, ale może się mylę. Zapraszam więc do przedstawiania argumentów za i przeciw.

O autorze

Tomasz Niemirowski

3 Komentarze

    Odpowiedź na pytanie Tomka jest złożona. Kongres jest przede wszystkim platformą dialogu, która ma bardzo luźne ramy organizacyjne. Przede wszystkim nie ma sformalizowanego kręgu członków. Uczestniczyć w dialogach kongresowych może każdy i każdy może się zaangażować w stopniu, jaki uważa za zasadny. Granica między członkiem Kongresu a osobami będącymi poza nim jest płynna. Struktura tak umożliwia między innymi dialog na peryferiach z osobami, które z różnych powodów nie chciałyby być członkami takiej organizacji. Jest też, że niekiedy Kongres działa nieco jak organizacja i ta wiepostaciowość Kongresu jest na pewno problemem. Kongres, będąc forum rozmowy, zaprasza do rozmowy na równych zasadach wszystkich. Naszym zadaniem jest poszukiwanie prawdy w dialogu. Jest też otwarta dyskusja. Siłą naszych raportów, może być tylko ich zdolność do przekonywania. Nie są wynikiem władzy. Stowarzyszenie, czy jakakolwiek inna organizacja zmienia tę optykę. Musi mieć władzę, sformalizowane członkostwo, z istoty zamykające Kongres. Myślę także, że doprowadzilibyśmy w ten do destrukcji tej platformy wolności dyskusji o Kościele. Każdy z nas działając tu, kieruje się własnym sumieniem i rozumieniem dobra Kościoła. Dzieje się tak od dołu i góra może mieć z nas więlki pożytek, jeżeli z naszych prac zechce skorzystać. My nie przemawiamy w imieniu Kościoła. Powołane przez Ciebie kanony wyznaczają obszar działania właściwy dla organizacji, która narzuca zupełnie inne ramy dyskusji. Jak miałyby funkcjonować nasze grupy dialogowe. Musielibyśmy zapowiedzieć, ze nie wolno tam pewnych poglądów, krytycznych wobec Kościoła, a nawet wiary, w ogóle głosić? Wtedy nie ma dialogu. Kongres jest rodzajem platformy internetowej, łączącej ludzi. Te platformy mają złożoną postać, dlatego prawnicy tak bardzo się z nimi męczą. Prawo kanoniczne jeszcze bardziej to tego zjawiska nie przystaje. Jest oczywiste, że płacomy cenę za taką postać. Wielu duchownych i sióstr boi się wejść w kongresowy dialog, obawiając się, niekiedy niestety słusznie, gniewu hierarchów. W Kongresie bardzo się pilnujemy, wielu nam zarzuca, że jesteśmy środowiskiem tak naprawdę zbyt potulnym wobec instytucji Kościoła w obecnej formie. Ruch, który proponujesz pozbawiłby nas wolności i chyba na końcy doprowadziłby do obumarcia Kongresu. Przy czym bardzo długo rozważałem tę opcję, o której mówisz. Na początku Kongresu, kierując się trochę naiwnym optymizmem, dotyczącym woli duchowieństwa i hierarchii ratowania Kościoła jako takiego, co oznacza też wolę bardzo krytycznego i głębokiego przemyślenia dotychczasowej praktyki, uważałem, że byłaby to wspaniała rzecz, gdyby Kongres w takim kierunku poszedł. Dziś jednak w mojej ocenie, krok ten nie przysłużyłby się ani Kościołowi ani Kongresowi. Co możemy obiecać:, że nie podjemiemy jakiegoś tematu lub odrzucimy jakieś głosy lub osoby, nie słuchając co mówią, ale tylko dlatego że komuś się nie podobają? W twoim tekście też dominuje obawa. Trafnie oceniasz te kanony. Czy Twoja krytyka mieściłaby się w wymaganej ortododoksji? Te kanowny są napisane z perspektywy strachu a nie wolności. Mają rację tam, gdzie istnieją ruchy uczestniczące w nauczaniu Kościoła, ale tam, gdzie prowadzimy dyskusję, także na granicach, na peryferiach. Ten kto kontroluje i ma bezwzględną władzę nie może dialogować. Wtedy wprowadza się w sytuację konfliktu. Ten kto ma władzę może negocjować, kalkulując zyski i straty. Czy to jest model dla Kongresu? Dziekuje Ci bardzo, za ważny niezwykle głos. Wymaga od nas wszystkich ciągłego zastanawiania się kim i czym jesteśmy. I ta dyskusja będzie powracać, bo jest oczywiste, że obecna niedookreślona struktura będzie rodziła napięcia. Powołanie fundacji, co planujemy, tego nie zmieni. To jest jedynie instytucja, która ma za zadanie pełnić wobec Kongresu konieczne zadania usługowe. Ale mam obawy, że formalizacja Kongresu pozbawi nas możliwości oddziaływania tam, gdzie Kościół coraz mniej może oddziaływać.

      W deklaracji programowej Kongresu są słowa: „Pragniemy, aby naszą postawę wyróżniały odpowiedzialność i krytyczna lojalność wobec wspólnoty Kościoła, której jesteśmy częścią”. Pytam: w jakim znaczeniu słowo „lojalność” zostało tu użyte?

      W Internecie można znaleźć następujące określenie:

      „Lojalny to przede wszystkim taki, który jest uczciwy i rzetelny wobec ludzi, a przy tym nie jest fałszywy. (..) Lojalny to również taki, który jest posłuszny władzy i postępuje zgodnie z jej nakazami.” https://polszczyzna.pl/lojalny-co-to-znaczy-definicja-i-synonimy/

      W deklaracji raczej nie chodzi o pierwsze znaczenie, bo nie można być krytycznie uczciwym i rzetelnym, natomiast jak najbardziej można być krytycznie posłusznym. I właśnie krytyczne posłuszeństwo widzę jako naczelną zasadę Kongresu, zgodnie z deklaracją.

      Jeśli chodzi o reformę Kościoła, to dotychczas – chociaż nie było to powiedziane wprost – dominowało w nim ślepe posłuszeństwo. Przynajmniej mnie na lekcjach religii, podczas rekolekcji czy kazań nikt nie uczył asertywności, odwagi mówienia swojego zdania, twórczego sprzeciwiania się, zasad krytykowania, braterskiego upominania itp. Nikogo też w Kościele hierarchicznym nie interesuje moje zdanie, ani moje potrzeby czy propozycje, nikt mnie też nie pyta czy podobają mi się zarządzenia proboszcza albo biskupa, nie stwarza nawet możliwości wypowiedzenia się. Przekaz jest jednostronny.

      I to jest coś, co przede wszystkim trzeba zmienić, chcąc zreformować Kościół. Temu w istocie ma służyć synod. Jak najbardziej zgadzam się z Fryderykiem, który podczas ostatniego spotkania grupy „Duchowieństwo – lud” powiedział: „W Kościele struktura posłuszeństwa się już wyczerpała”. Święta prawda!

      Dodam jednak, że to struktura ślepego posłuszeństwa się wyczerpała. Nie można jednak wylewać dziecka z kąpielą i całkowicie odrzucić posłuszeństwo. Nawiązując do PRL-owskiego hasła można powiedzieć: „posłuszeństwo – tak, wypaczenia – nie!”. A takim wypaczeniem jest np. wypowiedź abp. S. Gądeckiego, który podczas ingresu abp. M. Jędraszewskiego powiedział:

      „Nie wypada, byś Ty, biskup, który jesteś głową, na czyjąś zgubę słuchał ogona, czyli zbuntowanego człowieka świeckiego, skoro Ty masz słuchać tylko Boga. Winieneś rządzić podwładnymi, a nie podlegać ich władzy”. A na pociechę dla świeckich dodał jeszcze:

      „Niech biskup kocha świeckich jak swoje dzieci, niech ich pielęgnuje i ogrzewa w gorącej miłości jak [kwoka] jaja, aby się wykluły pisklęta” https://www.tygodnikpowszechny.pl/ingres-nowego-metropolity-krakowskiego-146583

      Ja nie chcę być kochany jak dziecko, to zresztą w ogóle nie byłaby miłość, bo już nie jestem dzieckiem. Nie chcę być pielęgnowany i ogrzewany; chcę otrzymywać odpowiedzialne zadania i pomoc w ich wykonaniu! A zresztą nawet dziecko warto pytać o jego zdanie i życzenia oraz liczyć się z nimi. To podstawowa zasada dobrego wychowania.

      I zresztą kto powie prawdę biskupowi, jak nie ci zbuntowani? Czy Bóg nie może przez nich mówić? Kogo biskup ma słuchać; czy tylko tych, którzy mu potulnie będą przytakiwać?

      Tak więc jeszcze raz powiem: „posłuszeństwo – tak, wypaczenia – nie!”. Hierarchia jest potrzebna i jej wskazówki czy polecenia też są potrzebne. Mówi o tym Tomasz Terlikowski: „Przypadek ks. Daniela Galusa z Czatachowej uświadamia nam po raz kolejny, jak bardzo kontroli instytucjonalnej potrzebuje każda rzeczywistość w Kościele. (…) Człowiek, nawet najbardziej wierzący, ma tendencję do uznawania wszystkiego, co przyjdzie mu do głowy – szczególnie jeśli otoczony jest wyznawcami – za dzieło Ducha Świętego. Instytucja kościelna, w tym hierarchia, ma jednak za zadanie rozeznawać, co od Ducha rzeczywiście pochodzi, a co jest tylko ludzkim – albo co gorsza demonicznym – dziełem.” https://deon.pl/wiara/wiara-i-spoleczenstwo/ksiadz-nie-wykonuje-polecenia-biskupa-co-wynika-z-przypadku-ks-galusa,1861226

      Mówię więc: nie zabierajmy władzy hierarchii Kościoła, ale domagajmy się, aby tę władzę dobrze spełniała. Poddajmy się tej władzy, uznajmy ją nad sobą, ale stawiajmy jej wysokie wymagania. W ten sposób damy przykład całemu Kościołowi (przynajmniej w Polsce). Niech polscy katolicy uczą się od nas jak rozmawiać z hierarchią Kościoła i jak ją traktować. To będzie nasz rzeczywisty i znaczący wkład w odnowę Kościoła.

      Natomiast jeśli chodzi o obawy Fryderyka, to uważam, że nie będzie tak źle. Z pewnością hierarchia Kościoła nie zabroni nam uwag krytycznych wobec Kościoła.

      Nawet gdyby Kongres uzyskał status prywatnego stowarzyszenia wiernych, to i tak każdy mógłby uczestniczyć w dialogach i grupach kongresowych. Nie widzę tu żadnej różnicy.

      Sformalizowane członkostwo wcale nie musi „z istoty zamykać Kongres”. Z pewnością żadna grupa nie postawi warunku, że uczestniczyć w niej mogą tylko członkowie.
      Fryderyk pisze: „Ruch, który proponujesz, pozbawiłby nas wolności i chyba na końcu doprowadziłby do obumarcia Kongresu”. – Nie sądzę. Uważam, że człowiek czuje się wolny wtedy, gdy ma całkowitą pewność, że to, co robi, jest dobre. A ufam, że hierarchia tę pewność by zwiększała, po to przecież Bóg ją powołał. Dałaby też poza tym poczucie bezpieczeństwa.

      Fryderyk pyta: „Co możemy obiecać: że nie podejmiemy jakiegoś tematu lub odrzucimy jakieś głosy lub osoby, nie słuchając, co mówią, ale tylko dlatego że komuś się nie podobają?” – Nie sądzę, aby ktoś z hierarchii tego od nas wymagał. A co możemy obiecać, to jest kwestia do negocjacji. Zresztą same negocjacje nad statutem byłyby wspaniałą okazją do dyskusji nad uprawnieniami i rolą hierarchii – a przecież o to m.in. w Kongresie chodzi.

      Fryderyk pisze: ”Ten kto kontroluje i ma bezwzględną władzę nie może dialogować.” – Po pierwsze, to może, choć nie musi; a po drugie, to ta władza wcale nie musi być bezwzględna. Jest kwestią do negocjacji ile władzy będzie miał kontrolujący.

      Fryderyk pisze: „mam obawy, że formalizacja Kongresu pozbawi nas możliwości oddziaływania tam, gdzie Kościół coraz mniej może oddziaływać.” – Pytam: na przykład gdzie? Uważam, że nikt rozsądny i odpowiedzialny nie powie: „nie będę z wami rozmawiał, bo jesteście organizacją uznaną przez Kościół; gdybyście nie byli, to bym rozmawiał”.

      Poza tym, brak formalizacji uniemożliwi prezentowanie „stanowiska Kongresu”, co już przecież było praktykowane.

      Na koniec wrócę do początku: co ma oznaczać wymieniona w deklaracji zasada „krytycznej lojalności”, która mnie przyciągnęła do Kongresu? Czy ją źle zrozumiałem? Ktoś może powie, że chodzi o lojalność „wobec wspólnoty Kościoła”, ale hierarchia też jest częścią wspólnoty Kościoła, więc na czym ma polegać lojalność Kongresu wobec niej?

    Człowiekiem lojalnym jest ktoś, którego myśli, słowa i czyny są ze sobą spójne. Osobie lojalnej można zaufać, nie obawiając się, że dopuści się zdrady, dochowuje ona bowiem innym wierności i jest wobec nich uczciwa. Jeśli mówimy o lojalności w Kościele, nie powinna w moim przekonaniu, dotyczyć wyłącznie jednej grupy lub osoby ale wszystkich.

Zostaw komentarz