KONGRES Katoliczek i Katolików

Nasze opinie

Ochrona klimatu z perspektywy katolickiej – jak staliśmy się dłużnikami

Ochrona klimatu z perspektywy katolickiej – jak staliśmy się dłużnikami

„Dług” w sensie biblijnym nawiązuje do najstarszych doświadczeń ułomności i braku, jakimi obciążone jest nasze istnienie i wszystko, co robimy. Dług zostaje zaciągnięty przez grzech człowieka, łączy się z powinnością wynagrodzenia i pokuty („Zaprawdę powiadam ci, nie wyjdziesz stamtąd, aż oddasz ostatni grosz” – Mat:5, 26). W wymiarze chrześcijańskim odwieczny „zapis dłużny” człowieka został przekreślony i nam darowany aż przez ofiarę Chrystusa – tak wysokie było jego brzemię. Dzisiaj pojęcie „długu” postrzegamy głównie w aspekcie finansowym, ale oczywiste jest, że wciąż zaciągamy różne długi: wobec rodziny, społeczeństw, wspólnoty ludzkiej. Pojęcie długu siłą rzeczy odsyła nas do pojęcia wspólnoty, bo dług ma głębszy i szerszy wymiar, niż tylko indywidualne czy interpersonalne relacje.

W szczególny sposób odnosi się ono także do przyrody rozumianej jako wspólne dobro, ale także powierzona nam przez Stwórcę obiektywna rzeczywistość, która każdego dnia podtrzymuje nasze istnienie. Mamy prawo korzystać z niej, ale nie mamy prawa jej w swojej chciwości dewastować. Ochrona klimatu jest w kontekście tak pojmowanego moralnego długu wobec stworzenia problemem szczególnym z racji globalnego zasięgu, bilansu historycznych i obecnych emisji gazów cieplarnianych i wynikających z tego rozmiaru zagrożeń. Ten problem dotyczy całej wspólnoty ludzkiej, ale nakłada obowiązki na każdego z nas także w naszej ojczyźnie. Podjęcie tego ogromnego zadania musi być “decyzją etyczną, opartą na solidarności wszystkich narodów” (Laudato si’ 172).

Stan, w jakim już znajduje się nasza planeta (a jeszcze bardziej stan, do którego szybko zmierza), powinny budzić nasz najwyższy niepokój. Postępujący proces ocieplania klimatu zbliża nas do jednej z tzw. granic (progów) planetarnych. Nie ma żadnych wątpliwości, że ocieplenie klimatu jest wywołane antropogeniczną emisją gazów cieplarnianych (głównie dwutlenku węgla i metanu), utrzymujących nadmiar ciepła w dolnych warstwach atmosfery. Spalanie paliw kopalnych spowodowało w ciągu zaledwie 70 lat wzrost zawartości dwutlenku węgla w atmosferze o 1/4, do poziomu przekraczającego 400 ppm, a stężenie to rośnie coraz szybciej. Co roku „rozbijamy bank węglowy”, uwalniając do ekosystemu gigatony (!) węgla, które rośliny i plankton w procesach fotosyntezy gromadziły mozolnie w skałach przez miliony lat. W tym wzroście ma też swój udział emisja silnego gazu cieplarnianego – metanu (szybko utleniającego się do dwutlenku węgla), za co w głównym stopniu odpowiada wielkoskalowa hodowla zwierząt, a także emisje z pól naftowych i kopalń węgla. Jednocześnie zbliżamy się do innych granic planetarnych: dramatycznie postępuje zanieczyszczenie środowiska, przekształcanie powierzchni planety, wycinka lasów deszczowych i innych cennych drzewostanów, degradacja ekosystemów oceanicznych oraz masowe wymieranie gatunków i redukcja bioróżnorodności. Istnieje szeroki konsensus naukowy, że wywołane przez człowieka zmiany planetarne postępują w tempie wykładniczym, do tego stopnia, że Międzynarodowa Unia Nauk Geologicznych powołała grupę roboczą dla ustanowienia nowej epoki geologicznej – antropocenu, która zaczynałaby się nie jak inne epoki dziesiątki tysięcy czy miliony lat temu, a zaledwie 70 lat temu.

Po przekroczeniu kluczowych progów stabilności nastąpią sprzężenia zwrotne (takie jak uwalnianie dodatkowych wielkich ilości gazów cieplarnianych z naturalnych rezerwuarów – wiecznej zmarzliny, gleb, hydratów metanu z den oceanicznych), co w sumie spowoduje przejście planety w inny stan równowagi, bardzo różniący się od tego, w którym rozwinęła się nasza cywilizacja i w którym przywykliśmy żyć. System ziemski „próbuje nas bronić”, naturalne procesy pochłaniania dwutlenku węgla częściowo kompensują naszą ingerencję, ale tempo emisji, jakie narzucił człowiek, jest o wiele za wysokie. Wiemy z przeszłości geologicznej, że termostat planetarny jest w stanie w znacznym stopniu odwrócić te zmiany, ale powrót do dawnej równowagi trwa o wiele dłużej (średnio dziesiątki, setki tysięcy lat), niż jej zakłócenie. Należy przy tym pamiętać, że nasza planeta znajduje się obecnie w chłodnym okresie swoich dziejów i klimat jest znacznie bardziej wrażliwy na radykalne, szybkie zmiany wywołane zmianami stężeń gazów cieplarnianych (przede wszystkim zanik pokryw lodowych, generujący dalsze przyspieszenie ocieplania planety). Obserwujemy, jak te procesy postępują dosłownie z roku na rok w rejonie Oceanu Arktycznego czy na zachodniej Antarktydzie. Nie jest wykluczone, że w ciągu zaledwie kilkuset lat możemy osiągnąć  stan, w jakim Ziemia znajdowała się 50 czy 70 milionów lat temu, a będą to warunki uniemożliwiające przebywanie człowieka i ssaków na większości jej powierzchni. Wcześniej znikną pokrywy lodowe kriosfery, a poziom oceanów (znacznie cieplejszych i bardziej odtlenionych) podniesie się o kilkadziesiąt metrów, zalewając nadbrzeżne równiny, na których zamieszkuje większość obecnej populacji. Wciąż nie odrobiliśmy lekcji z solidarności światowej, a niektóre państwa (najmniejsze wyspiarskie państwa na Pacyfiku, np. Kiribati, Tuvalu i Malediwy) naprawdę potrzebują już teraz, żeby klimat się przestał ocieplać.

Są to scenariusze apokaliptyczne, ale niestety możliwe. Nie ma pewności, czy wobec skali i tempa zmian ludzki umysł i nowe technologie poradzą sobie z tymi wyzwaniami. Ziemia jako planeta będzie istnieć dalej, ale będzie to inna Ziemia, znacznie mniej przyjazna. Jeżeli cywilizacja nie zatrzyma się na obecnej destrukcyjnej drodze, to przyszłe pokolenia ludzkości czekają niewyobrażalne cierpienia.

Obecne stanowisko Kościoła w Polsce w odniesieniu do zagrażającej katastrofy klimatycznej jest słabe i niekonsekwentne, jeśli o jakimś spójnym poglądzie można w ogóle w tym przypadku mówić. W nauczaniu Kościoła instytucjonalnego – poza wyjątkami – uderza nie tylko brak odwołania do faktów naukowych czy już odczuwanych zmian, ale także brak reakcji na nauczanie papieży: Franciszka (wyrażonego w encyklice Laudato si’) czy wcześniejsze stanowiska Jana Pawła II (zasada „globalnego dobra wspólnego” wyrażona w encyklice Sollicitudo rei socialis z 1987 r.) i Benedykta XVI (w wywiadzie  „Światłość świata”, w którym analizuje on pułapki źle rozumianego postępu oraz wzywa do odpowiedzialności i „wielkiego rachunku sumienia”).

Coraz większa część społeczeństwa dostrzega problem klimatyczny i uważa go za ważny. Wciąż jednak obok postaw zaangażowanych (głównie wśród młodego pokolenia) istnieje obojętność, a niejednokrotnie niechęć wobec założeń i wymogów polityki klimatycznej – wobec tego długu, jaki już zaciągnęliśmy i wciąż zaciągamy głównie w ciężar przyszłych pokoleń. Europejski handel emisjami UE ETS stał się (obok byłego premiera) głównym „winowajcą” rosnących cen energii elektrycznej, ale nie ma chętnych do uderzenia się we własne piersi i przyznania, że przez lata środki pozyskiwane z tego programu łatały budżet państwa, zamiast być przeznaczane na główny cel – ograniczanie emisji, za które teraz trzeba słono płacić. Jako strategie obronne przed moralnym wyzwaniem globalnej polityki klimatycznej pojawiają się fałszywe poglądy, podsycane przez niekompetentnych „ekspertów” i teorie spiskowe. Brakuje wiedzy, której nie zbudował i nadal wystarczająco nie buduje system edukacji. W tej sytuacji Kościół mógłby spełniać ważną rolę, przypominając moralną zasadę troski o siebie nawzajem, o nasz wspólny dom. Odnieść jednak można wrażenie, że zwykle mamy do czynienia z przeczekiwaniem problemu („nas to nie dotyczy”) albo nawet krytyką działań na rzecz ochrony klimatu. Wciąż pokutuje wątpliwa teologia „o czynieniu sobie Ziemi poddaną”, z pominięciem Bożego wezwania z Księgi Rodzaju do troski, jaką człowiek ma otaczać stworzenie.

Niejednokrotnie w praktyce duszpasterskiej pojawia się też narracja, że działania proekologiczne to „robienie sobie bożka z natury”, że energia katolika powinna być skupiona na dbaniu o zbawienie duszy, a wszystko inne jest marnotrawieniem tejże energii. Do tego dochodzi niezrozumiała wojna ze zdefiniowanym na nowo „ekologizmem” (skojarzonym przy okazji z marksizmem), choć ta nazwa przynależy do powstałego pół wieku temu ruchu ochrony przyrody. Walka ta budzi konsternację u wielu katolików, będąc postrzegana jako kolejne pole starcia bardziej ideologicznego niż moralnego, w którym zanika refleksja wobec oczywistych zagrożeń oraz troska o wspólne dobro i przyszłość ludzkości. Przecież wszyscy zdajemy sobie sprawę, że ze stanem środowiska, w tym klimatem zmienianym przez człowieka, jest źle i może być gorzej, jeśli nie zostaną podjęte zdecydowane działania.

Zamiast więc walki ideologicznej należałoby zwrócić się w duchu prawdy w stronę wiedzy, zasięgania informacji z rzetelnych źródeł. Papież Franciszek w encyklice Laudato si’ i w wielu innych wypowiedziach stwierdza wyraźnie, że klimat jest dobrem wspólnym, wszystkich i dla wszystkich oraz że istnieje bardzo solidny konsensus naukowy wskazujący na to, że mamy do czynienia z niepokojącym ociepleniem systemu klimatycznego. Kościół zatem powinien w swojej katechezie poświęcić znacznie więcej uwagi tej encyklice, implementując jej zalecenia do kazań, rekolekcji, spotkań, dyskusji, codziennej pracy duszpasterskiej – zwłaszcza w ramach lekcji religii w szkołach.

Wypowiedzi każdego katolika powinny opierać się na prawdzie i pokorze – jeśli nie jestem dobrze zorientowany, nie powinienem wyrażać ani powtarzać poglądów nieudokumentowanych, zideologizowanych czy fałszywych. Szczególna jest rola młodego pokolenia, bo ono jest szczególnie wrażliwe na sprawy zmian klimatu, które dotkną je znacznie bardziej niż pokolenia starsze. To młodzi ludzie organizują „strajki klimatyczne” i warto, aby Kościół zainteresował się głębiej ich postulatami, nawiązał dialog, okazał zrozumienie i wsparcie. Punktów stycznych jest wiele. Obecna jest przecież w katechezie krytyka żądzy zysku, kultury konsumpcyjnej, bezrefleksyjnego ulegania modzie, egoizmu indywidualnego i zbiorowego. Ta słuszna krytyka nie jest jednak odnoszona do krzywd wyrządzanych naturze. Jest więc na czym budować porozumienie. Na przeszkodzie, tak jak w wielu innych sprawach, stoi niejednokrotnie zaangażowanie polityczne. Jeśli politycy, po których stronie angażuje się Kościół, nie działają na rzecz ochrony klimatu albo wręcz zaprzeczają potrzebie takich działań, to takie zaangażowanie stawia Kościół w trudnej sytuacji współodpowiedzialności. Niejednokrotnie przyczyną rozczarowania i odchodzenia młodych od Kościoła jest właśnie jego obojętność czy niechęć wobec problemu ochrony klimatu (i szerzej – ochrony środowiska), połączona z lekceważącym stosunkiem do ich wrażliwości. Także na tym polu, wraz z kryzysem duchowości chrześcijańskiej, nastąpiło zerwanie porozumienia między pokoleniami.

W Polsce największym problemem związanym z ochroną klimatu jest dominacja węgla w produkcji energii. Mamy najbardziej emisyjną produkcję energii w Europie. Tak, to prawda, że nie da się z dnia na dzień odejść w polskich warunkach od węgla. Trudno go w istniejącym „miksie energetycznym” szybko zastąpić innymi źródłami – choć też od lat wiadomo, że wydobycie węgla energetycznego staje się w Polsce coraz mniej opłacalne i całe społeczeństwo jest obciążone rosnącymi kosztami jego wydobycia, a od niedawna kosztami jego wykorzystywania do produkcji energii. Powstało błędne koło niemożności polityczno-społecznego rozwiązania tego problemu, od lat kolejne rządy nie są w stanie podjąć odważnych, choć ryzykownych politycznie decyzji. Oczywiście utrzymywanie aktualnego stanu nie jest możliwe i od wydobycia węgla trzeba odchodzić, przechodząc na alternatywne źródła i zapewniając jednocześnie, na ile to możliwe, przekwalifikowanie i poczucie bezpieczeństwa zwalnianym z zamykanych kopalń. Nie podjęto jednak wysiłku, aby stopniowo wdrażać technologie możliwe do zastosowania w warunkach polskich (np. technologia CCS). Chociaż pociąga ona dodatkowe koszty, byłyby one już teraz znacznie mniejsze od kosztów emisji, pozwalając utrzymać przez jakiś czas wykorzystanie węgla energetycznego (czy to kamiennego czy brunatnego) z jednoczesnym radykalnym ograniczeniem emisyjności.

O ile kwestia rujnującego zdrowie smogu powoli budzi coraz mniej kontrowersji (choć wciąż nie może być skutecznie rozwiązana), to już wpływ energetyki opartej na węglu na zmiany klimatu nie jest przedmiotem pogłębionego namysłu Kościoła w Polsce – co odzwierciedla brak takiej refleksji w społeczeństwie, które wciąż pielęgnuje poczucie historycznej krzywdy i niesprawiedliwości (i jest do tego wciąż zachęcane). Po naszej stronie też jest jednak część owego „dłużnego zapisu”, za którą odpowiadamy jako część wspólnoty ludzkiej – zwłaszcza że w międzyczasie staliśmy się w wymiarze globalnym jej bogatszą, bardziej uprzywilejowaną niż pokrzywdzoną częścią.

Warto przypominać, że w 1999 r. w Zamościu Jan Paweł II skierował specjalne przesłanie do Polaków: „Świadomy skutków ubocznych transformacji i gospodarczego doganiania standardów najbogatszych państw europejskich wezwał nas, abyśmy nie zapominali o obowiązku ochrony Polski przed ekologicznym zniszczeniem”. Wątek ten rozwija papież Franciszek: „Negocjacje międzynarodowe nie mogą znacząco postępować z powodu stanowiska krajów, któ­re wyżej stawiają własne interesy narodowe niż globalne dobro wspólne. Ci, którzy ponosić będą konsekwencje, jakie staramy się przemilczać, będą pamiętali ten brak sumienia i odpowiedzial­ności „. (Jan Paweł II. Pielgrzymka do Polski w 1999 r. Skrócony tekst Liturgii Słowa z Zamościa, 12.06.1999).

Stworzenie jest językiem Boga, a troska o nie jest obroną życia – przykazaniem Boga, obowiązkiem ewangelicznym. Szacunek wobec stworzenia był zawsze obecny w intuicji chrześcijańskiej, przejawiając się w postawie umiarkowania i mądrej ascezy – prymatu „być” nad „mieć”. Jeśli w refleksji nad współczesną cywilizacją dostrzegamy znaki „cywilizacji śmierci”, to są one jakże bezpośrednio obecne w uciskanej i zdewastowanej Ziemi. Takie jest nauczanie Kościoła powszechnego, które powinien przyjąć i głosić Kościół w Polsce. Inaczej utraci możliwość porozumienia ze światem nadchodzącym, dar proroctwa. Nie możemy myśleć i działać tak, jak byśmy mieli być ostatnim pokoleniem na Ziemi. Refleksja nad stanem, do którego doprowadziliśmy nasz wspólny dom – Ziemię i wszystko co na niej żyje wzywa do wielkiego nawrócenia, spłaty zaciągniętego przez nas długu.

Grzegorz Pieńkowski

Współautor dokumentu „Troska o Stworzenie próbą naszej wiary”  

Pełny raport można znaleźć TUTAJ

O autorze

Grzegorz Pieńkowski

Grzegorz Pieńkowski, profesor nauk o Ziemi, były dyplomata i członek Prymasowskiej Rady Społecznej w latach 1986-1990

1 Komentarz

    Ten dług można spłacać w różny sposób. Chcę zaproponować swój, który staram się realizować od 15 lat pod hasłem ” Odkrywamy Twoje piękno”. Polega on, na wspólnym zbieraniu śmieci. Wystarczy niewielka grupa sąsiadów, kilka telefonów na początek, można oczywiście przygotować, tak to u nas wygląda, jakiś plakacik z miejscem i datą zbiórki. To są takie niewielkie odsetki od naprawdę poważnego kredytu zaufania, który Bóg nas obdarzył, stwarzając piękny świat.

Zostaw komentarz