KONGRES Katoliczek i Katolików

Nasze opinie

Nie zgubić głosu konserwatystów

Nie zgubić głosu konserwatystów

Często wspomina się o tym, że przy jakichkolwiek dyskusjach o przyszłości Kościoła, zwłaszcza tych o charakterze reformatorskim, ważne jest, żeby nie zgubić głosu osób o wrażliwości czy też nastawieniu bardziej konserwatywnym. I ja się z tym zasadniczo bardzo zgadzam. Niemniej jednak w praktycznej realizacji tego postulatu widzę zasadniczy problem.

Uczestniczyłem mianowicie w niejednej dyskusji w internecie dotyczącej Kościoła i wiary. I chyba jeszcze nie spotkałem się z taką, gdzie osoby o wyżej wymienionym tradycjonalistyczno-konserwatywnym nastawieniu dyskutowałyby w sposób, który przyjmuje się za zdrowy w dyskusji – czyli asertywnie przedstawiały własny punkt widzenia i rację za nią. Spotykam się praktycznie wyłącznie z dwoma postawami uważanymi powszechnie za nieadekwatne: agresywną i bierno-agresywną.

Postawa agresywna objawia się w sposób dość oczywisty: osoby postulujące konieczność zmiany linii Kościoła (i to nawet w praktyce pastoralnej, niekoniecznie od razu w zakresie doktryny) są wyzywane od: heretyków, zdrajców Kościoła, wrogów wiary, wewnętrznych sabotażystów, „letnich katolików”, „pseudokatolików”, którzy są już „na wylocie” itp. Kwestionuje się ich intencje, motywacje i cechy osobowości. Szafuje się, mającymi automatycznie zamknąć dyskusję, insynuacyjnymi analogiami (jak chociażby do niemieckiej drogi synodalnej, która ma być symbolem wszelkiego zła). Wszelkie argumenty zamyka się jednym, uniwersalnym „kontrargumentem”, sprowadzającym się do: „jak ci się nie podoba stanowisko Kościoła, to wynocha”.

Postawa bierno-agresywna to dla odmiany unikanie konfrontacji poprzez trolling: zadawanie sugerujących pytań, pisanie komentarzy niby nieskierowanych do nikogo, ale zupełnym przypadkiem piętnujących to, co ktoś napisał wątek obok, przedstawianie po raz trzysta osiemdziesiąty dziewiąty „najwyraźniej nieznanego” stanowiska Kościoła wobec spornych kwestii, zbijanie pytań o własne stanowisko pytaniami, wreszcie nieśmiertelne, rzucone w przestrzeń publiczną: „będę się za ciebie modlić”.

No i teraz pytanie: czy inni też tak mają, czy to tylko moje doświadczenie? Bo ja naprawdę chciałbym podjąć tutaj jakiś dialog – tyle tylko, że mam wrażenie, że druga strona nie chce ze mną podejmować dialogu. Chce mnie przymusić do posłuszeństwa, ewentualnie skłonić do milczenia, w ostateczności – zakrzyczeć. Nie wierzę w możliwość dialogu z kimś, kto zaczyna ów dialog np. od publicznego podważania mojej wiary. Nie potrafię prowadzić dialogu z kimś, kto nawet nie chce wysłuchać moich racji, bo z góry zakłada, że mam złe intencje, a wszelkie moje argumenty będą „szatańskie” (tak, z takimi zarzutami też się spotkałem), więc na wszelki wypadek lepiej ich nie poznawać.

Ktoś coś? Bo mnie to serio boli i serio chciałbym nawiązać jakąś nić porozumienia – ale kompletnie nie wiem jak…

Tekst został pierwotnie opublikowany jako post na Facebooku w grupie Porozmawiajmy o Kościeleprowadzonej przy facebookowej stronie Kongresu Katoliczek i Katolików.

O autorze

Piotr Wilkin

10 Komentarzy

    Należy odróżnić konserwatyzm od postawy braku zdolności do dyskusji. Mozna być konserwatystą otwartym na rozmowę. Rzeczywiście jednak często, zwłaszcza w otoczeniu internetowym spotykamy się z grupą zamkniętą na dialog. Są to osoby tkwiące w jakichś bańkach i utwierdzające się w słuszności sloganów, którymi później zapychają różnego rodzaju fora internetowe. Dotyczy to nie tylko ludzi wypowiadających się o Kościele, ale jest to zjawisko powszechne. Wcześniej różnica była taka, że te osoby nie uczestniczyły w dialogu publicznym, tylko te slogany wypowiadały w zamkniętym kręgu rodziny i znajomych. Dziś moga to robić w sieci. Ta postawa czy raczej cecha nie jest związana z osobami głoszącymi slogany tzw. konserwatywne. Dotyczy też powtarzaczy sloganów postępowych. Udział w dyskusji wymaga czytania, otwartości empatii. Takich osób jest mniej. Wydaje się nam, że to przede wszystkim osoby o poglądach liberalnych. Tak nie jest. Po prostu ludzie mądrzy, obojętne czy są to konserwatyści czy liberałowie, są otwarci na rozumienie argumentów innej strony i na szacunek dla innego poglądu. I są ciekawi świata. Tych cech jest niezmiernie mało w naszej rzeczywistości.

      Ale ja tutaj właśnie chcę rozróżnić te dwa problemy. Bo zdaję sobie sprawę z tego, że w internecie istnieje nadreprezentacja (a) zwyczajnych trolli, czyli ludzi bądź kont – bo to niekoniecznie muszą być ludzie z krwi i kości, czasem wynajęci „psuje” – którzy po prostu podkręcają emocje i wyłącznie psują krew oraz (b) tzw. „bojowników internetu”, czyli ludzi, którzy korzystając z zasłony anonimowości dają ujście swoim negatywnym emocjom. To jest problem ogólny.

      Ale problem szczegółowy jest taki, że naprawdę natrafiam na ogromny mur w dyskusjach konkretnie z konserwatystami z Kościoła. To jest problem na absolutnie wszystkich szczeblach. Polecam przeczytać chociażby dyskusję ks. Mirosława Tykfera z o. Jarosławem Kupczakiem OP dostępną na stronie Więzi. Ks. Tykfer próbuje przedstawiać nauczanie papieża Franciszka z Amoris Laetitia, a o. Kupczak go ruga niczym nieposłusznego dzieciaka, który ośmielił się wyjść przed szereg. Jeśli widzi Pan przestrzenie, gdzie szeroko pojęci reformatorzy z konserwatystami dyskutują w sposób cywilizowany, bez agresji bądź przynajmniej biernej agresji, to będę wdzięczny za ich wskazanie – o tym jest ten post, ja naprawdę takich przestrzeni nie widzę.

    Przepraszam, ale jak ma wyglądać dyskusja z jawnymi bądź ukrytymi piewcami np. ideologii LGBT, których celem jest zmodyfikowanie nauczania Kościoła na zgodne z tym, co jest w niej zapisane?

    Proszę mi powiedzieć:

    Jeżeli ktoś przychodzi i mówi, że nauczanie katolickie na temat małżeństwa należy zmienić tak, aby było możliwe zawarcie go przez dwoje homoseksualistów, to jak rozmawiać z taką osobą?

    Konkretnie proszę.

      Ależ to bardzo proste, podam Panu szablon:

      Tak, uważam, że to świetny pomysł, gdyż…

      albo

      Nie, uważam, że to zły pomysł, gdyż…

      Cieszę się, że mogłem pomóc.

        Sęk w tym, że to dotyczy nauczania Kościoła, a nie mojego „bo ja tak uważam”. Dlatego to rozwiązanie uważam za chybione.

          Wbec tego proponuje:

          Oficjalne nauczanie Kosciola w tej sprawie mozna znalezc w nastepujacych dokumentach:.. Oparte sa one na… I dlatego uwazam, ze…

      A ja uważam, że są ważniejsze problemy, a pierwszym jest aby polski Kościół przestał KŁAMAĆ.

        A, no tak… Bo przecież dbanie o to, by w Kościele nie szerzyły się odstępstwa od wiary czy herezje, nie ma żadnego znaczenia.

    Nie wierzę w konserwatyzm jako wartość. Jezus nie był ani konserwatystą, ani moralistą. Są to postawy, które są zaledwie zniekształconym cieniem Jego nauki i niesłuszne jest podnoszenie ich do rangi Jej równej, czy wręcz gubienie Jej na ich rzecz.

    Tak. Inni tez tak maja. „Szatanska przewrotnosc”, „lewackie pitu-pitu” to perelki z mojej kolekcji uslyszanych kontrargumentow w dyskusji. I jeszcze: „zajmowanie sie ta sprawa nie jest zadaniem Kosciola” oraz „sa wazniejsze tematy”. Nieodpowiadanie na pytania (czesto zadane mi przez samego rozmowce, ktory, po wysluchaniu tego co mam do powiedzenia, uznaje mnie chyba za niegodna wysluchania jego opini na wywolany przez niego samego temat).
    Najpierw „mam sie nawrocic” i „zajac swoja dusza”. Co ma polegac na slepym i bezwzgledym posluszenstwie temu, co mowi Kosciol. Jesli kwestionuje i pytam (Bo ja naprawde chce zrozumiec drugiego czlowieka o przeciwnych pogladach. I naprawde uwazam, ze warto rozmawiac.) , to juz znowu wracamuy do „przewrotnosci” oraz „pitu-pitu”. Oraz do brakow odpowiedzi. Nie poddaje sie jednak. 🙂

Zostaw komentarz