W ostatnich tygodniach dochodzi do wielu dewastacji świątyń, wizerunków czy pomieszczeń przykościelnych. W Poznaniu – w moim mieście, w jednej z parafii „nieznani sprawcy” wielokrotnie zniszczyli … drzwi wejściowe obrażającymi księży epitetami. Miejscowy proboszcz za pieniądze „z tacy” drzwi odnawia i nawołuje do modlitwy za wandali. Piękne i ewangeliczne.
W Częstochowie wandale odrąbali dłonie figurze Matki Bożej. Proboszcz za pieniądze parafii figurę odnowi (tak zapowiedział) i modli się za sprawców. To tylko dwa przykłady z całej serii „wypadków”, które zdarzają się w Polsce coraz częściej.
Oczywiście Jezus wezwał nas do miłości nieprzyjaciół. Ale przecież to nie chodzi o drzwi czy święty dla nas wizerunek. To chodzi także o nas – jak my w tej trudnej rzeczywistości się odnajdujemy.
Moim zdaniem, oprócz modlitwy jest potrzebna głęboka wielkopostna refleksja. I konkretna praca. Działanie. Zgodnie z wezwaniem „ora et labora”.
Popatrzmy na Żydów i państwo Izrael. Samo „ora” czyli modlitwa nie zapobiegła holokaustowi. Ale ambitna praca państwa i społeczeństwa („labora”) uczyniła z maleńkiej republiki niemal mocarstwo. Przynajmniej w nauce, technice i finansach.
My – świeccy katolicy – na kolanach, bez pracy nie uzdrowimy Kościoła. Musimy pomóc księżom podnieść głowę, wykluczyć „czarne owce” i … budować przyszłość dla kolejnych pokoleń. Choćby w formule Kongresu Katoliczek i Katolików czy poprzez wiele innych przedsięwzięciach, jakie powstają oddolnie.
Za kryzys w Kościele także my jesteśmy odpowiedzialni – a może i winni? To nasze dzieci i wnuki są kapłanami, braćmi i siostrami zakonnymi, a potem niektórzy stają się nawet biskupami. Może nie interesowało nas, co się dzieje w seminariach, nowicjatach podczas ich formacji? Może także nie pytamy, co dzieje się na ministranckich zbiórkach, próbach scholii, wyjazdach na rekolekcje czy oazy? A lekcje religii? Kto z nas porozmawiał o ich treści z młodzieżą a następnie z katechetą?
Krytyka – nawet słuszna i konieczna – bez działania nic nie zmieni. Sytuacja w Polsce przypomina zarzewie konfliktu religijnego. Moje pokolenie korzystało z przykościelnych nieogrzanych ciasnych salek. Po lekcjach w szkole rodzice pilnowali nas, abyśmy uczęszczali na katechezę właśnie tam. Zamiast na boisko czy podwórko. (Internetu oczywiście jeszcze nie było!). Ja miałem szczęście. Do dziś jestem wdzięczny obecnemu księdzu seniorowi Zenonowi Starszakowi za przykład życia chrześcijańskiego, który nam dawał jako człowiek i jako kapłan. Takich księży w moim dość długim życiu spotkałem jeszcze kilku, ale ten z okresu mojego dojrzewania zadecydował prawdopodobnie o tym, że pozostałem w Kościele do dzisiaj. Pomimo Kościoła i moich słabości i grzechów.