Byłem ostatnio na chrzcie w jednej z parafii niedaleko na północ od Krakowa. Była to szczególna Msza Święta. Ponieważ był piękny słoneczny dzień, Msza była na zewnątrz. Bo tak jest bezpiecznej w czasie tlącej się pandemii.
Proboszcz na samym początku rozdał dzieciom kolorowe książeczki, żeby się nie nudziły. Potem poprosił wszystkich, żeby się uśmiechnęli. Z księdza emanowała życzliwość do ludzi. Napominał wiele razy, żeby na siebie uważać, szczególnie teraz w czasie wakacyjnym, żeby jechać ostrożnie z troską o siebie i o innych. Przy znaku pokoju podkreślając, że jego rodzice, gdy był małym chłopcem, zabraniali mu rozglądać się w czasie Mszy dookoła, kazał się rozglądnąć i nie podając rąk z uwagi na pandemię, uśmiechnąć się do siebie życzliwie. Podczas komunii prosił o stworzenie dwóch osobnych kolejek: dla przystępujących do komunii „do rąk” i dla tych „do ust”. Dla jednej grupy był szafarz, dla drugiej sam ksiądz, który dezynfekował ręce. W czasie ogłoszeń, mówiąc o godzinach otwarcia kancelarii, podkreślił, że także poza tym czasem zaprasza wszystkich do siebie na kawę z kakao i z cynamonem.
Potem, już po błogosławieństwie, była adoracja. I padły bardzo głębokie słowa o świętości osób zajmujących się bliźnimi z niepełnosprawnościami. Ksiądz używał słów tak, aby podkreślić godność ludzi.
Następnie odbył się chrzest. W Kościele, bo ksiądz podkreślił, że dzieci zasługują na chrzest w świętej przestrzeni. Dla dzieci, także dla rodzeństwa nowo ochrzczonego dziecka miał plecaczki pozostałe po dniach Młodzieży, czym sprawił wielką radość. Potem dziękował obecnemu lekarzowi, że zawsze spieszy z pomocą dla parafian, gdy proboszcz tylko zadzwoni. Okazało się też, że parafia współpracuje z supermarketami, rozwożąc ludziom ubogim żywność, dla której niedługo upłynie termin przydatności, ale która jest bardzo dobra.
To jest parafia będąca prawdziwym przedsionkiem Królestwa Bożego. Bardzo potrzebujemy takich parafii, a gdyby było ich dużo, mielibyśmy trochę inny Kościół, bliższy Bogu.