Hasło naszej kampanii społecznej „Kościół wolny od polityki” często w popularnych intuicjach wiązane jest z tezą, która nie ma wiele wspólnego z myślą przewodnią tego projektu. Mianowicie z tego, że Kościół nie powinien być miejscem uprawiania polityki oraz z tego, że Kościół nie powinien angażować się w politykę, wywodzi się, że politycy argumentując pewne założenia programowe lub uzasadniając głosowanie w Parlamencie w określony sposób nie powinni odwoływać się do „wartości chrześcijańskich” czy „wartości katolickich”.
Postuluje się swego rodzaju wolność od religijnych (w polskim kontekście katolickich) wartości w dyskursie nad kierunkiem rozwoju państwa i nad kształtowaniem prawa.
Takie podejście godzi w fundamentalne zasady demokracji zakładające równość w głoszeniu poglądów i wolność religijną. Nie ma żadnego uzasadnienia dla rugowania z debaty publicznej argumentów z „wartości katolickich” czy „wartości chrześcijańskich” wskazując na ich niezobiektywizoawny, nienaukowy i ideologiczny rodowód..
Wszystkie wartości i tezy o tym jak być powinno mają przecież taki charakter. Nikt jednak nie głosi potrzeby wolności od wartości liberalnych w debacie publicznej, które opierają się na wierze w istnienie niepoznawalnych naukowo i niezależnych od czynnika ludzkiego praw człowieka. Nikt również nie głosi potrzeby usunięcia z debaty publicznej wartości lewicowych mających oparcie w filozofii marksistowskiej z jej – jak by nie patrzyć – opierającym się na wierze założeniem, że cały proces ewolucji społeczeństwa zmierza i powinien zmierzać do budowy raju na ziemi w postaci komunizmu. Świat polityki żądzony jest wartościami i ideologiami, a głoszenie konieczności usunięcia jednej z nich z debaty publicznej godzi w podstawowe zasady demokracji (poza dyskusją pozostają oczywiście idee skompromitowane przez historię takie jak np. nazizm).
Tekst pochodzi z numeru 21/10.11.2023 Naszego Tygodnika – gazetki projektu społecznego „Kosciół wolny od polityki”. Cała gazetka TUTAJ