Jedno z najczęściej pojawiających się obecnie pytań o stan Kościoła w Polsce dotyczy obecności w nim, a właściwie nieobecności młodych. Na ile ich spojrzenie na świat różni się od spojrzenia osób, które wyrastały kilka dekad temu, w buncie przeciwko niesprawiedliwości, wszechobecnej cenzurze, zniewoleniu umysłów i zakłamaniu?
Ciągle mam w pamięci, koncert Jacka Kaczmarskiego, Przemysława Gintrowskiego i Zbigniewa Łapińskiego, który miał miejsce na początku lat 80-tych w klubie studenckim Spirala w Gliwicach. Próbuję zestawić go z wydarzeniem z ostatnich dni, w którym trzech młodych muzyków: Maciej Kaczor, Jan Szpor oraz Jakub Skwarzec z pasją i zaangażowaniem wcielili się w rolę swoich protoplastów. Występ, podobnie jak ten sprzed lat, przyjęty został entuzjastycznie przez w większości równie młodą widownię i zakończył się owacjami na stojąco. Doświadczenie to prowokuje do postawienia pytań nie tylko o kondycję młodzieży, ale także o to, jaką odpowiedź da nowe pokolenie na wyzwania, które niesie z sobą spolaryzowany świat. Czy teksty Jacka Kaczmarskiego, które inspirowały w przeszłości i wybudzały z letargu w nienaruszalnym, wydawałoby się, systemie, nabiorą nowych znaczeń? Jakie struny poruszają lub poruszą w sercach młodych słowa „bo źródło, bo źródło wciąż bije”?
Źródło w naturalny sposób kojarzy się z czystą, nieskażoną wodą, o jaką w dzisiejszym świecie coraz trudniej. Szukając miejsc, z których wypływa, spoglądamy gdzieś w górę. Tam, w załomach szczytów pokrytych często lodem pojawiał się nurt wody, którą ludzie od dawna potrafili ująć w system kanałów, zarówno podziemnych jak i nadziemnych, a następnie dostarczać do oddalonych o dziesiątki kilometrów miejsc zamieszkania. Konstrukcje akweduktów powstały w wielu starożytnych miastach, takich jak Niniwa, Korynt, Ateny, Rzym. Kluczową rolę w ich poprawnym funkcjonowaniu odgrywał nienaruszony na całej jego długości grawitacyjny system spływu wody.
W Kościele obraz akweduktów nabiera nowych znaczeń. Przerwanie przęseł łuków rozpiętych pomiędzy kolejnymi słupami sprawia, że woda dająca życie wspólnoty wypływa w zupełnie nieoczywistych miejscach. Ludzie odchodzą z pustymi naczyniami z miejsc, gdzie wody było jeszcze do niedawna w bród.
Brak konserwacji arkadowych mostów lub podziemnych przepustów już w przeszłości stanowił poważny problem i z tego powodu prawie połowa wody nie dopływała do miejsca przeznaczenia. Stan erozji budowli, jaką dostrzegamy w Kościele, jest przedmiotem zainteresowania ludzi zarówno wierzących, jak i tych stojących z boku. Dla części osób zdecydowanie dobrze życzących Kościołowi było oczywiste przez jakiś czas, że wskazanie miejsc wycieku wody, widocznych pęknięć konstrukcji doprowadzi do wspólnej pracy, mającej na celu gruntowną modernizację uszkodzonych części.
Z rozmowy Zbigniewa Nosowskiego, Justyny Guzik, Marka Kity oraz Tomasza Terlikowskiego na łamach „Więzi” w panelu „Katolicyzm po rozpadzie” wynika, że sytuacja się zmieniła. W ich opinii stan świadomości zachowawczej części świeckich i duchownych uniemożliwia gruntowną naprawę Kościoła. Obecnie, jak prognozuje Zbigniew Nosowski, zawalenie się konstrukcji kościelnej struktury jest nieuchronne, stąd nie warto tracić czasu na dalsze próby zahamowania tego procesu. Na pytanie, co w tej sytuacji robić, rozmówcy nie dają łatwych odpowiedzi.
Czasem obserwując zaangażowanie części młodych w różnego typu akcje pomocowe, społeczne, ekologiczne i inne, mamy przekonanie, że to źródło wciąż bije. Odnajdujemy je w miejscach innych niż dotychczas, co nie zmienia faktu, że ma ono swoją moc. To „woda żywa” z niego wypływająca, jak to ujął w tekście Jacek Kaczmarski:
„Groty w skałach wypłucze, żyły złote odkryje Bo źródło, bo źródło wciąż bije”. Jesteśmy w sytuacji nomadów przemieszczających się z miejsca na miejsce w poszukiwaniu wody. Na szczęście źródło, z którego ona wypływa, pozostaje niezmienne.