Był taki film, „Milczenie owiec”. Natomiast horror, który przeżywa dziś wielu nas, z powodzeniem mógłby nosić tytuł „Milczenie pasterzy”.
Sobotni wielkopostny poranek, za oknem jeszcze ciemno. Za mną wyszarpane skrawki snu, które zamiast regenerować, raczej tylko drażnią zmęczone ciało. „To bardzo adekwatne” – myślę sobie, mając w pamięci wysłuchane przed snem rozważania Drogi Krzyżowej. Chwilę później ganię w duchu samą siebie za porównanie swojego błahego przecież, chwilowego dyskomfortu po bezsennej nocy, do gehenny na Golgocie.
A jednak mnie boli. Kłuje w pamięci każda stacja, która w Dniu modlitwy i pokuty za grzechy wykorzystania seksualnego małoletnich była rozważana pod kątem zranionych w Kościele. Hasło „Wspólnota ze Zranionymi” wyryło się w moim sercu krwawymi literami: każde kolejne świadectwo w kontekście ujawnionych w minionym tygodniu zgorszeń w Kościele w Polsce jest jak smagnięcie biczem orającym do żywego.
Jesteśmy jak stado owiec skazane na rzeź. Zdjęci lękiem lgniemy do siebie, rozglądając się w poszukiwaniu ratunku, który nie nadchodzi. Pasterze rozpierzchli się, i niczym biblijni Adam i Ewa ukryli się w obawie przed własnymi wstydem i nagością. Oczekujemy ich powrotu albo chociaż niosącego otuchę okrzyku, każdy po swojemu. Jedni nawołują, becząc w niebogłosy, inni zastygają sparaliżowani strachem lub beznadzieją. Jeszcze inni opuszczają stado, biegną hen przed siebie w nieznane, nie wierząc już w ocalenie.
„Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci którzy się źle mają. Nie przyszedłem powołać do nawrócenia się sprawiedliwych, lecz grzeszników.”
(Łk 5, 31-32)
I tylko gdzieś w oddali, w tej czerni, widać nieśmiałe światło, które — jak głosi Słowo — może zamienić ciemność w południe. A hulający na halach wiatr zdaje się śpiewać: „Nie bój się, mała trzódko, bo nasycę twą duszę na pustkowiach”.
1 Komentarz
[…] Czytaj też: Milczenie pasterzy […]