
Znajomy ksiądz wysłał mi przekazywany w sieci spis zaleceń wyborczych dla katolików pytając, co o tym myślę. Odpowiedziałem, że to fundamentalne nieporozumienie, czym jest Kościół. Ciągle wielu ludzi Kościoła upatruje jego roli w funkcji organizatora życia innych niż my sami, ale według naszych wyobrażeń. Autorzy tego rodzaju zaleceń muszą widzieć Kościół jako instytucję quasi-państwową, jednocześnie pełniącą funkcję partii politycznej. Taką przewodnią siłę narodu i państwa.
Papież Franciszek starał się leczyć każdego człowieka w indywidualnej sytuacji. Uciekał od gorsetu norm, zakazów i nakazów. Na tym też polegała Chrystusowa rewolucja, która zmieniała abstrakcyjne prawo w odniesienie się do indywidualnego człowieka.
Zadania Kościoła i państwa są zupełnie różne. Państwo musi mówić językiem norm prawnych. Kościół musi się pochylać nad każdym człowiekiem, niosącym swój indywidualny ciężar, zawiniony lub niezawiniony. Kościół zajmuje się relacją człowieka do Boga. Zalecenia wyborcze są dowodem upadku Kościoła jako autorytetu. Nie mogąc przekonać ludzi do swoich racji, Kościół sięga po państwową władzę miecza.
Poglądy na prawo karne, kształt edukacji, prawne regulacje małżeństwa mogą być przeróżne w wolnym społeczeństwie. Bardzo rzadko ich określony kształt może stawiać człowieka wierzącego przed konfliktem sumienia.
Kościół ma pomóc ludziom w osiągnięciu zbawienia.
W wyborach należy się kierować szacunkiem do innych i odrzucić tych, którzy na sianiu nienawiści starają się zbudować swoje poparcie wyborcze. To jedyne zalecenie dla katolickich wyborców. Niby mało, a jednak bardzo dużo.