Granica Polski z Białorusią staje się znów miejscem zapalnym. Nie ma w tym nic dziwnego. W Europie trwa wojna, która ma wiele postaci. Wywoływanie fal migracyjnych przez Moskwę, przy wasalnej asystencji Białorusi Łukaszenki, ma na celu zdestabilizowanie Europy. Nasilenie tych działań następuje nie przez przypadek przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, które niestety w ocenie Putina są ważniejsze niż dla wielu mieszkańców Unii.
Putin rozumie znaczenie Parlamentu Europejskiego i bardzo chce, żeby tam znalazło się możliwie wielu przedstawicieli eurosceptycznych lub jawnie antyeuropejskich sił. Wywoływanie presji migracyjnej jest częścią wojennej strategii Putina. Dlatego jego najemnicy nakręcają konflikty w Afryce. Dlatego samoloty przywożą uchodźców, stanowiących inną odmianę mięsa armatniego. Los indywidualnego człowieka nie ma dla Putina znaczenia.
Problem granicy jest dla mnie bardzo trudny (muszę przyznać zresztą, że w ogóle coraz trudniej jest ogarnąć naszą rzeczywistość). Sam wielokrotnie pisałem teksty sprzeciwiające się łamaniu prawa przez poprzednią władzę. Mam kłopot z odpowiedzią na pytanie, co się zmieniło i czy milczenie obecnie nie jest rodzajem hipokryzji. Do tego problemu (własnej hipokryzji) jeszcze wrócę. Natomiast ocena, co się dzieje na granicy, nie może być oderwana od sytuacji wojny, w której de facto się znajdujemy. Ani Polska, ani Unia nie może pozwolić na otwarcie granicy z Białorusią i Rosją. Idea Europy bez granic może działać jedynie wobec obszaru opartego na tych samych wartościach i podstawach kultury prawnej. Faktyczny stan wojny zmienia całkowicie optykę. Granica musi stanowić barierę przed napływem osób mogących zdestabilizować państwo.
Prawo imigracyjne nie jest dostosowane do czasu wojny. Nie było ono dostosowane do sytuacji, gdy uchodźcy przez państwo jawnie wrogie używani są jako broń. Wojna hybrydowa stanowi wyzwanie. Formalny pokój i nieformalna wojna nie są ujęte w prawie w sposób pozwalający na adekwatną reakcję. Państwo reaguje zatem nieadekwatnie, bo reaguje hybrydowo, a to zderza się z nieadekwatnym prawem.
Ofiarami tego stanu rzeczy stali się żołnierze. Armia z istoty nie nadaje się do pełnienia funkcji policyjnych. Służy do prowadzenia wojny. Żołnierze postawieni na straży granicy, niewyposażeni w adekwatne do takich zadań uprawnienia, zostają narażeni na nieakceptowalne ryzyka prawne i faktyczne. Ci, którzy ostrzegawczo zaczęli strzelać w sytuacji zagrożenia, nie raniąc nikogo, są wyprowadzani w kajdankach. Żołnierz, który zachował się zgodnie z procedurami, właśnie umarł w wyniku pchnięcia nożem osadzonym na kiju.
Do takiego stanu nie wolno dopuszczać. Albo państwo zidentyfikowało zagrożenie jako na tyle istotne, że konieczne jest użycie wojska z wszystkimi konsekwencjami tego faktu, albo użycie wojska jest nieuprawnione. Przerzucanie konsekwencji hybrydalności konfliktu na żołnierzy jest niedopuszczalne.
Istniejąca sytuacja zmusza do postawienia pytania, co robić z uchodźcami, którzy w większości chcieliby tylko żyć szczęśliwie z daleka od wojny. Nie ma prostej odpowiedzi. Nie wolno dopuścić do tego, aby osoby; które znalazły się na terytorium Polski, były traktowane poniżająco i pozostawione bez opieki. Nie można jednak także dopuścić do tego, że presja imigracyjna będzie narastać. Być może rzeczywiście jedynym rozwiązaniem jest model brytyjski, zakładający deportację imigrantów do krajów afrykańskich, z którymi podpisano by odpowiednie umowy i tam rozpatrywanie wniosków azylowych. Należy nadać temu wszystkiemu ramy prawne, zagwarantować bezpieczeństwo, ale równocześnie nie dopuścić do zwiększania presji migracyjnej.
Niestety nie jest realne stwierdzenie, że można obronić granicę bez użycia adekwatnego przymusu fizycznego. Powstaje tu naturalne napięcie między koniecznością szanowania każdego człowieka a ochroną granicy w warunkach wojny, niezbędną dla utrzymania w Europie demokratycznego ładu. To wszystko określa ramy działań prawa i polityki. Nie wolno jednak zignorować prawa.
Konieczne jest współdziałanie zarówno na szczeblu europejskim i krajowym. Niezbędna jest współpraca z Frontexem, którą odrzucał PiS. Niezbędne jest jak najszybsze adekwatne do zagrożeń uregulowanie podstaw prawnych działania służb w warunkach hybrydowych. Należy stworzyć ramy pozwalające organizacjom humanitarnym nieść pomoc. Organizacje takie stanowią nieodzowny komponent humanizacji systemu. Konieczne są niezależne sądy kontrolujące władzę. PiS nie spełniał tych wszystkich wymogów, przyznając sobie prawo do bezprawnych działań przy jednoczesnym unikaniu odpowiedzialności. Demokratyczna władza zawodzi także.
Ale krytykując warunki na granicy, nie możemy też stracić realnej oceny sytuacji i jej wojennego kontekstu. Jednym z celów Łukaszenki jest wywoływanie permanentnego konfliktu w kraju będącym przedmiotem hybrydowej agresji. Ten konflikt pojawia się z jednej strony wtedy, gdy organizacje niosące pomoc, dziennikarze i środowiska opiniotwórcze formułują postulaty, których państwo z uwagi na podstawowe wymogi bezpieczeństwa nie może spełnić w warunkach konfliktu, a z drugiej strony, gdy państwo działa nietransparentnie, naruszając prawo, nie tworząc adekwatnych i prawidłowo przyjętych podstaw prawnych działania służb i procedur imigracyjnych w warunkach wojny hybrydowej, niszcząc także niezależność władzy sądowniczej. Moja krytyka PiS dotyczyła przede wszystkim tego aspektu. Nowa władza weszła w stan zastany i zbyt mało zrobiła, aby go zmienić. Stąd nieszczęsne i systemowo nierozwiązane problemy dotyczące żołnierzy, na których przerzucono ciężar zaniechania stworzenia odpowiednich ram przez państwo.
Nie cierpię, gdy polityk określa się jako chrześcijański. Stawia go to przed wyzwaniem, któremu jako polityk nie zdoła sprostać. Nieuchronnie staje się hipokrytą. Wszyscy musimy sobie zdać sprawę, że nie ma tu dobrych rozwiązań. Transparentne państwo prawa, szanujące ludzi. z niezależnym sądownictwem, używające służb zgodnie z ich przeznaczeniem, nieprzerzucające ciężaru swojej niemocy na żołnierzy, niewpadające w drgawki z powodu kryzysu poradzi sobie w takiej sytuacji. Wymaga to od nas wszystkich więcej zrozumienia, współpracy, uznania komplementarności państwa i organizacji pozarządowych. A my musimy zrozumieć, że jest wojna, stan przynoszący największe wyzwanie moralne.