KONGRES Katoliczek i Katolików

Nasze opinie

Medytacja z okazji Niedzieli Słowa Bożego

Medytacja z okazji Niedzieli Słowa Bożego

W niedzielę 21 stycznia, po raz piąty w całym Kościele, była obchodzona Niedziela Słowa Bożego. Franciszek ogłosił ustanowienie Niedzieli Słowa Bożego w Liście Apostolskim z 30 września 2019 r. Dokument został podpisany w 1600. rocznicę śmierci św. Hieronima, który przetłumaczył Pismo święte z greki na łacinę. Niedziela Słowa Bożego obchodzona jest w III niedzielę okresu zwykłego. Pismo święte jest żywą księgą, w której Kościół odnajduje słowa swojego Pana, jest księgą, nad którą Kościół nieustannie medytuje, rozważa i próbuje znaleźć odpowiedzi na nurtujące go pytania. Ale jest jednocześnie księgą trudną do właściwej interpretacji, wymagającą odpowiedniego klucza do analizy. Jeżeli tego klucza nie zastosujemy albo co gorsze, nie chcemy się nim posłużyć, wówczas można odczytać Pismo św. zupełnie inaczej aniżeli jego prawdziwe przesłanie.

Przykładem tego może być fragment Ewangelii według św. Marka 3, 31 – 35 i odpowiedź Jezusa: „Któż jest moją matką i [którzy] są moimi braćmi”. Według niektórych odpowiedź Jezusa jest arogancka, wydaje się, że Jezusowi nie zależy na relacjach rodzinnych, że bagatelizuje je, nie chce nawet wyjść do czekających na Niego Matki i braci.

Aby zrozumieć wypowiedź Jezusa o matce i braciach, należy cofnąć się o kilka wersów.

Jezus niezrozumiany przez swych bliskich (3,20 – 21)

Potem przyszedł do domu, a tłum znów się zbierał, tak że nawet posilić się nie mogli. Gdy to posłyszeli Jego bliscy, wybrali się, żeby Go powstrzymać. Mówiono bowiem: „Odszedł od zmysłów”.

Jedną z charakterystycznych dla Marka technik jest układanie opowiadań w „kanapkę”, tak by jedno rzucało jakieś nowe światło na pozostałe. W tym przypadku Marek tworzy jeden blok z trzech scen. Pierwsza i trzecia z nich ukazują, że Jezus pozostaje niezrozumiały dla swojej rodziny, a w drugiej pojawiają się poważne oskarżenia przeciw Niemu, skierowane przez władze religijne. Po ustanowieniu Dwunastu Jezus wraca do domu, czyli domostwa Piotra i Andrzeja w Kafarnaum, które obrał jako punkt wypadowy. Tym razem natłok ludzi jest tak wielki, że Jezus i Jego uczniowie nie są w stanie zadbać o swoje potrzeby, nawet o jedzenie. Ażeby zrozumieć reakcję bliskich, trzeba wiedzieć, jak wielkie znaczenie u starożytnych Żydów miały więzy rodzinne. Jednostka funkcjonowała wyłącznie jako część rozszerzonej rodziny, a każde jej działanie odbijało się na całej rodzinie. W takim kontekście jakiekolwiek splamienie honoru rodziny spotykało się z surową karą. Ponieważ Józef, przybrany ojciec, już nie żył, wujkowie i starsi kuzyni byli zapewne przekonani, że Jezus pozostaje pod ich opieką i odpowiada za swoje czyny przed nimi. Słysząc o całym zamieszaniu wokół Jezusa, krewni czuli się zobowiązani, aby wybrać się do Niego i powstrzymać Go. Z ich punktu widzenia Jezus powinien wrócić do domu, robić krzesła i stoły, nie zaś przyciągać do siebie rzesze chorych i opętanych ludzi, nie mówiąc o wrogości przywódców religijnych. Postępowanie krewnych z pewnością było podyktowane chęcią chronienia Go. Rozchodziły się bowiem wieści, że odszedł od zmysłów, co oznacza, że Jego cudotwórcza działalność wydawała się świadczyć o niezrównoważeniu umysłowym. Ponieważ choroby umysłowe często uznawano za wynik działania złych duchów, podejrzenia te można uznać za lżejsza wersję oskarżeń, jakie w następnym epizodzie przedstawią uczeni w Piśmie.

Oskarżenia o współpracę z diabłem ( 3, 22 – 30)

A uczeni w Piśmie, którzy przyszli z Jerozolimy, mówili: „Ma Belzebuba i mocą władcy złych duchów wyrzuca złe duchy.

Wtedy przywołał ich do siebie i mówił im w przypowieściach: „Jak może szatan wyrzucać szatana? Jeśli jakieś królestwo jest wewnętrznie skłócone, takie królestwo nie może się ostać. I jeśli dom wewnętrznie jest skłócony, to taki dom nie będzie mógł się ostać. Jeśli więc szatan powstał przeciw sobie i jest ze sobą skłócony, to nie może się ostać, lecz koniec z nim. Nikt nie może wejść do domu mocarza i sprzęt mu zagrabić, jeśli mocarza wpierw nie zwiąże, i dopiero wtedy dom jego ograbi.

Zaprawdę, powiadam wam: wszystkie grzechy i bluźnierstwa, których by się ludzie dopuścili, będą im odpuszczone. Kto by jednak zbluźnił przeciwko Duchowi Świętemu, nigdy nie otrzyma odpuszczenia, lecz winien jest grzechu wiecznego”. Mówili bowiem: „Ma ducha nieczystego”.

W sam środek relacji o rodzinnych konfliktach został wstawiony epizod, w którym pojawia się o wiele bardziej złowrogie oskarżenie. Pojawiają się uczeni z Jerozolimy – „grube szychy”, być może wysłane przez stołeczne władze w celu zbadania plotek na temat cudotwórcy z Nazaretu. Wydają kategoryczny werdykt: „Ma Belzebuba i mocą władcy złych duchów wyrzuca złe duchy”. Jezus, zamiast obrazić się, odpowiada im z cierpliwością i łagodnością, wykorzystując przypowieści i analogie, by krok po kroku zbić ich oskarżenia. Jezus przywołuje uczonych w Piśmie, chce bowiem skonfrontować się z nimi twarzą w twarz. Odpowiada (w odwrotnej kolejności) na dwojakie oskarżenia: że jest opętany przez szatana i dokonuje egzorcyzmów za pomocą demonicznej magii. Po pierwsze, stwierdzenie, że Jezus wykorzystuje siły diabelskie do wyrzucania złych duchów, zostaje zdyskredytowane przez swą absurdalną nielogiczność. W trzech paralelnych zdaniach Jezus porównuje szatana do władcy królestwa lub pana domu, który działa naturalnie z własnym interesem. Gdyby szatan prowadził za pomocą Jezusowych egzorcyzmów wojnę przeciwko własnym podwładnym, jego królestwo szybko by upadło. Następnie Jezus przedstawia analogię do włamania tym razem, by wyjaśnić, co sam czyni. Szatan zostaje porównany do mocarza, który jest pewien, że dobrze strzeże swej własności – ludzi przez siebie opętanych. Określając takie osoby jako sprzęt szatana, Jezus sugeruje, że Zły zdobył w ich duszach realny, choć bezprawny przyczółek. Nikt nie może wyzwolić się z niewoli, jeśli wpierw nie zwiąże szatana. Jezus wdarł się na terytorium Zła i obezwładnił jego władcę, by móc splądrować jego włości. Tak jak zapowiedział Jan Chrzciciel, Jezus jest „mocniejszym”, który jako jedyny ma moc spętania szatana i wyzwolenia tych, którzy cierpią pod jego tyrańskimi rządami. Wreszcie Jezus odnosi się do pierwszego zarzutu uczonych w Piśmie św., że mianowicie ma Belzebuba. Odpowiedział nie przypowieścią, a twardym ostrzeżeniem. Zwrot „zaprawdę”, czyli Amen oznacza po hebrajsku „niech tak będzie” i jest używany na zakończenie modlitw jako potwierdzenie ich treści. Jezusowy zwyczaj mówienia „zaprawdę” na początku jakiegoś uroczystego stwierdzenia oznacza starotestamentalne „Na moje życie – wyrocznia Pana”. Zwrot ten używany był jako wstęp do najbardziej uroczystych ostrzeżeń formułowanych przez Boga. Tutaj chodzi przede wszystkim o potwierdzenie tego, że odpuszczone będą wszystkie grzechy, nawet bluźnierstwa, które stanowią najpoważniejsze przewinienia, są bowiem wymierzone przeciwko Bogu. Bluźnierstwo polega na znieważeniu imienia Bożego lub nadużycia go. Jednak każdy, kto bluźni przeciwko Duchowi Świętemu, nie otrzyma odpuszczenia. Na czym to bluźnierstwo polega? W kontekście tego fragmentu oznacza ono, że w zatwardziałości swojego serca buńczucznie odmawia się rozpoznania danego działania jako Bożego, a następnie przypisuje się złym mocom dobre dzieła czynione przez Jezusa w mocy Ducha. Jest to zatem zamknięcie drzwi Duchowi, niepozwalające Mu dokonać w nas wewnętrznego nawrócenia. Osoby uparcie trwające w takiej dobrowolnej ślepocie nie chcą się nawrócić i przyjąć przebaczenia, jakie ofiaruje Bóg w Jezusie. Marek wprost wiąże to bluźnierstwo przeciwko Duchowi Świętemu z wysuniętym przez uczonych w Piśmie oskarżeniem. Jezus nie stwierdza, że uczeni już dopuścili się grzechu przeciwko Duchowi, ale ostrzega ich przed poważnym niebezpieczeństwem, jeśli nie otworzą się na działanie Ducha.

Prawdziwa rodzina Jezusa (3, 31 – 35)

Tymczasem nadeszła Jego Matka i bracia i stojąc na dworze, posłali po Niego, aby Go przywołać. A tłum ludzi siedział wokół Niego, gdy Mu powiedzieli: „Oto Twoja Matka i bracia na dworze szukają Ciebie”. Odpowiedział im: „Któż jest moją matką i [którzy] są moimi braćmi?” I spoglądają na siedzących dookoła Niego, rzekł: „Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten jest Mi bratem, siostrą i matką”.

Po opisie incydentu z uczonymi w Piśmie Marek wraca do relacji krewnych Jezusa, którzy wyruszyli, by Go powstrzymać. Tym razem jest wprost mowa o Jego Matce i braciach. Zasiadający tłum wokół Jezusa jest tak wielki, że nie mogą się do Niego dostać. Marek podkreśla kontrast pomiędzy rodziną Jezusa a otaczającymi Go słuchaczami, dwukrotnie zapisując, że Jego krewni stali na dworze. Przekazując Mu informację przez tłum spodziewali się, że kiedy usłyszy, iż krewni Go wołają, natychmiast przerwie swój wywód i wyjdzie do nich. To jedyny raz w Ewangelii Marka, gdy na scenie pojawia się Maryja, Matka Jezusa. Ewangelista nie wspomina, czy podzielała opinię, że Jezus odszedł od zmysłów. Epizod ten sugeruje jednak, że nie rozumiała w pełni znaczenia misji swojego Syna. Tak jak inni musi Ona wzrosnąć w rozumienie Bożej tajemnicy, którą można przeniknąć dzięki wierze. Maryja zostaje wezwana do swoistego oderwania się od swojej doczesnej relacji z Jezusem, tak by Jej wiara dojrzała do przyjęcia o wiele bardziej doniosłej roli w nowej rodzinie, jaką ustanawia Jezus. W kulturowym kontekście judaizmu I wieku ta wypowiedź musiała zabrzmieć szokująco. Stanowi ona zapowiedź zasady, że więzi rodzinne, tak silne w społeczeństwie żydowskim, nie mogą być silniejsze od bycia uczniem i chrześcijaninem. Jezus patrzy na siedzących wokół Niego ludzi wzrokiem pełnym miłości i czułości: Oto moja matka i moi bracia. W ten sposób wynosi ich do niespodziewanej pozycji: nie są tylko jego naśladowcami, ale stanowią Jego rodzinę. Ustanawia On nową rodzinę, rodzinę Bożą, której członkowie są zjednoczeni wokół Jezusa więzami miłości, zażyłości i lojalności, o wiele silniejszymi niż jakiekolwiek oparte na więzach krwi. Czyniąc tak, Jezus nie odrzuca swej doczesnej rodziny, ale raczej ustanawia nowe podstawy dla ich wzajemnych relacji. Świadectwem, że Jego bracia zaakceptowali nowe zasady, jest ich działalność w starożytnym Kościele (Dz 1, 14; 1 Kor 9, 5; Ga 1, 19).

Marek nie napisał, co Jezus odpowiedział Matce i braciom; może tak albo całkiem podobnie: „Moja Matko i moi bracia, nie powrócę z wami do Nazaretu, nie będziemy chodzić po wzgórzach Galilei, nie będę robił mebli, jak nauczył mnie Józef, nie zestarzejemy się razem i nie będę cieszył się wnukami. Dziękuję za wasze starania, ale jak udowodniłem uczonym w Piśmie, nie jestem opętany i nie mam Belzebuba w sobie. Moim powołaniem otrzymanym od mojego Ojca jest utworzenie czegoś nowego. Ja wiem, że rodzina może zniewolić jej członka, rodzina może wystąpić przeciwko rodzinie, rodziny organizują się w plemiona, a te w narody i toczą wojny z niewiadomych przyczyn. Dlatego przyszedłem ogłosić Królestwo Mojego Ojca, w którym wszyscy są braćmi i siostrami, wszyscy ludzie wszystkich miejsc i czasów mają dostęp do Niego. Przepraszam, że do was nie wyszedłem, ale tłum był tak wielki, że nie zdołałem wyjść. Ale muszę ich nauczać, na jakich fundamentach opiera się nowa rodzina mesjańska. Dziękuję wam, moi bracia, że będziecie stanowić o żywotności pierwotnego Kościoła, a Ty, Matko, będziesz matką wszystkich wierzących”.

O autorze

Marek Dziemba

Zostaw komentarz