KONGRES Katoliczek i Katolików

Nasze opinie

Fryderyk Zoll: Szczepan Twardoch i „Zielona granica”

Fryderyk Zoll: Szczepan Twardoch i „Zielona granica”

W „Gazecie Wyborczej” ukazała się krytyczna, ale rzeczowa recenzja filmu Agnieszki Holland napisana przez Szczepana Twardocha. Krytyka ta zasługuje na szacunek jako dokonana przez kogoś, kto film obejrzał i podjął dyskusję o jego głównym przesłaniu, wyraźnie odcinając się od chóru oszczerców, którzy filmu nie widzieli, ale nie przeszkadza im to w rzucaniu najpodlejszych oskarżeń.

Sam filmu jeszcze nie znam, nie mogę więc oceniać tekstu „Gazety Wyborczej” jako recenzji, ale chciałbym się odnieść do twierdzeń Twardocha dotyczących istoty sporu o imigrację. Twardoch bezwzględnie i trafnie oddziela obowiązek pomocy indywidualnemu imigrantowi – uważa, że człowiekowi jako takiemu należy udzielić wsparcia – od problemu samej imigracji. Wskazuje na konflikt interesów w społeczeństwie. Główną tezą jest to, że inteligentom i ludziom z wyższych klas społecznych pomoc na granicy przychodzi łatwo, bo imigracja jest im na rękę. Dzięki niej zyskują tanich pracowników i mogą sobie pozwolić na więcej. Samozadowoleni z tego, co robią (Twardoch odnosi się krytycznie do rozmów przeprowadzonych przez Mikołaja Grynberga w pracy Jezus umarł w Polsce), nie tyle troszczą się o imigrantów – a ci i tak głosu nie mają – ile o własne poczucie moralnego spełnienia. Cały ciężar ponoszą natomiast osoby, które Twardoch zalicza do klas ludowych. Osoby te konkurują na rynku z imigrantami i ich sytuacja się pogarsza. Twardoch argumentuje ponadto, że mamy prawo żyć wśród ludzi podobnych do nas, państwo zaś definiuje siebie przez bronioną granicę i bez niej go po prostu nie będzie.

Śląski pisarz stawia tu zasadnicze pytania o wolność, państwo, konflikt interesów, a jego tekst stanowi wyzwanie dla każdego chrześcijanina. Stanowisko Twardocha też zresztą nie jest wolne od partykularyzmu. Ktoś, kto tak mocno identyfikuje się z konkretną kulturą mniejszościową, nie może się nie obawiać, że wielokulturowy świat ją rozwodni. Nikt nie jest całkowicie obiektywnym obserwatorem. W naszych postawach, sądach moralnych i ocenianiu innych zawsze gdzieś na końcu dochodzimy do własnego indywidualnego interesu.

Czy samozadowolenie inteligenta, który pomógł drugiemu człowiekowi, jest czymś złym? Pomaganie daje satysfakcję. Wiele razy opisywałem, jak jestem szczęśliwy, gdy z kolejnym transportem jadę do Ukrainy. Tak jesteśmy skonstruowani jako ludzie. Czy ktoś, kto pomagając na granicy, odczuwa spełnienie, zmniejsza przez to wartość moralną swojej postawy? Nie sądzę. To dobrze, że pomaganie jest przyjemne. Warunkiem moralności naszego postępowania nie jest przecież jednoczesne samoudręczenie. Pomagając indywidualnemu człowiekowi w egzystencjalnej potrzebie, robimy to, co należy.  Ogólnopolityczne aspekty tej pomocy nie mają znaczenia.

Problemem, który powstał na białoruskiej granicy, nie jest restrykcyjna czy liberalna polityka imigracyjna, ale zapanowanie bezprawia. Strażnicy graniczni nie stoją tu przed wyborem: podporządkować się nieludzkiemu prawu czy ratować człowieczeństwo. Prawo nie wymaga stosowania ślepej przemocy, lecz przewiduje odpowiednie procedury, które na granicy białoruskiej zostały naruszone. Bezprawny rozkaz nie jest prawem. A takiemu bezprawiu chrześcijanin powinien się przeciwstawić, walcząc z jego nieludzkimi skutkami. Samozadowolony inteligent postępuje więc w pełni moralnie i legalnie, udzielając pomocy.

Spór o imigrację pokazuje jednak także, że polityk, który określa się jako chrześcijanin, staje przed nierozwiązywalnymi dylematami. Prawo z istoty jest abstrakcyjne, kreśli szerokie ramy i poza skrajnymi wypadkami ma się nijak do religii. Chrześcijaństwo natomiast realizuje się w indywidualnych zachowaniach, w których ma się na uwadze dobro każdego człowieka. Nikt nie może się powoływać na chrześcijaństwo, odmawiając pomocy. Niezgodne z chrześcijańską postawą są argumenty, że jeśli się pomoże jednemu, to przyjadą następni, że ludzie zamarznięci, cierpiący głód i pragnienie są niezbędni jako odstraszający przykład. Dla chrześcijanina takie rozważania w sytuacji in concreto nie są żadną wskazówką. Prawo staje się niechrześcijańskie, jeżeli wymusza lub pozwala na nieludzkie, odbierające godność traktowanie drugiego człowieka. Imigracja to wielkie wyzwanie dla polityków, którzy muszą uwzględniać różne interesy. Nigdy nie wolno im jednak podeptać godności człowieka.


Tekst pochodzi z numeru 17/4.10.2023 Naszego Tygodnika – gazetki projektu społecznego „Kosciół wolny od polityki”. Cała gazetka TUTAJ

O autorze

Kościół wolny od polityki

Nasz projekt jest odpowiedzią na problem zakulisowych koneksji urzędników państwowych i kościelnych w Polsce, które są sprzeczne z obowiązującym w niej prawem. Mimo że poruszamy tematy dotyczące państwa i Kościoła, nasz projekt ma charakter ogólnospołeczny, co oznacza, że nie będziemy w jego ramach agitować politycznie, partyjnie lub religijnie. Każdego tygodnia na naszej stronie będą pojawiały się spoty, w których pojawią się treści szczególnie ważne dla naszego projektu. Znajdziecie je w wielu miejscach w internecie.

1 Komentarz

    W nawiązaniu do tekstu oraz filmu ” Zielona granica” wydaje się, że obecny świat przelewa się jak woda, która wystąpiła z brzegów i nie zamierza zwracać uwagę na tworzone naprędce tamy. Dotyczy to w pierwszej kolejności, przepływu informacji i szybkiej komunikacja. Te jeśli nie są bezpośrednią przyczyną, gdyż ich jest z pewnością więcej, wszystkie sprawiają że nie da się zatrzymać naturalnego przepływu osób z krajów pogrążonych wojną lub ubóstwem do stref bezpieczniejszych i bogatszych. Obserwujemy to od lat zarówno na granicy Stanów Zjednoczonych z Meksykiem jak i na styku Azji, Afryki z Europą. Również sposób funkcjonowania globalnej ekonomii sprawia, że jesteśmy w coraz mniejszym stopniu ograniczeni przestrzenią wyznaczoną kiedyś przez te czy inne organizmy państwowe. W wielu zawodach takich jak IT, można powiedzieć, że granice przestały funkcjonować. Należy być świadomym, że obserwowanych procesów dziejących się na tak wielu polach, nie da się zatrzymać, na co zwrócił uwagę Papież Franciszek w swoim przemówieniu w Marsylii. To co możemy zrobić, to wybrać jeden z dwóch wariantów; segregację ze względu na przekonania, religię, zamożność z tworzeniem ekonomicznych gett lub pełną integrację uwzględniającą wielorakie wartości wnoszone przez przybywających z zewnątrz. Te dwa sposoby postrzegania świata, jak zauważa Papież, były w przeszłości błogosławieństwem lub przekleństwem dla krajów, które od wieków zamieszkiwały i zamieszkują tereny wokół morza Śródziemnego. Stanowiły bogactwo również ekonomiczne w sytuacji wzajemnej koegzystencji w duchu braku wrogości ( braterstwa) lub stawały się zarzewiem wojen, gdy jedna z grup próbowała zdominować inną. Wydaje się, że mimo realnych zagrożeń, jesteśmy skazani na niełatwy wybór.

Zostaw komentarz