KONGRES Katoliczek i Katolików

Nasze opinie

Spowiedź nieświęta

Spowiedź nieświęta

Oczekuję od mojego Kościoła radykalnej zmiany praktyki i dyscypliny Sakramentu pojednania. Zaklinanie rzeczywistości w postaci wołania, aby „konfesjonał nie był miejscem tortur, ale doświadczeniem miłosierdzia”, nie stanowi przeszkody dla szerzących się patologii, które są skutkiem obowiązującej nauki Kościoła w tym zakresie.

Przeżywany właśnie Okres Wielkanocny oraz zbliżający się czas I Komunii Świętej, które nieodłącznie wiążą się z koniecznością przystąpienia do spowiedzi, to dobra okazja do zajęcia zdecydowanego i otwartego stanowiska w kwestii tak ważnego sakramentu. Będzie to również praktyczne zastosowanie „Deklaracji wolności w Kościele Katolickim”, zaproponowanej przez Grupę „Relacje Duchowni-Świeccy” w ramach prac Kongresu Katoliczek i Katolików.

Indywidualna, uszna i systematyczna spowiedź w takiej formie, jaką obecnie znamy, jest wynikiem historycznego procesu. Jej początki można odnaleźć w pierwotnym Kościele, ale faktycznie powstała, gdy Eklezja miała już kilkusetletnią tradycję, która doskonale obchodziła się bez tej pobożnej praktyki. Spowiedź została oficjalnie zatwierdzona dopiero w XIII wieku, a jej rzeczywiste upowszechnienie jest już sprawą zupełnie świeżej daty. O ile jednak źródła biblijne i podbudowa teologiczna tego sakramentu są raczej solidne (choć nie wolne od kontrowersji), to już sposób jego sprawowania, warunki przystępowania i zakres zobowiązania do korzystania z niego może być przedmiotem swobodnej dyskusji i korekty w zależności od kontekstu społecznego, wiedzy o człowieku, etapu rozeznania Kościoła, stopnia dojrzałości chrześcijanina oraz jego różnorakich osobistych uwarunkowań.

Ten kontekst jest mianowicie ambiwalentny. Sakrament pojednania może być wartościową, wyjątkową, owocną i niedającą się niczym zastąpić praktyką, która oczyszcza, podnosi i wzmacnia chrześcijanina na jego ziemskiej drodze ku pełnemu zjednoczeniu z Bogiem. Może jednak też stać się (i jakże często tak się dzieje) narzędziem duchowej opresji, przyczyną psychicznego cierpienia, traum i chorób, miejscem utraty zaufania do Kościoła, a nawet wstępem do najokrutniejszych zbrodni. Ponieważ czynniki, które decydują o tym, czym w danym przypadku stanie się doświadczenie spowiedzi, mają zakres zarówno systemowy jak i indywidualny, poniższe zmiany wydają się absolutnie konieczne i wyjątkowo pilne:

  1. odejście od uznawania, że spowiedź jest warunkiem przyjęcia lub aktywnego udziału w udzielaniu innych sakramentów;
  2. rezygnacja z drugiego przykazania kościelnego;
  3. uznanie, że spowiedź jest przywilejem, a nie obowiązkiem chrześcijanina;
  4. ustanowienie zakazu sprawowania spowiedzi dla osób poniżej 15-go roku życia;
  5. organizacja nabożeństw pokutnych dla osób, które nie mogą lub nie chcą przystępować do spowiedzi;
  6. ograniczenie (poza sytuacjami wyjątkowymi) prawa do sprawowania sakramentu pojednania tylko do tych duchownych, którzy odbyli indywidualną psychoterapię u certyfikowanego, niezależnego specjalisty;
  7. wprowadzenie jakiegoś rodzaju superwizji dla tak upoważnionych duchownych;
  8. uczynienie kursu psychologii i nauk pokrewnych niezbędną, ważną i obszerną częścią edukacji seminarzystów.

Tym wszystkim krytykom, którzy zechcieliby odrzucić te oczekiwania, uzasadniając to twierdzeniem, że jestem zwolennikiem „psychologizmu”, „dobroludzizmu”, „modernizmu”, „pluszowego chrześcijaństwa”, „życia lekkiego, łatwego i przyjemnego” oraz że hołduję filozofii „głaskania po główce” i lekceważę rzeczywistość grzeszności człowieka, od razu odpowiadam, żeby raczyli dostrzec różnicę między świadomością indywidualnie popełnionego zła a uznaniem się za „niegodnego”, między osobistą oceną moralną własnego czynu a koniecznością żałowania za czyny, których nie tylko nie uznaje się za złe, ale odwrotnie, za pełne dobra i miłości, między zwróceniem się o pomoc w życiowych trudnościach do kompetentnego duchownego a przymusem obnażania najintymniejszych obszarów duszy wobec przypadkowego, niedojrzałego, pozbawionego empatii i oderwanego od życia kapłana, wreszcie między pobudzeniem refleksji moralnej dziecka w sprawie dzielenia się słodyczami z rodzeństwem a kierowaniem przez obcego dorosłego dysponującego autorytetem i władzą w warunkach, które czynią dziecko bezbronnym, uwagi dziecka na to, gdzie i ile razy się dotyka i jaką czerpie z tego przyjemność.

W pierwszym (w każdym z wymienionych przypadków) mamy do czynienia z dojrzewającym podmiotem moralnym, człowiekiem sumienia i godnością osoby ludzkiej, a w drugim z bezwolnym przedmiotem, uległym poddanym, biernym niewolnikiem, dominacją, opresją, przemocą i gwałtem.

GWAŁTEM!

O autorze

Dariusz Kubaszewski

3 Komentarze

    Przede wszystkim konieczne wydaje się przyjęcie ogólnej zasady, aby udzielać rozgrzeszenia wszystkim, którzy żałują za swoje grzechy. Grzechy, to znaczy czyny i postawy sprzeczne z ich własnym sumieniem.

    Darek porusza wiele problemów wartych przedyskutowania. Mnie na przykład interesuje, do kogo Jezus powiedział: „Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane.” Kogo oznacza tu domyślny podmiot: „wy”? Czy tylko apostołów i ich formalnych następców?
    Poza tym, chyba zbyt mocno akcentuje się spowiedź w sakramencie pokuty i pojednania, czyli w sakramencie zjednoczenia z Bogiem. Często słyszę nawet o „sakramencie spowiedzi”. Spowiedź właściwie nie jest najważniejsza, ale żal; bowiem żal bez spowiedzi ma sens, a spowiedź bez żalu – nie ma. Co bardziej jednoczy z Bogiem: spowiedź, czy żal? Czy w chwili, gdy mówię Bogu: „faktycznie, głupio zrobiłem, przepraszam”, nie jestem już z Nim zjednoczony w akcie oceny mojego czynu?
    Postulat jakiejś formy superwizji też uważam za warty rozpatrzenia. Miałem takie spowiedzi, po których czułem radość i takie, po których czułem niesmak.
    A co do szkolenia kapłanów, to na pewno w seminariach jest to omawiane. Warto by zapoznać się z programem i ewentualnie wnieść do niego jakieś uwagi.
    Czytałem gdzieś o ankiecie na temat spowiedzi i często w tych wypowiedziach pojawiały się zranienia. Mnie na przykład razi, jak ksiądz zwraca się do mnie na „ty”. Jest taki, młodszy ode mnie, który mówi mi: „synu” – to chyba lekka przesada, nie? Więc jakaś forma superwizji by się przydała.
    Albo, na przykład, ksiądz na koniec mówi mi: „żałuj za grzechy”. No dobrze, ale co właściwie mam robić? Jak można żałować na polecenie? Uczono mnie, że trzeba bić się w pierś i mówić po cichu „Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu” – ale mnie to kompletnie nie pasuje.
    W sumie na pewno przydałyby się spotkania penitentów ze spowiednikami, podczas których można by podzielić się wrażeniami i postulatami. To jest jednak główny problem polskiego Kościoła: brak otwartości kapłanów na opinie świeckich.

      Tez sie od dluzszego czasu zastanawiam nad spowiedzia w ogole. Nad jej forma, jej sensem, nad tym, czym jest i/a czym powinna byc dla mnie, nad tym czy jest konieczna i nad tym czy w swojej obecnej formie jest zgodna z Zamyslem Boga. I czy w ogole instytucja/ten sakrament jest z Zamyslem Boga zgodny. Pytanie, do kogo odnosza sie slowa o odpuszczaniu i zatrzymaniu, a przede wszystkim na podstawie czego uznajemy, ze odnosza sie one do ksiezy, tez przeszlo mi przez mysl nie raz i do dzis nie znalazlam odpowiedzi.
      Mialam okazje ( i wielkie szczescie) doswiadczyc wlasnie Milosci i Przebaczenia podczas spowiedzi. Ale byly to spowiedzi u kaplanow angielskich. Bardzo mnie zdziwilo ich podejscie do niektorych grzechow, zupelnie inne niz podejscie kaplanow polskich. (Nie chce tu obrazic, niewatpliwie istniejacych, wspanialych polskich kaplanow. Ale powiem szczerze: w Polsce poszlabym do spowiedzi jedynie do kaplana, ktorego bym znala i o ktorym bym wiedziala, ze jest wlasnie jednym z tych wspanialych. Nie odwazylabym sie po prostu wejsc do pierwszego lepszego kosciola i wyspowiadac sie u pierwszego lepszego kaplana. Ze strachu, na kogo trafie.) Nadal nie jestem do spowiedzi do konca przekonana. Poszlam, bo pomyslalam, ze byc moze jednak Bog tego chce, wiec sprobuje mimo wielu moich watpliwosci. I mialam szczescie trafic na madrych ludzi. Ale czy to powinna byc kwestia szczescia?

Zostaw komentarz