KONGRES Katoliczek i Katolików

Nasze opinie

Ateista potrzebny od zaraz

Ateista potrzebny od zaraz

Być albo nie być… człowiekiem wierzącym? Wcale nie wszystkich i nie od zawsze nurtowało
to pytanie. I bynajmniej nie dlatego, że Szekspir napisał „Hamleta” dopiero ok. 1600 roku. Wprawdzie poglądy negujące istnienie boga czy bóstw pojawiały się już w starożytnej Grecji i Rzymie oraz w systemach filozoficznych Dalekiego Wschodu (wyjątek potwierdza regułę!), jednak pierwszymi, którzy nazwali się ateistami, byli oświeceniowi myśliciele XVIII-wiecznej Europy. Ateizm rósł w siłę wraz
z rozwojem nauki (zwłaszcza jej dyscyplin przyrodniczych i ścisłych) oraz twórczością myślicieli jak Sigmund Freud, Friedrich Nietzsche, Jean-Paul Sartre. Postęp sekularyzacji oraz wprowadzanie ateizmu jako ideologii państwowej (kraje komunistyczne) sprzyjały jego rozpowszechnieniu się w całej Europie. Dziś namnażające się deklaracje o „niewierze w Boga” dziwią już mało kogo. Czy oznacza to jednak,
że chrześcijaństwo Starego Kontynentu jest zagrożone? Czy powinniśmy bać się o naszą religijno-kulturową tożsamość? Tomáš Halík na powyższe pytania odpowiada przecząco. W ateizmie bardziej niż zagrożenie widzi możliwość pogłębienia chrześcijańskich idei. W swoich książkach i artykułach przedstawia niewierzących jako tych, którzy chrześcijaństwu są potrzebni i mogą wyświadczyć niejedną przysługę. Czy rzeczywiście?

Halík zauważa olbrzymią różnorodność wśród osób, które określamy albo które same się określają mianem ateistów. Filozof – ze szczyptą humoru i przymrużeniem oka – wyróżnia wojujący ateizm antyklerykalny, uczulony na Kościół i postępowanie wiernych oraz duchownych. Innymi słowy dla „ateistycznych ekstremistów” wszystko, co z Bogiem, wiarą, Kościołem jest związane – jest złe, bo jest złe. Rzec by można, że wojujący ateizm antyklerykalny to taki przeciwny biegun religijnych fundamentalistów, dla których wszystko, co Boga, wiarę, Kościół neguje – jest złe, bo jest złe. Generalnie tacy ateiści obwiniają Boga za całe zło, jakiego dopuszczają się Jego wyznawcy.

Drugą grupę stanowią naiwni ateiści pozytywistyczni – ci, którzy istnienie Boga uzależniają od naukowych dowodów: „nauka nie wytropiła Boga, niebo jest puste”. Do tej grupy zdecydowanie silniej przemawia „mędrca szkiełko i oko”, a w Bogu upatruje ona dające się zbadać i rozumem ogarnąć zjawisko (przyrodnicze?!).

Wreszcie zasmucony ateizm, „wyznawany” przez tych, którym całe zło i cierpienie obecne na świecie nie pozwalają uwierzyć w Boga. Gdyby istniał On naprawdę, nie dopuściłby przecież do tych wszystkich katastrof nawiedzających ludzkość. Mamy więc tu do czynienia z Bogiem, hybrydą Supermana, który siłą swych stalowych mięśni jest w stanie zapobiec zejściu lawiny, wybuchowi wulkanu, trzęsieniu ziemi itd., z hipnotyzerem wpływającym na ludzkie myśli i podejmowane przez zwykłych śmiertelników decyzje.

Z całego spektrum ateistycznych postaw można by z pewnością wyodrębnić jeszcze wiele innych grup i „rodzajów” niewierzących. Tymi natomiast, wobec których obojętność byłaby ogromną stratą dla chrześcijan, są tzw. „ludzie w drodze”. Z nimi zresztą utożsamia się Halík zaznaczając, że teolog, nawet najbardziej zakotwiczony w Bogu, powinien być „zawodowym sceptykiem”, którego obowiązkiem jest kroczyć razem z poszukującymi. Czeski filozof mianem „ludzi w drodze” określa osoby, których ateizm (tudzież wiarę) wezwano „do wyjścia z domu pewników, (…) do wyruszenia na drogę poszukiwań”. Czyż jego postawa nie przypomina nam nawoływania papieża Franciszka: „Wyjdźmy, wyjdźmy (…) wolę raczej Kościół poturbowany, poraniony i brudny, bo wyszedł na ulice, niż Kościół chory z powodu zamknięcia się i wygody”? „Ludzie w drodze” to osoby, które nie dopuszczają do tego, by ich przekonania „zasiedziały się” w wygodnej tradycji. Wręcz przeciwnie. Pozwalają, by były one nieustannie pobudzane pytaniami, jakie przynosi życie. To te osoby Halík zaprasza do dialogu, widząc w nich towarzyszy własnych poszukiwań.

Innymi, szczególnie cennymi dla chrześcijan ateistami okazują się być Freud, Feuerbach i Nietzsche. Halík cytuje tych myślicieli bardzo często. I właściwie już sama częstotliwość, z jaką czeski kapłan odnosi się do nich w swoich kazaniach i książkach, może być argumentem potwierdzającym korzystny wpływ ateistów na chrześcijaństwo:  niewierzący prowokują w katolikach (przynajmniej tych pokroju profesora Halika) cenne refleksje i spostrzeżenia, których dzisiejszy Kościół nie może nie przyjąć! Ale kwestia przyjmowania przez Kościół „refleksji i spostrzeżeń” to już chyba temat na inną dyskusję… W każdym razie, Freud, Feuerbach i Nietzsche są dla Halika zdecydowanie sprzymierzeńcami na drodze pogłębiania wiary. O czym nieco dalej…

Cóż więc chrześcijaństwo ma do zawdzięczenia ateistom? Na pewno swoją postawą przypominają oni wierzącym, że wiara jest zawsze wyborem. Wskazują na możliwość odrzucenia teistycznej interpretacji rzeczywistości. „Świat jest ambiwalentny, pełen paradoksów – i jeśli ateista wybiera sobie jeden z możliwych wariantów jego interpretacji, czyli postrzega życie i świat jako wydarzenie bez Boga (…), to może mieć ku temu wiele powodów i ten jego wybór może być uczciwy, a przynajmniej subiektywnie godny szacunku” – pisał czeski filozof w swej książce Chcę, byś był. Swoiste świadectwo ateistów może więc pobudzać chrześcijan do nieustannego „uzasadniania” swojej wiary, do ciągłej rewizji religijnych przekonań, a co za tym idzie, podejmowania coraz bardziej świadomego i dojrzałego wyboru wiary. Jednocześnie postawa niewierzących, pośrednio i najprawdopodobniej bez ich zamierzenia ukazuje chrześcijanom Boga szanującego ludzką wolność. Boga, który nie narzuca się, nie włamuje przemocą, ale który do ludzkich serc chce „wejść bramą wolności”. Według Halika, i trudno się tu z profesorem nie zgodzić, akt wiary jest dziś dużo bardziej aktem wolności, niż w minionych epokach, kiedy to wiarę przekazywano i podtrzymywano w tradycji, kulturze i społeczeństwie. Obecnie potrzebuje ona odwagi wyboru. I o tym przypominają dziś ateiści.

Choć wydawać się to może paradoksalne, to właśnie niewierzący ukazują wierzącym, czym wiara nie jest (albo czym nie powinna być). Freud określił ją jako „iluzję, ucieczkę przed twardością życia
w świat fantazji, ochoczo spełniającą głębokie, lecz nierealne pragnienia ludzi, którzy nie chcą przestać być dziećmi”.[1] Halík zgadza się z krytykami religii jak Feuerbach czy Freud, gdy mowa o wierze jako systemie religijnych poglądów i wyobrażeń. Ateiści „zmuszają” tu chrześcijan, aby swojemu wyznaniu nadali głębsze znaczenie. Ksiądz profesor zaznacza, że wiara musi być organicznie złączona
z miłością. Bez niej rzeczywiście jest pusta i staje się jedynie projekcją naszych lęków bądź pragnień. Być człowiekiem wierzącym to przecież coś znacznie głębszego niż przyjęcie jakiegoś światopoglądu. Pamiętamy wypowiedź papieża Benedykta XVI: „U początku bycia chrześcijaninem nie ma decyzji etycznej czy jakiejś wielkiej idei, jest natomiast spotkanie z wydarzeniem, z Osobą, która nadaje życiu nową perspektywę”. Wierzyć nie znaczy jedynie uznać Boże istnienie na podstawie logicznej refleksji, ale przylgnąć do Boga, kochać Go całą ludzką egzystencją, odpowiadać na Boże „tak”, będące, jak pisze Halík, „palącym słowem miłości”, skierowanym do każdego człowieka. Tylko taka wiara jest żywa
i przekonująca.    

W podobny sposób, stając się swoistymi „teologami negatywnymi”, ateiści pomagają chrześcijanom w demaskowaniu fałszywych obrazów Boga. Wielu spośród niewierzących odrzuca Boga, ponieważ utożsamia Go z surowym wychowawcą, karzącym sędzią, autorytarnym monarchą, istotą usytuowaną poza światem i miotającą w niego piorunami. Obrazy te są często wynikiem wypaczonego wychowania religijnego, niewłaściwej (albo zaniedbanej) formacji wiary (tu rozpocząć można by długą dyskusję na temat sposobu, w jaki przekazujemy wiarę kolejnym pokoleniom, w jaki kształtujemy w nich określone postawy czy przekonania; dyskusja ta dotyczyłaby nie tylko „zawodowych propagatorów wiary”, a więc katechetów i kapłanów, ale każdego z wierzących) lub projekcją ludzkich traum. Halík nie dziwi się odrzucaniu takiego boga. Uważa je za słuszne, a nawet niezbędne ze względu na troskę o zdrowie duchowe i psychiczne (nie można nie przyznać racji księdzu profesorowi!). Negacja tak pojmowanego boga uświadamia chrześcijanom, że często „wytwarzają” oni bóstwo na swoją miarę. Wyobrażają je sobie, odzwierciedlając ludzkie (ograniczone) uczucia, doświadczenia i rozumienie świata. Bóg, który jest Bogiem, musi radykalnie przekraczać wszelkie te imaginacje, łącznie (a może zwłaszcza) z wyobrażeniami o bożym dobru i złu, wszechmocy i bezczynności. Tylko w ten sposób chrześcijanie uwolnią się od boga banalnego, jednowymiarowego, zrozumiałego. Takiego właśnie boga obala ateizm (Halik zaznacza za Barthem i Bonhoefferem, że głoszona m.in. przez Nietzschego śmierć Boga jest śmiercią właśnie boga banalnego), a niestety głosi fundamentalizm!  

Jaki jest więc ten „właściwy” Bóg? Gdybyśmy znali odpowiedź na to pytanie, zapewne przestałby On być Bogiem! Halík również w kwestii odkrywania Boga postrzega ateistów jako sojuszników chrześcijan. Według księdza profesora „ateiści naukowi” (błądząc w swoich przekonaniach) mogą pomóc wierzącym w poznawaniu Boga transcendencji. Ateiści tacy bardzo łatwo interpretują Boże ukrycie i niedostępność Boga, wyciągając z nich pochopne wnioski. Nie słyszą „mistycznej muzyki Jego milczenia”, nie potrafią kontemplować Bożej ciszy. Z drugiej strony świeccy humaniści są sprzymierzeńcami chrześcijan na drodze ku Bożej immanencji. Przeczuwają oni „coś boskiego w człowieku” (właściwie wpadają w kult „bóstwa Człowieka”). Feuerbach odkrył humanistyczną treść religii (przez religię dotarł do człowieka). Ruszając w jego ślady, chrześcijanie mogliby pokonać „powrotną drogę”: przejść od człowieka do Boga. 

Czy chrześcijaństwo potrzebuje ateistów? Jak najbardziej! Razem z księdzem Halikiem możemy wyliczyć mnóstwo korzyści płynących z obecności niewierzących wśród chrześcijan. Nie chodzi jednak
o to, by traktować ateistów w tak pragmatycznych kategoriach. Powinniśmy raczej dostrzegać w nich  partnerów do dialogu oraz towarzyszy na drodze poszukiwania Boga. Niech staną się dla nas impulsem, by wychodzić z utartych schematów, „pewników” wiary, by na nowo stawiać pytania o Kościół, religię, transcendencję. Halík widzi w ateistach braci, z którymi dobrze jest dzielić się własnym doświadczeniem, ale i od których można się wiele nauczyć. Miłość braterska jest przecież, jak miłość w ogóle, darem
i zadaniem. Jest wzajemnym wsparciem, ale i słowem konstruktywnej krytyki. Jest braterskim upomnieniem, jest odpowiedzialnością. Chrześcijaństwo musi nauczyć się tej miłości, by jak komentuje ksiądz filozof, „nie popaść w bigoterię i religijny fundamentalizm”. Musi nauczyć się przyjmować „rodzeństwo”, może nieco bardziej oddalone do Ojca, ale przecież tak samo przez Niego kochane.


[1] Freud S., Przyszłość pewnego złudzenia, tłum. R. Reszke. w: Freud S., Pisma społeczne, Wydawnictwo KR, Warszawa 1998.

O autorze

s. Magdalena Obarska

2 Komentarze

    Dzień dobry 🙂
    Przepraszam, że odpowiadam na ten post z tak ogromnym opóźnieniem, ale miałem problemy z zalogowaniem się i dostępem do komentarzy.
    Przede wszystkim – serdecznie dziękuję! Włożyła siostra ogromną pracę, aby przybliżyć uczestnikom Kongresu stanowisko ks. Halika. To jest dobra myśl, żeby chrześcijanie korzystali z obecności ateistów, aby pogłębiać i wzbogacać własną wiarę.
    Być może siostra nie wie, że podobnie sądzą coraz częściej także niewierzący. Mam na myśli na przykład wystąpienie programowe Alaina de Bottona „Ateizm 2.0.”https://www.ted.com/talks/alain_de_botton_atheism_2_0/transcript. (Można ustawić polskie napisy: )
    Mały fragment: „Świat świecki jest pełen luk. Powiedziałbym, że źle się zeświecczyliśmy. Dokładne przestudiowanie danej religii może wskazać nam te obszary życia, z którymi sobie nie radzimy”.
    De Botton pokazuje następnie, czego ateiści mogą się nauczyć od ludzi wierzących. Cytuję go tutaj, bo wcześniejsze formy ateizmu, opisywane przez ks. Halika, to już raczej przeszłość lub, że tak powiem – choroba okresu dojrzewania. Ateizm jest już dziś bardziej dorosły.
    Zgadzam się z siostrą przede wszystkim w tym zakresie:
    „Nie chodzi jednak
    o to, by traktować ateistów w tak pragmatycznych kategoriach. Powinniśmy raczej dostrzegać w nich partnerów do dialogu”.
    Mam nadzieję, że polem do tego dialogu stanie się także Kongres.
    Pozdrawiam ciepło. I ponownie dziękuję.

    Polecam wszystkie książki księdza Halika. Dziękuję, za ciekawy artykuł. Pozdrawiam.

Zostaw komentarz