W jednej z poznańskich świątyń proboszcz wyremontował piękną wieżę dzwonniczą, która groziła zawaleniem. Z tego powodu dzwonów nie używano. Parafia jest dość duża, ale niezbyt zamożna. Jednak wierni się „spięli”, proboszcza wsparli i wieżę wyremontowali! Osiągnęli sukces — i to w pandemii, gdy również o ofiarność jest trudniej. Ale poznaniacy — wiadomo — zawsze potrafią sobie poradzić!
Otóż nie! Na proboszcza zaczęły się doniesienia do Policji, Sanepidu, a także do jego władz zakonnych, że jest „pazerny na pieniądze”, a przede wszystkim, że dzwony zakłócają wypoczynek, bo … są za głośne! A ponieważ nie dało się dzwonić ciszej (dzwonnica jest mechaniczna), Sanepid zmierzył głośność, i księdza ukarano mandatem za przekroczenie norm sanitarnych, grożąc sprawą sądową, jeśli ten dzwonów nie wyciszy. Ściszyć się nie dało, zatem ksiądz zdecydował o zaprzestaniu dzwonienia. To oczywiście rozżaliło ofiarodawców. W finale sprawy, prowincjał proboszcza odwołał, a kapłan z ponad trzydziestoletnim stażem prawie wpadł w depresję.
Czy sprawa poznańskich dzwonów wiąże się z Kongresem Katoliczek i Katolików? Moim zdaniem tak. W tej parafii działają statutowe rady, które akceptowały decyzje proboszcza — ale gdy pojawiły się kłopoty — pozostawiły go samego sobie. Podobnie jak jego współbracia zakonni.
W mojej młodości byłem „społecznym dzwonnikiem”. Tradycyjnym, czyli sznurowym. To ogromna frajda oglądać miasto z wysokości wieży i w samotności ogłaszać, że właśnie jest Anioł Pański, Apel Jasnogórski lub zapraszać na Mszę świętą. Dzwoniliśmy również w czasie różnych zdarzeń uroczystych. U nas dzwoniło się także, gdy ktoś umarł i w czasie konduktu z kościoła na cmentarz. To było najtrudniejsze, bo prawie godzinne dzwonienie. Ale nikt nie wyobrażał sobie życia w mieście bez dzwonów parafialnych — nawet jeśli rodzina rezygnowała ze mszy pogrzebowej.
W 2009 roku miałem możliwość być kilka dni w Nazarecie. Mieszkałem w pobliżu Bazyliki Zwiastowania. O świcie, z fantastycznie nagłośnionego meczetu, miasto budził muezin z minaretu, a zaraz po nim dzwony bazyliki. W południe muezin skutecznie konkurował z dzwonami, i tak dalej… aż do późnego wieczora. Nie słyszałem, aby przeszkadzało to religijnym Żydom w ich państwie, a przecież oni nie używają żadnego akustycznego zaproszenia do modlitwy! Chociaż utrudniało to pobyt i wypoczynek, do głowy nikomu by nie wpadło, aby zwrócić się do władz ze skargą na „hałas”. Podejrzewam zresztą, że administracja taką „skargę” by zignorowała.
Co się stało z nami, polskimi katolikami i oddalonymi od Kościoła, że nawet w takich sprawach nie szukamy kompromisu, tylko musimy udowadniać sobie, że tylko jedna strona ma rację? Jak na ironię, w pobliżu jest jeszcze kilka wież innych świątyń. Wszystkie nadal dzwonią i wszystkie słyszy także skonfliktowana społeczność wspomnianej parafii. I tylko ta, wyremontowana pięknie wieża — milczy!