Pani Ewa Czaczkowska w artykule „Potrzeba nam polskiego Franciszka” (Rzeczpospolita Plus Minus nr 46) stawia pytanie: „Kto odbuduje Kościół w Polsce?” Porównuje obecny kryzys w Kościele do tego z XII wieku i zastanawia się, kto obecnie może spełnić rolę św. Franciszka, którego Bóg powołał do tego zadania w tamtym czasie. Wskazuje na księży z „piątego, szóstego czy ostatniego rzędu” i pyta: „Kogo wezwie Duch Święty?”.
Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta i łatwo znaleźć tę osobę; co więcej uważam, że należy jej szukać nie tylko wśród księży. Po prostu ja jestem osobą, która zreformuje Kościół, a bardziej ogólnie: każdy, komu zależy na odnowie Kościoła. To nie jacyś „oni” mają odnawiać i reformować Kościół, to ja/my powinienem/powinniśmy to czynić; nie możemy się oglądać na innych. – Ale to jeszcze nie jest najlepsza odpowiedź. Właściwsza jest ta: jeżeli Kościół jest dziełem Boga, a nie tylko czysto ludzkim, to tylko Bóg może zreformować swój Kościół. Bez Niego wszelkie próby reformy zakończą się jeszcze większym zamętem.
Bóg jednak zwykle nie działa bezpośrednio, On posługuje się ludźmi i przez nich też odnawia swój Kościół. Tak więc pierwszym warunkiem działania na rzecz dobra Kościoła jest oddanie się Bogu, działanie nie od siebie, ale z Jego natchnienia – dokładnie tak, jak czynił to św. Franciszek. Zatem powinienem reformować Kościół w takim zakresie i w taki sposób, jak mi to wyznaczyła Jego wola. Nie może tu być samowoli, która bywa objawem pychy i poczucia wyższości. Kto więc chce reformować Kościół, powinien stale ćwiczyć się w rozeznawaniu i wypełnianiu woli Boga. Chodzi tu o stały kontakt z Nim i dostosowywanie swojego działania do Jego inspiracji. Trzeba znaleźć swoją rolę w tym dziele i starać się ją jak najlepiej wypełnić, choćby była zewnętrznie mało znacząca czy spektakularna. I to wystarczy, nic więcej nie trzeba.
Tak więc twierdzę, że to JA zreformuję Kościół. W jaki sposób? Tylko i wyłącznie poprzez głębsze i pełniejsze oddanie się Bogu oraz poszukiwanie i jak najlepsze wypełnianie tego, co jest Jego wolą. Nie ma innej drogi. Reformy strukturalne są ważne i potrzebne, ale nigdy nie dadzą one oczekiwanego efektu, jeśli nie będą wypływały z Bożej inspiracji. Pewne reformy proponowałem, ale te propozycje – jak na razie – nie znalazły szerszego oddźwięku. Pewnie będę dalej próbował je przedstawiać, ale nie one są najważniejsze. Najważniejszy jest mój kontakt z Bogiem, zaufanie i oddanie się Jemu oraz miłość do moich najbliższych. Właśnie tak reformuję Kościół.
Mam do posprzątania trochę gałęzi w ogrodzie. I jeżeli jest wolą Boga, aby w moim ogrodzie był porządek, to właśnie sprzątając te gałęzie, reformuję Kościół, bo na tym polega w danej chwili moja jedność z Bogiem; z Jezusem Chrystusem, który zmartwychwstał i żyje. Przecież istotą Kościoła i tym, co ma on do zaproponowania światu, jest głoszenie prawdy o tym, że Jezus Chrystus żyje, a także o tym, co On dla nas zrobił i jak można wejść z Nim w osobisty kontakt. Pisze o tym ks. Przemysław Sawa:
„Trzeba wrócić do Jezusa, do Ewangelii. Ludzie dziś potrzebują Jezusa, pozytywnego orędzia Dobrej Nowiny, spotkania z Osobą, która może przemienić ich życia oraz nadać mu ostateczny i niepodważalny kierunek i cel. Dlatego bez sensu jest zaczynać od tego, by z człowieka zrobić dobrego katolika (chodzącego co niedzielę do kościoła, odprawiającego pierwsze piątki itd.). Naszym zadaniem, jako Kościoła, jest wskazywanie na Jezusa, zainteresowanie Nim tych, których spotkamy. (…) Jeszcze raz apeluję do wszystkich nas: WIĘCEJ JEZUSA, JEZUSA, JEZUSA! Tradycja, doktryna, teologia moralna, liturgia ma wielkie znaczenie, ale nie można od tego zaczynać ani wciąż na tym się koncentrować. Nie mamy „robić” jedynie religijnych ludzi. Ważne jest to, aby oni stawali się przyjaciółmi Jezusa, kochali Go, cieszyli się Nim. Kiedy dziś byłem na adoracji i wpatrywałem się w ciszy w mojego Przyjaciela, Jezusa, to weszła w moje serce wielka radość z Jego obecności, takiej wielkiej bliskości. I chciałbym, by każdy człowiek na świecie spotkał Jezusa, żywego, zmartwychwstałego, obecnego, otwartego na każdego z nas”, Odnowa Kościoła ma tylko jedno źródło.
Głównym skutkiem tego osobistego związku z Jezusem będzie większa wolność, czyli większa autentyczność zachowania: mówienie i wyrażanie tego, co się czuje i myśli. A zauważmy, że właśnie brak szczerości, asertywności, odwagi, otwartości i prawdy spowodował obecny kryzys w Kościele. Dowodem tego jest fakt, że w kościołach czytana jest ewangelia o braterskim upomnieniu (Mt 18, 15-17), ale nie ma szkoleń, rekolekcji, kazań czy kursów uczących, jak to robić oraz nie ma zachęt do upominania np. kapłanów ani nie są stworzone do tego specjalne procedury czy warunki. Kapłani nie dzielą się też własnym przykładem, jak oni to robią; przynajmniej ja się z czymś takim nie spotkałem. A jeśli Jezus chce, abyśmy się nawzajem upominali, to kapłani powinni tego upominania uczyć i do niego zachęcać. Przecież troska o dobre postępowanie drugiego człowieka jest obowiązkiem chrześcijanina; istnieją tzw. „grzechy cudze”, a wśród nich niereagowanie, gdy ktoś grzeszy oraz niekaranie za grzech. Chodzi tu o odpowiedzialność za zło, o którym ktoś wie, ale na to nie reaguje. To jest właśnie to, czego zabrakło niektórym członkom kleru w sprawach pedofilii.
Ten lęk przed mówieniem prawdy spowodowany jest m.in. brakiem głębokiego kontaktu z Jezusem i miłości do Niego wyrażającej się w szukaniu tego, co się Mu podoba i co jest Jego wolą. A tą wolą na pewno jest troska o zbawienie innych, wyrażająca się także w upominaniu w odpowiedni sposób. W sumie więc każdy, kto się oddaje Bogu i chce wypełnić Jego wolę, stanie się bardziej wolny, a przez to przyczyni się do odnowy Kościoła, nie tylko poprzez upomnienie.
Z pewnością potrzebujemy postaci wybitnych, charyzmatycznych i wyjątkowych, ale to nie znaczy, że wszyscy inni są zwolnieni z troski o odnowę Kościoła. W końcu Kościół to ludzie, zatem odnawiając siebie, odnawiamy Kościół i pomagamy innym w tej odnowie. Tego właśnie dotyczyła genialna odpowiedź św. Matki Teresy z Kalkuty na pytanie pewnego dziennikarza co należy zmienić w Kościele: „Ciebie i mnie”. Miała 100% racji. Zauważmy jednak, że bez osobistego kontaktu z żyjącym Jezusem Chrystusem, nie jest to możliwe. Właśnie bowiem ten kontakt sprawia, że czujemy się kochani i dzięki temu staramy się być lepsi oraz możemy kochać innych, a ludzi reformuje się miłością. Pisałem o tym w książce: „Wywieranie pozytywnego wpływu na ludzi”.
Zmiany prawne i strukturalne w Kościele są konieczne, ale powinny być dokonywane w miłości, bez gniewu, złości czy niechęci do kogokolwiek. Złość nie jest działaniem Boga, a więc nie ona zreformuje Kościół. Mówił o tym Jezus do polskiej mistyczki Alicji Lenczewskiej. Na jej słowa: „Nie potrafię się powstrzymać, by nie zwracać uwagi ludziom, gdy nie podporządkowują się dyscyplinie” odpowiada: „Możesz, ale tylko wtedy, gdy nie będzie w tobie niechęci czy potępienia. Trzeba to robić z miłości do nich, by im pomóc, a nie dlatego, że tobie przeszkadzają. Serce powinnaś mieć czyste, pełne wybaczającej miłości niezależnie od ich zachowań czy reakcji” (Świadectwo, nr 623). – Tak więc poprzez miłość zmienimy Kościół.
Jednak w miłości trzeba się ćwiczyć i doskonalić, właśnie poprzez spełnianie aktów miłości wobec innych. Każdy taki akt z mojej strony do osób dziś spotkanych będzie służył odnowie Kościoła, gdyż pomoże im być lepszymi. I w taki sposób odnowa ta się dokona, co nie wyklucza troski o zmiany systemowe. Jednak ich podstawą musi być miłość: do najbliższych i do tych, których chcemy reformować.
Nie można na koniec nie wspomnieć o modlitwie za tych, których chcemy zmienić. Nawet jeśli osoba, za którą się modlimy, nie zmieni swego postępowania, to modlitwa za nią zmieni nasz stosunek do niej. Będzie bowiem aktem miłości do niej, gdyż nie da się nienawidzić kogoś, za kogo się modlę. A tylko miłość zmienia świat.
2 Komentarze
Przed reformą polskiemu Kościołowi potrzeba nawrócenia. Szczerego rachunku sumienia i nawrócenia. Potem może i będą potrzebne jakieś reformy, ale nie przed nawróceniem. Pierwszym korzeniem zła, które dzieje się w polskim Kościele jest pycha. A z niej wyrastają głupota (ja mam rację) i zakłamanie (jakże przyznać się do głupoty), i wylewa się rzeka innych grzechów.
„Kto i jak zreformuje Kościół?” – autor widzi to tak: najpierw niech nawrócą się świecy, niech się uświęcą, a potem za ich przykładem i dzięki ich modlitwom nawrócą się księża i biskupi. Może i taka jest wola Pana Boga. Choć może Kościół uratuje dopiero nawrócenie i modlitwa wielkich grzeszników, ateistów, LGBT+, „ludzi drugiego sortu”, „kanalii i zdradzieckich mord”. Bo „w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż 99 sprawiedliwych stojących i siedzących przy ołtarzu, którzy nawrócenia nie potrzebują”, a jestem przekonany, że ta radość nie pozostanie tylko w niebie.
Kto, jak nie my?