W trakcie posiedzenia Konferencji Episkopatu Polski zdecydowano, że w związku z ustaniem zagrożenia pandemicznego należy znieść dyspensę od uczestnictwa we Mszy św. w niedziele i święta. Towarzyszyło temu wystąpienie przewodniczącego Episkopatu do premiera o zniesienie limitów i pozytywna odpowiedź rządu. Mimo że należało oczekiwać takiego biegu rzeczy, a sytuacja pandemiczna poprawiła się (choć może to być poprawa iluzoryczna, a zmniejszanie się ilości szczepień nastąpiło nie bez negatywnego wpływu ze strony antyszczepionkowego w istocie komunikatu komisji bpa Wróbla), to jest to decyzja pokazująca, że Episkopat nic nie zrozumiał z pandemii i wydarzeń, które w niej miały miejsce.
Coraz więcej katoliczek i katolików chce być w swojej wierze prawdziwie wolnymi. Potrzeba Mszy św. i konieczność święcenia dnia świętego bierze swoje źródła w przykazaniach będących podstawą naszej religii i wiary. Człowiek wierzący ma potrzebę święcenia dnia świętego. Nie musi do tego być dodatkowo mobilizowany nakazami władzy kościelnej. Jeżeli nie uczestniczy we Mszy św. na żywo, tylko np. internetowo, to czyni tak dlatego, że inaczej od Episkopatu ocenia pandemiczne ryzyka, a nie chce narażać swoich bliskich. Polski Kościół bardzo mało czyni przy tym, aby udział we Mszy św. wiązał się z jak najmniejszym zagrożeniem.
Na początku pandemii byłem w Niemczech, w Osnabrück (tak, tak, opcja niemiecka). Tam każdy biorący udział we Mszy św. wrzucał do koperty swoje dane, aby w razie zakażenia natychmiast można było dotrzeć do zagrożonych osób. Komunia była udzielana w sposób maksymalnie bezpieczny. Szafarz lub szafarka kładli każdy komunikant na maleńkim talerzyku na każdorazowo nowej serwetce, a talerzyki były ustawione na stole. Wierni podchodzili do stołu, zachowując odstępy i brali udział w Uczcie Pańskiej. Zachowywano odstępy. Widać wyraźnie, że szanowano życie ludzkie.
Wczoraj poszedłem do kościoła w Polsce. Tłum, jeden na drugim. Wiele osób bez masek. Nikt z duchownych nie zwraca uwagi, nikt nie mówi: dbaj o swoich bliźnich, ochrona życia to nasz codzienny obowiązek w praktyce (noszenie maseczek, nieprzekraczanie prędkości w ruchu drogowym, płacenie składek społecznych, bo utrzymują służbę zdrowia). Łatwo jest bronić życia nonsensownymi ustawami czy wyrokami, które od większości wiernych nie wymagają niczego, bardzo trudno natomiast codzienną dbałością o innych. Niestety, także to zniesienie dyspensy wpisuje się w ten klimat braku troski, a także braku elementarnego poszanowania wolności chrześcijańskiej. Ludzi bez wiary zniesienie dyspensy nie poruszy, ludzi wierzących obrazi.
W czasie wczorajszej Mszy św. było też kazanie. Ksiądz mówił, że z historii Adama i Ewy, i stworzenia kobiety z żebra mężczyzny wynika, że to właśnie stworzono mężczyznę i kobietę, a nie mężczyznę i mężczyznę oraz kobietę i kobietę. To musimy zapamiętać, także w kontekście błogosławieństw. Opadły mi ręce.
Rzeczywiście przez rok uczestniczyłem w mszach on line, łącząc się z moją ukochaną katedrą w Osnabrück. Tam kazania służą budowaniu więzi między Bogiem a człowiekiem, w całym uszanowaniu godności tego ostatniego. Odwykłem od polskich kazań. Jak rozumiem z wczorajszego kazania, osoby homoseksualne nie zostały stworzone przez Boga. I to wynikać ma z opowieści o Adamie i Ewie. Jeśli już tak rozmawiamy, to przypominam sobie zupełnie inną interpretację tej opowieści, autorstwa chyba pastora Kazimierza Bema: skoro Pan Bóg stworzył Adama, a dopiero potem Ewę z jego żebra, to znaczy, że Adam został stworzony jako osoba niebinarna. Z opowieściami biblijnymi należy jednak uważać, gdy chce się wyprowadzić z nich tego rodzaju wnioski jak mój wczorajszy kaznodzieja.
Synod jest potrzebny jak powietrze, które trzeba wpuścić do tego Kościoła, w którym obok śliny plujących na prawo i lewo naszych współwyznawców bez maseczek unosi się jeszcze bardzo wiele bzdur, których jednak nie wolno bagatelizować, bo uderzają w godność człowieka.
Zdjęcie Josh Sorenson/Pexels
10 Komentarzy
Chociaż mam podobne refleksje jeśli chodzi o postawę Polskiego Episkopatu, to mnie osobiście komunikat o zdjęciu dyspensy nie obraził. To proste i oczywiste, że skoro dyspensę ogłoszono to trzeba też ogłosić jej zakończenie. Natomiast mentalność Episkopatu rzeczywiście jest niezmienna. Można też się krytycznie odnieść do stanu rzeczy w polskich Kościołach. Zastanawiam się jednak czy nie jest to takie bicie piany po prostu bez nadziei na zmiany na dzień dzisiejszy. Nie wiem dlaczego miałbym oczekiwać dzisiaj po wprowadzeniu kolejnych zmian w obostrzeniach jakiegoś polepszenia sytuacji, czy znacznych zmian w postawie Episkopatu? Ale nawet jeśli, to i tak delikatna sugestia,że za zachodnią granicą to to czy tamto jest lepsze jest trochę niesmaczna. Są parafie w naszym kraju gdzie można się zdziwić poziomem niedzielnego kazania czy postawy jakiegoś księdza. Także dyskredytowanie Polskiego Kościoła jest jak mówię niesmaczne. Pomimo nie zadowalającej sytuacji czuję się częścią tego Kościoła i uwierają mnie takie uwagi. Pozdrawiam.
Dziękuję za ten komentarz. Ma Pan rację w jednym: duży kwantyfikator zawsze zawodzi. Należałoby powiedzieć, że może obrazić. Uwiera. Nie musiałby być zdjęte, zwłaszcza teraz. Teraz jest to zwyczajnie przedwczesne. Ale także wymaga głębszej refleksji, czy na pewno musimy być prowadzeni za rękę. W Kościołach prawosławnych, bardzo konserwatywnych, to kwestia decyzji wiernego. Nie musi być wyrażona prawem. Ja tez przynależę do tego Kościoła, dlatego chcę zmiany. Rozwój dokonuje się przez porównywanie i szukanie inspiracji. Tak rozwijają się instytucje, poglądy i idee. W naszym Kościele partykularnym zbyt często takie kazania się zdarzają. Tam ludzie by takiego kazania nie zdzierżyli. To raczej o nas samych mówi więcej. To dlatego tak boli bo dotyczy naszego Kościoła, a tym konkretnym wypadku miejsca, które prawdziwie kocham. Są mądre kazania,mądrzy księża, ale za wiele dopuszczamy takich kazań. Poza tymbrazi asymetryczność reakcji. Gdy np. ks. prof. Guz głosi kazania porównując szczepionki do nazizmu,słychać tylko nieśmiałe odcięcia się KUL, czy kurii. I właściwie nic więcej. Pan jest zniesmaczony moim felietonem. A ja wyszedłem zniesmaczony z Kościoła Bogu dziękując, że moi Synowie nie poszli ze mną. Już nigdy by tam nie wrócili. Tak, kazania w Osnabrück są z innego świata. To zderzenie tych dwóch rzeczywistości znam, dlatego o nim piszę. Z Kościoła nie chce wychodzić zniesmaczony. Jak modlić się po takim kazaniu? Przykro mi, że jest Pan zniesmaczony porównaniem. Ale ja sobie z czymś takim nie mogę poradzić. Kościół musi stać na straży godności człowieka. Nie moze byc rak, że w kazaniu nasi siostry i bracia w wierze są obrażani i stają się ofiarami aluzji, tylko pozornie osadzonych w Piśmie Świętym. Patrzenie na dobre wzory nie powinno zniesmaczać. Inaczej straty będą nieodwracalne. Pozdrawiam serdecznie. Fryderyk
„W czasie wczorajszej Mszy św. było też kazanie. Ksiądz mówił, że z historii Adama i Ewy, i stworzenia kobiety z żebra mężczyzny wynika, że to właśnie stworzono mężczyznę i kobietę, a nie mężczyznę i mężczyznę oraz kobietę i kobietę. To musimy zapamiętać, także w kontekście błogosławieństw. (….) Jak rozumiem z wczorajszego kazania, osoby homoseksualne nie zostały stworzone przez Boga. I to wynikać ma z opowieści o Adamie i Ewie. ”
Fascynujące. Z przytoczonego fragmentu kazania jak wół widać, że chodzi o kwestię błogosławienia związków dwojga ludzi, czyli że wolą Boga było, aby mężczyzna wiązał się z kobietą i vice versa, więc jak można dojść do tak kuriozalnego wniosku, że tam chodziło o kwestię stworzenia homoseksualistów?* Co ma piernik do wiatraka, a kwestia stworzenia człowieka jako mężczyzny i kobiety do kwestii homoseksualizmu?
Trzeba słuchać tego, co ktoś powiedział, a nie dopisywać mu to, co chce lub czego nie chce się od niego usłyszeć.
*Już pomijam to, że homoseksualistą nikt się nie rodzi.
Wybaczy Pan, ale to tej ostatniej „pomijanej” przez Pana kwestii rzeczywiście nie sposób się odnieść, ale zapewne z zupełnie innych względów, niż Pan ma na myśli
Zamiast szukać pretekstów do uniknięcia odpowiedzi, proszę lepiej odpowiedzieć na zadane przeze mnie pytania i wyjaśnić jakim cudem można było wyciągnąć tak kuriozalne wnioski z jasnej i jednoznacznej wypowiedzi księdza odnośnie błogosławienia par homoseksualnych.
Wreszcie. Wreszcie przeczytałam, że brak troski o zdrowie i życie wiernych (bezpodstawne ogłaszanie, że pandemii już nie ma a ostrożność jest niepotrzebna) komuś jeszcze, oprócz mnie, przeszkadza.
Sam pomysł, że chronienie siebie i bliskich, poprzez szczepienia, maseczki, zachowanie odstepu, nie gromadzenie się itp. jest atakiem na kościół, wydaje mi się conajmniej dziwny, a już napewno sprzeczny z ochroną życia.
Wreszcie przeczytałam o jakości kazań i naszej zgodzie na bzdury wygadywane z ambony (oraz powtarzane przez niektórych duchownych w mediach).
Przed pandemią, chodzenie na Mszę Świętą było dla mnie trochę jak loteria. Zobaczymy, kto się trafi i co opowie.
A teraz zaczęłam się zastanawiać nad tym, dlaczego się na to zgadzam i milcze.
Marta Saratowicz, zgadzasz się z tego powodu, że o tym, kto będzie sprawował posługę w danej parafii decyduje biskup diecezji, a nie wierni. To zaś, że są lepsi i gorsi księża, to zwykłe życie. Niestety, nie wszyscy mogą być super.
Nie bardzo mam wyjście. Chcąc pozostać w Kościele, muszę się zgadzać, że o tym, kto będzie sprawował posługę w danej parafii decyduje biskup diecezji.
Natomiast wciąż mogę się nie zgodzić na to, by z ambony, podczas Mszy Świętej płynęły bzdury. Moge podjąć dyskusję z księdzem, i innymi parafianami, mogę (możemy) pisać do biskupa diecezji – nie jest tak, że nic nie mogę. I właśnie o to mi chodzi. Żeby wreszcie przestać milczeć.
Jasne, że nie wszyscy ksieża mogą być super. I nie zwalajmy wszystkiego na księży, bo przecież nie jest tak, że super są wszyscy parafianie. Chodzi o wzięcie odpowiedzialności. Również za to co mówi ksiądz w naszym Kościele. Jeśli mówi coś co nas niepokoi, a nic z tym nie zrobimy, jesteśmy tak samo winni.
Tak, problemem jest, że księża tak naprawdę nie są przewodnikami w trudnych czasach tylko często potwierdzają jedynie uprzedzenia wielu wiernych. Nie nauczają o tym co trudne dla większości i wymaga zmiany, ale koncentrują się na dalszym piętnowaniu różnych mniejszości, które są wykluczane. Zadanie Kościoła jest odwrotne, nie wykluczać, a włączać, prowadzić do zbawienia i przde wszystkim nie zaspokajać potrzeby niechęci i nienawiści wielu mieszkańców tej ziemi.
Zgadzam się. Nie bardzo rozumiem, jak piętnowanie, wykluczanie i potwierdzanie uprzedzeń ma kogokolwiek przyprowadzić do Boga.