Hierarchowie kościelni popierający konkretnych polityków albo stosujący szantaż moralny i religijny, aby uzyskać wpływ na kształt ustaw państwowych to prawdziwe nieszczęście polskiego życia publicznego.
Biskupi i szeregowi księża bardzo często uważają, że w imię boskich racji są upoważnieni do postępowania niezgodnego z obowiązującym prawem, do psucia dobrych obyczajów politycznych i wyznaczania samym sobie uprzywilejowanej roli w debacie społecznej.
Niestety w Polsce wielu polityków, większość księży i spora część społeczeństwa wciąż zgadza się na taki sposób działania. Takie postępowanie ma usprawiedliwiać to, że podobno nasze społeczeństwo jest niemalże w całości katolickie.
Tymczasem Polska nigdy nie była aż tak rzymskokatolicka, jak wmawia nam wielu polityków świeckich i duchownych. Rzeczpospolita Obojga Narodów była najbardziej zróżnicowanym religijnie i etnicznie państwem ówczesnej Europy. Jeszcze niespełna sto lat temu, rzymskimi katolikami było jedynie 65 % społeczeństwa. W II RP 35% obywateli stanowili prawosławni (12%), grekokatolicy (10,5%), żydzi (10,5%), protestanci, (2,5%) oraz wolnomyśliciele (1%), bo tak kiedyś nazywano niewierzących. Tę różnorodność kultur i wyznań naszego państwa zniszczyli Hitler i Stalin.
Nie oznacza to jednak, że dzisiaj jesteśmy społeczeństwem jednolitym pod względem religijnym. Nie tylko dlatego, że liczba wyznawców innych religii w naszym kraju stopniowo rośnie. Przede wszystkim z tego powodu, że jedynie mniejszość tej ogromnej większości ochrzczonych poczuwa się do związku z kościołem. Jak pokazują badania wewnątrzkościelne, odsetek parafian co tydzień uczęszczających na msze, tzw. dominicantes, z roku na rok maleje. Obecnie jest to jedynie 28% wiernych. Choć większość społeczeństwa uważa się za katolików, to jednak tylko ok. 10% uważa się za osoby głęboko wierzące. Zatem najliczniejszą zbiorowością w Polsce są faktycznie katolicy, ale wyłącznie tzw. kulturowi.
Jestem jedną z takich osób. Już w szkole średniej uznałem, że wolę racjonalizm od metafizyki, postęp od tradycji, prostotę od rytuałów. Takich jedynie kulturowych katolików są w naszym kraju miliony. Z roku na rok jest nas coraz więcej. My, katolicy wyłącznie kulturowi, nie stanowimy jednolitej grupy. Są wśród nas wierzący po swojemu i niewierzący, chodzący do kościoła kilka razy do roku lub wcale. Ogromna większość z nas nie sformalizowała swojego rozstania z kościołem apostazją. Wybraliśmy własną drogę w różnych fazach życia i z różnych powodów. Zrobiliśmy to świadomie. Nie życzymy sobie, żeby traktowano nas jak „zbłąkane owieczki Kościoła”, zobowiązane do dożywotniego posłuszeństwa wobec biskupów z racji chrztu w okresie niemowlęctwa.
Podzielamy z głęboko wierzącymi wiele zasad moralnych, zwłaszcza te, które mają charakter uniwersalny. Nie jesteśmy od nich ani mądrzejsi, ani głupsi, ani lepsi, ani gorsi. Nie odmawiamy nikomu prawa do wypowiadania się na temat ważnych lub kontrowersyjnych kwestii etycznych. Ale nie zgadzamy się na to, aby w debacie publicznej nasz głos reprezentowali hierarchowie kościelni.
Biskupi i księża, dyskutujmy na równych zasadach o wszystkim, co ważna dla dobra wspólnego. Granicę uczestnictwa w życiu publicznym wyznacza prawo obowiązujące nas wszystkich i choćby podstawowa przyzwoitość. My nie zamierzamy ustalać kanonu prawd wiary i treści ustaw kościelnych. Jednocześnie oczekujemy, że Wy nie będziecie wpływać wbrew prawu, wolności sumienia i równości wszystkich obywateli na kształt ustaw państwowych. Bo Polska jest różnorodna, ani Wasza, ani nasza. Wspólna.
Dlatego popieram projekt społeczny KOŚCIÓŁ WOLNY OD POLITYKI – to jest dobre dla wszystkich!
Krzysztof Podemski, socjolog
Tekst pochodzi z numeru 6/19.07.2023 Naszego Tygodnika – gazetki projektu społecznego „Kosciół wolny od polityki”. Cała gazetka TUTAJ