Benedykt XVI miał nadzieję, że Kościół uda się odnowić uprawianiem wyrafinowanej teologii. To się nie mogło udać, bo było oparte o założenie, że ludzie hierarchii Kościoła są głęboko wierzący. W wielu przypadkach to założenie może okazać się nieprawdziwe. A w każdym razie nad wiarą u wielu dominowało i dominuje umiłowanie władzy.
Sam Benedykt tez lubił atrybuty władzy. Przywracał zewnętrzne atrybuty papieskiej monarchicznosci, jak np. czerwone trzewiki. Ale w decydującym momencie postanowił zrobić coś, co wielu sprawującym władzę dla władzy nie mieści się w głowie. Benedykt zrzekł się władzy. Zrzekał się jej w swojej ukochanej łacinie, wiec wielu obecnych książąt kościoła nie zrozumiało papieża. Dopiero po chwili dotarli do nich coś, co w wielu kardynalskich głowach się nie mieściło: że władzy można się zrzec.
Benedykt pokazał coś, co gdyby było standardem, czyniłoby świat lepszym – uznał, że władza przekracza jego możliwości i kompetencje. To pokazuje jego niezwykła siłę.
W dzisiejszym świecie bardzo wielu sprawuje władzę, trwając przy niej, mimo że władza ich już dawno przerosła. To trzymanie się kurczowo władzy przez ludzi, którzy jej sprawować nie powinni lub już nie powinni, jest źródłem wielu nieszczęść. Po ludzku jednak rozstanie z władzą jest trudne.
Benedykt dokonał wyboru, który jest wskazówką dla wielu sprawujących władzę. Pokazał swoją siłę i mądrość. I dlatego nie powinno odmawiać mu się wielkości.
P.S. Byłem na mszy niedzielnej. Zmarłego Benedykta nie wspomniano ani jednym słowem.