Los bowiem synów ludzkich jest ten sam, co i los zwierząt; los ich jest jeden: jaka śmierć jednego, taka śmierć drugiego, i oddech życia ten sam. (Koh 3, 19) Wczoraj w telewizji rozmowa o pierwszym przeszczepieniu człowiekowi serca świni. Świnka, której serce wszczepiono śmiertelnie choremu, była zmodyfikowana genetycznie, aby organizm nie odrzucał przeszczepu. Dziennikarz rozmawiał z księdzem profesorem-etykiem i chirurgiem. Zadawał pytania: jakie etyczne problemy rodzi taka operacja, kim jest teraz ten człowiek, czy może przyjmować Komunię Świętą, jakie drogi i niebezpieczeństwa otwierają się przed medycyną? Życzę długiego, dobrego życia nieznanemu pacjentowi. Słuchając, myślałam jednak o tym, ile świnek poświęciło swoje życie, aby tę operację podjęto. Setki? Tysiące modyfikowanych genetycznie stworzeń? Ile z nich zabito, jako nienadające się? Ne dość dobre? Ile eksperymentów na innych zwierzętach się nie udało? Jak były hodowane? Jak traktowane? Raczej dobrze, musiały być zdrowe i silne. Ale nie sądzę, aby pozwalano im ryć w ziemi, co bardzo potrzebują robić. Księdza profesora interesowało wyłącznie to, ile genów można zmodyfikować, aby świnka nie stawała się człowiekiem, gdyż dopiero to rodziłoby etyczne wątpliwości. Należy bardzo uważać, mówił, aby nie przekroczyć tej granicznej liczby genów. Poza tym wszystko jest w porządku. Przy tych kilku zwierzęcych genach ten człowiek może jak najbardziej przystępować do stołu Pańskiego. Ani słowa refleksji nad istotą, które Bóg wymyślił, aby, jak wierzymy, oddawało Mu chwałę i aby człowiek nie był sam. Chirurg wydawał się mniej zaniepokojony, cieszył się z sukcesu kolegów, choć także twierdził, że powinno się pilnować pewnych granic w eksperymentach medycznych. Jakich? Czego wolałby już nie robić, nie powiedział. Dziennikarz zadał pytanie, co z resztą świnki. Ucieszyłam się, naiwna, że może chce zwrócić uwagę na etyczny aspekt jej ofiary, na zasługę. Ale nie, interesowało go tylko to, czy reszta, poza sercem, nadała się do jedzenia, w formie golonek, słoniny, schabu. Oczywiście! - odpowiedział ksiądz profesor. Jak najbardziej. Wątpliwości można byłoby mieć ewentualnie wtedy, gdyby tych genów zmodyfikowano więcej. Bezimienne stworzenie o inteligencji dwuletniego dziecka, któremu zawdzięczał życie pozbawiony innej nadziei człowiek, było dla rozmawiających wyłącznie użyteczną rzeczą. Przedmiotem, którym można manipulować, dowolnie wykorzystać, któremu nie należy się żadna wdzięczność, ani jedno słowo współczucia. Te inne, poświęcone w prowadzących do sukcesu eksperymentach, jakby w ogóle nie istniały. Przypomniała mi się niedawna historia Świnki G2. Rozumiem potrzebę takich eksperymentów. Sama używam leków i procedur w ten sposób sprawdzonych. Ale to była bezduszna rozmowa zwierząt z gatunku homo sapiens, niewidzących niczego poza swoimi ludzkimi pępkami. Księdza, który uważa, że etyczny wymiar wydarzenia sprowadza się wyłącznie do tego, aby człowiek nie zanieczyścił swojego genotypu, naukowca, którego cieszy każdy eksperyment przesuwający granice ludzkiego życia, i dziennikarza, któremu żal marnowania schabu. Zresztą, może i lepiej byłoby z szacunkiem zjeść pozbawione serca ciało, niż aby wylądowało w kuble z odpadami. Czy w tle tego, o czym rozmawiali, było pytanie o potrzebne lub „niepotrzebne” cierpienie zwierząt? O harmonię człowieka ze stworzeniem; o rozsądne (cokolwiek to w Katechizmie oznacza) granice eksperymentów medycznych? Czy Bóg, który zawarł przymierze także ze zwierzętami, odnotuje tę niewdzięczność? Wszystkie Dobre, przez samo swoje istnienie błogosławiące i oddające Bogu chwałę Świnki! Chcę, w imieniu ludzi podziękować Wam za Wasze życie odebrane we wszystkich eksperymentach służących dobru człowieka i przeprosić za każde cierpienie. Szczególnie przepraszająco za to, które w żadnym razie nie było potrzebne. Fot. Phoenix Han, Unsplash
21.11.2024
3 Komentarze
W Polsce kilka tysięcy ludzi czeka na przeszczep: serca, nerki, trzustki, wątroby… Na świecie są ich dziesiątki tysięcy. Przeszczep może tym ludziom – w tym dzieciom – nie tylko przedłużyć życie, ale także poprawić jego jakość i dać nowe siły do twórczych, pożytecznych działań.
Dziś na przykład dowiedziałam się, że mój znajomy artysta malarz, pedagog i działacz samorządowy miał przed kilkoma dniami przeszczep nerki po 15 latach ciężkiej choroby i trzech latach dializ, czyli pobytu w szpitalu po kilka godzin co drugi dzień. Nie wiem tego na pewno, ale najprawdopodobniej jego nowa nerka pochodziła od martwego dawcy, czyli ktoś musiał umrzeć, aby inny człowiek dostał nową życiową szansę.
Na początku października 2021 w mojej okolicy 27-letni chłopak uległ nieszczęśliwemu wypadkowi. Przez kilka dni był podłączony do specjalistycznej aparatury, aż w końcu komisyjnie orzeczono śmierć mózgową. Matka długo zmagała się z decyzją, czy pozwolić na pobranie narządów. Gdy wyraziła zgodę, praca serca chłopaka była podtrzymywana jeszcze przez kilkanaście godzin, aby można było przygotować biorców…
Tak, to, co piszę jest bezdusznie brutalne. Trochę tej brutalności można by uniknąć, gdyby narządy udało się przeszczepiać od zwierząt albo hodować je laboratoryjnie całkowicie poza organizmem, bo takie próby też są prowadzone. Tylko czy to jest jeszcze etyczne? Pytanie o genotyp jest bardzo ważnym pytaniem, ale w tej chwili etycy stawiają sobie mnóstwo innych pytań o granice człowieczeństwa i granice życia.
O świnkach myślę jednak z pewną nadzieją – dla tysięcy chorych. I z poczuciem siostrzanej wspólnoty, bo przez pół roku przygotowywałam się do przeszczepu jako potencjalna żywa dawczyni nerki. Też nie było lekko: musiałam zrzucić 20 kg, stosować specjalną dietę, poddać się mnóstwu badań…
Mam też bardzo fajnego psa Platona i często, patrząc na niego, myślę z wdzięcznością o tysiącach psów, które musiały umrzeć, zanim po wielu dokonanych właśnie na psach próbach zdecydowano się przeszczepić nerkę człowiekowi…
Po co to wszystko piszę? Otóż po to, aby na koniec zaapelować o zachowanie proporcji!
Chodzi o szacunek. W obecnym swiecie nie stawiamy sobie pytania „czy wolno nam eksperymentowac na zwierzetach?” i „gdzie sa granice tychze eksperymentow?”. Zwierzeta traktujemy przedmiotowo. Nawet jesli uznamy zycie ludzkie za najwazniejsze, to czy daje nam to prawo do kompletnego braku szacunku wobec istnien, ktorym odbieramy zycie po to bysmy my mogli zyc? Czy zwierzeta, ich zycie i ich cierpienie, ma byc kompletnie wylaczone z naszych rozwazan moralnych? I czy proporcje (no wlasnie, proporcje) ludzkich i swinskich genow w danej istocie to napewno jedyny problem etyczny w opisanym przypadku? Czy zarty na temat ciala zabitej, czujacej istoty na pewno sa na miejscu? Szczegolnie w wykonaniu ksiedza czy profesora?
Oczywiscie ja rowniez zycze pacjentowi dlugiego, zdrowego i szczesliwego zycia. Ale to nie znaczy, ze nie zal mi zwierzat, ktorym to zycie odebrano. Wiem, ze przeciez „to tylko swinia”. „To tylko swinia” wiec mozna ja jesc. W konsekwencji „to tylko swinia” wiec nie trzeba sie specjalnie przejmowac warunkami w jakich sie ja hoduje. „To tylko swinia” wiec nie trzeba sie z nia specjalnie delikatnie obchodzic. Nie trzeba sie przejmowac kiedy sie skaleczy, nie trzeba jej leczyc kiedy jest chora, nie trzeba… A co za roznica miedzy swinia a psem? Wiec idziemy dalej. „To tylko pies” wiec moze mieszkac w budzie na lancuchu, moze dostawac byle co do jedzenia, moze sobie „zdychac w rowie” albo „jak pies pod plotem” kiedy potraci go samochod. „To tylko zwierze”, nie przesadzajmy, zaden szacunek mu sie nie nalezy. Nawet jesli jego zycie poswiecono w imie najwyzszej wartosci jaka dla wiekszosci ludzi stanowi zycie ludzkie.
Na koniec jeszcze taka, teoretycznie nie zwiazana z tematem informacja o proporcjach. Na swiecie zostalo jedynie 3% zwierzat dzikich. Reszta to zwierzeta hodowlane i ludzie. „Alleluja, ziemia jest nasza”, jak slusznie zauwazyl chrzescijanski poeta Tomasz Zoltko.
Nie kwestionuję potrzeby takich badań i procedur. Chodziło mi tylko o 1-2 zdania szacunku i wdzięczności za życie oddane człowiekowi, zamiast żartów o golonkach. Zabranie żywej istocie życia jest zawsze tak samo brutalne, czy to jest człowiek, czy zwierzę. Żadnego człowieka nie modyfikuje się i zdrowych nie zabija dla ratowania innych ludzi (z wyjątkiem jakichś działań zbrodniczych), tym bardziej dla zwierząt, tak że przytoczone wspaniałe przykłady ludzkiego altruizmu wobec bliźnich są jednak innego rodzaju.
Zupełny brak wdzięczności za dar życia od zwierząt jest przykrą cechą człowieka. Może, aby tak to odczuwać, trzeba czuć się także zwierzęciem? Wprawdzie szczególnym, dominującym i dobrze jeżeli podobnym w pewnych cechach do Stwórcy, ale zwierzęciem — które kiedyś 2 miliony lat temu, a może kilkaset tysięcy lat temu, nazwało się człowiekiem. Te cechy, to nie podobny kolor oczu, tylko miłość, miłosierdzie, dobroć, empatia, wdzięczność, itp. Tego ostatniego sygnału człowieczeństwa bardzo mi zabrakło.