Chciałabym tu przedstawić w skrócie refleksję nad Eucharystią, jaką zostawiła dwudziestowieczna francuska filozof i mistyczka Simone Weil. Jej spojrzenie, chociaż może ono nieść ze sobą pewne zagrożenia, wydaje mi się ważne ze względu na to, jak dobitnie przypomina o niepojętości Bożej dobroci, którą możemy kontemplować w tym sakramencie.
Za temat przewodni myśli religijnej Weil można uznać paradoksalny charakter obecności Boga w świecie. Wiosną 1942 r. w Marsylii Weil zanotowała w jednym ze swoich zeszytów: „Ten świat, jako zupełnie opróżniony z Boga, jest samym Bogiem” (tłum. Cz. Miłosz). Bóg w swojej „szalonej” miłości pozwolił, aby istniało coś od Niego diametralnie różnego: rzeczywistość, którą rządzi nie dobro, a ślepa konieczność nieuchronnie pociągająca za sobą zło. Jednocześnie jednak to stwórcze wycofanie się Boga jest aktem Jego absolutnej miłości, a zatem Jego uobecnieniem.
Szczególnym przypadkiem tej Bożej „obecności przez nieobecność” jest Eucharystia – Bóg pod postacią, która człowiekowi Go nie przypomina. W Formach nieuświadomionej miłości Boga Simone Weil pisze: „Poza tak wzruszającą symboliką pożywienia nie ma w kawałku chleba nic, do czego myśl zwrócona ku Bogu mogłaby przylgnąć. […] Jego obecność w Eucharystii jest naprawdę ukryta, bo żadna część naszego umysłu nie ma dostępu do tajemnicy. A zatem osiąga ona pełnię” (tłum. własne). Weil próbuje wyartykułować ten paradoks wyraźniej, pisząc o obecności Chrystusa w Eucharystii jako czystej konwencji ustalonej między Bogiem a ludźmi. Konwencje, które ludzie ustalają między sobą, są czymś mniej rzeczywistym od tego, co możemy poznawać zmysłami, ale konwencja, na którą zgodził się sam Bóg, decyduje o tym, co jest rzeczywiste w najwyższym stopniu – nawet jeśli nie pociąga ona za sobą żadnych zmian dostępnych naszemu poznaniu. Jak to Weil tłumaczy w Théorie des sacrements, „[…] rzeczywistość [materii] chleba, choć nienaruszona, staje się pozorem w stosunku do nieskończenie bardziej realnej rzeczywistości, jaką określa jej [ustanowione przez Boga] znaczenie”.
Dlaczego jednak obecność Chrystusa w Eucharystii, gdzie w pewnym sensie staje się ona pełna, musi być aż tak tajemnicza? Zdaniem Simone Weil tylko przedmiot materialny, w którym Bóg jest totalnie ukryty, obecny jedynie na mocy konwencji, pozwala człowiekowi skierować pełnię uwagi na Niego – a właśnie uwaga skierowana na Dobro Absolutne sprawia, że to Dobro może nas przemienić. „Człowiek może skierować pełnię swojej uwagi wyłącznie na przedmiot zmysłowy” (Formy nieuświadomionej miłości Boga), ale jednocześnie to, co jesteśmy w stanie rozpoznać z Bożej obecności w takim przedmiocie – choćby poprzez jego piękno – nie może być pełnią tej obecności, bo doskonałości Boga uchwycić nie możemy.
Rozumienie Eucharystii, jakie proponuje nam Simone Weil, podobnie jak bardziej typowe podejście katolickie, wiąże się z pewnymi niebezpieczeństwami. Świadomość tak szczególnego daru, jakim jest rzeczywista obecność Chrystusa w Eucharystii, może budzić poczucie, że jako katolicy jesteśmy uprzywilejowani przez Boga (a stąd w jakiś sposób lepsi). Jeżeli jednak pamiętamy, że Bóg jest Miłością, która w swojej nieskończoności musi obejmować ludzi wszystkich miejsc i czasów, nie powinno nas zdziwić przypuszczenie Simone Weil, zdaniem której każda religia zasługująca na to miano posiada coś do Eucharystii analogicznego. Francuska myślicielka zwraca uwagę, że religię naprawdę poznać można tylko od środka, a dostrzegalna na zewnątrz różnica w języku, jakim mówimy o Ostatecznej Rzeczywistości, nie musi odzwierciedlać istotnej różnicy w treści.
Niewłaściwe skupianie się na obecności Chrystusa w Najświętszym Sakramencie może doprowadzić do zapomnienia prawdy, że każde stworzenie, będąc dziełem Bożej miłości, jest realnym uobecnieniem Boga. Jednak prawdą wydaje się również, że nie wszędzie możemy w taki sam sposób zdać sobie sprawę z Jego obecności. Weil uważała wręcz, że akt bezinteresownej miłości względem drugiego człowieka, podczas którego Bóg staje się obecny nie mniej niż w sakramentach, jest możliwy tylko wtedy, kiedy skieruje się całą swoją uwagę na potrzebującego, tak że jednoczesna myśl o Bogu staje się niemożliwa.
Poważnym problemem, na który zwracała uwagę Simone Weil i który prawdopodobnie zdecydował o jej pozostaniu poza Kościołem, jest wykorzystanie Eucharystii i innych sakramentów jako narzędzi władzy. Jest to problem, któremu poświęciła wiele miejsca w ostatnim zeszycie nowojorskim, na krótko przed wyjazdem do Londynu w listopadzie 1942 r. Zdawała sobie sprawę, że sam charakter Eucharystii sprzyja temu nadużyciu: „W każdym przedmiocie, do którego wielu ludzi zwracało się z silnymi uczuciami, jest obecna władza”. Zauważała, że potrzebna jest nie tylko zmiana praktyki kościelnej, tak aby udzielenie sakramentów nie zależało od spełnienia warunków ustalonych przez instytucję, ale też odpowiednie nastawienie wewnętrzne wierzącego: „Oddawanie czci tej władzy to bałwochwalstwo. Właściwa cześć polega na kontemplacji przedmiotu jako boskiego na mocy konwencji przyjętej przez Boga”.
7 Komentarzy
Cztery lata temu: „Episkopat protestuje w sprawie „tęczowej Mszy”, „Abp Stanisław Gądecki zarządził w kościołach całej Polski szczególną ekspiację, czyli odpokutowanie za grzech „tęczowej mszy”. Pytanie: co jest gorsze przedstawienie teatralne Szymona Niemca, czy połączenie autentycznej mszy św. z wiecem politycznym? Wtedy episkopat zareagował zdecydowanie i sam z siebie, teraz dość oględne wypowiedzi muszą wyciągać dziennikarze. (Na razie dwóch)
Skoro przez moją opieszałość w moderacji ten komentarz pojawił się na stronie, zwracam uwagę, że dalsze luźno związane z felietonem bicie piany nie będzie tolerowane. Celem Kongresu jest szukanie jak najlepszych dróg dla Kościoła, a nie wzbudzanie negatywnych emocji w stosunku do biskupów.
Brawo, Teres! Ale nie zapominaj, ze powszechnie mniema się, iż Filozofka nie przeszla na chrzescijaństwo z powodu wierności poczuciu przynależności do narodu żydowskiego i solidarności z nim.
Niestety jest to mniemanie nieprawdziwe. W listach do o. Perrin, w których wiele miejsca poświęca kwestii ewentualnego chrztu, Simone Weil nigdzie nie wspomina o swojej żydowskości.
Komentarz Reginy Lubas-Bartoszyńskiej (problemy z logowaniem na koncie):
”W naukach humanistycznych opieramy się TAKŻE na faktach z życia bohatera naszych prac, nie tylko na tym, co napisali. Książki i opracowania o Weil dostarczają wielu faktów z życia filozofki, poświadczających jej związki z żydostwem (choć pochodziła z rodziny agnostycznej, już zasymilowanej, ale o wyraźnych korzeniach chasydzkich ze strony matki), np. podejmowanie ciężkiej fizycznej pracy na znak solidaryzowania się z cierpiącymi Żydami, skwapliwe czytanie Starego Testamentu i Ewangelii oraz widzenie w nich, więcej niż się pisze, związków z dawnym judaizmem i wiele innych. Najważniejszym faktem jest zaprzestanie brania posiłków w sanatorium gruźliczym, gdy dowiedziała się, że wygasa getto warszawskie.”
W mojej odpowiedzi będę opierać się w znacznej mierze na biografii Weil autorstwa Simone Pétrement, przyjaciółki filozofki. Książkę tę polecił podczas niedawnego wykładu Robert Chenavier, jeden z najwybitniejszych specjalistów w dziedzinie.
Jeżeli dla Simone Weil ważnym powodem pozostania poza Kościołem była solidarność z innymi Żydami, trudno jest zrozumieć, dlaczego w kontaktach z osobą tak niezwykle przyjaźnie nastawioną do narodu żydowskiego, jaką był o. Perrin, z takim zaangażowaniem mówiła o innych powodach (mniej lub bardziej powiązanych z problemem relacji między sakramentami a władzą Kościoła), a ten pomijała. Należy raczej albo uznać, że czuła silny związek z narodem żydowskim, ale nie traktowała go jako ważnego powodu do rezygnacji z chrztu, albo stwierdzić, że takiego związku nie odczuwała. Z bólem trzeba powiedzieć, że ta druga opcja jest słuszna.
Bynajmniej nie zamierzam negować (pozytywnego) wpływu tradycji żydowskich na Simone Weil. Jednak ona sama zdawała się tego wpływu nie dostrzegać i nie traktowała swojego żydostwa jako ważnego elementu tożsamości. W jednym z listów napisała: „[…] z pewnością nic nie przejęłam z religii żydowskiej. Nauczyłam się nieco czytać siedemnastowiecznych pisarzy francuskich – Racine’a i Pascala – i mój umysł nasiąknął nimi w wieku, w którym jeszcze w ogóle nie słyszałam o żydach, tak że o ile postrzegam jakąś tradycję religijną jako moje dziedzictwo, jest to tradycja katolicka. Moja jest tradycja chrześcijańska, francuska i helleńska; tradycja hebrajska jest mi obca […]”.
Nie widzę powodów, żeby traktować podjęcie się przez Weil pracy fizycznej w 1941 r. jako znaku solidarności z cierpiącymi Żydami, nawet jeśli, jak napisała Pétrement, filozofka „w Marsylii pomagała wielu Żydom”, tak jak innym potrzebującym. Pragnęła poznać pracę robotników rolnych, podobnie jak wcześniej pracę w fabryce, przynajmniej od 1937 r. Poza tym uważała (idąc za opinią Alaina, swojego nauczyciela filozofii), że nawet niesprawiedliwym decyzjom władz, takim jak ustawy antysemickie rządu Vichy, należy się podporządkować na tyle, na ile nie sprzeciwia się temu nasze sumienie.
Stosunek Simone Weil do dawnego judaizmu należy do bolesnych tematów. Jest prawdą, że starała się uważnie czytać Biblię Hebrajską w żydowskim przekładzie. Jednak np. w „Liście do zakonnika” stwierdziła, że tylko nieliczne fragmenty Starego Testamentu dają się pogodzić z chrześcijaństwem.
Gdyby nawet Weil przestała jeść po otrzymaniu wiadomości, że wygasa getto warszawskie, raczej nie mogło to mieć miejsca w sanatorium, w którym znalazła się dopiero 17 sierpnia 1943 r., na tydzień przed śmiercią i trzy miesiące po likwidacji getta. Natomiast jak to potwierdza list A. M. Rieu, właściciela winnicy, w której pracowała, już w 1941 r. jadła o wiele mniej, niż należało. Według informacji przytoczonych przez Pétrement, swoje trudności z przyjmowaniem posiłków w londyńskim szpitalu i w sanatorium filozofka tłumaczyła myślami nie o cierpiących Żydach, a o głodujących Francuzach, a także poczuciem, że nie tolerowałaby większości pokarmów. Przy tym nie jest prawdą, że całkowicie odmawiała jedzenia.
Odpowiedź Reginy Lubas-Bartoszyńskiej:
” W nauce obowiązuje informacja o innych wnioskach z interpretacji przedstawionych przez nas zjawisk. W przypadku Simone Weil jest to tym bardziej nieodzowne, że jej czyny i myśl mało kiedy jawiły się jednoznacznie. Nawet o głodówkę Simone pyta sam Miłosz: „Czy była to solidarność?”. A Krukowska w pracy „Z ducha judaizmu” wchodząc na grząski teren badań nad Weil ujawnia jego fundament: „Poszukiwała CZYSTEGO WYJŚCIA I JE ZNALAZŁA, SKŁADAJAJAC SIEBIE W OFIERZE ZA WSZYSTKICH PONIŻONYCH I PRZEŚLADOWANYCH….”. I tą ideą „ofiary” w imię solidarności z …. (Żydzi byli wówczas najbardziej prześladowani) objęto także jej brak chrztu. Choć gdyby żyła dłużej… kto wie…”