Czy z pozoru drobne pytanie: „wiedział, czy nie wiedział?” popchnie Polaków do poważnego potraktowania Jana Pawła II?
2 kwietnia wieczorem pod Starostwem w Busku zakończył się Marsz Wdzięczności za św. Jana Pawła II. Głównym „zapalnikiem” takich marszów w tym roku było z pozoru drobne pytanie, zadane przez Marcina Gutowskiego, czy biskup/arcybiskup Karol Wojtyła wiedział, że wśród swoich księży miał pedofilów. Odpowiedź była taka, że raczej wiedział i nie reagował na to tak, jakbyśmy dziś oczekiwali. Reakcje na reportaż były mocne, choć raczej niezbyt adekwatne. Prawie bezgłośna była grupa merytoryczna, której członkowie rozpoczęli dyskusję na temat trafności metody i ustaleń M. Gutowskiego. Liczniejsza była grupa osób, które podejrzewały, że Gutowski albo nieświadomie dał się wykorzystać „lewakom”, albo nie „wyczuł” tego, że obecnie „klimat jest niewłaściwy” na stawianie tego pytania. Najliczniejsza, najbardziej radykalna, a na pewno najgłośniejsza była grupa, która postanowiła wziąć w obronę Jana Pawła II. Grupa ta, uzbrojona w portrety Jana Pawła II niczym w tarcze, zebrała się w Sejmie i podjęła uchwałę „w sprawie obrony dobrego imienia św. Jana Pawła II”.
Szczególny to dokument. Nic w nim nie ma na temat samego pytania: „wiedział, czy nie wiedział?” – pierwotnego impulsu obecnych wydarzeń. Jest natomiast dużo zdań prawdziwych – powszechnie znanych, ale nie konfrontowanych z realną rzeczywistością. Jest tam np. zdanie, że „Jan Paweł II był wzorem … dla klasy politycznej”. Szkoda, że nie ma informacji, dlaczego dla klasy politycznej przestał być tym wzorem. Jest przytoczone zdanie Jana Pawła II z encykliki Centesimus annus (nr 46): „Historia uczy, że demokracja bez wartości łatwo się przemienia w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm”. Ale brak informacji, dlaczego Sejm nie przeciwdziała takiej przemianie, a nawet ją wspiera. Ale szczególnie przewrotne wydaje mi się przywołanie modlitwy Jana Pawła II do Ducha Świętego o odnowienie „oblicza naszej Ziemi”. Czy wyobrażacie sobie Państwo Czytelnicy, że Duch Święty mógłby choć przez chwilę wytrzymać w atmosferze naszego Sejmu?
I tak ruszyła wielka akcja! Co mająca za cel? Obronę pamięci Jana Pawła II – jak mówią autorzy uchwały? Zwiększenie poparcia dla obecnej ekipy rządzącej, szczególnie w perspektywie zbliżających się wyborów – jak mówią opozycjoniści? Nie jestem w stanie stwierdzić, co w czyim umyśle się dzieje. Jestem natomiast pewny dwóch rzeczy. Pierwsze, że Jan Paweł II o wiele lepiej może obronić się sam bez uchwały sejmowej, niż z uchwałą. Drugie, że dla lwiej części twórców uchwały o wiele ważniejsze jest utrzymanie się przy władzy niż zgłębianie nauczania Jana Pawła II (a tym bardziej stosowanie się do niego!).
Aha, ujawniła się jeszcze czwarta grupa. To osoby nawołujące do usuwania różnych upamiętnień Jana Pawła II; w tym i niszczenia (na różne sposoby) jego pomników. Jednak przy tej ostatniej grupie jest pewne podejrzenie, że niekoniecznie muszą być to zdeklarowani przeciwnicy JP II. Równie zasadna jest hipoteza, że mogą to być zwolennicy sejmowej uchwały, którzy tworzą ”lotne brygady” dla profanowania pomników Jana Pawła II, bo jeżeli „cel uświęca środki” (chociaż to WBREW nauczaniu JP II), to takie ataki na jego pomniki mogą im przysparzać zwolenników w zbliżających się wyborach.
A co pod Starostwem? Poza elementami stricte religijnymi były wystąpienia kilku osób. Prawie wszyscy starali się wydobywać dobre elementy z nauczania Jana Pawła II, nie odnosząc się ani wprost, ani pośrednio do sejmowej uchwały. Zdaje się tylko jedna osoba wyraźnie dawała znać, że treść uchwały sejmowej jest bliska jej sercu i umysłowi.
W trakcie tego zgromadzenia pomyślałem, że to może i dobrze, iż taki ruch obrony Jana Pawła II zaistniał, bo może – myślałem sobie – w Polsce powstanie prawdziwe zainteresowaniem jego myślą. Następstwa tego „ruchu obrony” pokażą, czy „wzmożenie” przy okazji „uchwały” było autentyczne, czy sztuczne albo co najwyżej „słomiane”. Bo zdaje się z Janem Pawłem II w Polsce było/jest tak jak w anegdocie o Reymoncie. Pewnego razu w tramwaju, którym jechał Reymont, dopadł go jakiś wielbiciel jego twórczości. Zaczął go wychwalać na różne sposoby. A Reymont tego słuchał i co raz bardziej się dziwił. Aż w pewnym momencie zapytał swojego wielbiciela: A czy pan czytał moje książki? Na co ten odpowiedział: Nie, a po cóż? Pan jest taki sławny! Wiele już lat temu bp Pieronek tak ujął relacje między Polakami a JP II: „O Janie Pawle II mówi każdy, ale z jego encyklik i przemówień nie chce się nam nawet zetrzeć kurzu”. Może więc obecnie Polacy powszechnie zetrą kurze z jego tekstów i zabiorą się do poważnych studiów. Pomarzmy więc, że tylu będzie studiujących teksty JP II, ilu oglądających polskie seriale; jeżeli nawet mniej, to niewiele mniej.
Bo nie miał i nie ma Nasz Papież licznych, wytrwałych i głęboko analitycznych czytelników w Polsce. Oczywiście w jakichś większych ośrodkach, w środowiskach intelektualistów (szczególnie katolickich) jego myśl była przedmiotem badań. Ale na „powiatowym szczeblu” (choćby i naszym) nigdy szczególniejszego zainteresowania nie zaobserwowałem. Czy widzieliście Państwo Czytelnicy jakieś cykle prelekcji systematycznie przedstawiające jego nauczanie, zapoznające z chociażby najważniejszymi dokumentami, jakie ogłaszał? Mnie się nie trafiło. Może widzę to zbyt krytycznie, ale jeśli się mylę, to się cieszę. A jakie były/są przyczyny takiego stanu rzeczy? Może jakieś zdenerwowanie, że ten papież tak pisze i pisze (pisał). I jak tu ciągle go czytać! Tyle innych rzeczy jest do zrobienia (albo i nie-robienia), a on ciągle „wyrzuca” w świat nowe teksty. Może też jakaś doza zwykłego lenistwa intelektualnego. Bo to przecież trzeba by przeczytać, potem powiedzieć, a może jeszcze i odpowiedzieć na jakieś pytania. A tak: było dobrze, jest dobrze, będzie dobrze. „W przeczuciu szczęścia, w radosnym zachwycie, stanąłem oto już na życia szczycie!” Więc po co sobie, jak to pisał Jan Kochanowski, „myśleniem zbytnim głowy psować”? Po co zakłócać radosne zadowolenie z trwania? „Trwaj, chwilo, wiecznie”.
Porzucając jednak ton żartobliwie-złośliwy, zasadniczej przyczyny tego „oganiania się” przed intelektualną pracą nad myślą Jana Pawła II dopatrywałbym się w pewnej cesze Kościoła w Polsce – fideizmie. Czym on jest? Rozległy temat – nie na ten tekst. Najbardziej pobieżnie: w czystej postaci fideizm jest herezją. Potępiany wielokrotnie przez papieży, a szczególnie przez Sobór Watykański I. Encyklopedia katolicka podaje: „Występuje często w postaci praktycznej jako bezkrytyczne przyjmowanie jakiejkolwiek treści podawanej za prawdę religijną”. A wybitny intelektualista katolicki, dominikanin o. Jacek Woroniecki (etyk, autor Katolickiej etyki wychowawczej – zachęcam do spokojnego poczytania!) tak pisał o nim. „Fideizm przy pozorach wywyższania wiary nie ufa jej siłom, obawiając się zawsze, że w zatargu z rozumem musi ona ulec. Stąd dąży on do uniezależnienia wiary od rozumu i kopie między nimi głęboki rów, mający na celu zabezpieczyć wiarę od destrukcyjnych wpływów rozumu”. Podobne (krytyczne wobec fideizmu) stanowisko zajmował Jan Paweł II, szczególnie w encyklice Fides et ratio, którą rozpoczynał poetyckim zdaniem „Wiara i rozum (Fides et ratio) są jak dwa skrzydła, na których duch ludzki unosi się ku kontemplacji prawdy”. Następstwem fideizmu jest takie duszpasterstwo „ślizgające się” po wierzchu. Jak to ktoś opisał – wierni są jak oka rosołu pływające po powierzchni zupy, które nie mają nawet pojęcia o tym, jak smaczne warzywa i pożywne mięsa znajdują się głębiej. To jest ów lęk przed sięganiem „głębiej” – a przecież przez 2000 lat nagromadził się ogrom zasobów (pewnie czasami cenniejszych, czasami mniej cennych – ale warto chociaż wiedzieć, że one są i jakie są; czego można się tam doszukać). Ta „metodologia” duszpasterska nie mogła ominąć i Jana Pawła II.
Myślę, że do tego dorobku 2000 lat, do tych „smacznych warzyw i pożywnych mięs” chrześcijaństwa dołączy także dorobek Naszego Papieża. Wśród jego tekstów chciałbym zwrócić uwagę na fragment jego testamentu. Pierwszą wersję sporządził 6 III 1979 r. Później (zwykle w terminach marcowych) dodawał do pierwotnej wersji jakieś dopiski. W czasie rekolekcji jubileuszowego roku 2000 (12-18 III 2000) dodał obszerny (jak na testament) wpis. Oto jego fragment: „Stojąc na progu trzeciego tysiąclecia «in medio Ecclesiae», pragnę raz jeszcze wyrazić wdzięczność Duchowi Świętemu za wielki dar Soboru Watykańskiego II, którego […] czuję się dłużnikiem. Jestem przekonany, że długo jeszcze dane będzie nowym pokoleniom czerpać z tych bogactw, jakimi ten Sobór XX wieku nas obdarował. […] pragnę powierzyć to wielkie dziedzictwo wszystkim, którzy do jego realizacji są i będą w przyszłości powołani. Sam zaś dziękuję Wiecznemu Pasterzowi za to, że pozwolił mi tej wielkiej sprawie służyć w ciągu wszystkich lat mego pontyfikatu”.
Sądzę, że aby rzetelnie oceniać dorobek JP II, trzeba go też „oglądać” na tle Soboru Watykańskiego II, mając równocześnie świadomość, że kard. Wojtyła jako uczestnik wszystkich sesji soborowych miał znaczący wpływ (w sensie ilościowym i doktrynalnym) na rezultaty Vaticanum Secundum. W polskim Kościele dorobek tego Soboru właściwie (poza liturgią) został zlekceważony (czy ktoś z Państwa Czytelników pamięta jak w naszej diecezji przypomniano Sobór w 50 lat po jego zakończeniu?). Sobór ten został zwołany przez Jana XXIII dla dokładniejszego określenia. jak Kościół ma funkcjonować we współczesności (najobszerniejszy dokument soborowy to 84-stronicowa Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym; częściej cytowany pod łacińskim tytułem Gaudium et spes). W dokumentach tego Soboru można znaleźć sporo cennych uwag, których poważne wcześniejsze potraktowanie (a było na to ponad 50 lat) skutkowałoby pewnie dziś mniejszym „rozedrganiem” Kościoła w Polsce. Bo z jednej strony chcemy bronić Polskę i Europę przed islamem i sekularyzacją, z drugiej widzimy (szczególnie w Polsce) gwałtownie przyspieszającą laicyzację. Wygląda na to, jakby zamierzenia i rezultaty wyraźnie się rozchodziły. W czym przyczyna? Może w nie najtrafniej dobranych metodach, zignorowaniu nauczania Vaticanum Secundum? Warto by zestawić te stany obecne z niektórymi wypowiedziami Soboru. I zamiast „pobrzękiwania szabelką” wobec „ciapatych”, ukazywać porywające i przyciągające ku sobie piękno autentycznego chrześcijaństwa, bo „prawda nie inaczej się narzuca jak tylko siłą samej prawdy, która wnika w umysły jednocześnie łagodnie i silnie” (Deklaracja o wolności religijnej, nr 1). Dodajmy do tego fragment z programowego dokumentu Jana Pawła II na trzecie tysiąclecie: „Łudzie naszych czasów, choć może nie zawsze świadomie, proszą dzisiejszych chrześcijan, aby nie tylko «mówili» o Chrystusie, ale w pewnym sensie pozwolili im Go «zobaczyć». A czyż zadanie Kościoła nie polega właśnie na tym, że ma on odzwierciedlać światłość Chrystusa we wszystkich epokach dziejów i sprawiać, aby blask Jego oblicza zajaśniał także pokoleniom nowego tysiąclecia?” (Novo millennio ineunte, nr 16).
Różne źródła informują o spadającej u nas liczbie uczniów na lekcjach religii. Zestawmy to z pewną deklaracją z Konstytucji duszpasterskiej o Kościele w świecie współczesnym (nr 76), iż Kościół „nie pokłada jednak swoich nadziei w przywilejach ofiarowanych mu przez władzę państwową; co więcej, wyrzeknie się korzystania z pewnych praw legalnie nabytych, skoro się okaże, że korzystanie z nich podważa szczerość jego świadectwa albo że nowe warunki życia domagają się innego układu stosunków”. Może gdyby nastąpiło to „wyrzeczenie się”, sytuacja w tej kwestii byłaby lepsza niż bez „wyrzeczenia się”?
Wzburzenie wobec pytania „wiedział, czy nie wiedział…?” stworzyło w naszym kraju dogodną atmosferę do poważnego zainteresowania się dorobkiem (także intelektualnym!) Jana Pawła II, również Soborem Watykańskim II, i do zanurzenia się jeszcze głębiej po te „smaczne warzywa i pożywne mięsa” chrześcijaństwa. Wtedy może byłoby nam łatwiej dociec, jakie wartości miał na myśli Jan Paweł II, których brak zamienia demokrację w totalitaryzm. Na przykład, jaką rolę w relacjach między rządzącymi a obywatelami odgrywa prawda? Czy jakiś kabotyn może bez drgnienia powieki kłamać w żywe oczy, utrzymując (wprost lub pośrednio), że jest „politykiem chrześcijańskim”, bo obejmując mandat dodał: „tak mi dopomóż Bóg!”? A jeszcze prześmiewczo mówiąc: to jest prawda, a „prawda was wyzwoli”.
Gdyby się tak stało, że Polacy na poważnie potraktowaliby cały dorobek Jana Pawła II, to (niezależnie od tego, „czy wiedział, czy nie wiedział”) byłby to ISTNY CUD!