Temat uchodźców pojawia się coraz silniej w naszej kampanii wyborczej. Ma więc być referendum (będziemy w nim odpowiadać na pytanie, czy jako naród jesteśmy podli), granica jest nadal miejscem ksenofobicznych popisów władzy. Jednak także i druga strona politycznego sporu w osobie przewodniczącego Tuska włączyła się w debatę o uchodźcach, zarzucając PiS hipokryzję przejawiającą się w tym, że krzycząc o nieprzyjmowanie uchodźców, de facto liberalizuje się przepisy pozwalając na ściąganie do pracy cudzoziemców z wybranych „krajów muzułmańskich”. Mimo trafnego zarzutu hipokryzji zabrzmiały też inne akcenty. Pojawiła się Francja w kontekście przestrogi.
Przykład Francji ma działać na wyobraźnię. Ale jest z gruntu fałszywy. Problemem w Marsylii nie są uchodźcy – jest nim niechęć znacznej części społeczeństwa wobec współobywateli o ciemniejszej skórze i innej religii. Są to ludzie, którzy we Francji mieszkają od pokoleń. Francja bogaciła się jako imperium kolonialne i jej wieloetniczne zróżnicowanie to spuścizna tych czasów. Przykład Francji niczego nie mówi o zagrożeniu ze strony uchodźców, bardzo wiele natomiast o klęsce integracji, czego źródeł należy szukać w ksenofobii. Ta ksenofobia, wpływająca na szanse życiowe osób o innym pochodzeniu niż rdzenni mieszkańcy Francji, została w dużej części zasiana przez polityków. Wykorzystywanie tych innych do polaryzacji lub siania strachu wśród wyborców, aby w siejącym widzieli zbawcę, jest niemoralne.
Polska zaczyna dopiero być państwem imigracyjnym i proces ten da się zatrzymać tylko wtedy, gdy nasza gospodarka upadnie. Jeśli nie upadnie, inny przyjdzie I będzie wśród nas. Mamy szansę nie popełnić tego błędu, który popełnili Francuzi. To wymaga jednak, aby politycy nie jątrzyli, nawet jeżeli uważają swój cel polityczny za tak święty, że takie jątrzenie usprawiedliwia. Nic go nie usprawiedliwia.
Jeśli politycy będą siali nienawiść wobec ludzi z innych kultur i religii, czeka nas marsylski scenariusz. Będą powstawały getta, a frustracja zdesperowanych ludzi wyprowadzi ich na ulice. Możemy to zrobić inaczej. Nie walczmy o głosy wyborców sianiem niechęci wobec imigrantów. Przykład Francji studiujmy, ale ze zrozumieniem, a nie po to, żeby niezależnie od faktów rozgrzać emocje. Kościół ma tutaj ogromne pole do działania. Jeszcze może powstrzymać polityków w ich antyimigranckich harcach. Od tego zależy przyszłość naszego społeczeństwa.
3 Komentarze
” (będziemy w nim odpowiadać na pytanie, czy jako naród jesteśmy podli)” – niestety pan profesor w dalszym ciągu manipuluje, nie mówi całej prawdy i opowiada głupoty. Miałem szacunek dla pana ojca.
Tekst słuszny i konieczny. Przykład Francji jest o tyle argumentem nietrafionym dla wykorzystywania go politycznie w Polsce, że ulice paryskie od wieków były miejscem przeróżnych buntów i walk, a ukoronowaniem narowistego temperamentu Francuzów była Wi elka Rewolucja. Ten pierwiastek, który wykorzystuje PIS , w Polsce nie
występuje: nie byliśmy krajem ani kolonialnym, ani postkolonialnym. Francja zbiera żniwo swego kolonializmu. Imigranci, choć w drugim czy trzecim pokoleniu – to głównie Berberzy urodzeni we FRancji , z tradycjami buntowniczymi wobec kolonialistów – FRancuzów. Jest to dizisiaj absurdem, ale to mają we krwi. Sprawa systemu opieki FRancuzów nad wszelką imigracją, to dodatkowy problem.
„będziemy w nim odpowiadać na pytanie, czy jako naród jesteśmy podli”, ale nie tylko. Będziemy odpowiadać czy Polaków obowiązuje przykazanie miłości Boga i bliźniego. Dlatego dziwne, a może znamienne jest milczenie Kościoła o referendum dotyczącym istotnych spraw wiary.