Wikary ks. Tomasz miał ciężki dzień, ponieważ oprócz codziennych obowiązków proboszcz ks. Andrzej zlecił mu zorganizowanie konsultacji synodalnych. Tomasz przeczytał ogłoszenie o konsultacjach na samym końcu ogłoszeń parafialnych w poprzednią niedzielę, nie spodziewał się więc, że na plebanii pojawi się tłum wiernych. Przypuszczał, że przyjdą członkowie Rady Parafialnej i prawdopodobnie jedna czy dwie nieznane osoby, zainteresowane nowymi prądami w Kościele. Sam nie bardzo wierzył w nową formułę synodu biskupów. Chciałby, aby pomógł mu nowy ksiądz, przeniesiony ostatnio do parafii. Jednak ksiądz ten był dla niego zagadką, nie zdradzał swoich preferencji politycznych i utrzymywał duży dystans. Tomasz nie mógł mu niczego zarzucić, lecz nie czuł się swobodnie w jego towarzystwie. Trudno mu więc było prosić ks. Mariusza o przysługę.
Dochodziła 17-ta, gdy Tomasz zamknął drzwi kancelarii parafialnej i zmierzał do salki katechetycznej, w której miały się odbyć konsultacje. Ktoś pośpiesznie wyszedł z wikarówki i zniknął za węgłem kościoła. Tomasz nie zauważył nawet, czy był to mężczyzna czy kobieta. W korytarzu przed salką katechetyczną stało kilka osób. Większość z nich znał, bo jak przewidywał, byli to członkowie Rady Parafialnej. Chciał wejść do sąsiedniej toalety, ale ktoś w niej był, więc poszedł do drugiej, na końcu korytarza. Gdy wrócił do salki katechetycznej, zgromadzeni zajęli już miejsca za stołem. Starsze małżeństwo – członkowie Rady Parafialnej, kilka sióstr zakonnych oraz jedna pani, która starała się wprowadzić w parafii ryt trydencki i wciąż go nachodziła w tej sprawie.
Konsultacje skupiły się na funkcjonowaniu parafii. Chcąc nie chcąc, Tomasz prowadził obrady. Uważał zresztą, że to on ma tu najwięcej do powiedzenia. Znana mu pani co chwilę przerywała i powoływała się na różne papieskie dokumenty, które jej zdaniem pozwalały na wprowadzenie rytu trydenckiego. Tomasz z trudem opanowywał zniecierpliwienie. W duchu modlił się do swojego patrona św. Tomasza z Akwinu o rozsądek i spokój. Niepokoiła go też nieobecność proboszcza i ks. Mariusza. – Gdzież oni się podziali? – Tomasz zadawał sobie raz po raz pytanie. Wreszcie pojawił się zziajany proboszcz, ale nie zabierał głosu w dyskusji. Ks. Mariusza nie było do końca spotkania.
Po dwóch godzinach ks. Tomasz podziękował parafianom za zaangażowanie i poszedł do kościoła odprawić wieczorną Mszę św. Miał poczucie spełnionego obowiązku, choć nie bardzo wierzył, żeby z takich konsultacji cokolwiek mogło wyniknąć. Choć oczywiście „Duch św. Tchnie, kędy chce”. W kościele pod wezwaniem św. Józefa było tylko kilka osób, które znał z widzenia, pan z Rady Parafialnej odczytał lekcję, a jego żona pani Marta zaśpiewała psalm. – Trochę fałszuje – pomyślał Tomasz, – ale i tak dzielna niewiasta. Po Mszy św. szybko rozebrał się z szat liturgicznych. Zakrystianka siostra Honorata zgasiła świece i zamknęła kościół. Wychodząc z kościoła, Tomasz spostrzegł padający śnieg, którego już dawno nie było. Na ścieżce na plebanię zobaczył ślady butów. – Któż tu teraz szedł? – pomyślał. – Może ktoś czegoś zapomniał na spotkaniu, albo ks. Mariusz skądś wracał? – Zapytam go jutro, dlaczego nie pojawił się na konsultacjach i nie było go w konfesjonale podczas wieczornej Mszy św.
. . .
Marta, członkini Rady Parafialnej, która poprzedniego dnia uczestniczyła w spotkaniu na plebanii wraz z mężem, jeszcze spała, gdy obudził ją domofon. Niechętnie wstała z łóżka i zapytała – Kto tam? – Proszę otworzyć, policja – odpowiedział kobiecy głos. Marta nacisnęła przycisk i szybko nałożyła szlafrok. – O mój Boże! Skąd u mnie policja? – pomyślała. Nic nie przychodziło jej do głowy. Po chwili dowiedziała się o tragedii. Ks. Mariusz został prawdopodobnie zamordowany na plebanii wczorajszego wieczoru. Podinspektor Tamara zbierała informacje dotyczące szczegółów wieczornego spotkania. Marta była tak zszokowana tragiczną wiadomością, że tylko powtarzała – To niemożliwe, ksiądz zamordowany Po prostu nie mieściło jej się w głowie, aby ktoś mógł się targnąć na życie kapłana.
Po wizycie policjantki Marta zadzwoniła do siostry Honoraty. – Szczęść Boże, siostro, czy już Siostra wie? – powiedziała przerażonym głosem. Siostra Honorata już wiedziała, bo i u niej zjawiła się skoro świt policja. Siostra jednak, w przeciwieństwie do Marty, nie zdradzała oznak paniki, lecz spokojnie powiedziała – Może pani do mnie przyjdzie, chciałabym się dowiedzieć jednej rzeczy o wczorajszym spotkaniu na plebanii. – Już idę – Marta poczuła się pewniej wobec perspektywy rozmowy o tragicznym wydarzeniu z kimś, kogo znała i ceniła. Po chwili siedziały obie w rozmównicy, pijąc kawę.
– Czy ksiądz proboszcz przyszedł punktualnie na spotkanie synodalne? – zapytała siostra Honorata. Marta zastanowiła się, – Nie, spóźnił się – odpowiedziała. Siostra Honorata pokiwała głową. – To tylko chciałam wiedzieć. – Ale siostro, jakie to ma znaczenie, że ksiądz proboszcz się spóźnił na spotkanie wobec takiej tragedii? – dopytywała Marta. Powiem pani, jak tylko sama znajdę potwierdzenie moich przypuszczeń – siostra Honorata nie chciała więcej mówić o spotkaniu na plebanii. Zadała Marcie jeszcze jedno pytanie – Czy znała pani księdza Mariusza? Marta doszła do wniosku, że go zupełnie nie znała, chyba nigdy z nim nawet nie rozmawiała. – Ja też mało, mimo że był u św. Józefa od września – powiedziała z westchnieniem siostra Honorata.
Po rozmowie z Martą Honorata wstąpiła do kościoła, gdzie przez chwilę klęczała przed wystawionym Najświętszym Sakramentem. Modliła się zarówno za ofiarę, jak i za człowieka, który prawdopodobnie był zabójcą. Nie była tego pewna, ale jej bystra inteligencja podpowiadała rozwiązanie kryminalnej zagadki. –Nie będę wyręczać policji – pomyślała, – ale człowiekowi mogę pomóc.
Przesłuchanie ks. Tomasza doprowadziło śledczych do szybko sformułowanej hipotezy, że zabójcą był ktoś, kogo Tomasz widział kątem oka poprzedniego dnia, wychodzącego pośpiesznie z wikarówki. Policja skupiła się na kontaktach ks. Mariusza i niebawem odkryła, że wśród jego znajomych był dawny uczeń, a obecnie diler handlujący narkotykami. Doszło do prewencyjnego aresztowania tego młodego człowieka jako podejrzanego o zabójstwo księdza. Marta podeszła do siostry Honoraty po wieczornej Mszy św. – I co, siostro? Czy już wiadomo, kto podniósł rękę na księdza Mariusza? W gazecie pisali, że jakiś handlarz narkotykami. Ale co ksiądz mógł mieć z nim wspólnego? Już sama nie wiem, komu wierzyć.
Siostra Honorata zamknęła zakrystię. – Nie bardzo wierzę w to, co mówi policja, – powiedziała spokojnym głosem, – jakoś za szybko znaleźli podejrzanego. Czemu były uczeń, handlarz czy nie handlarz, miałby zabijać księdza Mariusza? – A więc kto? – dopytywała Marta. – Ktoś, kto bał się księdza Mariusza – odpowiedziała siostra Honorata, – Na mnie już czas, z Bogiem.
Odeszła szybkim krokiem w kierunku ulicy, na której znajdował się jej dom zakonny.
. . .
Pogrzeb ks. Mariusza odbył się w jego rodzinnej miejscowości, pojechała na niego oczywiście również delegacja księży i parafian od św. Józefa. Na czele delegacji stał ks. Tomasz, była też Marta z mężem jako przedstawiciele Rady Parafialnej. Ani proboszcz, ani siostra Honorata nie wzięli udziału w uroczystościach pogrzebowych. Ksiądz Andrzej źle się ostatnio czuł, a siostra Honorata musiała zostać, bo matka przełożona jej zgromadzenia nie zgodziła się na oddelegowanie innej siostry do posługi u św. Józefa. Zresztą siostra Honorata chciała pilnie z kimś porozmawiać i pozostanie w mieście było jej na rękę.
Marta spotkała Honoratę na drugi dzień po powrocie z pogrzebu księdza Mariusza. Była nadal głęboko wstrząśnięta tragedią, tym bardziej, że pogrzeb naocznie ukazał jej rozpacz matki księdza. Na pogrzebie nie było miejscowego biskupa ani wielu księży, tak jakby lokalny Kościół nie chciał żegnać jednego ze swoich kapłanów. Ksiądz prowadzący Mszę św. pogrzebową rzucał gromy na grzeszny świat, który za podszeptem szatana zamordował sługę Chrystusa. Marta, na ogół nie zwracająca uwagi na kazania, słuchała tych słów z przykrością. – Dlaczego ani słowa o zmarłym, jego dobrych uczynkach? – pomyślała.
Po wieczornej Mszy św. podeszła do Honoraty, która ucieszyła się na jej widok. – Mam jeszcze poprasować obrusy – powiedziała Honorata. Zróbmy sobie herbaty i porozmawiajmy – zaproponowała. Wyszły na obszerny plac kościelny, dzielący kościół św. Józefa od wikarówki. Siostra Honorata spojrzała na rząd nieoświetlonych okien mieszkań księży. – Wtedy jedno okno było cały czas oświetlone – powiedziała. – Jak zabito księdza Mariusza? – Marta chciała mieć pewność, o czym mówi Honorata. – Tak, tego wieczoru. Widziałam to oświetlone okno jak szłam do kościoła i jak z niego wyszłam. A księdza Mariusza nie było w kościele. – Czy on już wtedy?- zapytała Marta. –Nie jestem tego pewna, – odpowiedziała Honorata, – ale o ile pamiętam z powieści kryminalnych, w których rozczytywałam się, zanim wstąpiłam do zakonu, – uśmiechnęła się lekko, – to da się określić dosyć precyzyjnie godzinę śmierci denata. O ile ksiądz Mariusz umarł po 17-tej, to nie mógł go zabić ten młody człowiek, handlarz narkotykami, jego były uczeń, który wyszedł od niego o 17-tej. – To kto? – dopytywała się Marta.
Honorata włączyła czajnik. – O tej porze to ja tylko ziołową – powiedziała delikatnie Marta. –Ja też – siostra Honorata wyciągnęła kilka opakowań herbaty z szafki. – Same czarne, ale jest też mięta i melisa. Zrobię dla nas melisę, podobno uspokaja – ciągnęła siostra. – Pozwoli pani, że zacznę prasować, bo mam już spory stos. – Ale koszul księżom siostra nie prasuje? – upewniła się Marta. – No nie, osobiste rzeczy piorą i prasują sami. Mają pralkę i żelazko na górze – z lekkim śmiechem powiedziała Honorata – Dawniej było inaczej. –A ja wszystko piorę i prasuję mężowi – westchnęła Marta. – Ale ma go pani jednego. – Wystarczy jeden – Marta zdecydowała zostawić sprawę obsługi mężczyzn i przejść do tematu, który nie dawał jej ostatnio spać. Wyczuwała, że siostra Honorata zna odpowiedź na pytanie: „Kto zabił?”.
Zebrała całą swoją odwagę i zwróciła się do siostry Honoraty. – Czy siostra wie, kto zabił księdza Mariusza? – zapytała. – Właściwie nikt go nie zabił, to był nieszczęśliwy wypadek, – powiedziała Honorata, nie odrywając oczu znad deski do prasowania. – A skąd to siostra wie? – Marta nie mogła powstrzymać ciekawości. – Rozmawiałam z podinspektor Tamarą, to moja dawna uczennica, jak jeszcze prowadziłam katechizację w podstawówce – mówiła Honorata, nie przestając prasować obrus, – Zwolnili tego handlarza narkotyków, bo miał alibi w czasie, kiedy ksiądz Mariusz rozbił sobie głowę o parapet. Był pod wpływem narkotyków i nieszczęśliwie się pośliznął. Ja też podejrzewałam najpierw, że to było zabójstwo, ale Pan Bóg ustrzegł. – A któż by go miał zabić, siostro?- dopytywała się Marta.
– Są sytuacje, w których człowiek pod wpływem strachu może popełnić nawet zbrodnię. Nasz proboszcz był szantażowany przez księdza Mariusza, ponieważ ksiądz Mariusz dowiedział się o jego grzechach młodości i zagroził, że je ujawni. – Grzechach młodości? O czym siostra mówi? Ksiądz Andrzej, nasz zacny proboszcz miałby ukrywać jakieś grzechy? – Marta była zszokowana słowami Honoraty. – Wszyscy jesteśmy grzesznikami, także księża – z naciskiem powiedziała siostra Honorata. – Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale załatwiałam kiedyś adopcję dziecka księdza Andrzeja, oczywiście w największej dyskrecji – powiedziała Honorata. – Ksiądz Andrzej jest jeszcze z epoki, w której o takich rzeczach się nie mówiło, więc gdy ksiądz Mariusz, który przyszedł do naszej parafii, zaczął go szantażować, że nagłośni tę dawną sprawę, o ile nie dostanie pieniędzy, proboszcz się przestraszył. Tego feralnego dnia, tuż przed konsultacjami synodalnymi, doszło do krótkiej, burzliwej rozmowy pomiędzy proboszczem a księdzem Mariuszem. Proboszcz wyszedł z mieszkania księdza Mariusza wzburzony i musiał ochłonąć w toalecie przed przyjściem na spotkanie. Przyznaję, że najpierw myślałam, że proboszcz popchnął księdza Mariusza i przyczynił się do jego śmierci – ciągnęła siostra Honorata.
– Ale skąd to siostra wszystko wie?- Marta prawie nie wierzyła swoim uszom. – Oczywiście od samego księdza Andrzeja – odpowiedziała spokojnie Honorata, sięgając po następny obrus. – Godzina śmierci księdza Mariusza wykluczyła udział zarówno handlarza narkotyków, jak i proboszcza, który był wtedy na spotkaniu. Natomiast w trakcie Mszy św. ksiądz Andrzej poszedł jeszcze raz do mieszkania księdza Mariusza i wtedy odkrył jego zwłoki. Zauważyłam ślady butów proboszcza na śniegu, który wtedy zaczął padać. Proboszcz utyka na lewą nogę, więc łatwo rozpoznać jego ślady. To on zawiadomił policję. Gdy już wiedziałam, że to nie proboszcz zabił, porozmawiałam z nim i ustaliłam wszystkie fakty. Ksiądz Andrzej był mi bardzo wdzięczny. Teraz już pani wszystko wie, prawda? – siostra Honorata wyłączyła żelazko. –No, na dzisiaj dość prasowania, bo mi dom zamkną – szybko zgasiła światło i zamknęła bramę wikarówki. Na zewnątrz padał drobny śnieg. – Chyba dam za duszę księdza Mariusza i … za księdza proboszcza – powiedziała Marta. Pożegnały się przy bramie kościoła św. Józefa, którego jasne wieże odcinały się od mroku ulicy.
. . .
Od śmierci ks. Mariusza Tomasz nie mógł sobie znaleźć miejsca. Dowiedział się jak wszyscy, że śmierć nastąpiła wskutek nieszczęśliwego wypadku, usłyszał o szantażowaniu proboszcza i o narkomanii ks. Mariusza, ale nie rozmawiał o tym z nikim. Ks. Andrzej prosił go o opracowanie konsultacji synodalnych na dzisiejsze spotkanie Rady Parafialnej. Trudno mu było zebrać myśli i napisać coś sensownego z luźnych notatek, które zrobił na poprzednim spotkaniu. Zaraz po tamtym spotkaniu nastąpiła tragedia i Tomasz już do nich nie wracał. Zdecydował się poprosić o pomoc Martę, którą znał jako zaangażowaną członkinię Rady Parafialnej. Marta nie odmówiła pomocy i umówili się w wikarówce godzinę przed spotkaniem.
– Mam tu taki punkt: „Jak się wzajemnie słuchamy w parafii, księża i świeccy” – zaczął Tomasz. – Czy pani mogłaby coś na ten temat powiedzieć? – To znaczy, czy księża słuchają świeckich, a świeccy księży? – zapytała Marta. – No, teraz ksiądz mnie słucha, a ja słucham księdza. Ks. Tomasz uśmiechnął się – Słuszna uwaga, a tak na co dzień? – To chyba nie za bardzo. Marta postanowiła po raz pierwszy w życiu powiedzieć otwarcie księdzu, co myśli o wzajemnych stosunkach kleru i świeckich. – Gdybyśmy więcej wiedzieli o problemach proboszcza i księdza Mariusza, może nie doszłoby do tej tragedii. Gdyby ksiądz Andrzej powiedział nam, że jest szantażowany przez księdza Mariusza i z jakiego powodu, moglibyśmy z jednym i z drugim porozmawiać, może poradzić psychoterapię proboszczowi, a leczenie uzależnień księdzu Mariuszowi. – Naprawdę tak pani myśli? – Tomasz poczuł, że rozmawia z życzliwą i rozsądną kobietą. – Wie pani, napiszę w podsumowaniu konsultacji, że brak komunikacji pomiędzy księżmi a świeckimi może być przyczyną nieporozumień, a nawet tragedii w środowisku księżowskim i że świeccy mogą pomóc księżom rozwiązać swoje problemy. –Dziękuję księdzu – uśmiechnęła się Marta. – Mnie też nie przychodziło do głowy, że księża mają takie problemy jak zwykli ludzie.