Mijają już prawie dwa miesiące wojny. Gazety donoszą, ze pomoc humanitarna dla Ukrainy płynie węższym strumieniem. To można zrozumieć. Ludzie dali bardzo wiele, zaangażowanie zapłonęło wielkim płomieniem. Teraz przygasło, bo ludzie nie są w stanie utrzymać zaangażowania permanentnie.
A jednak teraz właśnie ta pomoc jest bardzo, ale to bardzo potrzebna. Jeszcze bardziej niż na początku. Wojna zaczyna coraz bardziej wyciskać swoje złowróżbne, okrutne piętno. Coraz trudniej jest zadbać o dostarczanie podstawowych, niezbędnych do przeżycia towarów. Teraz każdy, kto może się dzielić, powinien się dzielić. W taki sposób, jak to jest możliwe. Ta wojna osiągnie swoje bestialskie cele, gdy my się do niej przyzwyczaimy i zobojętniejemy.
Wojna nie pozwala przezywać świata w taki sposób, jak chciałbym. Wypiera refleksję religijną, zatykając myśli swoimi przerażającymi obrazami. Ale dotykamy w ten sposób samego spodu egzystencji ludzkiej. I trzyma nas wiara w Zmartwychwstanie. Nadzieja w tym morzu niczym niezawinionego cierpienia.
Módlmy się i pomagajmy. Jedno i drugie jest teraz nadzwyczajnie potrzebne.