Wczoraj miałem wykład on-line z europejskiego prawa umów po angielsku. Ponieważ przez ostatni miesiąc spałem mało, byłem bardzo zmęczony. Ten ostatni czas zajęła mi wojna. Wczoraj w połowie wykładu, przezwyciężając ból oczu coraz bardziej nienawidzących kolorowych ekranów, poczułem, że zasypiam. Zasypiałem mówiąc i w pewnym momencie zdałem sobie sprawę, ze mówię o rakietach.
Chciałbym zażartować anegdotką przypisywaną prof. Wacławowi Osuchowskiemu, który zwykł mówić: „Śniło mi się, że wykładam, budzę się i rzeczywiście”, ale nie jest mi do śmiechu. Odłożona na bok praca naukowa krzyczy uciekającymi terminami. Trudno się uwolnić od scen z granicy z pierwszych dni wojny, od widoku tych przeraźliwie zmęczonych ludzi, tulących domowe zwierzęta i ciągnących w nieznaną przyszłość walizkę dobytku.
U moich ukraińskich przyjaciół przelot samolotu wywołuje trwogę. Mój przyjaciel dziekan tarnopolskiego wydziału prawa służy w obronie terytorialnej. Gdy jedzie pod Kijów z darami, drżę o niego ze strachu. Jeszcze niedawno, tuż przed pandemią byłem u niego na wakacjach. Drewniany domek nad stawem, a w oddali złociły się kopuły Poczajowa. Dookoła wierzby, wolno biegające konie, piasek, woda, raj…
Nie mogę wyrzucić wojny z głowy, ja niedotknięty nią bezpośrednio. Co czują ludzie uciekający z miast atakowanych, bestialsko niszczonych? Bardzo trudno zajmować się czymś innym niż wojna. To, czym się naukowo zajmuję, stało się nieistotne. Spory czasu pokoju bledną całkowicie. To jest czas, w którym trudno się modlić. Przez głowę przechodzą pytania, które tak wielu stawiało w obliczu ludobójstwa drugiej wojny światowej. Jak to możliwe, jak dobry Bóg mógł do tego dopuścić? Zabite dzieci, młody chłopak na ulicy Krakowa, który niedawno stracił nogę, rodzące pod rakietami kobiety ze szpitala w Mariupolu, uciekająca dziewczynka z kotem, identycznym jak nasz kot. Gdzie jest Bóg pełen miłosierdzia?
4 Komentarze
Wisława Szymborska
JACYŚ LUDZIE
Jacyś ludzie w ucieczce przed jakimiś ludźmi.
W jakimś kraju pod słońcem
i niektórymi chmurami.
Zostawiają za sobą jakieś swoje wszystko,
obsiane pola, jakieś kury, psy,
lusterka, w których właśnie przegląda się ogień.
Mają na plecach dzbanki i tobołki,
im bardziej puste, tym z dnia na dzień cięższe.
Odbywa się po cichu czyjeś ustawanie,
a w zgiełku czyjeś komuś chleba wydzieranie
i czyjeś martwym dzieckiem potrząsanie.
Przed nimi jakaś wciąż nie tędy droga,
nie ten, co trzeba most
nad rzeką dziwnie różową.
Dokoła jakieś strzały, raz bliżej, raz dalej,
w górze samolot trochę kołujący.
Przydałaby się jakaś niewidzialność,
jakaś bura kamienność,
a jeszcze lepiej niebyłość
na pewien krótki czas albo i długi.
Coś jeszcze się wydarzy, tylko gdzie i co.
Ktoś wyjdzie im naprzeciw, tylko kiedy, kto,
w ilu postaciach i w jakich zamiarach.
Jeśli będzie miał wybór,
może nie zechce być wrogiem
i pozostawi ich przy jakimś życiu.
Pytanie końcowe felietonu jest pytaniem fundamentalnym, stawianym przez ludzi wiary w sytuacjach ekstremalnych. Wspaniała, właściwa postawa. wobec ofiar agresji. Wszyscy jakoś włączamy się – na miarę naszych możliwości i gdzie tylko możemy – w pomoc Ukraińcom. Czy kwota wpłacona na podany przez Kongres numer konta, ale bez adresu „na leki”, tylko z dopisem „Kongres KKiK” trafi do właściwego celu?
Fryderyku, przeżywam to samo – trudno się wyciszyć, skoncentrować na pracy i zadaniach, kiedy obok nas dzieje się tyle zła, kiedy tylu niewinnych doznaje tak głębokich krzywd. Można i trzeba im pomagać, to pomaga także nam samym. Pytanie o obecność Boga jednak pozostaje – tak jak podczas tamtej II wojny i wielu wojen potem. Gdzie On jest? Jakaś intuicja podpowiada, że jest – i współcierpi wraz z cierpiącymi. Krzyż nie jest wyłącznie wydarzeniem przeszłym – on trwa, czas historyczny nie ma tutaj znaczenia. Skoro tak, to jest też nadzieja, bo Krzyż i śmierć nie są końcem. Jeszcze tego nie widzimy, ale wierzmy, że zbliża się czas przełomu – także w tej wojnie.
21 lutego Pan Profesor napisał: „W Rosji jest też wielu sprawiedliwych, nie mniej niż gdzie indziej.” czyli, że gdzie indziej jest nie więcej sprawiedliwych niż w Rosji. To co się dzieje dobitnie to „potwierdza”.