Ks. Tomas Halik: Doświadczenie pandemii utwierdziło mnie w przekonaniu, do którego skłaniałem się już wcześniej, analizując współczesną sytuację religijną: nie mamy dziś do czynienia z sekularyzacją w rozumieniu religijnego kryzysu poczucia bezpieczeństwa,
ale z całkowitym kryzysem poczucia bezpieczeństwa współczesnego człowieka, bezpieczeństwa religijnego i świeckiego.
To zdanie o braku poczucia bezpieczeństwa z książki Czas pustych kościołów. Mocno je odczuwam. Tym mocniej, gdy patrzę na moich dorastających synów. Oni i ich rówieśnicy muszą zmagać się z tą sytuacją jeszcze bardziej niż ja.
Ostatnie dwa lata to ciągły brak stabilności i utrata bezpieczeństwa. Decyzje o tym, czy mają chodzić do szkoły podejmowane są z dnia na dzień, nie wiedzą, co będą zdawali za kilka miesięcy, nie wiedzą, jakie przedmioty czekają ich w następnym roku szkolnym. Przy nauce zdalnej lekcje codziennie zrywane są z powodu przerw w sieci i problemów technicznych.
Dodam jeszcze, że jeżeli wcześniej młodzi dorabiali w małych barach czy sklepach, to szybko tracili pracę w pandemii; niektórzy nawet po kilka razy.
Nasza młodzież została zbombardowana olbrzymią porcją wszelkich, nawet najbardziej nieprawdopodobnych, informacji na temat wirusa, pandemii, spisków i końca świata. Ta sytuacja nałożyła się na głośne już wcześniej apokaliptyczne wołania o katastrofie klimatycznej.
Brakuje autorytetów, aby ten świat i zalew informacji wytłumaczyć.
Czy poczucie bezpieczeństwa zapewnia im nasze państwo? Młodzi przecież widzą, jak niezwykle daleko są słowa polityków, dotyczące troski o wszystkich, od ich rzeczywistych czynów. Ze względu na swoją naturalną bezkompromisowość, dostrzegają tę przepaść i hipokryzję jeszcze ostrzej niż ja.
Czy poczucie bezpieczeństwa zapewnia im szkoła lub uczelnie? Oni nadal widzą, jak zagubieni i pozbawieni poczucia stabilności są ich nauczyciele i wychowawcy.
Czy poczucie bezpieczeństwa zapewnia im nasz Kościół? Czy nasz polski Kościół może być dla nich drogowskazem i kompasem?
Parafia. Mamy w mieście od niedawna dwie parafie — „starą” i „nową”. My mieszkamy obok ulicy rozgraniczającej obie parafie. Jeden z synów jest lektorem w „starej” parafii i dlatego przez styczeń chodził z księdzem po domach towarzysząc w tzw. „kolędzie”. Ale do naszego domu „kolęda” nie przyszła, ponieważ nasz proboszcz w „nowej” parafii powiedział, że z powodu pandemii chodzić po domach mieszkańców nie może.
Diecezja. Po każdej głośnej wypowiedzi naszego ordynariusza muszę rozmawiać z moimi synami aby wyraźnie powiedzieć, w jakich kwestiach z własnym biskupem się nie zgadzam. Musiałem m.in. przekazać, że matki samotnie wychowujące dzieci też mogą być rodziną katolicką i mają prawo do pracy tak jak inne matki.
Kraj. Niestety, nie potrafię przekonać synów, że słowa i czynny profesora prawa Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, który chwilowo jest również ministrem, to nie jest działanie w imieniu Kościoła Katolickiego w Polsce. Po prostu mi nie wierzą, bo minister na czas działalności politycznej pracy na KUL nie zawiesił, a moi synowie nie słyszeli aby jakiś biskup odciął się od tych słów ministra, w których ten poniżał i obrażał godność innych ludzi.
Staję wobec tej sytuacji — i zanim odpowiem swoim synom, muszę najpierw odpowiedzieć sobie:
w Kogo wierzę i w Kim pokładam nadzieję?
I po raz kolejny odpowiadam, iż wierzę że istnieje SŁOWO, które jest ŻYCIEM i BÓG, który jest MIŁOŚCIĄ.
Umacniają mnie w tym Słowa, które otrzymaliśmy ostatniej niedzieli 6 lutego br. Iz 6,1-8; Ps 138, 1Kor 15,1-11; Łk 5,1-11.
Tak jak Izajasz, jak Paweł i jak Piotr (Wyjdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiekiem grzesznym) mogę powtórzyć, że jestem człowiekiem słabym. Ale o tym, co najważniejsze, pisze Paweł: Chrystus umarł … za nasze grzechy, … zmartwychwstał, … ukazał się Kefasowi.
A Jezus powiedział wypłyń na głębię. To zaś odbieram jako wezwanie do ciągłego nawracania się, poszukiwania i powstawania.
Można czytania z tej niedzieli odnieść do sytuacji w naszym Kościele – mamy poszukiwać prawdziwej głębi. Zobaczmy, co się stało: na kapłana został powołany Piotr, który był żonaty, a Paweł zobaczył, że jego dogmatyczne myślenie wyniesione ze szkół religijnych przesłaniało mu prawdziwego Boga.
Uważam, że zarówno w swoim osobistym życiu, jak i w strukturach Kościoła należy próbować oddzielić to, co było dotychczas przyzwyczajeniem, ozdobą, formą, tradycją, od tego co jest głębią i odbiciem Bożego działania.
Dlatego nadal, pomimo mojej słabości, będę próbował rozmawiać z moimi synami o tym, co w życiu jest ważne.
Uczestniczę w Kongresie po to, aby, rozmawiając z innymi osobami świeckimi i duchownymi, próbować zrozumieć, jakie dotychczasowe formy i przyzwyczajenia naszego Kościoła należy zmienić, aby bardziej było widoczne to, co najważniejsze. Po to, aby móc znaleźć i poznać Boga w sytuacji i w świecie, jakie mamy obecnie, dla nas i dla naszych dzieci.
- zdj. archiwum prywatne
3 Komentarze
Jestem bardzo szczęśliwy, że wspólnie udało nam się stworzyć Kongres. Poznałem w ten sposób tak wielu mądrych i dojrzałych ludzi. I czytając te teksty wierzę głęboko, że jest nadzieja dla Kościoła i że jakos wszyscy tę nadzieję współtworzymy.
Mądre, pełne wiary i zatroskania wychowawczego słowa, odnoszone do własnych synów i całego młodego pokolenia, oddalającego się od Kościoła. Synowie autora felietonu, mając taki piękny przykład wiary Ojca – pomimo wszystko – na pewno będą świadectwem Pana powstrzymani od odejścia z Kościoła. To świadectwo Pana jest siecią, zarzuconą na nich, choć niebezpośrednio.
„Uważam, że zarówno w swoim osobistym życiu, jak i w strukturach Kościoła należy próbować oddzielić to, co było dotychczas przyzwyczajeniem, ozdobą, formą, tradycją, od tego co jest głębią i odbiciem Bożego działania. ”
Tez tak uwazam. I mam nadzieje, ze mnie rowniez uda sie przekazac takie podejscie mojemu dziecku.