Nie rozwiążemy światowego kryzysu ekologicznego, jeżeli nie znajdziemy sposobów mówienia i działania, które obejmą potrzeby i interesy także innych gatunków życia na Ziemi. To też ich dom i ich jedyne życie.
27 listopada w Paryżu odbyła się trzecia już konferencja poświęcona temu, jak traktujemy zwierzęta i jak to się ma do chrześcijańskiej etyki. Co interesujące, konferencja L’Eglise et les animaux. Quelle éthique animale chrétienne? organizowana była przez paryskich jezuitów, a to budzi nadzieję, że w końcu wspomagające lub dolne młyny kościelne zaczynają mielić tę sprawę.
Chrześcijańskich organizacji zajmująych się obroną zwierząt przed nadużyciami ze strony człowieka jest wiele i działają od dawna. Jedna z nich, Fraternité pour le respect animal była wspólorganizatorem wydarzenia. The Royal Society for the Prevention of Cruelty to Animals, założone w 1824 roku jako pierwsze na świecie tego rodzaju organizacja, ma swoje korzenie w chrześcijańskiej myśli etycznej. Catholic Concern for Animals od 90 lat działa szeroko, na całym świecie.
Kościół sam zazwyczaj nie angażuje się w tę sprawę, nie licząc ostatnich napomnień Papieża Franciszka w encyklice Laudato si’. Ale nawet franciszkanie nie mają do niej serca. Kościół załatwia problem ogólnikową katechetyczną formułą, że zwierząt nie należy dręczyć i jest głuchy na bezmiar wspólczesnej ich eksploatacji. Ekspolatacji wyzutej z jakiegoklwiek dla nich szacunku, ślepej etycznie, co skądinąd jest wbrew innym zapisom katechizmu.
W paryskiej konferencji brali udział teolodzy: prof. John Berkman (University of Toronto), prof. David Clough (University of Aberdeen, Wlk. Brytania). jezuita prof. Eric Charmetant (Centre Sèvres – Jesuit Faculties of Paris). Teologów moralnych, także duchownych, zajmujących się sprawą relacji człowiek-zwierzę jest coraz więcej, a że sprawa opiera się przede wszystkim o Pismo św., jest to doskonałe pole do wspólpracy ekumenicznej. Zabierał w konferencji głos także zwykły (w sensie nie akademik) ksiądz – Robert Cula z parafii Saint-Didier-les-Bains, Vaucluse) i najzwyklejsi chrześcijanie, którzy domagają się od swoich Kościołów reakcji na krzywdę stworzenia.
O czym mówiono? O etyce ograniczonej gatunkowo, o pilnej konieczności moralnego uwrażliwiania na sprawę traktowania zwierząt, o przerażających dowodach na to, jak dalece zamknęliśmy oczy na los naszych mniejszych braci, o etycznym hodowaniu zwierząt, o ekologicznych konsekwencjach rozbuchanej konsumpcji produktów pochodzenia zwierzęcego : chorobach, niszczeniu środowiska, zaniku bioróżnorodności, zmianach klimatycznych (hodowle zwierzat odpowiadają za ok. 14.5% wszystkich emisji cieplarnianych). Czyli także o tym, jak to zło dotyka nas ludzi i godzi w nasze ludzkie życie i przyszłość.
Tego samego dnia, równolegle sprawy ekologii integralnej, były dyskutowane w czasie kolejnej edycji konferencji Creatio Continua „Pandemia, klimat i «teologie» Zielonego Ładu”, organizowanej przez Uniwersytet Papieski Jana Pawła II w Krakowie. Niestety, na tej konferencji, pełnej skądinoąd mądrych refleksji nad skutkami niezrównoważonego gospodarowania człowieka, mowiono tylko o skutkach tego dla człowieka. Dominowała jakże znana i coraz bardziej mnie uwierająca zasada „wszystko o nas i dla nas”.
Jestem przekonana, że nie rozwiążemy światowego kryzysu ekologicznegom, patrząc tak antropocentrycznie. Jeżeli nie znajdziemy języka i sposobów działania, które objęłyby potrzeby i interesy także innych gatunków życia na Ziemi, nie rozwiążemy tych problemów.
Mam wielką nadzieję, że następna edycja konfrencji Creatio Continua uwzględni perspektywę innych czujących istot. Może w końcu odważymy się mówić z wnętrza chrześcijaństwa o złu, jakie dzieje im się z ręki człowieka, i o tym, jakie to zło ma wielorakie konsekwencje?
4 Komentarze
Pan Jezus utworzył Kościół aby prowadził ludzi do zbawienia, a nie zajmował się ekologią. Opieką nad zwierzętami zajmuje się mnóstwo organizacji społecznych, które są do tej roli bardziej predysponowane.
Poza tym, skąd się bierze od pewnego czasu określanie zwierząt jako „naszych braci mniejszych”? Wszak Bracia Mniejsi, to przecież franciszkanie!
Najpierw odpowiedź prostsza. Ma Pan rację, tak franciszkanie mówią o sobie „bracia mniejsi”. Niemniej utarło się także takie nazywanie zwierząt. Prawdopodobnie spowodowane było to tym, że sam św. Franciszek, według współczesnych mu źródeł, do „wszystkich stworzeń” zwracał się „bracie” lub „siostro”: „siostra ziemia”, „brat słońce”, „brat księżyc”, „siostry gwiazdy”, „siostra woda”, do wilka zwracał się: „bracie wilku”, do ptaków „Bracia moi, ptaki”, „siostry moje, ptaszyny” (m.in. biografie napisane przez Tomasza Celano „Vita prima” (1228/1229) i Vita secunda (1246), Traktat o cudach świętego Franciszka z Asyżu). W wyniku połączenia nazwy franciszkanów i w ten sposób wyrażanego stosunku Świętego do zwierząt zaczęto o zwierzętach mówić „bracia mniejsi”, i funkcjonuje to w wielu opracowaniach. Przyznam się, że dziwi mnie, kiedy obruszają się na to sami franciszkanie, jak gdyby uwłaczało im dzielenie tego określenia z tak kochanymi przez św. Franciszka zwierzętami. Ale może rzeczywiście, dla porządku, żeby nie powodować zamieszania, powinno unikać się tego określenia w odniesieniu do zwierząt. Brat — lis, siostra — świnka, nie muszą być określani jako mniejsi. A św. Franciszek nie bez powodu tak je nazywał. Postaram się pilnować i iść jego śladem.
Co do sprawy poważniejszej, to znaczy, co do Pana sugestii, że Kościół nie ma zajmować się ekologią. Nie tylko stanowczo się z tym nie zgadzam, ale proszę sobie wyobrazić, że Głowy naszego Kościoła podobnie.
Wydana w 2015 roku encyklika Laudato si’ papieża Franciszka w całości poświęcona jest ekologii i wyczerpująco wyjaśnia dlaczego katolicy (nie tylko zresztą oni) powinni pilnie nawrócić się ekologicznie. To piękna, uzasadniona naukowo, bardzo mądra lektura. Papież kontynuuje i rozwija myśl swoich poprzedników: Pawła VI, Jana Pawła II, Benedykta XVI, a też przewijającą się od zawsze w myśli chrześcijańskiej konieczność troski o stworzony przez Boga świat, którym my — ludzie tylko gospodarujemy. Papież Franciszek też, nie dalej jak kilka tygodni temu, apelował do przywódców 26 szczytu klimatycznego w Glasgow o czyny mające powstrzymać dewastację Ziemi. To jedno z wielu jego wystąpień.
Tak, troska o Stworzenie, nauczenie wiążące tę troskę z wiarą, budzenie katolików do opamiętania w sprawie konsumpcji i rozbuchanej eksploatacji zasobów, to współcześnie jedno z bardzo ważnych zadań Kościoła. A współczesna okrutna, niepotrzebna eksploatacja naszych braci i sióstr — zwierząt, to tylko jeden z grzechów ekologicznych. O tym najrzadziej mówi się i pisze w środowisku katolików, dlatego staram się uzupełniać tę lukę. W obrębie naszego Kościoła istnieją ruchy ekologiczne, np. istniejący od 40 lat Ruch Ekologiczny św. Franciszka z Asyżu, czy zapoczątkowany w 2015 roku przez Watykan Laudato si’ Movement (w Polsce ma nazwę Światowy Ruch Katolików na Rzecz Środowiska).
Uważam, że jeżeli my katolicy nie ruszymy, poprzez rozmaite działania ekologiczne na rozmaitych szczeblach, na pomoc reszcie Stworzenia, to Bóg „może nie być zadowolony” ze stanu naszego gospodarowania. I nie wiem, czy, jak Pan pisze, Kościół wywiąże się wtedy należycie z zadania prowadzenia ludzi do zbawienia. Nic nie robiąc w sferze ekologii, przyczynimy się bowiem, bez wątpienia, do wielkiego cierpienia innych ludzi, innych istot, a i być może zła w postaci konfliktów, a może i wojen. W Kościele powinniśmy o tym słyszeć nieustannie.
Całkowicie popieram stanowisko Barbary Niedźwiedzkiej. Co do głosu Pana Wiesława Bielawskiego:
Szanowny Panie, ależ Pan Jezus zajmował się ekologią (wtedy powiedzielibyśmy – naturą), znał ją, rozumiał i kontemplował – i to na jakim pięknym poziomie! Wystarczy sięgnąć do Jego przypowieści – ileż z nich odnosi się do piękna przyrody! Tak, służyły one pobudzeniu naszej refleksji, przedstawieniu prawd wiary – ale czy nie zawiera się w nich także głęboka troska o stworzenie, o „ptaki które karmi Stwórca”? Czy teraz, kiedy naszemu wspólnemu domowi grozi zagłada, my katolicy mamy się wycofać z działań na rzecz przyrody, tłumacząc że zabiegamy o zbawienie, a jedno wyklucza drugie? Czy raczej w miarę posiadanych talentów powinniśmy je pomnażać i na tym polu? A co powiemy Panu, gdy nas zapyta o te zakopane talenty?
Pytanie, czy na pewno Jezus byłby obojętny na ekologię? Nie zdziwiłbym się, aby sporządził sobie bicz ze sznurków i wykrzyczał do nas, jak do kupców w świątyni J2, 13-15 „Nie róbcie z domu mego Ojca targowiska” NIE DEWASTUJCIE TEGO CO STWORZYŁEM