W każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was (1 Tes 5, 18)
Dzisiaj rozmawiałam na temat jednego z niedawno zatrudnionych pracowników. Jego kolega i bezpośredni przełożony powiedział mi tak: „Zna się na rzeczy i można na nim polegać. Ale jest jak duże dziecko: cieszy się, że przychodzi do firmy, cieszy się, że spotyka ludzi, którzy nie zawsze są dla niego mili, cieszy się, że słońce świeci i cieszy się, że deszcz pada… A tak poza tym jest zupełnie normalny”.
Też chciałabym być jak duże dziecko. Podoba mi się taka postawa, nawet trenuję ją dosyć systematycznie i staram się w niej wytrwać w trudniejszych chwilach. Wciąż jednak nie jest ona dla mnie czymś całkowicie naturalnym, zrośniętym ze mną raz na zawsze – w najlepszym wypadku odczuwam ją jako wygodne ubranie.
Pozwól mi więc, Panie Boże, trochę potrenować w dzisiejszej modlitwie taką radość, która wynika z wdzięczności wobec Ciebie.
Dziękuję Ci oczywiście za to, że żyję, wciąż żyję, bo dopóki żyję, to jeszcze coś mogę zmienić na lepsze, jeszcze jest nadzieja.
Dziękuję za dom w górach, za psa, za wyjątkowo smaczną dzisiaj szarlotkę, za ciekawą internetową dyskusję, której przed chwilą wysłuchałam i za księżyc na bezchmurnym niebie.
Ale żeby nie było tak prosto, to chciałabym Ci, Boże, podziękować szczególnie za ludzi, z którymi trudno mi się porozumieć. Za tych, którzy nie zawsze grają fair, bo przypominają mi, jak ważne są uczciwość i szacunek we wzajemnych kontaktach. Za tych, którzy traktują mnie jak narzędzie do realizacji swoich własnych celów, bo pomagają mi lepiej poznać moją wartość. Za tych, którzy zachowują się wobec mnie agresywnie i arogancko, bo skłaniają mnie do większej empatii, do poznania ich lęków i ran. Za tych, którzy nie pomagali w potrzebie, chociaż mogli, bo w ten sposób zmusili mnie do większego samodzielnego wysiłku i do postawienia sobie wyżej poprzeczki. Za tych, którzy nie oszczędzają mi krytyki, bo dzięki nim mam największe szanse na rozwój…
Dziękuję, Panie Boże…
Małgorzata Frankiewicz