Kolejna śmierć w Polsce, której można było uniknąć.
Wiemy, że po białoruskiej stronie granicy umierają migranci uwięzieni przez białoruskie służby w śmiertelnym kotle. Ale ludzie umierają też kilka lub kilkanaście kilometrów od granicy na polskiej ziemi. W sobotę 13 listopada br. polska policja poinformowała o znalezieniu ciała w pobliżu wioski Wólka Terechowska. W dniu 15 listopada br. przekazano informację, że według wstępnych badań była to śmierć z wychłodzenia. Ponieważ ten mężczyzna miał przy sobie paszport, wiemy, że był Syryjczykiem. Już nigdy nie dowiemy się, czy spełniał kryteria, aby być uchodźcą, czy był tylko imigrantem ekonomicznym – zmarł. Nie wiemy, jaka rodzina będzie opłakiwać jego śmierć, a zapewne oni jeszcze nie wiedzą, że ich najbliższy nie żyje. Jeżeli był chrześcijaninem, wierzył w jedynego Boga Stwórcę. Jeżeli był muzułmaninem, wierzył w jedynego Boga Stwórcę.
Dlatego módlmy się: Wieczny odpoczynek racz mu dać Panie.
W ostatnich dniach poinformowano również o śmierci dwóch polskich żołnierzy w pobliżu granicy polsko-białoruskiej. Nie zginęli od napaści migrantów czy Białorusinów. Jeden z nich z 17 Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej (11DKP) zginął 13 listopada br. od postrzału z broni służbowe. Drugi z 21 Brygady Strzelców Podhalańskich (18 DZ) zmarł 7 listopada br. podczas odpoczynku w bazie.
Dlatego módlmy się: Wieczny odpoczynek racz im dać Panie.
Zmarły koło Wólki Terechowskiej Syryjczyk dołączył do grona innych migrantów zmarłych na polskiej ziemi. Przed Dniem Zadusznym Fundacja Homo Faber przedstawiła listę tych, o których wiemy:
Pamiętamy o Ahmedzie Hamidzie z Iraku, który zmarł ze skrajnego wychłodzenia w okolicach wsi Dworczysko.
Pamiętamy o dwóch mężczyznach, którzy zostali znalezieni 19 września.
Pamiętamy o Irakijczyku, który zmarł pod Nowym Dworem.
Pamiętamy o 16-latku z Iraku, który zmarł po wywózce z Polski.
Pamiętamy o 24-letnim Syryjczyku, który został znaleziony niedaleko Kuźnicy Białostockiej.
Pamiętamy o 19-letnim Syryjczyku, którego ciało wyłowiono z Bugu na Lubelszczyźnie.
Pamiętamy o mężczyźnie, który został znaleziony pod wsią Kuśnice.
Pamiętamy o 39-letniej Irakijce, której ciało leżało metr od polskiej granicy.
Pamiętamy o 25-letnim Gailanie, który zmarł zaledwie kilka dni temu.
Bardzo wiele świadectw migrantów spisanych w Polsce i w Niemczech mówi o tym, że zmarłych w polskich lasach w strefie stanu wyjątkowego jest więcej, niż tych kilkanaście osób wymienionych powyżej.
Dlatego módlmy się: Wieczny odpoczynek racz im dać Panie.
Premier polskiego rządu mówił niedawno, że pomoc jest udzielana wszystkim potrzebującym. Setki świadectw świadczą jednak o tym, że niestety tylko nieliczni otrzymują pomoc od polskich służb i tylko bardzo nieliczni są kierowani do ośrodków dla imigrantów, a ich wnioski o ochronę międzynarodową są przyjmowane do rozpatrzenia.
Dlaczego ci ludzie umierają na polskiej ziemi? Wielokrotnie są przepychani na polską stronę przez białoruskie służby. Nie jedzą i nie piją po kilka, kilkanaście dni, nocują w lesie, bo ukrywają się przed Polakami. Jeżeli polskie służby ich znajdą, to pakują do ciężarówek, potem wywożą kilkadziesiąt kilometrów wzdłuż granicy w inne miejsce. A potem po rozcięciu drutu, grożąc bronią i psami, wyrzucają złapanych ludzi – niezależnie od ich stanu zdrowia i wieku – na stronę białoruską granicy w miejscu nielegalnym, czyli poza przejściem granicznym. Jeżeli przed ich wyrzuceniem na Białoruś dotrą do tych ludzi wolontariusze, to przekazują im jedzenie i ubrania, które przedłużają ich życie o kilka dni.
Wpis Fundacji Ocalenie z 15 listopada br., o kolejnych osobach uratowanych od śmierci z wychłodzenia:
Przetrwali wojnę w syryjskim Homs, aby umrzeć na polsko-białoruskim pograniczu? Wysłali wiadomości głosowe, które ciężko było zrozumieć przez trzęsący się głos. A więc mieli dreszcze, świadczące o pierwszym stopniu hipotermii.
Kiedy po kilku godzinach dotarliśmy do nich, byli splątani. Drugi stopień hipotermii.
Traciliśmy z nimi kontakt. Utrata przytomności nadchodzi przy trzecim stopniu hipotermii.
Potem jest jeszcze czwarty stopień – zatrzymanie krążenia.
I piąty – śmierć. Niewiele zdążyliśmy się o nich dowiedzieć.
Layous i Khedr są braćmi. Byli w lesie co najmniej 4 dni. Na szczęście udało nam się wydzwonić karetkę. Bracia są już w szpitalu. Oby już nigdy nie wrócili do tego lasu.
Pomoc dla ludzi uwięzionych po białoruskiej stronie granicy może przyjść poprzez działania międzynarodowe i presję na reżim w Mińsku. Natomiast ratunek dla ludzi umierających po polskiej stronie granicy zależy od decyzji polskich władz. Dlatego popieram apel Kongresu Katoliczek i Katolików, który tak jak bardzo wiele innych organizacji zwrócił się o dopuszczenie do strefy stanu wyjątkowego pomocy humanitarnej, pomocy medycznej oraz niezależnych międzynarodowych obserwatorów – po to, aby uratować życie osobom znajdującym się na skraju śmierci z wyczerpania i wychłodzenia. Dlatego popieram działania mieszkańców, wolontariuszy i organizacji humanitarnych, którzy niosą pomoc. I do takiej pomocy zachęcam innych, zwłaszcza wierzących w Jezusa Chrystusa, który uczył nas, jak być miłosiernym.
Zdjęcia zrobione przez Autora na Podlasiu latem 2020 roku