Dwa szczególnie ważne — być może najważniejsze — wyzwania dla Kościoła w Polsce, to, po pierwsze: głęboki podział narodu, polityczny i ideowy, a po drugie: głębokie załamanie demograficzne i rodzinne. Kościół uczestniczy zaś w tym dzieleniu. Wspiera bowiem antyeuropejski, określany przez wielu nawet mianem faszyzującego, PiS, zrażając do siebie liberalno-obywatelską-unijną większość i znaczną część młodzieży oraz, prawdopodobnie, większości kobiet. Polska potrzebuje Kościoła przyjaznego ludziom różnych poglądów, jak przed 30-40 laty. Powinien on bronić swych podstawowych zasad, ale też być przyjaznym dla wszystkich — a nie tylko wspierać konserwatywną władzę polityczną. To ślepa uliczka, droga donikąd.
Załamanie demograficzne i głęboki kryzys rodziny — to największe wyzwanie dla narodu i Kościoła. Do reprodukcji prostej narodu brak nam co roku 170-200 tysięcy dzieci. Zamiast 2,1 dziecka w rodzinie mamy co roku 1,2 – 1,4. Za 40-50 lat będzie nas o 8-10 milionów ludzi mniej — istnieje obawa, że staniemy się starym, „zgrzybiałym” narodem indywidualistów o bardzo słabym poczuciu wspólnoty i tak zwanym kapitale społecznym. Mamy niewiele tradycyjnych, wielodzietnych rodzin, bo większość to pary z jednym dzieckiem. Od czasu do czasu próbowano coś podejmować — choćby 500 zł na dzieci (lecz bez skutku) czy ostatnie zapowiedzi obniżek podatkowych… Ale ciągle brak jest całościowych, zgranych działań rządu, samorządów i Kościoła dla odwrócenia trendu upadku narodu.
Kraje, dla niektórych „zgniłego”, Zachodu, potrafiły w ciągu ostatnich 10-15 lat odwrócić trendy w zakresie dzietności przez zsynchronizowane działania — zasiłki, żłobki, przedszkola ulgi dla matek i lepszą opiekę. Skandynawowie na ogół osiągnęli równowagę demograficzną. Anglicy i Holendrzy odnieśli szczególny sukces: byli na poziomie 1,3-1,4 dziecka w rodzinie, a doszli już do 1,8-1,9. Francuzom jest trochę trudniej, ale katolickie Włochy i Hiszpania, tak jak my, drepczą w miejscu.
Kongres demografów polskich w 2002 r. dał prawidłową diagnozę sytuacji, ale nie podjęto jej w sposób poważny i straciliśmy prawie 20 lat. Potrzebujemy więc dziś dwóch rzeczy. Po pierwsze, skoordynowanego działania rządu, samorządów, Kościoła i organizacji społecznych dla wsparcia rodzin i dzietności — do szczebla gmin i parafii. Po drugie, istotnej zmiany w relacjach społecznych: złagodzenia ataków na wspierający władze Kościół oraz zmiany nastawienia Kościoła wobec ludzi odmiennych poglądów, zwłaszcza wobec kobiet. Nie rezygnujmy z walki o życie dzieci, każdego dziecka, ale zgódźmy się na prawo kobiet do decydowania o własnym losie. Bez zmiany nastawienia wobec kobiet i zmiany nastawienia kobiet do Kościoła nie mamy szans na drugie i trzecie dziecko w rodzinie. Większość kobiet w różnych środowiskach jest lub będzie za swoim prawem wyboru, a bez nich nie będziemy mieli żadnych szans na wielką odnowę rodziny i narodu.
Tak więc także według doświadczeń „zgniłego Zachodu”, bądźmy przyjaźni wobec kobiet i tych kontestujących i tych biernych. Pomagajmy im i realizujmy program na pokolenie: odtwarzania polskiej rodziny.
1 Komentarz
” Nie rezygnujmy z walki o życie dzieci, każdego dziecka, ale zgódźmy się na prawo kobiet do decydowania o własnym losie.”
Aż chce się zapytać: Jakie prawo kobiet do decydowania o własnym losie? Toć przecież nikt kobietom nie odbiera prawa do o sobie. Nie ma czegoś takiego jak „prawo do aborcji”, o czym najwyraźniej niektórzy zapominają. Prawa kobiet do decydowania o sobie i własnym losie kończą się dokładnie tam, gdzie następuje to w przypadku mężczyzn: W punkcie, w którym zaczyna się życie i prawa drugiej osoby. I nie ma tu żadnego znaczenia to, czy ta osoba liczy sobie pięć, pięćset, czy pięć tysięcy dni od zapłodnienia.
Dla katolika nie ma zgody na zło. Jeżeli widzi, że ktoś chce się go dopuścić, to powinien uczynić wszystko, aby temu zapobiec, a nie „godzić się” na rzekome, nie istniejące prawa kobiet, które sprawdzają się do przyzwolenia na mordowanie ludzi.