Patriarcha Cyryl, zwący się Patriarchą Moskwy i Wszechrusi (ignorując w ten sposób fakt ukraińskiej autokefalii, powstałej za zgodą Konstantynopola) wspiera w pełni inwazję Rosji na Ukrainę.
Wysłuchałem kazania patriarchy. Patriarcha mówił o konieczności specjalnej operacji na Ukrainie, aby Zachód odnosił się do Rosji z szacunkiem. Ubolewał nad upadkiem Związku Sowieckiego, wskazywał na sankcje, jako objaw bezsilności Zachodu, wyrażał nadzieję, że już niedługo Wielka, Mała i Biała Ruś zostaną zjednoczone, łącznie z Mołdawią. Wskazywał też w sposób zawoalowany, żeby wierni pomyśleli, co stanie się z krajami bałtyckimi, które stanowią punkt przerzutowy, służący do eksterminacji Słowian. Pochwalał ponadto zniesienie ograniczeń pandemicznych i zwracał uwagę emerytom na ich niebywałe szczęście z tego powodu, że do domu wrócą środkami komunikacji publicznej za darmo. Wspomniał coś jeszcze o Wielkim Poście, który jest kolejną okazją do modlitwy za inwazję (wspomniał też coś z cynicznym uśmiechem o „nieszczęsnej Ukrainie”).
Rosyjskie prawosławie zrosło się z państwem tak głęboko, że nie stanowi już wyznania ani religii. Stanowi natomiast część państwowej, Putinowskiej ideologii, nastawionej na odbudowę ZSRS splątanego z Wielką Rusią. Tymczasem Cerkiew moskiewska staje się jedynie współuczestnikiem zbrodni.
Kościół rzymskokatolicki w Polsce w 2012 r. wraz z Cerkwią moskiewską złożyły wspólną deklarację. Mimo jej skrajnie konserwatywnej treści patrzyłem na nią wtedy z pewną nadzieją. Z tej nadziei nie zostało nic. Mam natomiast wrażenie, że Kościół rzymskokatolicki nie dość mocno pokazuje, gdzie jest zło. Wołania o pokój, w tym głoszone przez papieża Franciszka, są ważne, ale też zbyt abstrakcyjne, oderwane od przyczyny.
Ukraińcy toczą klasyczną wojnę sprawiedliwą przeciwko bandytyzmowi moskalskiej agresji. Tu nie wystarczy być po prostu przeciwko wojnie. W tej wojnie nie ma wątpliwości, gdzie jest dobro i gdzie jest zło.
Wracając do patriarchy Cyryla, widzimy, jak religia idąca ręka w rękę z państwem staje się manifestem Szatana (mój kolega ksiądz użył trafnej frazy: „diabeł ubrał się w ornat i na mszę dzwoni”) i przypomina słynne „Gott mit uns” z esesmańskich pasów.
2 Komentarze
Celem zaproszenia Cyryla do Polski było „obłaskawiania” rosyjskiej Cerkwi, która od dziesięcioleci nie zgadza się na wizytę papieża w Rosji. Żadnych innych nadziei nie powinno być. Wartość wspólnej deklaracji pokazało milczenie Cyryla, Cerkwi gdy kilkanaście miesięcy później Żyrinowski mówił o użyciu broni atomowej przeciwko Polsce.
„widzimy, jak religia idąca ręka w rękę z państwem staje się manifestem Szatana” – podobnie w Polsce, tylko w innej skali, w innym wymiarze.
Fryderyku, pisałem to samo – jak pamiętasz, jeszcze przed wybuchem wojny. Rosja to teraz państwo prowadzące zbrodniczą wojnę, a jej znamieniem jest szatańska przewrotność odwracająca znaczenia światła i ciemności, dobra i zła. Nie ulega wątpliwości, że to państwo rosyjskie i jej wódz są faszystami, a nie atakowani tym stygmatyzującym słowem Ukraińcy. Natomiast koncelebransem koszmarnej „ciemnej mszy” jest patriarcha Cyryl i jego cerkiew – niedawno wręczał ikonę Matki Boskiej Augustowskiej generałowi Zołotowowi, szefowi Rosgwardii, formacji zbliżonej do NKWD i SS. I wracam do skojarzeń z III Rzeszą: wtedy był Ludwig Mueller z tytułem „biskupa Rzeszy”, błogosławiący Hitlera i jego wojnę. Teraz pojawił się „odziany w złotogłów” patriarcha Cyryl I. Głęboko pomylił się nasz Kościół, tak pochopnie przytulając do serca „obrońców tradycji” ze wschodu, nadając jednocześnie wektory dobra i zła etykietkom politycznym typu „lewica-prawica”.