Zobaczcie, jak wielką miłością obdarzył nas Ojciec, abyśmy zostali nazwani dziećmi Bożymi – i nimi jesteśmy! Świat nie zna nas, ponieważ nie poznał Jego. Umiłowani, teraz jesteśmy dziećmi Bożymi, a jeszcze się nie okazało, czym będziemy. Wiemy, że gdy się to okaże, będziemy do Niego podobni, gdyż ujrzymy Go takim, jakim jest. Każdy, kto pokłada w Nim tę nadzieję, staje się czysty, jak On jest czysty.
1J 3,1-3
W modlitwie pomaga mi obraz. Najczęściej medytacje ikon.
Szukam więc dziś obrazu odpowiadającemu temu czytaniu, które zadaje mi Kościół. I cóż znajduję? Naiwne, egzaltowane obrazeczki, pastelowe widoczki i kolorowanki dla przedszkolaków, na których małe dzieci towarzyszą Jezusowi.
Ikona „Deus Abba’ Omnipotens Pater” przedstawia Ojca z kula ziemską.
Zastanawia mnie ten pewien brak, pewna luka. Jakby graficzny, obrazowy przekaz o byciu Bożym dzieckiem kierowany był tylko do dzieci w ścisłym tego słowa znaczeniu. Jakby przeniesienie – często opisywanego słowem – obrazu dorosłego w ramionach Boga – do sfery wizualnej było czymś niestosownym.
Skłania mnie to to zastanowienia, dlaczego tak jest. Gdzie jest trudność w adresowaniu przekazu o byciu dzieckiem do osób dorosłych? Czy to relacje dorosłych dzieci z własnymi rodzicami, które nie są rozbielone ani pastelowe? Czy to poczucie dorosłości, samodzielności, odpowiedzialności – konieczne z jednej strony, z drugiej jednak powodujące, że trudno jest zaufać, odpuścić, uwierzyć, że możemy zrezygnować z kontroli, bo jest Ktoś, kto to lepiej „ogarnie”?
Patrzę na mojego ośmioletniego syna i zastanawiam się, gdzie i kiedy przestaje się być dzieckiem. Albo inaczej, kiedy „dziecięctwo” staje się tylko przenośnią, obrazem, osłuchanym cytatem?
Czy dziś, tu, teraz potrafiłabym zawołać „wyżej” do Ojca, który rozhuśtuje mnie na wąskiej deseczce zawieszonej na linach, wierząc, że nic mi się nie stanie? Czy potrafiłabym z radosnym piskiem zeskoczyć z wysokiego murku w nadziei, że zostanę złapana w mocne ramiona Rodzica?
Dlaczego potrafię to dawać moim dzieciom, jest to naturalne i oczywiste, a brać tego od Boga Ojca, Boga Matki, Boga Rodzica nie potrafię?
Czy jestem dzieckiem ufnie skaczącym w ramiona Boga, czy raczej takim tupiącym nóżką, że nie skoczy, bo wie lepiej – czytało o grawitacji? Czy wierzę, że obrzydliwe, gorzkie lekarstwo serio pomoże mi poczuć się lepiej, czy raczej zaciskam usta i za nic w świecie nie chcę go przełknąć?
Proszę Cię, niech Twoja Ruah, Twój Duch odradza we mnie dziecko – to wewnętrzne i to duchowe. Niech mała dziewczynka we mnie codziennie od nowa ufa Ci bezgranicznie.
Ikona: Borys Fiedorowicz
Maja Szwedzińska