Nawiązanie do tytułu powieści Marii Dąbrowskiej „Przygody człowieka myślącego” nie oznacza, wbrew pozorom autobiograficznego charakteru wystąpienia. Rzeczownik „przygody” oznacza tu wielość i różnorodność zetknięć, trudności, przeciwieństw, perturbacji. Natomiast określająca go przydawka przyimkowa „z wiarą” nie wskazuje na manifestację wyborów ideowych i artystycznych, jakich wiele w literaturze, nie tylko polskiej. Ale jest w tym felietonie nawiązanie do dyskusji na stronie internetowej o świętości każdego z nas, tematu, który na zjeździe w Łodzi wybrzmiał nie najmocniej. Bo przecież „przygody z wiarą”, jej poszukiwania – to ważny atrybut świętości, zwłaszcza takiej cichej, nieuznanej oficjalnie, o której pisze się w związku ze Wszystkimi Świętymi.
Nasz ”człowiek myślący” – wirtualny bohater felietonu – to człowiek poszukujący, ponadczasowy i wszędobylski. Zapewne pragnąłby osiągnąć jakieś porozumienie między nauką i religią, skoro jego przygody z wiarą mają zostać przedstawione. Tymczasem dowiaduje się z książek popularyzujących wiedzę astronomiczną, że takie porozumienie nie istnieje. Z prostej przyczyny: prawda w nauce opiera się na eksperymencie, zaś prawda religii tkwi w wierze. I tu zaraz przypominają się słowa Einsteina[1], odwołującego się często do imienia Boga (z listu do jednego z fizyków): „Jeśli to prawda, że Bóg stworzył świat, to na pewno nie po to, aby go uczynić zrozumiałym” (N.Tyson, s. 321), albo: „Niełatwo jest podglądnąć karty Boga, ale w to, że – Bóg wolałby ze światem grać w kości, ani chwilę nie wierzę” (op.cit). Na dodatek człowiek poszukujący czyta, że profesjonalni badacze wciąż gonią umykający stale przedmiot ich poznania, a u Stephena Hawkinga w „Autobiografii” znajduje się uskarżanie, że ten wybitny uczony pracuje ustawicznie na pograniczu nauki i wiary. Wszak fenomeny i zjawiska, które bada, nie zawsze może racjonalnie wytłumaczyć. Tak sobie można interpretować tę skargę wielkiego uczonego. Nasz warszawski fizyk – prof. Krzysztof Meissner – na jednym ze swoich Wykładów Kopernikańskich w Krakowie oraz w mailu do słuchaczki nie ukrywał, że w badaniach swych „dotyka” transcendencji. Mail ten jest zachowany.
Człowiek myślący sięga więc po książki filozoficzne i znajduje u Leibniza pytanie: „Dlaczego raczej istnieje coś niż nic?” I szuka odpowiedzi. Wśród różnych znajduje m.in. odpowiedź ks. prof. Michała Hellera o istnieniu Dobra, które[WU1] tłumaczy Leibnizowskie „coś”. Natomiast odpowiedź aktualnych intelektualistów francuskich, w tym dwóch uczonych: profesora medycyny, neurochirurga René Ecocharda i doktora fizyki jezuity Francois Euve’a jest bardzo holistyczna. Obydwaj, a także inni uczestnicy programu z red. Jean Marie Guenois na czele w KTO („L’Esprit de Lettres” z czerwca br.) wirtualnie streszczają swą debatę w tytule najbardziej przez nich dyskutowanej książki jednego z nich, prof.Euve’a: „Science l’epreuve de Dieu?”. Dyskutując tę i inne książki, rozwijali oni krótki tytuł w najróżnorodniejszy sposób: mniej lub bardziej poetycki, a jednocześnie naukowy. Zatem odpowiedź naszemu wirtualnemu ciekawskiemu, jakiej udzieliliby ci „holiści”, brzmiałaby: to coś, to harmonia „wszystkiego ze wszystkim”, „symfonia wszystkiego”, „dialog zachwytu (nad cudem życia i jego pięknem oraz scjentyzmu”. Tym „holistom” wszystko się spina i łączy. I badając przedmiot nauki, doznają olśnień.
Pamiętają oni dobrze słowa Galileusza, że Bóg – używając słów tego uczonego – pozostawił człowiekowi (każdemu, nie tylko myślącemu) dwie „księgi”: księgę słowa zapisanego (Biblię) i „księgę” Natury. Pierwsza uczy, jak zdobyć niebo, druga pokazuje, jak niebo działa. I obydwie te „księgi” dla tych uśmiechniętych dyskutantów wchodzą ze sobą w dialog, pozwalają na harmonię i scjentyzmowi, i wszelkim olśnieniom. Może znaleźli dobre wyjście ze wszystkich perypetii myślenia tego typu. Perypetii odnoszonych jednak tylko do drugiej księgi, do „księgi” Natury. Pierwsza jest prosta, Biblia bowiem kieruje słowa Boga bezpośrednio do wszystkich, czy ktoś wierzy w Niego, czy nie. Do Mojżesza mówi m.in.: „Jestem, który jestem”, a przekazując Dekalog, przypomina: „Jam jest Pan Bóg Twój…” itd. Bóg mówi też o swym istnieniu i działaniu za pośrednictwem swego Syna: „To jest Syn mój miły, w którym mam upodobanie”. Podobne słowa padały przy chrzcie Bożego Syna, jak i podczas Jego Przemienienia na Górze Tabor. Zarówno w Starym, jak i w Nowym Testamencie oglądamy portret Boga dobrego, przebaczającego, jak i Boga Jahwe groźnego, karzącego za zło. Ten drugi portret oglądamy częściej w Starym Testamencie.
Zachwyt, z jakim francuscy „holiści” mówią w KTO o swym olśnieniu scjentyzmem, niewiele różni się od zachwytu pięknem kosmosu, jakie wysławia Tyson w swych książkach astronomicznych, m.in. w książce pod podobnym tytułem właśnie „Kosmiczne zachwyty”, a także „Kosmiczne rozterki”. O swej wierze mówi on m.in.:
„Mój słownik naukowych inspiracji pokrywa się w znacznym stopniu ze słownikiem wyznawców wiary. Podobnie jak oni odczuwam pokorę wobec obecności rzeczy i zjawisk w naszym wszechświecie. Przepełnia mnie mistyczny podziw wobec jego wspaniałości. Wiem jednak, że gdy pojawi się Bóg, który zaszczyci swą obecnością doliny naszej niewiedzy, to dzięki postępom nauki może nastąpić taki dzień, w którym doliny te znikną”[2].
I o wielkim wybuchu m.in.:
„W 1965 roku fizycy z Bell Telephone Laboratories –Arno Penzias i Robert Wilson – podczas nagrodzonych później nagrodą Nobla obserwacji przypadkowo odkryli pozostałości Wielkiego Wybuchu: wszechobecny rozlewający się we wszystkich kierunkach ocean światła, w którym dominuje promieniowanie mikrofalowe” [3] A- jak pisze dalej Tyson, ‘odkrycie to jest chyba ednym z najbardziej niezamierzonym w historii” uczeni pracowali bowiem nad promieniowaniem mikrofalowym.
Tu dodam tylko, że takich jak on wierzących fizyków u schyłku XX wieku było ok. 20%, natomiast matematyków wierzących naliczono ok.65%. (Dane z „Kosmicznych rozterek”, op. cit., s. 319 – 320). Ich wyborom towarzyszyło odczytywanie owych dwu ksiąg, o których była mowa, jak i – można dodać – odczytywanie stale trzeciej „księgi” przeznaczonej człowiekowi „księgi” własnego życia. Własnego doświadczenia różnych, dobrych i złych przygód, czasem zupełnie niezrozumiałych dla siebie: cudownych uzdrowień czy ocaleń, własnych lub swych najbliższych. I odczytywanie doświadczeń drogi synodalnej, przemierzanej wspólnie, choć w dużym stopniu – on line – w naszym Kongresie.
[1] Przywołuje się nazwisko tego wybitnego uczonego, choć tegoroczni nobliści z fizyki nie akceptują jego dezaprobaty wobec badań zachowania cząstek elementarnych. Argument Einsteina brzmiał: „Teoria kwantowa nie przybliża do tajemnicy Przedwiecznego”. Informacje z „Tygodnika Powszechnego”, październik 2022.
[2] Neil de Grasse Tyson, Kosmiczne rozterki, przeł. J. Bieroń, Kraków 2018, s. 323.
[3][3] Neil de Grasse Tyson, Kosmiczne zachwyty, przel. D.Braithwaite, Kraków 2018, s. 245.
[WU1]Re