Dla chrześcijaństwa – jak je rozumiem – trzy są rzeczy najświętsze.
Pierwsze to sam Bóg – miłosierny i dobry, kochający każdego człowieka. Dlatego tak boli mnie, gdy ktoś Bogiem straszy, gdy przedstawia Go jako mściwego i gniewnego.
Druga rzecz najświętsza to Eucharystia. Trudno mi się pogodzić z tym, że liturgia bywa wykorzystywana do szerzenia nienawiści czy poglądów politycznych. Że bywa zamieniana w partyjny wiec.
Wreszcie trzecia – to drugi człowiek, zwłaszcza słabszy, potrzebujący, krzywdzony, ubogi. To świętość, więc bolesne jest, gdy politycy wykorzystują religię do szczucia na mniejszości czy uchodźców i uchodźczynie. Obraża moje uczucia religijne, gdy duchowni uczestniczą w nagonce na słabszych, bitych, dyskryminowanych. Nie godzę się, że na funkcjach pozostają biskupi niewrażliwi na osoby krzywdzone seksualnie przez księży czy którzy sami chronili oprawców.
Nie chcę jednak, by moich uczuć w tych sprawach broniło państwo. Niech ściga przestępców – niezależnie od tego, czy są zwykłymi obywatelami, księżmi czy politykami – ale postulaty zaostrzania kar za „obrazę uczuć religijnych” nie mają sensu. Bogu to niepotrzebne, Kościołowi tylko zaszkodzi – kolejny raz pokazując, że woli posługiwać się polityką i prawem niż ewangelią i dialogiem – a społeczeństwo kolejny raz podzieli.
Tak, wiara i religia to dla ważne elementy tożsamości. To delikatna i wrażliwa sfera. Także dla mnie. To jasne, że powinniśmy się wzajemnie szanować i brać pod uwagę uczucia innych. Nie obrażać tego, co dla kogoś fundamentalnie ważne: jego tożsamości, religii, narodowości, pochodzenia, bliskich… Nie znaczy to jednak, że w każdej z tych spraw musi – i to coraz ostrzej – interweniować państwo. Nie chcę, by prawo – rzekomo w mojej obronie – ingerowało w wolność słowa czy sztuki. Tym bardziej nie chcę, by politycy stroili się w szaty obrońców Kościoła przed rzekomymi zagrożeniami, proponując nawet zwiększenie ochrony prawnej związków wyznaniowych i zaostrzanie kar. Mówienie, że w Polsce chrześcijanie są prześladowani, obraża tych wyznawców i wyznawczynie Chrystusa, którzy na świecie naprawdę cierpią z Jego powodu.
Obrona chrześcijaństwa to nie zmiana prawa na takie, by zakazana czy utrudniona była krytyka działań konkretnych osób, Kościoła jako instytucji, a także konkretnych przekonań religijnych. Obrona chrześcijaństwa to codzienny trud życia trochę bardziej Ewangelią, a trochę mniej logiką tego świata. To w tę logikę wpisuje się zatrudnianie państwa do roli obrońcy tego, czym nie umiemy jako chrześcijanie fascynować innych. Jeśli przedkładamy zmiany prawa i ochronę instytucji nad codzienny trud ewangelizacji i kształtowania sumień – zaczynając od własnego – czynimy z Kościoła świętą krowę, by nie powiedzieć: złotego cielca.
Polityku, polityczko,
Nie wykorzystuj religii i tego, co dla wielu najświętsze, by budować swoje poparcie i wzmacniać napięcia kulturowe w naszym społeczeństwie. Nie bronisz w ten sposób chrześcijaństwa, tylko mu szkodzisz.
Księże, biskupie,
Wierz bardziej w Ewangelię niż Kodeks Karny. Nie zamieniaj ich miejscami. Nie służą do tego samego. Nie pozwalaj też, by czas Eucharystii był wykorzystywany politycznie pod choćby najpiękniej brzmiącymi w Twoich uszach hasłami. To naprawdę obraża uczucia tak wielu z nas.
Obywatelu, obywatelko,
Szanujmy wzajemnie swoje uczucia, poglądy, to, co dla nas ważne. Ale bądźmy też otwarci na krytykę, na spotkanie z drugim, na inne spojrzenie. Mimo różnic spotykajmy się na ulicach, w autobusach, parkach i lasach. Na sądowej sali – naprawdę w ostateczności.
Popieram projekt „Kościół wolny od polityki – to jest dobre dla wszystkich”.
Tekst pochodzi z numeru 5/13.07.2023 Naszego Tygodnika – gazetki projektu społecznego „Kosciół wolny od polityki”. Cała gazetka TUTAJ