KONGRES Katoliczek i Katolików

Z życia Kongresu

Raport o parafii – zapraszamy do dyskusji

Raport o parafii – zapraszamy do dyskusji

Zespół „Władza w Kościele” prezentuje efekt kilkumiesięcznego namysłu – którego punktem wyjścia i stałym odniesieniem była nauka Kościoła – nad istotą i funkcjami parafii w życiu duchowym chrześcijanina. 

Raport „O parafii” powstał również w oparciu o szczerą i otwartą wymianę doświadczeń, poglądów i oczekiwań osób zasadniczo różniących się biografią, wykształceniem i temperamentem. Uzgodniony tekst stanowi więc owoc nie zawsze łatwego i bezbolesnego dialogu, a każdy z nas z pewnością pozostał przy swoich racjach, które nie zyskały akceptacji wszystkich członków zespołu.

Jesteśmy także świadomi, że Raport stanowi jedynie pierwszy krok, jedno z możliwych stanowisk, w szerszej dyskusji o kierunkach, w których może zmierzać Kościół. Dlatego publikujemy go z nadzieją, że stanie się przedmiotem krytycznej analizy, interesującym tematem do rozmów, impulsem do podzielenia się własnymi przemyśleniami, innymi punktami widzenia oraz może materiałem do omówienia podczas spotkań synodalnych.

Wszystkie głosy, które do nas dotrą, zbierzemy, poddamy pod dyskusję i odniesiemy się do najważniejszych z nich w kolejnej publikacji.

O autorze

Dariusz Kubaszewski

25 Komentarzy

    Raport „O parafii” powołuje się na założenie zawarte w Instrukcji Kongregacji ds. Duchowieństwa, które aczkolwiek jest słuszne w stwierdzeniu, iż wspólnota parafialna winna poświęcać się „służbie misji ewangelizacyjnej Kościoła”, to jednak jest błędne w swej konkluzji. Parafia jest podstawową komórką organizacyjną Kościoła, której zadaniem nie jest „dostosowywanie swojej posługi do potrzeb wiernych zgodnie z wymaganiami czasu”, tylko ma im służyć w drodze do zbawienia, poprzez nauczanie prawd przekazanych przez Chrystusa i Kościół, oraz przez udzielanie im sakramentów.

    Parafia jako społeczność, ma promować i wspierać prawdę, dobro i piękno, ma uszlachetniać się poprzez modlitwę, Eucharystię oraz wypełnianie nauk Chrystusa i Jego Kościoła, a nie zajmować się „rozdzielaniem władzy”, która w Kościele jest już dawno rozdzielona przez samego Pana Jezusa. Tym bardziej społeczność parafialna, nie powinna powierzać jakichkolwiek funkcji osobom, które prowadzą życie nieuporządkowane, sprzeczne z naukami chrześcijańskimi, a już zwłaszcza homoseksualistom (w raporcie jest mowa o „orientacji seksualnej”) . O postępowaniu z takimi osobami mówi nam św. Paweł: „Nakazujemy wam, bracia, w imię Pana naszego Jezusa Chrystusa, abyście stronili od każdego brata, który prowadzi życie nieuporządkowane, przeciwne nauce przez nas przekazanej” (2 Tes 3:6).

    W Kościele naturalną formą sprawowania władzy jest jej hierarchiczność, którą ustanowił Pan Jezus. Pasterz nie idzie w środku stada, ani w równym szeregu z nim. Owce nie prowadzą siebie i pasterza w nieznanym kierunku (błąkaliby się po oczeretach i wpadli w przepaść). Chrystus mówił o tworzeniu Królestwa Bożego, a nie o jakimś demokratycznym tworze, w którym lud będzie o wszystkim współdecydował z Królem. „Wspólnotowa”, kolektywna wizja Kościoła, obca jest katolickiej Tradycji, lecz bliska myśleniu i pojęciom protestanckich heretyków. Zgodnie z tą błędną, wspólnotową perspektywą, hierarchia pozbawiona jest głosu i ma uczestniczyć w Mistycznym Ciele Chrystusa na równych prawach z „ludem”. Tym fałszywym pojęciem „Ludu Bożego” zastępuje się obecnie ortodoksyjną ideę „Ciała Mistycznego”. Według tej modernistycznej koncepcji, hierarchia uczestniczy w „kolektywie”, tworzonym przez „Lud Boży”. Zgodnie z tą nową perspektywą, kapłaństwo traci swe autentyczne znaczenie, ponieważ staje się jedynie funkcją „Ludu Bożego” jako całości. Taka reforma jest sprzeczna z katolicyzmem.

    Kościół oraz jego podstawowa jednostka, jaką jest parafia, nie ma na celu „promowania dialogu, solidarności i otwartości na wszystkich, podkreślając centralną rolę osoby”. Takie horyzontalne pojmowanie Kościoła, zaprzecza wirtualnej jego rzeczywistości, którą ustanowił sam Chrystus. Każdy człowiek, który poszukuje Boga i Prawdy, którą On przekazuje przez swój Kościół, zawsze był i jest akceptowany oraz jest zdolny poczuć przynależność do Owczarni Pańskiej i nie musi kłopotać się świeckimi dążeniami do „rozwoju trwałych relacji osobowych”, czy szukać tam „poczucia przynależności i bycia akceptowanym”. Jeśli członkowi parafii nie podoba się proboszcz, to może zmienić parafię, lub korzystać z posługi innej.

    Przedmiotowy raport „O parafii” postuluje także „uczestnictwo świeckich w zakresie wytyczania kierunków i priorytetów duszpasterskich jak:
    – konieczność uzyskania opinii parafian o proponowanych działaniach duszpasterskich;
    – utworzenie stałego forum w celu omawiania tematów homilii (a także innego nauczania) i zgłaszania uwag dotyczących sposobów ich głoszenia;
    – stworzenie możliwości swobodnego dzielenia się, dyskutowania oraz interpretowania Pisma Świętego.
    Tymczasem autor raportu, albo zapomina co napisał wcześniej, albo plącze mu się ogrom zadań jakie kosztem kapłana chce przekazać świeckim, a może ma zamiar pozostawić sobie jakąś furtkę do dyskusji z przeciwnikami protestantyzacji Kościoła, ponieważ stwierdza: „Uznajemy autonomię powołania duchownego w zakresie ewangelicznej troski o wspólnotę, sprawowania sakramentów i nauczania.”(sic) Jakaż to „autonomia”, skoro kapłan (nauczający w imieniu Chrystusa) ma obowiązek uzyskania opinii wiernych i ustalania z nimi homilii jak i nauczania, a oni mają nawet prawo „swobodnie interpretować Pismo Święte”?

    Czy zatem świeccy w synodalnym „nowym Kościele” mają wprowadzać własne nauczanie, „omawiać tematy homilii, głosić jakąś inną, swoją „ewangelię”, czy też mają jednak nadal uznawać „autonomię duchownego” do nauczania?

      par 752 Katechizmu Kościoła Katolickiego – „W języku chrześcijańskim pojęcie „Kościół” oznacza zgromadzenie liturgiczne , a także wspólnotę lokalną i całą powszechną wspólnotę wierzących.” Czyli jak widzi Pan pojęcie Kościół ze swej definicji jest pojęciem wspólnotowym/kolektywnym.
      Pan Jezus nigdzie w Piśmie Świętym nie ustanawia na ziemi żadnego Królestwa Bożego ani „hierarchicznego Kościoła”. Poza tym pojęcie Królestwa nie wyklucza demokracji – w I RP król był wybierany podczas wolnej elekcji.
      Św. Paweł nakazywał też żeby „biskup był mężem jednej żony” – nie widzę żeby hierarchia KK podążała zaleceniom apostoła, co mówiąc szczerze może poddawać w wątpliwość jej sukcesję apostolską.
      A Tradycja nie może zastępować Prawd Wiary.

        Panie Piotrze
        Kościół jest wspólnotą i tego nikt nie neguje, jednakże ta wspólnota ma strukturę hierarchiczną, co nigdy nie było kwestionowane, nawet po Soborze Watykańskim II. Jan Paweł II nauczał dobitnie: „Ład hierarchiczny jest konstytutywny dla Kościoła Chrystusowego.” Ten ład hierarchiczny ustanowił sam Chrystus wybierając Piotra na swego wikariusza na Ziemi oraz kolegium Apostołów jako jego pomocników – ci zaś stopniowo ustanawiali kolejne funkcje w hierarchii Kościoła o czym możemy przeczytać już w Dziejach Apostolskich Pisma Świętego.

        Kościół zgodnie z wolą Chrystusa ma budować Królestwo Boże i zawsze był hierarchiczny, zatem wprowadzenie w nim demokracji jest odstępstwem od Magisterium i sprzeniewierzeniem się Bożemu Królestwu. Analogia do Rzeczpospolitej w XVIII wieku, którą Pan przytoczył jest bardzo znamienna. I RP upadła, ponieważ była tam (jak słusznie Pan zauważył) demokracja, która spowodowała anarchię, spory wewnętrzne, infiltrację wrogich sił, przekupywanie polityków przez obce państwa i w końcu rozbiór i całkowitą likwidację tego demokratycznego tworu.

        Aczkolwiek jest niestosowne porównywanie Królestwa Bożego do ziemskiej demokracji, to jednak już dziś widzimy, że wprowadzenie w Kościele kolegializmu (demokracji) spowodowało wielkie zamieszanie i rozprzężenie wewnętrzne, polegające na sporach, nieposłuszeństwie wielu Episkopatów doktrynie katolickiej i papieżowi, a nawet różnicach dogmatycznych wśród biskupów. Przez to właśnie wierni dziś nie posiadają stałej busoli moralnej, duszpasterskiej ani potwierdzenia niezmienności nauki Kościoła, co przejawia się pogłębiającym się wciąż indyferentyzmem, protestantyzacją olbrzymich rzesz katolików oraz ich ateizacją.

        Co do nauczania św. Pawła żeby “biskup był mężem jednej żony”, to w książce „Na skale czy na piasku” ks. Siemieniewski tak komentuje ten fragment:
        Gdy przeniesiemy się duchem do pierwszego chrześcijańskiego wieku, to jasnym się stanie, że przedmiotem nauczania Apostoła nie jest biskup-celibatariusz, który powinien mieć jedną żonę (a nie ma żadnej). Wynika to już choćby z tego, że przecież sam Paweł żony nie miał (por. 1 Kor 7, 7 i 9, 5). Przedmiotem nauczania jest tutaj biskup lub kandydat na biskupa, który gdyby został wdowcem nie powinien żenić się po raz drugi. Podobnie jak wdowy, aby być wpisane na listę Kościoła musiały być według 1 Tm 5, 9 „żoną jednego męża” (a nie dwóch, na przykład gdyby wdowa wyszła za mąż po raz drugi), tak samo biskup musiał być według 1 Tm 3, 2 „mężem jednej żony” (a nie dwóch, gdyby po śmierci pierwszej znowu się ożenił). List do Tymoteusza nie jest więc poleceniem, aby biskup koniecznie miał żonę zamiast żyć w celibacie, ale jest ograniczeniem nałożonym na małżeńskie zwyczaje biskupów.

        Na koniec dodam, że Tradycja obok Biblii jest fundamentem naszej wiary, czyli Prawdy Wiary mają swoje źródło i osadzają się na tych dwóch filarach. Odrzucanie Tradycji jest heretyckie, charakterystyczne dla protestantów, którzy jej nie uznają.

    Pisze Pan; O postępowaniu z takimi osobami mówi nam św. Paweł: „Nakazujemy wam, bracia, w imię Pana naszego Jezusa Chrystusa, abyście stronili od każdego brata, który prowadzi życie nieuporządkowane, przeciwne nauce przez nas przekazanej” (2 Tes 3:6).
    Co zrobić w przypadku, gdy część duchownych dostrzega to nieuporządkowanie u świeckich a w szczególnie wśród młodych, którzy odchodzą od Kościoła a oni z kolei dlatego go opuszczają, bo widzą to nieuporządkowanie wśród hierarchów?
    Wydaje się, że większość postulatów zaproponowanych w raporcie, ma na celu zapobiegać przed sytuacjami, które prowadzą do różnego typu nadużyć, co nie oznacza, że wszystkie należy bezkrytycznie przyjąć.

      Panie Andrzeju
      Gdyby w raporcie „O parafii” chodziło tylko o zapobieganie przed sytuacjami, które prowadzą do różnego typu nadużyć, to bym się z Panem zgodził, pod warunkiem, że raport wyszczególniłby te nadużycia. Niestety, poza ogólnikowymi zarzutami wobec jakichś niegodnych swego urzędu proboszczów, raport skupia się wyłącznie na „rozdzielaniu władzy”, a w zasadzie na odejmowaniu jej namaszczonemu kapłanowi i przekazaniu prawie wszystkich kompetencji w ręce osób świeckich. To jest wywrócenie katolicyzmu do góry nogami i tworzenie z parafii zboru protestanckiego, gdzie pastor jest wykonawcą woli wiernych.

    W raporcie nie chodzi o władzę a o transparentność. Ta żadnej władzy nie była przeszkodą, chyba że ta miała coś do ukrycia.

    Do Pana Bielawskiego: a jakie kompetencje Pan by przekazał w ręce świeckich?

      Panie Tomaszu, świeccy jeśli w ogóle to mogą zajmować się sprawami materialnymi parafii, a nie „wytyczaniem kierunków i priorytetów duszpasterskich”, „ustalaniem homilii”, czy „interpretowaniem Pisma Świętego”.

    To, co Pan proponuje, to dla mnie trochę za mało.
    Są świeccy, którzy mają wykształcenie teologiczne i interesują się „kierunkami duszpasterstwa”. Ja np. zaproponowałem proboszczowi zorganizowanie kursu Alfa w parafii, ale on powiedział, że nie, bo w tych grupach, które są, i tak jest mało ludzi, więc nie ma co tworzyć nowej. A przecież ten kurs zachęciłby do spotykania się w ramach parafii. Czy moja propozycja była niewłaściwa?
    W proponowaniu tematów homilii też nie ma nic złego. Ja zaproponowałbym m.in., żeby w homilii było powiedziane, że wyrzucanie śmieci do lasu jest grzechem i że ten, kto to zrobił, powinien te śmiecie zabrać. Co byłoby złego w takiej propozycji? I co złego by się stało, gdyby świeccy mogli się wypowiadać na temat homilii, które słyszeli? Czy księża nie potrzebują informacji zwrotnych na temat swoich kazań?
    A katecheza dla dorosłych, połączona ze wspólnym czytaniem i komentowaniem Pisma świętego w swobodnej atmosferze, powinna być w każdej parafii. Oczywiście, ksiądz powinien nad tym czuwać, aby nie było jakiejś herezji.

    Panie Tomaszu
    Pańskie propozycje są stricte protestanckie i nie mają nic wspólnego z katolicyzmem. Kościół został utworzony przez Chrystusa jako ciało hierarchiczne, w którym rolę wiodącą (pasterzy) mają pełnić kapłani, czyli mają nauczać, udzielać sakramentów, sprawować Najświętszą Ofiarę, odpuszczać grzechy itd. Czyli ogólnie mówiąc mają za zadanie „prowadzenie owiec do Owczarni” – a więc wszystkich ludzi do Zbawienia. W Mistycznym Ciele Chrystusa jakim jest Kościół nie ma znaczenia jakie ktoś ma wykształcenie, zwłaszcza teologiczne (Marcin Luter oraz wielu herezjarchów miało większe wykształcenie teologiczne, niż większość świętych Kościoła), ani jakie posiada hobby i zamiłowanie do pouczania innych. W Kościele, który jest odbiciem Królestwa Bożego ma być porządek hierarchiczny, ład doktrynalny bez żadnych sprzeczności oraz miłość wzajemna, której istotą jest pragnienie zbawienia dla wszystkich.
    Jeśli już cokolwiek ma jakiś podwładny w Kościele proponować, pouczać, czy krytykować, to tylko wtedy gdy dostrzega odejście swojego kapłana lub biskupa od niezmiennej nauki, doktryny, depozytu wiary. Obowiązkiem wszystkich wiernych jest bowiem wystrzeganie się „wilków w owczej skórze” oraz „fałszywych proroków”, jak nakazał nam sam Chrystus. W takim wypadku wierny ma prawo, a nawet obowiązek, upomnieć kapłana, a nawet sprzeciwić się jego błędom i pozostać wierny niezmiennemu Magisterium. W przeciwnym razie będzie jak ów „ślepiec prowadzony przez ślepców”, przed czym również przestrzegał Pan Jezus.

    Proponowanie przez wiernych „tematu homilii” jest aberracją, ponieważ każde kazanie (homilia) ma w Kościele nawiązywać do czytania Ewangelii z danego dnia i nie można dowolnie dobierać sobie jej treści. Rok liturgiczny jest jasno określony, posiada swoją strukturę oraz ma „czytania na każdy dzień”, zaś kazania muszą nawiązywać do tych czytań. Jeśli natomiast jest taka potrzeba, to ksiądz może powiedzieć coś odbiegającego od omawianych fragmentów Pisma w ogłoszeniach, albo wygłosić jakiś wykład po zakończeniu Mszy Świętej. Nie rozszerzałbym również listy grzechów o „wyrzucanie śmieci do lasu”, ponieważ jest to sprawa kulturowa, a nie moralna – w poprzednich wiekach robiono tak nagminnie, a dziś jest to wykroczenie sankcjonowane w prawie świeckim – oddajmy więc „co cesarskie cesarzowi”, a Kościół niech się zajmuje tym, do czego został powołany, czyli do zbawienia dusz.

    Jeśli zaś chodzi o „wspólne czytanie i komentowanie Pisma świętego w swobodnej atmosferze”, to jest to zwyczaj wszystkich heretyków, którzy odrzucają nauczanie Kościoła, twierdząc, że każdy ma prawo czytać i komentować Pismo Święte wg swego uznania, a nie wg nauczania Kościoła. Nic więc dziwnego, że mamy dziś na świecie kilkadziesiąt tysięcy różnych sekt protestanckich, z których każda inaczej komentuje Biblię. Co do zakazu takich praktyk, istnieją wskazania zarówno w samej Biblii, jak i w nauczaniu Kościoła: „To przede wszystkim miejcie na uwadze, że żadne proroctwo Pisma nie jest dla prywatnego wyjaśnienia” (2 P 1, 20). „Są w nich [pismach] trudne do zrozumienia pewne sprawy, które ludzie niedouczeni i mało utwierdzeni opacznie tłumaczą, tak samo jak i inne Pisma, na własną swoją zgubę.” (2P 3:16). „Nie interpretujemy Biblii wg własnej intencji, ale musi być to oparte na żywym magisterium Kościoła, na solidnej wiedzy” (Jan Paweł II w Homilii wygłoszonej 06.06.1999 r. w Pelplinie).

    Odniosę się jeszcze do kursu Alfa. Bardzo dobrze, że Pański proboszcz nie zezwolił na jego zorganizowanie, chociaż podał powód istotnie nieprzekonujący. Kursy Alfa są stworzone przez protestantów, a ich wymowa i cele są również protestanckie. Katolicy, jeśli nie chcą stać się heretykami, nie powinni w ogóle uczestniczyć w tego rodzaju szkoleniach. Wiem co mówię, ponieważ sam uczestniczyłem przez ponad 2 lata w tych kursach w swojej parafii. W trakcie szkoleń wpajana jest wiedza wyprana z katolickich treści, nacechowana protestanckim myśleniem i ukierunkowana na obce Kościołowi nauczanie. Widać to po Pańskich wpisach, w których postuluje Pan iście protestanckie rozwiązania dla Kościoła jak np. partnerskie stosunki pomiędzy kapłanem a wiernymi, wtrącanie się wiernych w treści „homilii” (kazań), poszerzanie działalności Kościoła o sprawy świeckie, ocenianie księdza przez wiernych, czy swobodna interpretacja Pisma Świętego przez wszystkich chętnych.

    No cóż, nie widzi Pan nic pozytywnego w moich wypowiedziach. Uważam więc dyskusję za zakończoną. Pozdrawiam.

      „Nie rozszerzałbym również listy grzechów o “wyrzucanie śmieci do lasu”, ponieważ jest to sprawa kulturowa, a nie moralna – w poprzednich wiekach robiono tak nagminnie, a dziś jest to wykroczenie sankcjonowane w prawie świeckim – oddajmy więc “co cesarskie cesarzowi”, a Kościół niech się zajmuje tym, do czego został powołany, czyli do zbawienia dusz.” Polecam Panu Encyklike Papieza Franciszka „Laudato Si'”, oraz pojecie „grzechu ekologicznego” czyli grzechu przeciwko przyszlym pokoleniom. Wyrzucanie smieci do lasu jest jak najbardziej sprawa moralna, chocby dlatego, ze bezposrednio wplywa na zdrowie i zycie naszych bliznich. Szkodzenie czyjemus zdrowiu i zyciu raczej nie jest droga do zbawienia duszy… Kosciol ma w tej kwestii naprawde wiele do zrobienia.

        Pani Marto
        Papież Franciszek napisał wiele niefortunnych tekstów, które zdają się być nie tylko kontrowersyjne, ale wręcz niezgodne z niezmiennym nauczaniem Kościoła. Do takich możemy zaliczyć również encyklikę „Laudato si”, która narzuca Kościołowi, obok elementów dobrych, kolejną posoborową nowinkę, sytuującą go po stronie eko-fanatyków i budowniczych jednego światowego rządu. Zwrócił na to uwagę nawet kard. Raymond Burke, który stanowczo skrytykował postulat zdefiniowania jakichś nowych „grzechów ekologicznych”, jako nie mających podstaw w nauce Kościoła. Wszystkie bowiem zostały zawarte w Dekalogu.

        Gdy zaczniemy wymyślać różne czynności, które mają bezpośredni wpływ na zdrowie i życie naszych bliźnich, to dojdziemy do absurdu. Takim absurdem już zdaje się być pogląd, że np. osoby, które nie chcą poddać się szczepieniu preparatem na Covid-19, zagrażają życiu innych. To z kolei pociąga za sobą postulat ich izolacji, dyskryminacji i uwięzienia na kwarantannach, a nawet w obozach koncentracyjnych (Australia). Tak więc „grzechem ekologicznym” może wkrótce stać się każda nasza decyzja, lub jej brak, która nie podoba się rządzącym. Tym bardziej jest to możliwe, gdyż każda czynność, którą wykonuje człowiek „bezpośrednio wpływa” na innych. Już podnoszą się głosy, że żyjąc i oddychając wytwarzamy dwutlenek węgla, który niszczy klimat, a tym samym zagraża zdrowiu innych.

    Panie Wiesławie, mam wrażenie, że buduje Pan swoje argumenty na błędnych tezach, co prowadzi Pana na manowce. Oto kilka przykładów:
    1. „Kościół zgodnie z wolą Chrystusa ma budować Królestwo Boże i zawsze był hierarchiczny”.
    Nieprawda, Kościół jest hierarchiczny od czasów średniowiecznych. To, że zostali mianowani Apostołowie, a później oni wybierali kolejnych, delegując im swoje uprawnienia, wskazuje na model dystrybucji władzy, a nie jej sprawowania. Następna, sukcesor, nie podlega poprzednikowi.
    2. „Parafia jako społeczność, ma promować i wspierać prawdę (…), a nie zajmować się „rozdzielaniem władzy”, która w Kościele jest już dawno rozdzielona przez samego Pana Jezusa.”
    Nieprawda, współczesny model parafialny został stworzony w XIX wieku. Do tego czasu proboszcz nie był nawet nigdzie zwany pasterzem – takowym był jedynie biskup.
    3. „Tym bardziej społeczność parafialna, nie powinna powierzać jakichkolwiek funkcji osobom, które prowadzą życie nieuporządkowane.” Co to znaczy życie nieuporządkowane i co jeśli osoby z Kościoła hierarchicznego takie pełnią? – tu świetnie Andrzej Kozielski.
    4. „Pasterz nie idzie w środku stada, ani w równym szeregu z nim”.
    To nieprawda. Współczesna koncepcja prowadzenia wspólnoty jest zupełnie inna. A jak Pan lubi się odwoływać do natury i tradycji, zapraszam na wieś, na obserwację w którym miejscu stada chadza pasterz.
    5. „… a nie o jakimś demokratycznym tworze, w którym lud będzie o wszystkim współdecydował z Królem”.
    Przeinaczenie podwójne: po pierwsze nikt nie mówi, aby parafia była demokratyczna, to nie wynika wprost z raportu, jest Pańską interpretacją. Po drugie Królem jest, zdaje się, Jezus a nie proboszcz. Ten cytat odnosi się do Jezusa, użycie go w kontekście proboszcza jest obrazoburcze.
    6. „I RP upadła, ponieważ była tam (jak słusznie Pan zauważył) demokracja, która spowodowała anarchię (…).”
    To nieprawda. Rzeczpospolita Obojga Narodów nie była państwem demokratycznym, ale oligarchicznym. To szkolny błąd! Była silnie hierarchicznym, niedemokratycznym tworem, w którym władzę sprawowała grupa zepsutych lokalnych władców.;)

      Panie Filipie
      To miłe, że był Pan łaskaw odnieść się do moich argumentów, szkoda tylko, że albo ich Pan nie zrozumiał, albo błędnie interpretuje.

      1) Nie wiem skąd Panu przyszło do głowy, że Kościół jest hierarchiczny dopiero od czasów średniowiecznych? Ustanowiony przez Pana Jezusa Kościół jest monarchią, na której czele stoi Wikariusz Chrystusa – papież, któremu bezpośrednio podlegli są biskupi, a tym kapłani. Na końcu tej hierarchii są wierni, którzy muszą okazywać zwierzchnikom posłuszeństwo we wszystkim, co przyczynia się dla dobra Kościoła i zbawienia dusz. Tak właśnie jest ustanowione od początku chrześcijaństwa, o czym możemy przeczytać już w Dziejach Apostolskich. Skoro jednak upiera się Pan przy stanowisku, że taki model powstał dopiero w średniowieczu, to proszę wskazać na to jakiekolwiek dowody. Czym różni się wg Pana „model dystrybucji władzy” od „modelu sprawowania władzy”? Czy „dystrybucja” władzy nie jest elementem składowym jej sprawowania? Natomiast stwierdzenie, że „sukcesor nie podlega poprzednikowi” jest truizmem, ponieważ aktualny zwierzchnik nie może podlegać byłemu zwierzchnikowi, zwłaszcza gdy tamten nie żyje lub sprawuje inne funkcje.
      2) Myli się Pan w usytuowaniu „współczesnego modelu parafialnego” dopiero w XIX wieku, ponieważ był to ciągły proces, aż do XIII wieku, kiedy to na Soborze Laterańskim IV ostatecznie go ukonstytuowano i model ten pozostał do dnia dzisiejszego. Czy proboszcz nazywany był oficjalnie „pasterzem”, nie ma tu najmniejszego znaczenia, ponieważ nazwa ta jest ewangeliczna i przynależy osobom, które prowadzą innych do zbawienia, które mają być wzorem odzwierciedlającym Dobrego Pasterza. Proszę poczytać przypowieści Pana Jezusa na ten temat. W zaufaniu Panu wyjawię, że „pasterzem” w Kościele jest nie tylko proboszcz, ale również wikary, biskup i papież. Pasterz ma być wzorem jak dowodzi ks. Wojciech Węgrzyniak, „wzorem, w którym nie ma podstępu. Bo owce błądzą, kiedy wzór jest błędny. Bóg Ojciec jest wzorem dla Chrystusa. Chrystus dla papieży. Papież dla biskupów, biskup dla kapłanów, kapłan dla świeckich.”
      3) Tradycja Kościoła, opierając się na Piśmie świętym, przedstawiającym homoseksualizm jako poważne zepsucie, zawsze głosiła, że „akty homoseksualizmu z samej swojej wewnętrznej natury są nieuporządkowane”. Są one sprzeczne z prawem naturalnym i w żadnym wypadku nie będą mogły zostać zaaprobowane. Jeśli osoby z Kościoła hierarchicznego takie życie prowadzą, to powinni być przez przełożonych napomnieni, a gdy się nie podporządkują, usunięci ze stanowiska, a nawet ze stanu duchownego.
      4) Nie wiem jaka jest „współczesna koncepcja prowadzenia wspólnoty”, wiem natomiast jaka jest koncepcja ewangeliczna, ponieważ wynika ona z Pisma Świętego i z Tradycji Kościoła. Powinien być naśladowcą Chrystusa Dobrego Pasterza, czyli poświęcać swoje życie tym, do których jest posłany, poświęcać im swój czas, siły, zdolności, uwagę; żyć dla innych, a nie dla siebie, a nawet oddać życie za innych, jak uczynił to np. św. Maksymilian. Przy realizacji postulatów odnośnie „synodalności”, stręczonych przez progresistów, taka „koncepcja prowadzenia wspólnoty” stanie się niemożliwa, ponieważ nie będzie już „pasterzy”, tylko urzędnicy wykonujący wolę osób świeckich. Nie wiem, na jakiej wsi widział Pan pasterzy (jeśli już to byli to pastuchowie , czyli ewangeliczni najemnicy), bo takich już nigdzie nie uświadczysz. Pamiętam jednak czasy, gdy na wsi faktycznie zdarzali się pasterze i widziałem, że owce szły za nimi, zarówno na łąkę, jak i do owczarni.
      5) Jak to parafia nie będzie demokratyczna, skoro świeccy będą mieli w niej decydujący głos niemal we wszystkich sprawach? Chyba nie czytał Pan uważnie „Raportu o parafii”, albo nie zrozumiał zawartych w nim postulatów. Wyraźnie jest tam mowa o tym, że to świeccy mają być „współgospodarzami własnej wspólnoty i samodzielnym podmiotem działań”. Postulat domagający się „kolegialnego sposobu podejmowania decyzji” w parafii jest właśnie wprowadzaniem w niej demokracji. Czy Pan nie wie na czym polega demokracja? „Królowanie” można różnie rozumieć i niekoniecznie tylko w odniesieniu władca-poddani, ale także zwierzchnik-podwładny i taki stosunek zależności miałem na myśli. Faryzejskie obruszanie się, że „Królem jest Jezus a nie proboszcz” jest w tym wypadku nie na miejscu.
      6) Myli się Pan także w stwierdzeniu, że Rzeczpospolita Obojga Narodów nie była państwem demokratycznym. Proszę poczytać podręczniki historii (nie mówiąc już o opracowaniach naukowych), to się Pan dowie, że panowała tam demokracja. Oczywiście nie była to demokracja w wydaniu współczesnych państw (nawet dziś demokracje różnią się między sobą), ale najważniejsze decyzje państwowe podejmowane były przez ogół szlachty w sposób demokratyczny. Nie ma tu znaczenia element oligarchiczny, ponieważ spotykamy go niemal we wszystkich demokracjach, nawet współczesnych ( „zepsuci lokalni władcy” rządzą dziś np. Ukrainą, Rosją, a nawet Stanami Zjednoczonymi).

    Panie Wiesławie, szczerze mówiąc ciężko rozwikływać i rozplątywać te wszystkie Pańskie zaplątania. Weźmy choćby dwa:
    1. „Ustanowiony przez Pana Jezusa Kościół jest monarchią”. To wręcz fascynujące. A kto został królem tej monarchii? Gdzie były jego narzędzia sprawowania władzy? Gdzie było terytorium, którego mógł być suwerenem? Bez niego „monarchia” to absurd.
    2. „W Rzeczpospolitej Obojga Narodów panowała demokracja”. Ma Pan na myśli ustrój zwany demokracją szlachecką? Fajnie że go ktoś tak nazwał. Tylko co z tego? Państwo, w którym decyzje podejmuje wąska grupa ludzi, a 90% nie ma nic do powiedzenia, władza centralna jest notorycznie, poza prawnie szantażowana przez lokalnych bonzów, władza królewska nie sięga na znaczną część obszarów, nad którymi kontrolę sprawują oligarchowie, to nie jest demokracja. To ustrojowa pokraka. Wie Pan Korea-Północna też jest republiką LUDOWO-DEMOKRATYCZNĄ.
    Mam nadzieję, że się Pan nie obrazi, jeśli reszty z braku czasu i sił prostować nie będę.

      Panie Filipie
      Nie wiem co nazywa Pan „zaplątaniem”, domyślam się, że są to wywody, których Pan nie rozumie, co zresztą wynika z wypunktowanych przez Pana komentarzy.

      Otóż Kościół był i jest monarchią, na której czele stoi sam Chrystus Król. Na ziemi ma On swojego zastępcę – Wikariusza, którym jest papież, posiadający własny dwór złożony z kardynałów i biskupów. Posiada On identyczne narzędzia władzy, jak każdy król, a terytorium tego królestwa to cała ziemia, każde miejsce gdzie znajdują się jego przedstawiciele. Określa się je również Królestwem Bożym. Gdyby znał Pan naukę Kościoła, to nie zadawałby tak naiwnych pytań. To królestwo wciąż się rozwija, a jak wykłada Katechizm Kościoła Katolickiego (1060) „na końcu czasów osiągnie swoją pełnię. Wtedy sprawiedliwi, uwielbieni w ciele i duszy, będą królować z Chrystusem na zawsze, a sam wszechświat materialny zostanie przemieniony. Bóg będzie w życiu wiecznym ‘wszystkim we wszystkich’”. Tak więc Kościół jest Królestwem Bożym, ustanowionym przez Chrystusa, które rozciąga się nie tylko na Ziemię (Kościół wojujący), ale i na czyściec (Kościół cierpiący) i niebo (Kościół triumfujący). Czy chce Pan dowodzić czegoś innego, tworzyć jakąś nową naukę? Czy zamierza Pan zaprzeczać nauce Kościoła na ten temat?

      Odnośnie Rzeczpospolitej Obojga Narodów, to zabawne są Pana twierdzenia, że nie była ona demokracją. Demokracja nie ogranicza się (jak Pan sądzi) tylko do współczesnej jej formy, czyli demokracji liberalnej. System demokratyczny powstał już w starożytności (demokracja ateńska), a poza Grecją, w formie republikańskiej funkcjonował również w starożytnym Rzymie, później różne jego odmiany spotykamy w średniowieczu i czasach nowożytnych (Republika Nowogrodzka, Republika Wenecka, Rzeczpospolita Obojga Narodów). Również w czasach najnowszych mamy do czynienia z demokracją w przeróżnym wydaniu (komunistycznym, socjalistycznym, liberalnym). Demokracja ma bardzo wiele form i systemów: parlamentarny, prezydencki, jednopartyjny, mieszany itd. W systemie demokratycznym prawo głosu nie musi należeć do wszystkich ludzi zamieszkujących dane państwo, a nawet nie do wszystkich obywateli. Nie musi być też sprawowana bezpośrednio i nie zawsze większość zdobywa władzę (z ciekawości zapytam, czy np. w Wielkiej Brytanii, Rosji, Białorusi jest demokracja czy nie?). Tak więc, zanim Pan usiądzie aby polemizować na jakiś temat, to proszę najpierw zapoznać się z nim, chociażby poprzez zajrzenie do podręcznika, czy encyklopedii.

      Zazwyczaj zabawnym jest czytać przemyślenia osoby, która wypowiada się na temat, o którym wie niewiele, a w dodatku wszystko się jej miesza. Niestety, mnie to nie bawi lecz zasmuca, tym bardziej, że na portalu Kongresu KK, skupiającym szacowne grono osób o wysokim poziomie kultury, inteligencji i wykształcenia, spodziewałem się poważnej, merytorycznej polemiki, a nie utarczek na licealne tematy na poziomie szkoły podstawowej. Oczywiście, że się na Pana nie obrażam, ponieważ jestem bardzo wyrozumiały dla słabości innych, nawet dla tych, którzy z jakichś nieznanych mi powodów mają o sobie przesadnie wysokie mniemanie. Zatem bardzo proszę o „prostowanie” tej reszty moich rzekomych „zaplątań”… gdy tylko znajdzie Pan odrobinę sił i chwilę czasu w natłoku swych (niewątpliwie ważnych) obowiązków.

    Drogi Panie Wiesławie,
    pisze Pan: „Zazwyczaj zabawnym jest czytać przemyślenia osoby, która wypowiada się na temat, o którym wie niewiele, a w dodatku wszystko się jej miesza. Niestety, mnie to nie bawi lecz zasmuca.” Proszę się na mnie nie obrażać, ale to do Pana odnosiłem powyższe słowa czytając przykładowo Pana uwagi o encyklice „Laudato si”. Z jednej strony pisze Pan: „Kościół był i jest monarchią, na której czele stoi sam Chrystus Król. Na ziemi ma On swojego zastępcę – Wikariusza, którym jest papież, posiadający własny dwór złożony z kardynałów i biskupów.” „Ustanowiony przez Pana Jezusa Kościół jest monarchią, na której czele stoi Wikariusz Chrystusa – papież, któremu bezpośrednio podlegli są biskupi, a tym kapłani. Na końcu tej hierarchii są wierni, którzy muszą okazywać zwierzchnikom posłuszeństwo we wszystkim, co przyczynia się dla dobra Kościoła i zbawienia dusz.” Z drugiej zaś, krytykuje Pan papieża Franciszka, odwołując się do kardynała Burke`a. Pisze Pan: „Papież Franciszek napisał wiele niefortunnych tekstów, które zdają się być nie tylko kontrowersyjne, ale wręcz niezgodne z niezmiennym nauczaniem Kościoła.” Gratuluję pokory i „wysokiego mniemania o sobie”
    Odnośnie Pana uwag na temat szczepień przeciw Covid-19: nie chcę Pana obrażać, spuszczę więc na te „refleksje” „zasłonę milczenia.”
    Pana uwagi o ekumenizmie również przemilczę.
    Pisał Pan w innym komentarzu: „Kościół nie zaczął się 60 lat temu […]” – zgoda! Ale też jego nauczanie nie skończyło się 60 lat temu.
    Pisze Pan również: „ponieważ jestem bardzo wyrozumiały dla słabości innych, nawet dla tych, którzy z jakichś nieznanych mi powodów mają o sobie przesadnie wysokie mniemanie.” Z góry dziękuję więc za wyrozumiałość dla moich słabośći, którymi kierowany napisałem powżyszy komentarz.
    Pozdrawiam Pana serdecznie

      Drogi Panie Robercie
      Miałem zamiar Panu nie odpowiadać, ale pomyślałem, że byłoby to nieładnie, tyle Pan się natrudził… Co prawda Pański trud polegał głównie na operowaniu funkcją kopiuj-wklej, ale dla niektórych osób nawet ta czynność sprawia duży wysiłek, więc i to doceniam.
      Nie wyartykułował Pan co prawda dokładnie, o co Panu chodzi odnośnie moich uwag do encykliki „Laudato si” i dlaczego zestawia je Pan z wypowiedzią kard. Burke’a, ale domyślam się, że z jakiegoś (nieznanego mi) powodu to Panu nie odpowiada. Skoro jednak nie raczył Pan wyjaśnić swoich obiekcji, to nie mam z czym polemizować.

      Napomyka Pan również o moich uwagach dotyczących „szczepień przeciw Covid-19”, jakobym miał być ich przeciwnikiem, a przecież nic takiego nie napisałem! Wskazałem jedynie na fakt, że wykorzystuje się te szczepienia do zniewalania ludzi i ograniczania praw obywatelskich. Moje zdanie na temat wstrzykiwania jakichkolwiek preparatów jest zaś takie, że każdy kto chce, ma prawo wstrzykiwać sobie co tylko chce, ale bez zmuszania do tego innych.

      O ekumenizmie świadomie Pan przemilcza moje uwagi, przez co wnoszę, że chociaż Pan się z nimi nie zgadza, to jednak nie potrafi znaleźć kontrargumentów.
      Mogę jedynie zgodzić się w pełni z Pana stwierdzeniem, że nauczanie Kościoła nie skończyło się 60 lat temu. Tą prawdę należy wciąż przypominać, co staram się czynić i uświadamiać wszelkim progresistom, że są w błędzie mniemając, że nauczanie Kościoła zaczęło się zaledwie 60 lat temu, czyli od Soboru Watykańskiego II.
      Pozdrawiam Pana bardzo serdecznie

        Drogi Panie Wieslawie,
        przepraszam na wstepie, ze nie uzywam w tym wpisie znakow diakrytycznych. Jestem w tym tygodniu za granica, tak jest mi wygodniej pisac. Przepraszam.
        Dziekuje Panu na wstepie za Pana wyrozumialosc dla moich slabosci. Myslalem, ze Panu nie spawi trudnosci dostrzezenie w kompilacji Pana wlasnych wypowiedzi pewnych brakow w logicznym mysleniu. Zawiodlem sie. Trudno, sprobuje to wyjasnic.
        Z jednej strony pisze Pan o wiernych, „którzy muszą okazywać zwierzchnikom posłuszeństwo we wszystkim, co przyczynia się dla dobra Kościoła i zbawienia dusz” (przepraszam, ze raz jeszcze Pana zacytowalem. Ma Pan racje, to kopiowanie-wklejanie to duzy wysilek), z drugiej zas podwaza Pan oficjalne nauczanie papieza Franciszka. Prosze sie wiec zdecydowac. Oczywiscie moze Pan stwierdzic, ze wypowiedzi „Laudato si” czy innych papieskich dokumentow nie przyczyniaja sie do „dobra Kosciola i zbawienia dusz”, dlatego uwaza je Pan za blednie i odrzuca. W tym miejscu musialbym Pana jednak zapytac: jakie ma Pan teologiczne kompetencje do takich stwierdzen? Powolywanie sie na emerytowango kardynala Burke nie byloby zbyt silnym argumentem. Ten temat mozny by jeszcze dlugo rozwiajac, przykladowo w odniesieniu do „Amoris laetitia”.
        W zadnym miejscu nie zasugerowalem, ze jest Pan przeciwnikiem szczepien przeciw Covid-19. Prosze nie przypisywac mi slow, ktorych nie napisalem. Uwazam zas, i sa na to liczne dane i opracowania naukowe, ze „osoby, które nie chcą poddać się szczepieniu preparatem na Covid-19, zagrażają życiu innych.” Pan sugeruje, ze to absurd. Nie chce Pana obrazic – koncze wiec ten temat.
        Odnosnie ekumenizmu – prosze zapoznac sie z nauczaniem ostnich papiezy, ktorzy wyraznie podkreslaja, ze jest on droga przyszlosci. Tylko jeden cytat (ostatni z mojej strony):”A jako uczniowie, gdy podążamy za tym samym Panem, coraz bardziej rozumiemy, że ekumenizm jest procesem, który jak wielokrotnie powtarzali różni papieże od Soboru Watykańskiego II, jest nieodwracalny. To nie jest droga opcjonalna” (papiez Franiszek na spotkaniu z finskimi luteranami). Moge sie tylko domyslac, ze Pan wie lepiej, co sluzy „dobru Kosciola”. Jezeli tak jest, gratuluje Panu tej wiedzy, ktorej niestety nie posiadam. Czytalem wiele wypowiedzi ostatnich papiezy – jakos nie moglem tam znalezc, slowa „heretycy”, tak obficie wystepujacego w Pana komentarzach.
        Drogi Pani Wieslawie,
        koncze w tym miejscu nasza dyskusje.
        Serdecznie Pana pozdrawiam i zycze blogoslawionego Nowego Roku

          Drogi Panie Robercie
          Nie są potrzebne jakieś szczególne kompetencje do czytania ze zrozumieniem nauk Kościoła. Każdy przeciętnie inteligentny człowiek, posiadający umiejętność czytania i pisania, potrafi odróżnić teksty odnoszące się do wiary i moralności, od tekstów ideologicznych, opowiadających się po którejś stronie światowego sporu politycznego. Takim tekstem jest właśnie „Laudato si”, która wpisuje się idealnie w narrację międzynarodówki lewicowej, która działając z pobudek ideologicznych podnosi od lat tematykę klimatyczno-ekologiczną, forsując rozwiązania szkodliwe społecznie, a nawet antyludzkie (aborcja, eutanazja, ograniczanie produkcji rolnej, masowe szczepienia itd.). Tak więc nie tylko kard. Burke podchodzi krytycznie do szkodliwego przesłania tej encykliki papieża Franciszka, ale szereg ludzi i środowisk, które sprzeciwiają się marksistowskiej narracji „ekoterrorystów”. Wprzęganie Kościoła w walkę polityczną, a taką w rzeczywistości jest spór polityków, naukowców, grup społecznych, a nawet całych państw, musi Pan przyznać, nie buduje ani autorytetu Stolicy Apostolskiej, ani tym bardziej nie przyczynia się do „umacniania braci w wierze” poprzez wymyślanie jakichś nowych „grzechów ekologicznych”. Tak więc, każdy obserwator sceny politycznej, któremu leży na sercu dobro Kościoła, bez trudu rozpozna, że takie „nauczanie papieża Franciszka”, nie posiada żadnego umocowania w tradycji Kościoła, lecz jest kuriozalną teologicznie, niezrozumiałą duszpastersko i obcą ideowo katolicyzmowi nowinką, wspomagającą Nowy Porządek Świata.

          Nie wiem jakie zna Pan opracowania naukowe, które dowodzą, że “osoby, które nie chcą poddać się szczepieniu preparatem na Covid-19, zagrażają życiu innych.”? Domyślam się, że są to eksperci telewizyjni, sowicie opłacani przez rządy państw, które pełnią dziś rolę dilerów firm farmaceutycznych. Skoro owe „cudowne preparaty” są rzeczywiście skuteczne, to osoby niezaszczepione nimi, w żaden sposób nie zagrażają zaszczepionym, a inni niezaszczepieni godzą się na takie ryzyko, więc nie dzieje się im żadna krzywda. Zresztą, sam minister Andrzej Dera z Kancelarii Prezydenta RP twierdzi, że dla transmisji koronawirusa nie ma znaczenia, czy ktoś się zaszczepił na COVID-19, czy nie. Niezależni lekarze próbują przebić się ze swoimi informacjami do społeczeństwa, jednak są skutecznie blokowani w mediach, a nawet zastraszani przez Izby lekarskie i wydalani z zawodu/. Pomimo tych szykan, mając na względzie dobro pacjenta, nie poddają się i narażając swoje kariery i źródło zarobkowania, próbują przekazać społeczeństwu niezmanipulowane dane na temat „pandemii”:
          https://psnlin.pl/dokumenty/Prawdziwa_tragedia_narodu_polskiego_2020_2021_walka_z_covid_19.pdf

          Odnośnie ekumenizmu, napisano już kilometry tekstów, przeprowadzono tysiące spotkań, sympozjów, wykładów, dyskusji, filmów i programów… jakie są tego efekty? Żadne. Nie doprowadziły one ani o krok do powrotu heretyków i schizmatyków do Matki-kościoła. Jedynym widocznym skutkiem tych „ekumenicznych wysiłków” jest przemiana Kościoła w odrębne sekty, połączone jedynie wspólną nazwą „katolicy” oraz formalnym zwierzchnictwem papieża. Pomimo to wysiłki ekumenistów postępują dalej, aby jeszcze bardziej sprotestantyzować katolików i upodobnić Kościół do sekciarskiej międzynarodówki. Gdyby faktycznie był to proces, który „przynosi dobre owoce”, to już dawno byśmy je dostrzegli. Niestety, przynosi od tylko „zepsute owoce”, co widać na każdym kroku: zmiana nieomylnego magisterium, chaos doktrynalny, porzucanie Kościoła przez wiernych, protestantyzacja i ateizacja, spadek powołań, rezygnacja uczniów z lekcji religii, nobilitacja herezji i błędów, spadek autorytetu papieża itd.itd.

          Oto KRÓTKA HISTORIA EKUMENIZMU:
          Pochodzące z języka greckiego słowo „ekumenizm” zostało wymyślone, a właściwie zaadoptowane przez amerykańskich rabinów na określenie relacji jakie zaistniały między nimi a niezliczonymi sektami protestanckimi na terenie Stanów Zjednoczonych w XIX wieku.
          Pod koniec wieku XIX Ameryka znajdowała się na etapie nieustannego rozkwitu ekonomicznego. W dynamicznie prosperującej gospodarce wszędzie brakowało rąk do pracy. Liczne wspólnoty protestanckie w USA cierpiały wskutek powszechnego braku pastorów. Wówczas to amerykańscy rabini poczęli ofiarować przeróżnym wspólnotom heretyckim swoje usługi jako niedzielni kaznodzieje w protestanckich zborach. Tak narodził się właśnie ekumenizm, którego ojcami byli rabini pracujący zarówno w synagogach oraz protestanckich zborach jako pastorzy. Współpraca między żydami i protestantami zaowocowała narodzinami organizacji o nazwie The Interfaith Movement – Ruch Międzywyznaniowy, który z biegiem czasu zaczął wypracowywać nową, dziwną mieszankę religijną w oparciu o judaizm i herezje Marcina Lutra. Autor głównego opracowania nt. Ruchu Międzywyznaniowego L. Sussman podkreślał, że chodziło im o wypracowanie jednej powszechnej religii „a new uniwersal religion”, która „doprowadzi do usunięcia wszystkich religii i w ich miejsce wprowadzi wszędzie jedną religię uniwersalną według zasad Kanta”. Synkretyczna doktryna judaistyczno-protestancka, której przyświecała wizja ekumenicznego pojednania się religii w imię pokoju na świecie, a następnie na ich bazie budowania jednej uniwersalistycznej religii masońskiej głoszącej ”prawa człowieka” szybko została przeszczepiona na grunt europejski. W 1925 roku w Sztokholmie luterański pastor Nathan Söderblom zorganizował pierwszą międzyreligijną konferencję, której celem było zbliżenie wyznawców różnych religii poprzez dialog ekumeniczny. Inicjatywa ekumenistów spotkała się z natychmiastową reakcją Rzymu. Stolica Apostolska potępiła w bardzo ostrych słowach pierwszy w historii zlot ekumeniczny w Europie zabraniając bezwzględnie katolikom uczestnictwa w tych synkretycznych obradach religijnych.
          W 1928 roku w wyniku międzyreligijnego spotkania w Sztokholmie wyznawców różnych religii Ojciec święty Pius XI wydał encyklikę „Mortalium animos” w której uroczyście potępił ekumenizm, przestrzegając katolików przed tą śmiertelną dla wiary katolickiej pułapką.
          Pomimo bardzo ostrego potępienia ruchu ekumenicznego przez Stolicę Apostolską zyskał on silną aprobatę w modernistycznych kręgach kościelnych, czego konsekwencją stało się stopniowe przenikanie heretyckiej nauki do seminariów, która ostatecznie zatriumfowała w dokumentach II Soboru Watykańskiego.

          Proszę to wszystko przemyśleć i samemu sobie zadawać właściwe pytania, a niewątpliwie trafi Pan do prawdy. Pozdrawiam serdecznie. Z Panem Bogiem.

    Pani Wiesławie. Problem polega na tym, że Pan po prostu nie rozumie, o co w tym wszystkim chodzi. Nie rozumie Pan Kościoła, nauk ostatnich 6 papieży. Jeżeli moje słowa są dla Pan „zbyt słabe”, zachęcam do lektury choćby tego krótkiego felietonu; https://kongreskk.pl/2021/09/27/droga-synodalna-to-nie-system-demokratyczny/

    A co do wywodu na temat demokracji, to cieszę się, że tak bardzo rozszerzył Pan zakres krajów „demokratycznych”, przechodząc od starożytności, średniowiecze, nowożytność, burzliwe czasy komunistyczne, aż po demokrację liberalną. Po prostu w ten sposób nazwał Pan w zasadzie wszystkie ustroje poza monarchiami absolutnymi i czystymi dyktaturami demokracjami, w jakiejś formie. Nie da się ukryć, że były to państwa odnoszące zarówno sukcesy, jak i porażki. A zatem zaprzeczył Pan własnemu zdaniu „I RP upadła, ponieważ była tam (…) demokracja”. Jest to bowiem zmienna, która w innych modelach nie wywołała upadku, a często wręcz przeciwnie. Proszę główkować dalej.;)

      Panie Filipie
      To dobrze, że wraca Pan do meritum dyskusji jakim jest kwestia „synodalności”, wymyślona przez papieża Franciszka. Również dobrze, że wspiera się Pan tu autorytetami – w tym wypadku felietonem ks. Dariusza Piórkowskiego, do którego odniosę się dalej. Nadal jednak brnie Pan w oczerety wywodów o „demokracji”, której albo Pan nie rozumie, albo nie ma o niej wystarczającej wiedzy.

      Pańska uwaga, że rozszerzyłam „zakres krajów demokratycznych” od starożytności do czasów współczesnych jest właśnie jednym z dowodów niezrozumienia czym jest demokracja (rozszerzyłem spectrum aby zobrazować, że demokracja nie jest nowożytnym ewenementem). Mija się Pan z prawdą, że nazwałem wszystkie ustroje, poza monarchiami absolutnymi i dyktaturami – demokracjami. Owszem, wskazałem, dosłownie kilka przykładów, które obrazują, że ustrój demokratyczny istniał na świecie przed współczesną „demokracją liberalną”, ale nie był on dominujący. Ciekawe natomiast jest, że przy Pańskiej niechęci do postrzegania złożoności ustrojów demokratycznych, nie ma Pan oporów w klasyfikowaniu różnych typów monarchii. Dostrzega Pan mianowicie „monarchię absolutną”, czyli zakładam, że wie Pan również o innych typach monarchii (może więc powie Pan jaki typ monarchii funkcjonował w Rzeczpospolitej Obojga Narodów?). Czy ta dychotomia wynika tylko z Pańskiej przekory w dyskusji ze mną, czy z jakichś innych powodów?

      Ani sukcesy, ani porażki nie mają wielkiego znaczenia w klasyfikacji ustrojów, aczkolwiek można na przykładach historycznych dowieść, że monarchie znacznie lepiej sobie radziły, niż demokracje. Wszystkie demokracje w dziejach upadły pod naporem innego, bardziej efektywnego systemu politycznego. Współczesne państwa demokratyczne także zaczynają przejawiać erozję systemową, która przeradza się w dyktaturę, co widać chociażby na przykładzie zmian w prawie, związanych z „pandemią”, ograniczających wolności i swobody obywatelskie. Wracając do Rzeczpospolitej Obojga Narodów, to podtrzymuję swoje twierdzenie, że upadła ona z powodu panującej tam demokracji, która w sposób naturalny przeszła w ochlokrację, gdzie każdy warchoł mógł zablokować sprawne funkcjonowanie państwa (kluczowa była tu zasada „liberum veto”). Gdyby w I RP panował ustrój podobny do pozostałych państw europejskich, to prawdopodobnie nie znikłaby ona z mapy Europy na ponad 100 lat.

      Wracając zaś do felietonu ks. Dariusza Piórkowskiego, który był łaskaw Pan wskazać jako przyczynek do większego przeze mnie „zrozumienia Kościoła i nauk ostatnich 6 papieży”. Gdybym był złośliwy, to skontrowałbym Pańską radę, odsyłając do nauk 260 poprzednich papieży, które różniły się w istotny sposób od nauk tych 6 ostatnich. Tu właśnie tkwi sedno problemu i obecnego kryzysu Kościoła, że mamy obecnie dwie sprzeczne ze sobą nauki, dwa spojrzenia na Kościół, jego strukturę, zadania i misję.

      Ksiądz Dariusz jako motto swej wypowiedzi cytuje ustęp z Łk 9,48 („Qui minor est inter vos, hic major est“), o którym mówili już różni święci i kaznodzieje, tłumacząc, że nie chodzi tu o hierarchię władzy, tylko hierarchię cnót. Tak np. w coraz powszechniejszej opinii największy spośród świętych zaraz po Matce Bożej, czyli św. Józef – cichy i pokorny cieśla, okazuje się być przewyższającym w łasce oraz wiecznej chwale patriarchów i największych proroków, zdaje się być większym niż św. Jan Chrzciciel, Apostołowie, męczennicy i wielcy Doktorzy Kościoła. Czyli inaczej mówiąc, najmniejszy w swej pokorze, jest równocześnie – ze względu na wzajemne powiązanie cnót – największym w swej miłości: „Kto bowiem jest najmniejszy wśród was wszystkich, ten jest wielki”.

      Nie wiem jakie meandry myślowe doprowadziły ks. Dariusza do skojarzenia tego fragmentu Ewangelii z Synodem oraz do jego konfrontacji z kościelną władzą i klerykalizmem, na które jako remedium (zdaniem księdza) ma rzekomo służyć „synodalność”. Nie wyjaśnia również wielebny ksiądz znaczenia, krytykowanej przez siebie „zasady wielkości”, chociaż stara się to wyartykułować ją słowami, że „rządzi ten, kto jest wielki, bo jest wielki: siedzi na tronie, ma urząd, ma świtę, pieniądze i żołnierzy za sobą. Ten, kto jest ostatni, tego nie ma.” Trudno zrozumieć o co tu ks. Piórkowskiemu chodzi, ponieważ zawsze rządzi ten, komu dana jest władza, a kto jak kto, ale osoba duchowna, a zwłaszcza uczony jezuita winien znać naukę Kościoła, i wiedzieć, że „każda władza pochodzi od Boga”, a oparta jest ta nauka na słowach Pisma Świętego: „Każdy niech będzie poddany władzom, sprawującym rządy nad innymi. Nie ma bowiem władzy, która by nie pochodziła od Boga, a te, które są, zostały ustanowione przez Boga.” (Kor 13,1)

      Gdy zagłębimy się dalej w wywody uczonego jezuity, to dochodzimy do jeszcze większych niejasności i dylematów. Otóż krytykuje on „dotychczasowy ustrój kościoła i sposób jego działania”, bezpodstawnie twierdząc, jakoby „ten model już się wyczerpał, chociaż bardzo powoli wydaje ostatnie tchnienia”. O co tu księdzu chodzi? Czy hierarchiczny ustrój Kościoła, ustanowiony przez samego Pana Jezusa, czyli: Chrystus jako Głowa Kościoła, na Ziemi jego zastępca – Wikariusz w osobie papieża, dalej biskupi i kardynałowie, później kapłani i na końcu wierni jako „Lud Boży”… to wszystko już „wydaje ostatnie tchnienie” i ma być zastąpione innym modelem? Jakim, przez kogo utworzonym i na jakiej podstawie? Czy takie stwierdzenia nie podpadają czasem pod herezję? Wypomina co prawda ks. Dariusz, krytykując ustrój Kościoła, że nie opiera się on na „zasadzie ewangelicznej”, ale bliżej tej zasady nie precyzuje, ani nie podaje żadnego przykładu z Pisma Świętego, która uwiarygodniałaby jego słowa.

      Dalej czytamy peany na temat „drogi synodalnej”, którą Franciszek próbuje rzekomo wprowadzić za natchnieniem Ducha Świętego. Gdyby na wyrost zakładać, że wszystkie wprowadzane przez różnych papieży od początków Kościoła zmiany, były dokonywane pod asystencją Ducha Świętego, to doszlibyśmy do absurdu, że Duch Święty firmował także przedsięwzięcia błędne i szkodliwe (np. herezja ariańska, walka o inwestyturę, antypapieże itd.). Pan Jezus wyraźnie uczył jak mamy rozpoznawać dzieła dobre i odróżniać je od złych: „Poznacie ich po ich owocach. Czy zbiera się winogrona z ciernia albo z ostu figi? Tak każde dobre drzewo wydaje dobre owoce, a złe drzewo wydaje złe owoce. Nie może dobre drzewo wydać złych owoców ani złe drzewo wydać dobrych owoców.” (Mt 7,16-18) Będziemy mogli zatem przekonać się, czy faktycznie „droga synodalna” została wprowadzona za natchnieniem Ducha Świętego, czy za sprawą innego ducha, dopiero za jakiś czas. Niemniej jednak możemy już teraz dyskutować na ten temat, a nawet spierać się co do konkretnych rozwiązań jakiejś reformy, ale tylko z uwzględnieniem spójności Pisma Świętego, Tradycji i niezmiennego nauczania Kościoła.

      Kontynuując swoje rozważania ks. Dariusz (nadal gołosłownie) twierdzi, że „system demokratyczny bliższy jest myśleniu ewangelicznemu i wspólnotowości niż system monarchiczno-feudalny”. W czym owo „myślenie ewangeliczne” ma być bliższe demokracji, niż monarchii? Tego autor nie wyjawia. W żadnym bowiem fragmencie Ewangelii tego nie znajdziemy, zaś w wielu miejscach jest mowa o hierarchiczności i monarchii w kontekście pozytywnym (przypowieść o talentach, o uczcie królewskiej, czy o robotnikach w winnicy). Skąd autorowi felietonu przyszło do głowy, że system hierarchiczny obowiązujący w Kościele jest zarazem systemem feudalnym, to Bóg jeden raczy wiedzieć. System feudalny opierał się na lennie i zależności społecznej, gospodarczej i politycznej określonych warstw społeczeństwa. System władzy w Kościele natomiast, stworzony był w starożytności, kiedy nie było jeszcze feudalizmu i trwa on bez większych zmian do dnia dzisiejszego gdy feudalizmu już dawno nie ma. Tak więc rewolucja tego systemu sprawowania władzy jest niczym nieuzasadniona, ani względami teologicznymi (nadanie Boskie), ani historycznymi (przetrwał wiele systemów społeczno-politycznych), tym bardziej współczesnymi, które oparte są na wrogich Kościołowi ideologiach, forsujących relatywizm, indyferentyzm, liberalizm i populizm.

      Ciekawie wygląda wywód ks. Dariusza na temat „Ludu Bożego” oraz rzekomego powrotu do tej idei poprzez „synodalność”. Otóż w nauczaniu Kościoła przez niemal 2000 lat nie znajdujemy, ani jednej wzmianki o „synodalności”, ani o tym, że najwyższa władza w Kościele ma należeć do „Ludu Bożego” (postulowały to jedynie sekty heretyckie), którego fundamentem ma być chrzest święty. Oczywiście truizmem jest, że bez chrztu żaden człowiek nie mógłby pełnić jakiejkolwiek funkcji w hierarchicznej strukturze Kościoła, ale jak mniemam nie o to autorowi chodziło. Od dawna moderniści usiłują zachwiać jednością władzy i hierarchiczną strukturą Kościoła. Nauczanie i praktyka niezmiennego Magisterium stanowi, że jedynie papież posiada najwyższą władzę, której udziela w miarę jak uznaje to za konieczne i w nadzwyczajnych okolicznościach. Tymczasem udało się progresistom na Soborze Watykańskim II przeforsować doktrynę, wedle której kolegium biskupów w łączności z papieżem stanowi, w sposób zwyczajny i stały, drugi przedmiot najwyższej władzy w Kościele (konstytucja „Lumen Gentium”). Teraz zaś, pod pretekstem „synodalności”, próbują oni pójść jeszcze dalej (wszak rewolucja nie może mieć końca!) i rozszerzyć tą władzę na cały „Lud Boży”. Taka koncepcja władzy jest stricte heretycka, a pierwsi ją sformułowali janseniści francuscy w XVIII wieku, tworząc doktrynę skierowaną przeciw monarchii i Kościołowi w imię „pierwotnych praw ludu”. Negowali też prawowitość hierarchii kościelnej i twierdzili, że suwerenem w Kościele jest „Lud Boży”. Te błędy zostały przez Kościół potępione bullą Piusa VI „Auctorem fidei”.

      Jak zatem Pan widzi, doskonale wiem „o co w tym wszystkim chodzi”. Zresztą, znając nauczanie Kościoła zarówno przed jak i po SWII, nie jest trudno się zorientować w sprzecznościach, ani przewidzieć ku czemu to wszystko zmierza. Chodzi zaś tu przede wszystkim o jak największe upodobnienie Kościoła do sekt protestanckich, aby zrealizować „cele ekumeniczne”, kiedy to Kościół Chrystusowy stanie się częścią „Nowego Kościoła”, czyli charytatywno-ekologicznej międzynarodowej agendy z elementami korporacyjnych rytuałów.

      Drogi Panie Wieslawie, zobaczylem, ze odpisal Pan na moj komentarz. Dziekuje. Moze mi Pan wierzyc lub nie, nie zapoznalem sie z nim i tego nie uczynie.Tak jak wspomnialem w poprzednim wpisie, zakonczylem moja dyskusje z Panem. Pisze to Panu, zeby nie tracil Pan juz wiecej swego cennego czasu na zajmowanie sie moja osoba. Nie jestem tego godny. Pozdrawiam Pana i zycze blogoslawienstwa Bozego na kazdy dzien.

    Prześledziłam argumentację polityczną pana Wiesława i poszukałam o nim informacji:

    https://ddb24.pl/artykul/konfederacja-przeciwko/1190923

    Ten artykuł wiele mi wyjaśnił.

Zostaw komentarz