Zbyt proste rozwiązanie, sprowadzające się do wyobrażenia, że skoro coś jest abstrakcyjnie złe, to musi się spotkać z karą, jest prymitywnym, a często niemoralnym poglądem na prawo. Próba traktowania prawa karnego jako systemu, który przede wszystkim symbolicznie pokazuje, ze coś jest niedopuszczalne, prowadzi na ogół tylko do opłakanych skutków.
Na katolickim portalu The Pillar ukazał się projekt dokumentu biskupów o Eucharystii. O tym dokumencie było od dawna głośno, ponieważ szerzyła się plotka, że będzie dotyczył zakazu udzielania komunii świętej tym politykom katolickim, którzy publicznie opowiadają się za innymi rozwiązaniami prawnymi niż uznawane przez Kościół, zwłaszcza w obszarze regulacji dotyczących aborcji i eutanazji. Oczekiwano, że dokument ten zostanie wymierzony w prezydenta Bidena, który jest praktykującym katolikiem.
Zamieszczony w The Pillar projekt dokumentu żadnych tego rodzaju treści nie zawiera. Jego zasadniczym przesłaniem jest podkreślenia realnej obecności Chrystusa w Eucharystii, bo prawda ta, jak diagnozują biskupi, jest coraz mniej rozumiana w społeczeństwie amerykańskim. O kwestii, która tak angażowała opinię publiczną, nie ma w tym dokumencie więcej, niż jest w Katechizmie Kościoła Katolickiego.
Należy uznać za wyjątkowo szczęśliwe, że biskupi USA, wbrew pierwotnym intencjom, nie wdali się w tego rodzaju rozważania. Ostatnie wydarzenia w Polsce są tego najlepszym potwierdzeniem. Problem aborcji i jego regulacji prawnych jest o wiele bardziej złożony. Może się okazać, że naprawdę niemoralne jest popieranie skrajnych rozwiązań, takich jakie obecnie w praktyce po orzeczeniu Trybunału Julii Przyłębskiej obowiązują w Polsce. Tragiczny przypadek z Pszczyny pokazuje, że prawo uchwalane czy też w inny sposób narzucane (narzucenie go przez Trybunał wybrano dlatego, aby negatywne polityczne konsekwencje takiego prawa nie dotknęły stojącym za nim polityków), które ma odpowiadać stanowczym, a bardzo uproszczonym poglądom moralnym na prawo, może stać się dramatycznie niemoralne.
Od lat w Polsce Kościół starał się wymusić jak najbardziej surowe prawo o aborcji, obwarowane sankcjami karnymi. To stanowisko Kościoła jest niezwykle szkodliwe. Od porządku prawnego Kościół ma prawo oczekiwać, że zostanie on ukształtowany w ten sposób, aby aborcji było jak najmniej. A w jaki sposób cel ten powinien być realizowany? Czy powinno to być prawo karne, administracyjne, czy też inne? Czy może lepiej sprawie służą działania socjalne, które należy pozostawić politykom i prawnikom?
Używanie prawa karnego w sytuacji, gdy chodzi o ciało kobiety oraz o życie rozwijające się w jej ciele i ściśle z nią powiązane, okazuje się na ogół nie tylko nieskuteczne, ale zwykle prowadzi do takiej sytuacji jak ta w Pszczynie. Twierdzenie, że przecież można dokonać przerwania ciąży w sytuacji zagrożenia życia kobiety, jest w tym wypadku albo wynikiem ideologicznego zaślepienia, albo braku wiedzy. Lekarz, który dokonałby terminacji ciąży, ratując matkę, musiałby się liczyć w naszym kraju z tym, że wobec niego zostanie podjęte postępowanie karne, mające na celu wyjaśnić, czy rzeczywiście życie kobiety było zagrożone. Co więcej, wynik takiego postępowania byłby niejasny: sepsa jest wynikiem obumierania płodu, ale ktoś mógłby twierdzić, że podjęte działania ratunkowe były przedwczesne. Tak to już jest, gdy działania lekarza próbuje się krępować prawem karnym, a granice pomiędzy poszczególnymi sytuacjami są płynne. W takich wypadkach należy polegać na sumieniu i wiedzy, a nie na normach prawnokarnych.
Przypadek ten pokazuje nam, jak bardzo niemoralne jest prawo, którego obraz został ukształtowany przez orzeczenie Trybunału Przyłębskiej. Dla Kościoła to okazja do głębokiego przemyślenia, jak ma formułować swoje oczekiwania wobec prawa, tak aby oceniał cel prawa, a nie rozwiązania szczegółowe, np. karalność danego zachowania.
Bardzo charakterystyczna była polityka Kościoła kierowanego przez Jana Pawła II wobec Kościoła niemieckiego, odnosząca się do kwestii obowiązkowych w prawie niemieckim konsultacji przed podjęciem decyzji o aborcji. Prawo niemieckie wymagało odbycia odpowiednich konsultacji z udziałem psychologów i innych specjalistów. Kościół niemiecki prowadził również takie punkty konsultacyjne, wychodząc z założenia, że osoba, która przyjdzie po poradę do instytucji kościelnej, może dać się przekonać, ze są alternatywy. Stolica Apostolska zabroniła udziału instytucji kościelnych w tych konsultacjach, które stanowiły prawną przesłankę dopuszczalności przerywania ciąży. Efekt tego był taki, że Kościół stracił narzędzie miękkiego oddziaływania, które mogło praktycznie zapobiegać aborcji. Ciekaw jestem, w ilu wypadkach decyzja Stolicy Apostolskiej przyniosła skutek taki, że dokonano aborcji, chociaż była szansa na inne zakończenie.
Zadowolenie abp. Gądeckiego po orzeczeniu Trybunału Przyłębskiej w sprawie aborcji stanowi wyraz niedostrzegania złożoności relacji prawa i moralności, a także znacznie uproszczonego widzenia kwestii moralnych. Tragednia p. Izabeli z Pszczyny musi także wstrząsnąć dotychczasowym sposobem oddziaływania przez Kościół na polityków w sprawach aborcyjnych. Wspieranie surowego prawa aborcyjnego nie zmniejsza ilości aborcji, prowadzi do wielu nieszczęść i paradoksalnie powinno być ocenione jako niemoralne.
Zbyt proste rozwiązanie, sprowadzające się do wyobrażenia, że skoro coś jest abstrakcyjnie złe, to musi się spotkać z karą, jest prymitywnym, a często niemoralnym poglądem na prawo. Próba traktowania prawa karnego jako systemu, który przede wszystkim symbolicznie pokazuje, ze coś jest niedopuszczalne, prowadzi na ogół tylko do opłakanych skutków. Na prawo i jego rolę w relacjach społecznych oraz jego związek z moralnością trzeba patrzeć w sposób o wiele bardziej dogłębny. Dobrze by było, gdyby Kościół, nie rezygnując ze swojego nauczania moralnego, wyciągnął z tej sprawy wnioski.
Całe szczęście, że biskupi amerykańscy powstrzymali się przed pochopnym potępianiem prezydenta Bidena i nie uderzyli w praktykującego katolika, sprawującego najważniejszy w USA urząd.
14 Komentarzy
W XIX w Georg Jellinek napisał coś, co będę pamiętać nawet kiedy dopadną mnie inni o obcobrzmiących nazwiskach: Alzheimer i Parkinson. To zdanie Jellinka to „Prawo stanowione musi zawierać minimum moralności”. Pisał to odnośnie prawa karnego, ale dla mnie to nie ma znaczenia. Znaczenie ma to, czy da się w ogóle znaleźć normy moralne które zawsze i dla każdej społeczności są minimum minimorum i nie dopuszczają żadnych wyjątków. Jak na razie nie przychodzi mi do głowy żadna taka norma (a myślę o tym od kilkudziesięciu lat): bo ani zakaz kazirodztwa, ani zabijania, ani kanibalizmu nie są na tyle uniwersalne, aby być zawsze i w każdym społeczeństwie czy wspólnocie przestrzegane bezwzględnie i bez wyjątków. Podobnie jest z nakazami moralnymi, typu „w dom przyjąć”… Problemem jest dla mnie myślenie wielu ludzi, którzy sądzą że prawo stanowione i moralność mają wiele wspólnych norm, które dają się przenosić miedzy tymi porządkami bez modyfikacji i kompromisów – a jednak to niemożliwe.
Aborcja powinna być zabroniona, bo jest zabójstwem niewinnego człowieka, ale to, jaka kara za nią się należy, powinno być uzależnione od jej przyczyn (np. chęć ratowania życia matki) oraz od opinii społecznej. Jedynym naprawdę kompromisowym wyjściem jest referendum, w którym obywatele zaznaczaliby swoje opcje na skali od najmniejszej możliwej kary do największej. Wyciągnięcie z tego średniej byłoby rozwiązaniem, które wszyscy musieliby uznać.
A tak przy okazji, to Trybunał żadnego prawa nie narzucił. Stwierdził tylko to, co dla mnie jest oczywiste, czyli sprzeczność prawa dopuszczającego aborcję z Art. 72. 1. konstytucji: ” Rzeczpospolita Polska zapewnia ochronę praw dziecka. Każdy ma prawo żądać od organów władzy publicznej ochrony dziecka przed przemocą, okrucieństwem, wyzyskiem i demoralizacją.”
Protest przeciwko temu wyrokowi to protest przeciw konstytucji.
Dodam jeszcze, że Autor ma rację twierdząc, że skrajne rozwiązania mogą być niemoralne. Referendum pozwoliłoby uniknąć skrajności.
Konstytucja nigdzie nie wymaga karalności aborcji. Ochrona życia może być realizowana w różny sposób. Konstytucja chroni też inne wartości, jak życie i godność kobiety. Nie wolno nie dostrzegać istniejącej kolizji wartości. Prawo karne bardzo często jest złym narzędziem do rozstrzygania tej kolizji. Trybunał w świetle orzecznictwa Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w sytuacji gdy orzeka sędzia dubler nie spełnia wymogów niezależnego sądu. Tak było także w przypadku tego orzeczenia. Nie rodzi ono zatem skutków prawnych. Natomiast o niezbędnym rozgraniczeniu prawa od moralności i o granicach kompetencji Kościoła bardzo trafnie napisali w swoim dokumencie Zwykli Księża.
No cóż, nie interesuje mnie sposób powołania Trybunału, ale sprzeczność w polskim prawie, które z jednej strony zapewnia każdemu ochronę życia (art. 38) i dzieciom ochronę ich praw (art. 72 konstytucji), a z drugiej pozwala na zabijanie dzieci.
A co do „stanowiska sygnatariuszy 'apelu zwykłych księży’ w sprawie aborcji”, to ja bym tego nie podpisał. Chociażby z tego względu, że twierdzenie, iż jeżeli ktoś jest chory, albo ma obowiązek opiekować się chorym, to będzie nieszczęśliwy i nie będzie mógł „żyć godnie”, jest fałszywe.
To stanowisko Zwykłych Księży stara się pokazać granice prawa państwowego I granice oddziaływania Kościoła na porządek prawny. Kościołowi prawo nie jest potrzebne. Dla nas nie ma tu znaczenia jakie jest prawo,bo mamy Kościół. Niepotrzebnie Kościół włącza się tutaj w obszar polityki. Cena jest traktowanie Kościoła jako uczestnika polityki jak każdy inny. I dlatego ludzie idą pod kurię w Krakowie.
Tak, oczywiście, chrześcijanie (czyli Kościół) są takimi samymi uczestnikami polityki jak wszyscy inni. I mają takie samo prawo jak wszyscy inni, aby stanowić prawo państwowe. Dlatego uważam, że sprawiedliwe byłoby referendum.
Referendum nie jest dobrym rozwiązaniem. Nie pozwala zastosować adekwatnych środków, które realnie a nie sferze deklaratywnej mogą służyć ochronie życia. Czymś innym jest udział chrześcijan w życiu publicznym a czym innym oddziaływanie Kościoła instytucjonalnego na prawo. Jednak należy z ostrożnością podchodzić do religijnego uzasadniania indywidualnych decyzji politycznych. To powoduje poplątanie, utrudniające dyskurs w pluralistycznym społeczeństwie. Referendum w tej sprawie podzieliłoby nas wszystkich w sposób tragiczny. A już nie możemy sobie poradzić z podzialami i zanikamy jako Naròd i wspòlnota polityczna Skutki ran zadanych w kampanii referendalnej długo by się nie zabliźniły a i tak strona przegrana nie uznałaby jego wyników. To droga do nikąd. Konieczny jest raczej proces pogłębionej demokracji, dialogu odideologizowanego beż założeń, które uniemożliwiają rozmowę. Inaczej nie wyjdziemy ze społecznego kryzysu.
Aborcja nie jest leczeniem. Lekarz, który jej dokonuje, postępuje wbrew podstawowej zasadzie etyki: „przede wszystkim nie szkodzić”. Powinien być za to ukarany, chyba najlepiej zakazem wykonywania zawodu. A na jak długo? To właśnie można ustalić w referendum. Któż miałby być w nim „stroną przegraną”? I kogo z kim by to podzieliło?
„Kościół instytucjonalny” ma takie samo prawo oddziaływania na prawo jak każda inna grupa obywateli, np. partia polityczna czy związek zawodowy.
Nie trzeba być religijnym, żeby twierdzić, że ten, kto krzywdzi innych ludzi, powinien być od tego powstrzymywany, albo za to karany.
Referendum jest nieuzasadnione z tych, względów, które wyłuszczył wnikliwie Autor felietonu. Podzieliłoby ono jeszcze bardziej ludzi nawet w obrębie jednej grupy wspólnotowej, nie tylko społeczeństwo i tak na wszystkie strony podzielone. Tragiczny przykład Matki z Pszczyny wskazuje na potrzebę uzasadnionych odstępstw od prawa chronienia życia od chwili jego poczęcia. Bez względu na to, jakie określenie prawne na tę konieczność znajdziemy..
Kościół jako instytucja w prawie polskim korzysta z bardzo wielu przywilejów, uzasadnionych jego misją religijną. Gdy zaczyna uczestniczyć w kształtowaniu porządku prawnego staje się jedynie uczestnikiem życia politycznego. Wtedy jego uprzywilejowanie prowadzi do naruszenia równości politycznego dyskursu. W dyskursie politycznym, w zróżnicowanym społeczeństwie argument religijny, który jest nienegocjowalny, powoduje że procedurz demokratyczne zaczynają niszczeć. Twój ostatni argument (pracując w grupach jesteśmy na ty, a z Tomkiem mam przyjemność w grupach Kongresu wspólnie pracować) jest argumentem innego rodzaju – jest to argument dyskursu politycznego. Z nim się nie zgadzam, bo jest szalenie uproszczony. Od prawa oczekuje wyważenia różnego rodzaju interesów, w sytuacjach konfliktowych, a także testu skuteczności i proporcjonalności. Prawo karne jest ultima ratio, wkraczać może tam, gdzie nie ma innego sposobu skutecznego oddziaływania i tylko jeśli sankcje karne przynoszą skutek, który przewyższa zło, które sankcje karne z sobą przynoszą. W tym przypadku te warunki zastosowania prawa karnego nie są spełnione. Toczymy tę dyskusję, jako mężczyźni, chyba nie do końca rozumiejąc co się dzieje w ciele kobiety i jaka relacja wytwarza się między matką a dzieckiem. W tym wypadku ta relacja jest najsilniejszym mechanizmem chroniącym dziecko. Jeżeli ktoś podejmuje decyzję o aborcji, tzn. ten mechanizm nie działą, to z reguły stosją za tym racje tak silne, że norma karna nie jest w stanie tego obrócić. Mogą to niekiedy zrobić instrumenty innego rodzaju, realna pomoc, opieka, rozmowa, porada itd. Opublikowane dane NIK dotyczące programu „Za Życiem” pokazują jego całkowitą klęskę. Państwo nie zrobiło nic. Na gruncie już samego Kościoła też należy sie zastanowić jak ustawione są wartości. Np. walka z antykoncepcją najpewniej w wielu wypadkach doprowadziła do aborcji. To oznacza, że życie nie jest najważniejsze. W biegu historii pozycja społeczne samotnych matek, odrzucanych przez otoczenie, nie bez wpływu Kościoła, także była czynnikiem prowadzącym do aborcji. Znowu mam wprażenie, że życie ludzkie wcale nie było najważniejsze. Chciałbym, aby prawo było ukształtowane tak, aby aborcji było jak najmniej, a dyskusja zeszła z obszarów symbolicznych (kara jako symbol reakcji na zło) na realną pomoc w trudnych wypadkach macierzyństwa, tak aby naturalny instynkt matki mógł wygrać w tych wszystkich życiowo trudnych sytuacjach.
Oczywiście, że lekarzy nie należy karać, jeśli w jakiś inny sposób można wyegzekwować od nich postępowanie zgodne z Konstytucją RP (art. 38 i 72) oraz Kodeksem Etyki Lekarskiej (art. 2.1 i 39). Tylko jaki?
Być może dobrym pomysłem byłoby organizowanie dla studentów ostatniego roku medycyny spotkań z kobietami po aborcji, które mogłyby opowiedzieć o skutkach tego czynu.
Drogi Tomaszu, myślę, że problem nie leży w edukacji lekarzy. Dotyczy nas wszystkich. Na decyzję o aborcji ma wpływ tyle czynników, z którymi nie walczymy. Takim jest np. przemoc domowa wobec kobiet. Zamiast toczyć nonsensowną debatę o wypowiedzeniu konwencji stambulskiej, która realnie dostarcza narzędzi zmniejszających przemoc wobec kobiet, a tym samym ma wpływ na mniejszą ilość decyzji o aborcji, trzeba walczyć z przemocą w rodzinie. Bardzo rzadko kwestia ta jest przedmiotem kazań. Bo poruszenie tego tematu może realnie poruszyć sumienie zgromadzonych w Kościele wiernych. A wtedy mogą już nie przyjść. Problem aborcji jest dla nich często abstrakcyjny, odległy – tu można więc grzmieć bezpiecznie, bez obaw o reakcję ludzi słuchających kazania. Takim czynnikiem jest pozostawianie matek bez pomocy ze swoimi problemami. Takim czynnikiem jest odrzucanie różnego rodzaju wobec osób, które nie pasują do idelanego wzorca katolickiej rodziny. Takich czynników jest mnóstwo. Dyskutując o problemie aborcji z perspektywie Kościoła trzeba byłoby zadać sobie pytanie, co w naszej postawie, ludzi wierzących, tak naprawdę aborcji sprzyja. I mogłoby się okazać, że w najmniejszym stopniu jest postać takiego czy innego prawa karnego, czy też przekonanie lekarzy. Popatrzmy sie krytycznie na samych siebie i spróbujmy się zastanowić. Może wtedy uda sie dokonać prawdziwej przemiany.