O tym, na co warto zwracać uwagę podczas kampanii wyborczej w mediach, rozmawiamy z panem Juliuszem Braunem.
Jak politycy wszystkich frakcji wykorzystują media do manipulacji wyborcami?
„Kłamstwo obiegnie pół świata, zanim prawda zdąży włożyć buty” – napisał Mark Twain, gdy kłamstwo nie miało jeszcze do dyspozycji ani radia, ani telewizji, ani mediów społecznościowych. Kłamstwo zawsze było obecne, ale to prawda pozostawała ostatecznie punktem odniesienia. Dziś jednak kwestionowane jest samo pojęcie prawdy.
W sporach publicznych używany był przed laty argument: fakty mówią same za siebie. Specjaliści od marketingu politycznego przekonywali jednak, że w rzeczywistości jest zupełnie inaczej: fakty NIE mówią same za siebie. Decydujące znaczenie ma ich interpretacja. A to już wymaga pewnej wiedzy, gotowości do słuchania argumentów. Niedawno trafiłem w domu na emaliowane wiadro, na którym flamastrem wypisana była cena: 60.000 złotych. To fakt. Ale wiadro było kupione przed „denominacją”; po wprowadzeniu nowego złotego było to już tylko 6 zł. Też fakt. Więc czy wiadro za czasów rządu Tadeusza Mazowieckiego było tanie czy drogie? Tu już miejsce na interpretację. Aby odpowiedzieć na to pytanie trzeba wiedzieć jakie były zarobki, jak funkcjonował rynek, jaka była struktura cen. A w kampanii wyborczej – nie tylko w Polsce – nie ma na to miejsca. Jeden polityk ogłosi: zobaczcie, jak się poprawiło: za Mazowieckiego wiadro kosztowało 60 tysięcy! A drugi: zobaczcie jaka drożyzna: kiedyś wiadro można było kupić za 6 złotych!
W 2016 roku za „słowo roku” Oxford Dictionaries uznał słowo „postprawda”. Dziś mówi się często o „epoce postprawdy”, której początek wiązany jest z kampanią poprzedzająca Brexit i prezydencką kampanią wyborczą w USA poprzedzającą wybór Donalda Trumpa w 2017 r. Coraz częściej ludzie są bardziej skłonni zaakceptować argumenty oparte na ich własnych emocjach i przekonaniach niż argumenty oparte na faktach. Tam, gdzie dawniej decydowały fakty możliwe do obiektywnej weryfikacji, w epoce postprawdy decydują emocje, które z natury rzeczy mają charakter subiektywny. Na wiecach najczęściej skandowane słowa to „złodzieje!” albo „Polskę zbaw!”.
To właśnie postprawda tworzy znakomity grunt dla manipulacji. Warunki dla rozkwitu postprawdy stworzyły media społecznościowe, którym ludzie ufają bardziej niż tradycyjnym, profesjonalnym mediom (a także politykom). Za sprawą istniejących tu mechanizmów prawda traci szanse. Jest bowiem zwykle na pierwszy rzut oka mniej atrakcyjna, niemal zawsze bardziej skomplikowana, trudniejsza w odbiorze. Przyzwyczajamy się do życia w środowisku, w którym prawda utraciła swe uprzywilejowane miejsce, jest uznawana wręcz za pojęcie zbędne.
Kampania wyborcza przedstawiana jest często jako swego rodzaju gra, w której należy zręcznie przestawiać pionki, jak trzeba to blefować, licytować wysoko nie bacząc na konsekwencje. A tymczasem – jak pisze Timothy Snyder – porzucenie faktów oznacza porzucenie wolności. Postprawda, cechująca się pogardą dla faktów stanowi ogromne zagrożenie. Postprawda jest przedfaszyzmem.
Trzeba więc pamiętać, że w systemie demokratycznym wybory to sprawa bardzo poważna.
Na jakie sformułowania w okresie kampanii wyborczej powinni zwrócić obywatele, aby nie dać sobą manipulować?
Wysoko wynagradzane ekipy specjalistów pracują bez przerwy nad skutecznymi metodami manipulacji. Manipulować skutecznie to tak, by nie było widać, że to manipulacja. Są jednak takie słowa lub sformułowania, które powinny powodować zapalenie się czerwonej lampki: uwaga, tu może być fake-news (fake-news to w gruncie rzeczy kłamstwo, ale bardziej wyrafinowane). To, przede wszystkim słowo „demokracja”, bo niestety stało się ono przedmiotem wielu manipulacji. Inne wg alfabetu: atak (hybrydowy), bariera (na granicy), bezpieczeństwo, bezrobocie, imigranci, mundur („murem za polskim mundurem”), obłuda, referendum, relokacja, reparacje, wiek emerytalny, wyprzedaż. Oprócz tego wszystko co wiąże się z Niemcami.
Są też stosowane w kampanii metody stare, które jednak okazują się skuteczne, bazujące na różnego rodzaju resentymentach. Budzenie nieufności do obcych, utrwalanie negatywnych skojarzeń przez ciągłe powtarzanie wyrwanych z kontekstu słów lub obrazów itp.
Zaufanie to w normalnych warunkach jeden z fundamentów zdrowego społeczeństwa. W kampanii wyborczej, niestety, obowiązywać musi zasada znana z kodeksu drogowego: zasada ograniczonego zaufania.
Czy używanie autorytetów jak np. Jan Paweł II czy profesor Bartoszewski może być nieetycznie wykorzystywane w kampanii?
Rozpocznę od starej, nieco zmodyfikowanej, anegdoty: stosunek polityków do autorytetów jest jak stosunek pijaka do latarni: nie szuka światła, ale oparcia. W kampanii wyborczej nazwisko postaci uznawanej za autorytet służy zwykle jako narzędzie budowania własnej pozycji. Zobaczcie, jaki jestem wykształcony, jakie mądre książki czytałem. Pewne nazwiska służą też, nawet częściej, jako swego rodzaju identyfikator. Można zacytować papieża (zawsze używając formy: nasz Papież, by ktoś nie pomyślał, że chodzi o Niemca, albo co gorsza Argentyńczyka) bo to znakomity sposób by zdefiniować wspólnotę: nasz Papież, nasze wartości, nasza partia. Jakiś zręczny cytat można na poczekaniu znaleźć w internecie, a w ostateczności powiedzieć coś o kremówkach. Ale i na drugim krańcu sceny politycznej Jan Paweł II (tu raczej: papież Wojtyła) może służyć też – przez negację – jako znak innej wspólnoty. Tu z założenia nie trzeba nic czytać, nic cytować, wystarczy przy nazwisku użyć słowa „pedofilia”. To już wyjaśnia, że on nie jest „nasz”, że z nim i jego zwolennikami nie mamy nic wspólnego.
Wiele lat temu, gdy świętowano w Polsce 100-lecie urodzin Lenina, przyszedł do mnie znajomy dyrektor parku narodowego z prośbą o pomoc. Kazano mu ustawić przy drodze tablice z cytatami z wodza rewolucji. Musiał to zrobić, ale nie miał ochoty uczestniczyć w ordynarnej akcji propagandowej. Może uda się znaleźć jakiś cytat Lenina o ochronie przyrody? Coś się udało, może nieco naciągając. Bardzo bym nie chciał, żeby nazwiska Jana Pawła II, Władysława Bartoszewskiego, ks. Józefa Tischnera, ale i Lecha Kaczyńskiego miały służyć jako swego rodzaju liczmany w grze wyborczej. Oczywiście, gdyby ktoś chciał naprawdę skorzystać z ich dorobku sięgając głębiej niż „kremówki” albo „g… prawda” – byłoby znakomicie. Ale traktowanie kogokolwiek jako narzędzia w kampanii w sposób oczywisty jest nieetyczne.
Tekst pochodzi z numeru 12/31.08.2023 Naszego Tygodnika – gazetki projektu społecznego „Kosciół wolny od polityki”. Cała gazetka TUTAJ
1 Komentarz
„O tym, na co warto zwracać uwagę podczas kampanii wyborczej w mediach,” – czy naprawdę jest warto na coś zwracać uwagę w mediach podczas kampanii wyborczej????