Na początku maja byłem z młodszym synem w Kazachstanie. Była to niezwykła, fascynująca podróż przez kraj przepiękny i pełen czegoś, co można byłoby nazwać harmonijnymi sprzecznościami. Jest to bowiem kraj, w którym zaawansowana nowoczesność zderza się z plemiennymi jeszcze zwyczajami. Ale jakoś to wszystko współgra ze sobą. Jest to kraj tak daleko inny od Polski, a z drugiej strony jakoś bardzo bliski i Polak może tam się bez problemu odnaleźć. Nie tylko dlatego, że siostrzenica mojego gospodarza, kazachskiego profesora, umie tańczyć mazura i poloneza.
Widzieliśmy step z jego niekończącym się majestatem, przepiękne góry Ałatau, kaniony nieustępujące tym z Kolorado, piękną, zieloną Ałmaty, nowoczesną Astanę. Byliśmy także w meczetach Astany. Wybudowane niedawno, ogromne, ale piękne. W tych meczetach spotkałem też inny islam.
W tych ogromnych meczetach, na cudownie miękkim dywanie można zobaczyć wiernych. Porozrzucani po wielkiej przestrzeni meczetu. Niektórzy pochylający się nabożnie w modlitwie, inni śpiący, oparci o filar, w innym miejscu kobiety i mężczyźni razem, bawiący się z dziećmi. W rogu meczetu znajdował się małpi gaj dla dzieci, aby mogły się bawić. Nad tym wszystkim unosił się głos imama objaśniającego Koran. Wszystko otulone niebieską barwą. Te małe w porównaniu z pełnym dziennego światła meczetem figurki ludzi przywodziły na myśl obrazy Breuglów. Takich skojarzeń miałem więcej, np. muzykująca kazachska rodzina, dziewczyna grająca na pianinie, a także grająca jej mama i brat mamy, którzy wyczyniali cuda na dwustrunowej durmie, przywoływali w pamięci obraz biedermeierowskiej rodziny i domowe muzykowanie.
Ale pozostańmy w meczecie. Sajasz, asystent profesora, mówi, że przychodzi tutaj porozmawiać z Bogiem. Bez pośredników. Nic w tym islamie nie było z obrazów, które człowiek Zachodu ma wbite w głowę. Ci ludzie leżący, kucający, czytający i śpiący, modlący się i bawiący na miękkim dywanie meczetu doznawali kontaktu z Bogiem dobrym, ciepłym i przyjaznym człowiekowi. W tym wielkim meczecie w Astanie można się było poczuć jak w przedsionku raju.
1 Komentarz
Ten tekst daje pewną wskazówkę. Czy aby nie za bardzo jesteśmy w obecnych czasach katolikocentryczni? Co ciekawe w XIII w św Albert Wielki, którego uczniem był Tomasz z Akwinu, czerpał z dorobku Awicenny, perskiego filozofa i lekarza urodzonego obok Buchary obecnie Uzbekistan ( graniczący od południa z Kazachstanem). Obaj czerpali garściami z filozofii greckiej Arystotelesa.