Wiek XXI jest tragicznym rozczarowaniem ludzkości. Nie wkroczyliśmy w czas lepszy, który wykorzystalibyśmy dla budowania świata opartego na wzajemnym szacunku ludzi i uznaniu ich prawa do szczęścia. Na progu XXI wieku wojna wydawała się niemożliwa. Przecież doświadczenie wojen XX wieku było tak dojmujące, że ludzkość nie mogłaby ponownie wrócić na drogę takiej zbrodni. A jednak zło nadeszło. Gdy niosło śmierć w Afganistanie, Syrii, Iraku Jemenie, Mali, Iranie – nie zajmowało nas to zanadto. Geograficznie odległe terytoria o złożonych, trudnych do oceny i zrozumienia konfliktach pozwalały nam zachować dystans.
Kościół niestety także w małym stopniu brał udział w formowaniu sumień i postaw. Toczył on rytualne boje, w których głównym przeciwnikiem stawał się świat ukształtowany w dużej mierze przez chrześcijaństwo i między innymi z tego powodu wyglądający tak a nie inaczej. Kościół zatem uczestniczył w efektownym potępianiu tego, czego jest konstytutywną częścią. Toteż nie dziwi, że w swoim oburzeniu stawał się coraz mniej wiarygodny. Prawdziwe zło natomiast nie było niepokojone i rozszerzało się coraz szybciej. Pycha władzy, wiążąca się z całkowitą pogardą dla człowieka i jego prawa do szczęścia, rozlała się po świecie.
Wojna w Ukrainie, bestialsko prowadzona przez Federację Rosyjską, jest tryumfem zła w najczystszej postaci. U jego podstaw są ambicje władców, którzy osiągnęli wszystko, ale pozostają nienasyceni. Rodzi się ono z ambicji służalców, którzy dla swoich karier i pozycji, często niemających żadnego uzasadnienia w talentach, ale będących wynikiem bezwzględności i cynizmu, stawali się wykonawcami najbardziej haniebnych pomysłów rządzących. Niemałą w tym role odgrywają przywódcy religijni. Ajatollahowie w Iranie, Cerkiew w Rosji. Zinstrumentalizowana, spojona z władzą religia staje się legitymacją dla zła w czystej postaci i zaprzeczeniem samej siebie. Legion prawosławny, tworzony w Rosji, aby mordować tych, których uważa się na dodatek za członków swojej wspólnoty religijnej, stanowi krańcowy przykład degeneracji instytucji religijnych wplecionych w aparat zła.
Także u nas nie można bagatelizować tych wszystkich przywódców religijnych, którzy w liberalnej kulturze Zachodu z jej poszanowaniem praw człowieka, w tym wolności i równości, dopatrują się wszelkiego zła. Za naszą granicą w bezwzględnym, całkowicie bezsensownym niszczeniu ludzkiego szczęścia i prawa do życia widzimy zło w postaci czystej. Największy sprawdzian dla ludzi religijnych to zrozumieć prawdziwe wyzwanie naszych czasów. Kościół więdnie, bo wziął sobie za wrogów zjawiska, które często są moralnie obojętne i stanowią jedynie wyraz większej złożoności świata. Sam, nierzadko grzejąc się w słońcu władzy, utracił zdolność rozróżniania prawdziwego dobra od zła. Jeśli tej zdolności nie odzyska, upadnie. Żyjemy w czasach wielkiego przełomu. To od nas zależy, jaki on będzie.